niedziela, 28 kwietnia 2013

Jeśli zwątpisz choć jeden raz...

Nie ogarniam tematu.Nawet jeśli wyszło więcej dobrego z tego niż złego.
Ale to boli.
Nawet gdyby się chciało na złość odegrać teraz wyjściami,nawet gdyby się chciało tak tylko dla zabawy,dla sportu jak to mówi poflirtować tylko, to wcale nie może się.Bo się nie potrafi.Bo oni to nie on.Nawet jeśli ktoś mówi,słuchaj niedługo się wyprowadzam na swoje mieszkanie i chciałbym zamieszkać tam z dziewczyną,szukam związku,słuchaj chciałbym ciebie jeszcze spotkać, a ty myślisz sobie właśnie też tego chcę,ale nie mogę,nie chcę ciebie spotkać i nawet jeśli ja wybieram coś niepewnego,to wybieram jego.
I nawet jeśli znam już te moje powroty pijane, niebezpieczne czasami,to na słowa kogoś innego słuchaj cały wieczor próbuje się do ciebie dobić i nie mogę, a ty teraz już wychodzisz,ale ja za 10 min też wyjdę,muszę tylko jeszcze coś załatwić,poczekasz,odprowadzę ciebie mówi się nie,dziękuję,jestem dzielna kobieta,poradzę sobie,nie musisz mnie odprowadzać, 
I wychodzi się na deszcz.I słyszy jeszcze dwóch mężczyzn na zewnątrz,o jaka ładna kobieta wychodzi,a może jeszcze zostaniesz. I idzie się dalej. I rozpłakuje się,bo deszcz jest idealny ku temu.
Bo czuje się ból.
I wściekłość,że się nie potrafi tak po prostu spojrzeć na nich inaczej, niż przez jego pryzmat.
I jego 'rozumiem'wcale nie znaczy,tak,rozumiem,co czujesz. 

Ale tak naprawdę...Naprawdę,naprawdę to wyszło na dobre.Jeśli w ten sposób miał zrozumieć,to wyszło na bardzo,bardzo dobre.Tylko wczoraj mając wreszcie wolny wieczór,wolną chwilę,mając alkohol we krwi można było odreagować to wreszcie.


I przecież tej samej nocy było się pijanym,widziało się mężczyznę tak podobnego do V.,tak przystojnego i nic się nie zrobiło,nic,powiedziało mu tylko,że przypomina kogoś istotnego. Tylko zapłakało się z tęsknoty i zapłakało się nad rodzeństwem. I błąkało się wracając do domu nad ranem i myślało się,gdyby to nie był akademik zrobiłabym mu niespodziankę. To by była niespodzianka dla mnie,gdyby to nie był akademik.Wtedy nie byłoby czasu,by otrzeźwiał i żebym to ja wygrała w nim.

I ma się teraz dylematy,bo słowa to słowa, a słów człowiek nie lubi,bo wie jak to jest z nimi.Jak to się mówi.
czas pokaże.
a potem zaboli jeszcze bardziej.
ale to moje życie i to będzie mój ból,wcześniej częściej bóle były nie moje,były innych kobiet,różne bóle.teraz trzeba przyjąć i swój.nawet jeśli już się tak naprawdę przyjęło ból i tak parę razy i wnioski zawsze były jedne,słowa nic nie znaczą.



czasami zastanawiam się,dlaczego po prostu nie może być różowo,choć przez ten okres początkowy?
dlaczego?dlaczego u mnie nie ma różu,słodyczy i lekkości,jest tylko cały wachlarz wszystkiego.

nie lubiłam różu od dziecka.

księżniczki i książeta nie istnieją.
ale istnieją kobiety i mężczyźni.
z krwi i kości, z wzlotów i upadków.


nie rozumiem,nie ogarniam,ale czuję.

dlatego zostanę.dość razy uciekałam.




ale...jeśli zwątpisz choć jeden raz.






środa, 24 kwietnia 2013

Stay

Coś bolesnego. Coś zaskakującego.Coś dobrego.Coś w postaci kilku cosi.

Czy sny mogą odzwierciedlać niebezpiecznie rzeczywistość?Nawet jeśli nie do końca.Czy snami można było wyczuć to,co było w powietrzu?Czy ból przeżyty w snach różni się czymś od tego przeżytego naprawdę? W snach ból jest bolesny.Czuć drgania kącików ust,gdy trzeba udawać uśmiech.W rzeczywistości ból jest pełen nie tylko bólu,ale i wściekłości,łez,rozczarowania,niechęci.

I strachu.Że oto nadejdzie kres. Przecież tego nie chcemy.Nawet jeśli...to i tak nie chcemy. Nawet jeśli pada,jeśli burza,jeśli susza,jeśli wieje,jeśli cisza,jeśli grzmoty.

Liczą się czyny,prawda? Czasami też myśli, chęci. Wszystko razem wzięte daje tu dziwną mozaikę.Z jednej strony dobrą, z drugiej strony bolesną.

Spałam godzinę.Bałam się,że zaśpię do pracy,więc uszykowałam odsłonięte okna.Słońce obudziło mnie o6,o7 miałam wstać. Parę minut przed 5 jeszcze sprawdzałam zegarek.Jeszcze tkwiłam w jakiejś niepewności.
Najpierw zegarek- czy zdążę do pracy? Potem przypomnienie sobie ostatnich wydarzeń.

Uczucie ulgi i radości.Jednak nie koniec.

Jestem kobietą szczęśliwą i nieszczęśliwą,mówię na głos.

Czuję się dziwnie. To tak jakbym nigdy nie rozumiała całości,albo drugiej strony i prawie zawsze źle trzymała stronę,czy doradzała. Tak jakbym teraz zrobiła coś nie tak,a jednocześnie coś najbardziej słusznego,najlepszego. Tak jakbym zrozumiała te wszystkie kobiety i wszystkich mężczyzn, a jednocześnie sprzedała te swoje mocne"odejdź",powtarzane tyle lat.

I choćbym trzaskała drzwiami ze wściekłości aż wylecą z futryny,gdy jestem sama,choćbym płakała w dusznym powietrzu kłębiących się myśli,przychodzi ten moment,moment gdy to przemija. Gdy można porozmawiać.A najważniejsze to przeskoczyć już ten strach,nie,jeszcze nie teraz,jeszcze następne burze i słońca przed nami.

Nie spodziewałam się tego wszystkiego.

Wczorajszy wieczór zaczął się w teatrze,gdzie nigdy jeszcze nie mieliśmy tak fantastycznej energii i publiczności.Gdzie każdej z nas świetnie się grało.Gdzie już nie było jak przedwczoraj,już byli znajomi,już i po było pytanie jak poszło,tego,który nie był,już był buziak w policzek z gratulacjami,już były kwiaty od Ewki,moje pierwsze w życiu kwiaty po spektaklu,moje marzenie ziściło się.To taki miły gest-wręczyć aktorce kwiaty.Nawet jeśli ona nie występuje w poważanym teatrze.

Tak to był dobry czas,dobre uśmiechy od ludzi,gdy się mówiło i patrzyło się na nich.I tyle słów tak ważnych.Poczułam,że oto mogłabym pójść i wołać za sobą tłum przemową końcową,powstańcie,zbuntujcie się,dość przemocy.

A potem było szczęście i nieszczęście.
Nie spodziewałam się.Ani szczęścia w takiej postaci,ani nieszczęścia w aż takiej.

Nie rozumiem. Życie to nie bajka.To nie film.To nie książka.Życie jest właśnie inne.Ale nie znaczy,że gorsze.Ono po prostu jest różnorakie.Czasem słońce,czasem deszcz.

Raz ranisz,raz zostajesz zraniony.

Ale nie chcesz w ostatecznym rozrachunku nic więcej, jak tylko powiedzieć"zostań/zostaję".

Może ktoś pomyśli,że to kicz,ale mi się to dziś podoba,podoba mi się jego głos,a ją lubię tak po prostu.Ma dobry głos.I jest piękna.

http://www.youtube.com/watch?v=JF8BRvqGCNs

zaraz ruszam dalej w świat,robić,co trzeba.

Właściwie to jestem bez domu chwilowo,ale już o tym nie myślę.Wrócę tam,gdy podołam.Na razie tylko kolejna rozmowa telefoniczna pełna ostrych słów skierowanych na mnie.Zawiniłam tym,że się narodziłam z nieprawego łoża,tak myślę. Odkąd wiem o tym,jest to cudowna zagrywka emocjonalna.Nie tylko to.Tylko najbliżsi mogą nas naprawdę mocno zranić.Tylko oni znają najsłabsze punkty.

Teraz jestem zawieszona między szczęściem,a nieszczęściem. Trochę się boję.Czy potoczy sę dobrze?Zmęczona ostatnim miesiącem.Myślę,że nie tylko ja zmęczona.A jednak pośród tego miesiąca było kilka tak magicznych chwil.

Mam lęk przed schodzeniem w dół.Lęk przeszedł w paraliżujący wręcz strach już przed samym podejściem na skraj przepaści. Ale chwyciłam tę dłoń i zeszłam na dół,słuchając jego uspokajającego głosu.Wcześniej,w innym miejscu,stanęłam,utkwiłam,podbiegł,pociągnął w dół,zbiegłam.Strach miał wielkie oczy.
Czy czasami nie trzeba kogoś i w życiu,kto by nas pociągnął,a kiedy indziej poprowadził?Pociągnąć tu oznacza dorosnąć,wielki skok,który nie da się przejść małymi kroczkami,jakbym chciała,jak to mówił V.

Po prostu ta świadomość,to nie jest koniec,ta świadomość jest warta wszystkiego,co było i co może nadejść.


(...),ale to nie będzie tak,jak w słodkich filmach.Nie obiecam,że zostanę z Tobą do starości,bo nie mogę tego obiecać,takie jest życie. Zechcesz któregoś dnia odejść,a ja nie będę mógł nic zrobić.Zechcemy kiedyś odejść.Ale im dłużej to potrwa, tym bardziej później zaboli.Możesz odejść już teraz,zrozumiem to.Ale ja chcę się starać.








wtorek, 16 kwietnia 2013

Dom

Marzy mi się.Odkąd pamiętam.Marzy mi się dom,namacalny i dom nienamacalny.Marzy mi się mężczyzna,który wybierze właśnie mnie żeby uczynić mnie matką swoich dzieci,a potem towarzyszką starości.Z którym będzie można raz przegadać całą noc,a raz przeżyć ją namiętnie,a raz nad łóżkiem dziecka.
Od niedawna patrzę się na dzieci z sentymentem.Już nie tylko z tą moją radością,taką wieloletnią,o,dziecko,jakie śliczne,urocze,słodkie,kochane,cokolwiek.Patrzę się i myślę,że też bym chciała je mieć.Ale nie w takim stanie. I nie sama.Z kimś kto chciałby go równie mocno jak ja.I tego domu też. I tej miłości.

Tylko w to wszystko nie wierzę,przestałam wierzyć,więc przestałam pragnąć.A teraz to się budzi ze zdwojoną siłą,pragnienie.

jak to boli...

http://www.youtube.com/watch?v=HrLbrBtD2H0

ja pierdolę.coś ze mną nie tak.tak bardzo tego pragnąć od lat, a jednocześnie życiowo iść w przeciwne kierunki.

Śmietnik pamiętniczkowy.

Każdy ma prawo do negatywnych emocji. Każdy,ja również.Zwłaszcza, gdy ludzie wcale nie są tylko fajni. Nie,czasami dają tobie w kość.Nieważny,przyjaciel,czy wróg. Nigdy nie wiesz, kto tym razem.
Czasami tylko jesteś tym, na kim muszą się wyładować.Kiedy indziej jesteś elementem tandetnej gry.Kiedy indziej rzeczywiście ktoś ciebie nie trawi.Albo zawodzi.Co za różnica.
Dziś rozumiem wszystkich młodych gniewnych.Kopałabym w cokolwiek.Każdy kosz,każdy stragan. Każdy gołąb oczami mojej wyobraźni był moją ofiarą.Nie,nigdy tak nie miałam.Dziś po prostu mam w sobie nienawiść.Jest ku temu masa powodów czysto fizycznych,biologicznych,mój organizm jest na skraju zmęczenia,głodu,brakuje mu wody i inne takie.Ja zrobiłam,co mogłam. Takie jedzenie jakie miałam pod ręką, w takim momencie,takie picie,kiedy było,ZMęczenie,no cóż,to juzw ogóle kwestia niezależna ode mnie.Mój sen, a raczej jego brak, a gdy już jest to coraz ciekawsze koszmary i coraz więcej pobudek od pęcherza.Moja psychika jest też na skraju.Najbardziej to chciałabym móc normalnie pooddychać. I boże,wiem,wiem,ludzie umierają na raka,inni chorują jak moje rodzeństow, a inni czują taki ból,że o ja pierdolę. Wiem. Ale tak jak mówiliśmy na zajęciach-choroba-jeśli jej nie widać,to mówią ci,że jesteś zdrowy. ALe nie,nie czuję się zdrowa. Nawet jeśli to mało istotne,błahe, to dla mnie już jest tak uciążliwe,że się poddaję.Nie,nie poddaję się w życiu,bo chyba musiałabym się pociąć. Po prostu poddaję się z udawaniem,że wcale mi to nie przeszkadza.Bo przeszkadza mi strasznie,łącznie z ilością niepotrzebnie w siebie wpakowanych leków i niepotrzbenie wydanych pieniędzy,które teraz mogłabym przeznaczyć na jedzenie.
Niektórzy ludzie są niewinni.Innych dziś lepiej bym omijała.Nie,nie są niczemu również winni,może poza wyjątkami.Ale po prostu,trafiając pod moje ostrze źle by skończyli.

ale spoko.wykonam każdy obowiązek.przyjmę na klatę każde negatywne słowo i pomogę,gdy ktoś prosi,choć może wcale nie mam ochoty kolejny raz,może chcę trochę spokoju.
spoko.
kiedyś wyjdzie słońce.
na razie jest zimno.

Wnioski po czasie:
Kto powiedział,że pieniądze szczęścia nie dają ten był w błędzie. Mi dają.A przynajmniej jedzenie mi daje,a tego bez forsy nie ma.To był krok drugi,oczywiście wcześniej trzeba mieć kogoś kto forsę użyczy mimo,że mówisz nie i wcale nie pytasz oto,bo masz dość długów.
Krok pierwszy - płacz.Ze złości i bezsilności jest idealny.Ze smutku nie,nigdy,ale ten daje ulgę.To krok pierwszy, a trzeci...
Po trzecie- trzaskanie drzwiami.Nikt i nic nie ucierpi,a ekspresje złosci samemu sobie zapewniamy.Bo nie,nikomu tymi drzwiami nie trzaskałam,sobie tylko,szczęśliwsza z każdym trzaśnięciem.

piątek, 12 kwietnia 2013

Pocałuj noc

Nie wiem,dlaczego.Po prostu nie wiem.Wiem,że nie powinnam.Powinnam dać już temu pokój.A jednak.Rozdrapuje to.Może to rzeczywiście nie w porządku.Nie tylko wobec siebie przecież.

Po prostu.


co było, to było.czego nie było to nie będzie.

może mam prawo.a może nie.rok.dużo czasu minęło.jeden głupi rok,a tyle się może wydarzyć.

cudnie jest spotkać starych znajomych.cudnie jest znać ludzi latami,cudnie patrzeć w album przyjaźni czyjejś takiej od dziecka,od maleńkiego.cudnie jest.szkoda tylko,że samemu trzeba tam iść.ta noc zakończyłaby się inaczej.przyjemniej.ale to ja nad tym muszę zapanować.

pogodzić się.

widziałam Jego uśmiech, a może tylko chciałam go widzieć, w czyjejś twarzy.I z każdym kieliszkiem wracałam wzrokiem do tej twarzy.

ach,zresztą.

pogodzić się i w kwestii rodzeństwa.I tu wylałam smutek. Nawet nie pamiętam skąd,dlaczego,po co.

Wiedziałam tylko,że wczoraj,nagle, przyszedł nastrój jak ta pogoda.J. zostawiła mnie samą na perfo,I. wcale nie przyjechała,one też to poczuły,zareagowały na ten deszcz i szarość.Zrobiłam wszystko,co mogłam.Nie rozkleiłam się i nie poddałam.I nawet potem świetnie się bawiłam.Ale w którymś momencie to musiało znaleźć ujście.na szczęście coraz rzadziej idzie to akurat w TĘ stronę.



niedziela, 7 kwietnia 2013

głosy

No to ryczę sobie.Ale to te dobre łzy.Ja po prostu uwielbiam ludzkie głosy.Strasznie żałuję,że nie śpiewam i myślę,czy by może jakoś nie nadrobić.
Kocham głosy.Przeróżne głosy.Fascynują mnie.Powodują gęsią skórkę.Powodują śmiech i łzy.Powodują,że nieważne są słowa,ale ten głos.Mogę słuchać i słuchać.Dlatego lubię słuchać.
Głosy w różnych sytuacjach inne.

http://www.youtube.com/watch?v=9TWFUicIlIU

najpierw to.Bo cały wachlarz emocji tu jest jego i ich, i płaczę jak te baby.A jeszcze ta piosenka.Bo on włożył duszę w tę piosenkę,serce.

http://www.youtube.com/watch?v=NvB9aH7zBKw
potem to,bo ona może nie robi takiego aż szału,choć jest pięknie,ale ten ojciec,czy kto tam jest,który pyta się i jak jej idzie?jak śpiewa?i te ciarki pokazane przez prezenterkę.

bo jeszcze to

http://www.youtube.com/watch?v=Lng3DJ-Mqsg

bo kiedy wielkie sławy mówią do Ciebie,chodź do mnie,chcemy ciebie,to jest to niesamowite.
bo ja mogę się również czegoś od ciebie nauczyć i czegoś nauczyć ciebie.
bo może właśnie tym chciałabym się zajmować-szlifowaniem diamentów,odkąd pamiętam lubiłam dostrzegać i doceniać ludzkie talenty,bo warto,zawsze warto
bo może sama chciałabym kiedyś wzruszyć do łez,do ciarek,może chciałabym by ktoś powiedział,chodź,chodź tyle mogę ciebie nauczyć,ale i ty nauczysz mnie,chodź,wyszlifuję ciebie,bo jak to dziś w temacie,samemu nie podołamy tak.

Boże.Nie ma dla mnie nic piękniejszego niż ludzkie głosy w ludziach,jeśli o ich biologię idzie.Booooożeee

http://www.youtube.com/watch?v=cmVagzQekvg

więc,co? marzy mi się spektakl w ciemności,gdzie te głosy staną na pierwszym miejscu. I marzy mi się dograć jeszcze w te dwa tygodnie parę fajnych głosów do projektu.Ale to chyba już będzie trudniejsze.Ale spróbuję.

http://www.youtube.com/watch?v=_LNcX1eS6qA

bo kiedy ją słyszę to płaczę.płaczę i z zachwytu i ze wzruszeń.bo ona porusza moje serce,moje tęsknoty,pragnienia,mnie,moje ciało i duszę.

bo kiedy siedziałam w ciemnych salach i wsłuchiwałam się w głosy ludzi,którzy recytowali,byłam wbijana w fotel.przez każdą lepszą osobę mocniej i mocniej,bo tam wiadomo nikt nie śpiewa,a i tak cuda działa.wzruszana do śmiechu i łez.i ci ludzie mogą być zwyczajni,mogą być nie w naszym typie fizycznie,mogą być nieśmiali,cokolwiek,ale kiedy odezwą się mają coś najcenniejszego,najpiękniejszego-głos.i swoje historie.swoje emocje.swoje wybory-takich,a nie innych piosenek,wierszy,prozy.takich,a nie innych słów do nas.

http://www.youtube.com/watch?v=UYU09VGUN_w

i cóż i jest siła w głosie.
a jeśli mamy siłę w głosie,mamy ją i w sobie.

ach,ach,ach.jaki miałeś głos?za późno.

http://www.youtube.com/watch?v=hJ36yzjle8Q

od świnki pepe słodkiej,po drapieżny głos

http://www.youtube.com/watch?feature=fvwp&NR=1&v=e4FPTpwi1S4

tak,z jednej strony gdzieś człowiek i płacze z żalu.z drugiej z zachwytu.z trzeciej z pragnień,jeśli piosenka odpowiednia.z czwartej,





Stado.

Kiedyś,dawniej,za dzieciaka,za nastolatka,chciałam być sama.Tak totalnie sama.Chciałam wyjść na pustelnię,jak prorocy i dziwacy inni,chciałam pójść w tę dzicz,chciałam mieć dom daleko od wszystkich,głęboko w lesie.Chciałam być samodzielna i samowystarczalna.Chciałam dostąpić jakiegoś oświecenia w tej pustyni. Spokoju i innych takich.
I owszem.Można dojść do spokoju na pustyni.Wyzbyć się namiętności tak zwanych,pragnień,emocji.Wyciszyć się.
Ale...gdy taki wróci do ludzi i zacznie żyć,wtedy stoczy drugą wielką bitwę.
Pierwsza bitwa to ta z własnymi demonami.
Druga to ta pośród ludzi i z ich demonami i z naszymi.
Nie ma,a jeśli są,to niewielu takich ludzi jest,którzy radziliby sobie sami.Może kiedyś.Kiedyś, gdy wystarczyło polować,można jeszcze było jakoś przeżyć w dziczy i sobie poradzić.
Jesteśmy zwierzętami społecznymi,stadnymi.Owszem,każdy w różnym zakresie.Jedni bardziej,inni mniej,a wszyscy żyją obok siebie.
Po prostu wczoraj pracując nad ważnym i sporym przedsięwzięciem pomyślałam-no,tak.Jestem ja,jest Julian od muzyki,jest tancerka,jest Joanna.Ktoś zrobi plakat,ktoś udostępni salę do prób.Ktoś przyniesie butelki,ktoś inny pożyczy sukienkę.Ktoś pomoże tancerce jeszcze.Cały kręg ludzi.I tego się uczę.Pracy grupowej.By był program w telewizji,też nie jesteś sam.Mogę robić sama projekty,ale czyż projekty grupowe nie wypadły lepiej na moim roku?Czyż nie przydałby się ktoś,kto by od strony technologicznej,technicznej to poprawił?Albo zajął się tym,gdy już ja nie miałam głowy,jak uzupełniamy się w mojej grupie.
Ktoś pożyczy tobie forsę.Ktoś inny da tobie pracę.Ktoś inny zrobi coś,gdy się rozchorujesz.Ty zrobisz komuś obiad,bo we dwoje smaczniej.Z kimś się napijesz,bo lepiej niż samemu.Z kimś wyjdziesz pograć w tenisa,bo samemu nie dasz rady.
Zawsze jest jakiś ktoś.
Owszem,nikt za nas życia nie przeżyje i nie poniesie konsekwencji naszych decyzji,rodzice czasami coś decydowali,później już też i rzadko oni.
Ale nie jesteśmy sami.Nie żyjemy sami.
Jest taki kult jednostki teraz.Ale ta jednostka ma masę ludzi wokół siebie.Jeden ją trenuje,inny daje jej wsparcie finansowe,inny emocjonalne,inny dostarcza rozrywki,a inny motywuje.I nawet jeśli myślimy,że to była jednostka,to on potem powie,przy sukcesie,dziękuję temu i temu.Nawet jeśli to jest solistka,albo sportowiec nie drużynowy.Przecież na każdy taki sukces pracuje sztab ludzi.
Nasze własne sukcesy, to te z życia codziennego.Te owszem,są nasze.To my wstajemy rano z łóżka.My żyjemy codziennością,gdy żyć nią się nie chcę.

Tak,chciałam być kiedyś sama.Podkreślałam to,że tak będzie też w porządku.A to nieprawda.
Bo ktoś kiedyś musi tobie podać tę szklankę wody,gdy już lata będą nie te,albo choroba przyjdzie.Ktoś ciebie musi wesprzeć,gdy z jakichś powodów wylądujesz na bruku.Nawet jeśli to będzie nieznajomy-mój znajomy tak miał.Wylądował na bruku i dostał mieszkanie 'za darmo',czyli właściciel uwierzył,że spłaci dług,gdy już będzie mógł.
Tak,potrzebujemy jeszcze ludzi,którzy wierzą w ludzi.Ludzi,którzy chcą pomagać i o pomoc się zgłosić.Ludzi,którzy do sukcesu dążą nie po trupach,a zespołowo.Nawet jeśli to oni muszą przebiec te setki kilometrów, by dziś wygrać maraton.Tak,potrzebujemy jeszcze stada.Choćby po to,by w piątkowy wieczór,gdy od poniedziałku do piątku to życie jest monotonne i zbyt obfite w przymusy,by w piątek wyjść i spotkać przyjaciół.Wypić z nimi,pośpiewać,porozmawiać,pośmiać się,potańczyć,poskakać,posłuchać muzyki,pooglądać film,zjeść coś,pooglądać sztukę,cokolwiek.Cokolwiek.
Bo jak rzekł mój Chris"szczęście jest tylko wtedy prawdziwe,kiedy się nim  dzielimy"

A przecież gdy jesteśmy szczęśliwi,to wylewa się z nas jak rzeka.Dzielimy się tym.Nawet gdy jesteśmy szczęśliwi w samotności,nagle myślimy o wszystkich tych,którzy są dla nas ważni.Albo idziemy i uśmiechamy się szczęśliwie do nieznajomych i mówimy im dzień dobry,dzień dobry,weźcie trochę też tego szczęścia,bo wtedy będę jeszcze bardziej szczęśliwy.

Ja,Ty,On,Ona,Oni,Ono,ja i Ty i wszyscy, których znamy.Kim dziś bylibyśmy,gdybyśmy urodzili się i zostali sami?