poniedziałek, 31 grudnia 2012

Maruda.

Pewnych granic się nie przekracza. Chyba,że konsekwentnie. A nie na chwilę,wpakuję się w czyjeś życie, wpuszczę kogoś z butami,a potem szybko się wycofamy.  Za dużo drzwi zostało otworzonych, w krótki czas.

Ja się potem jeżę jak zwierzę.

I kłamiemy prawdą.

I co?Nie będę pijana-nie chwal dnia przed zachodem-ale znowu płaczę. A nie chcę całego roku.A tak mało płakałam w tym grudniu,byłam szczęśliwa,szczęśliwie odsunięta od problemów,które sterczały zamknięte w szafie i dobrze im i mi tak było.

Mam w sobie tyle światów,drzwi,barier,tyle wszystkiego, bezpieczniej mi było,gdy nieproszeni tego nie otwierali.

Nawet jeśli w ostatecznym rozrachunku to mi pomoże.

Poza tym.Nikogo bliskiego w tego sylwestra. Żeby to można było wrócić do czasów gimnazjum-każdy przygotowywał jedzenie,brał chipsy,brało się szampana,nic więcej,jeden albo dwa szampany. Brało się swoją paczkę,muzykę,film,pokrętne żarty i sesje zdjęciowe. Było zajebiście.

A na usprawiedliwienie-mam gorączkę,zapchany nos,wysuszoną buźkę od oddychania ustami,parę innych dolegliwości. Mogę marudzić. A co :D


piątek, 28 grudnia 2012

Pogodowo

Nie dziwię się,że na południu mają weselsze dusze. Słońce dużo zmienia. Choć prawdziwą sztuką jest mieć pogodę ducha bez względu na otoczenie. Słońce o każdej porze roku jest inne i inne emocje w nas budzi i skojarzenia. Ale zawsze dobre.

Dziś był naprawdę piękny poranek i piękny dzień. Pełen słońca. Pełen wyrazistości w postaci mrozu, a jednak było jakoś tak ciepło w słońcu. I trochę trawy zielonej było widać w parku.Szłam sobie z moją babcią i było miło. To był mój pierwszy spacer od...właśnie. Dawna.
W taki dzień myślę o pewnym małym,rezolutnym chłopcu i jego wysokim,kochającym tacie,o dwóch psach,o Warcie, czy Dębinie, o słońcu i mroźnym powietrzu i o niebie. Bo przecież niebo pachnie.W takie dni patrzę się w to niebo i uśmiecham się. Do nich. Do siebie. Do słońca. Do błękitu. Do babci. Do tych, do których rano odezwałam się.Do życia.

I ubawiłam się.Swoją głupotką z rana.
Rozmowa z panem Hermanem:
-mój poranek zaczął się od małej,puchatej,słodkiej kulki o wielkich oczach.
-ojej!kot czy pies?
-lori
-ładne imię,ale któż to jest?
-Lori mały,to nie imię, to gatunek z mojej pracy magisterskiej

xD

Sprawdziłam w necie i owszem,lori jest przesłodkie i nawet je kojarzę. Pewnie urażone,że uznałam je za psa/kota.

***
Ostatnio tkwię w starych filmach. Prywatka 1,Prywatka 2 to przez święta. Lody na patyku to tuż przed.I soundtrack:

http://www.youtube.com/watch?v=FrKPvjdxGEw&hl=pl&gl=PL


http://www.youtube.com/watch?v=uuAzq2wvl6o


http://www.youtube.com/watch?v=L4w1Mp6Mce4


czwartek, 27 grudnia 2012

To i owo.

Bam numer jeden
Przed chwila dostałam cudowny prezent-opowiadania Schmitta. Po pierwsze nie miałam zbytnio co czytać,książki zostały w Poznaniu, po drugie brakowało mi jego historii. Zresztą dostałam nie tylko to i to było zupełnie z zaskoczenia.W tym roku nie umawiałyśmy się na prezenty i ja nic nie miałam. Ja tylko chciałam Ją wreszcie spotkać, a tu miłe zaskoczenie i jest mi miło.

Bam numer dwa
Będę trenować kickboxing. Nie wiem skąd wezmę kasę,ale chcę to wreszcie spełnić. Przejrzałyśmy już oferty,przejdziemy się po klubach,obadamy.Póki,co skorzystam z darmowych lekcji boksu. Otóż nowy rok ogłaszam rokiem sportu.Brakuje mi go nieziemsko. I kondycji. Tylko to pieprzone chorowanie mi przeszkadza.

Bam numer trzy

Tak fajnie nam się czyta, czy ogląda historie nieszczęśliwych miłości. Przeważnie one i tak kończą się szczęśliwie,albo dramatycznie, ale jakoś tak przecież to tylko fikcja. Można poruszyć się i tyle. A dziś tak sobie myślę, że życie pisze takie same historie,może nawet bardziej dramatyczne,może bez szczęśliwych zakończeń,a może...szczęśliwe w swym dramacie. Myślę, że znam dwoje ludzi,którzy naprawdę kochają siebie. Są dla siebie stworzeni. A gdy razem tańczą,od początku,gdy razem tańczyli,wyglądają tak,jakby nic innego całe życie nie robili tylko właśnie razem tańczyli.W swoim życiu dostają w cholerę dużo przeciwieństw,wszelakich. I dalej są razem. I czasami nie przebierają w słowach,czasami nie mają sił na to wszystko,czasami nie chce im się żyć,ale przecież jednak dalej są. Razem są.I jak umrzeć to tylko razem. I to wszystko jest takie piękne, choć przecież tu nie ma słodkich słówek co dzień,romantycznych kolacji przy blasku księżyca,gorącego seksu i nie wiem,wiecznej zgody i innych takich. Tu jest proza życia,taka dramatyczna proza życia. I miłość w tym wszystkim. Do siebie i do swoich dzieci. I gdyby nie byli ze sobą, ich dzieci byłyby zdrowe. Ale oni sobie nie wyobrażają być z kimś innym. Poza tym już i tak tego nie cofną. Więc są. W tym co daje im los,oni są razem. Więc kiedy patrzę na dzisiejsze 'poczucie związku', na łatwość nie tylko rozpadu związków,ale małżeństw,na to'na dobre',ale już nie'na złe', to tym bardziej doceniam tę dwójkę.

Bam numer trzy
Właśnie widzę dobre pamiętniki. Reagują tylko na nasz głos,żeby otworzyć się. Przydałby mi się taki w dzieciństwie.Moja mamuśka czytała moje pamiętniki;)

Bam numer cztery

Podsumowując czas świąteczny. Niby było tak samo,a jednak jakoś tak inaczej. Z każdym rokiem bardziej jestem stęskniona, bo jest mnie tu coraz mniej.No i mimo choroby tym razem mogłam jako tako poprzebywać,poprzytulać. Poza tym oglądałam dziś z mamą telewizję,leżąc w łóżku obok siebie,jak w dzieciństwie. To było takie fajne. I tegoroczną gwiazdkę sponsorował temat seksu, w taki jakiś miły,albo zabawny sposób. Co poprawiało humor.I w ogóle fakt,że wirtualnie byłam otoczona ludźmi pełnymi ciepła względem mnie. Akurat wtedy,gdy było źle.

Bam numer pięć
Cały ten miniony rok próbowałam ogarnąć się wreszcie w kwestii damsko-męskich,tak to nazwijmy.Każdy mężczyzna w tym roku,nieważne w jakiej relacji ze mną, miał na to jakiś wpływ, mniejszy lub większy. Nawet kwestia mojego bio ojca,w końcu zupełnie jasna. I na koniec tego roku czuję, że to ogarniam.Nawet moje stare opowiadanie podesłane odpowiedniej osobie i jego interpretacja,jego"podoba mi się,jak to napisałaś,ale nie chciałbym być jednym z nich"i cała reszta uświadomiła mi,że ja jestem obydwojgiem tych bohaterów. To nawet były obrazy z mojej głowy,zrodzone we mnie,które musiałam kiedyś w końcu wyrzucić i tak powstało opowiadanie do dziś bez tytułu,choć ma już pewnie ze dwa lata. I to ja zabijam tę miłość,jak oni. Już w zarodku.To ja tworzę mury swojego świata. To ja tworzę mury swojego ciała. A moja interpretacja była zupełnie inna przecież.
Jak to stwierdził 'Anioł',dorastam.

Bam numer...?6
Właściwie to chodzi oto,żeby docenić,co jest. Żeby pamiętać, co było dobre. Żeby mieć dalsze marzenia. Żeby nie rozdrapywać starych ran. Nie patrzeć na blizny z bólem,ale z pamięcią-oto przetrwaliśmy to, albo oto czegoś się wtedy nauczyliśmy. I nie można całe życie żałować. Bo pewnych spraw nie zmienimy. Nie cofniemy czasu. Nie zmienimy życiowej sytuacji niektórych osób.Nigdy nie zostanę Złotowłosą, która w cudowny sposób będzie mogła uzdrawiać. Moje życie to moje życie. I tylko ono jest w moich rękach,choć nie do końca, bo los robi też swoje.
Tak naprawdę jeśli będę szczęśliwa,będę mogła tym szczęściem obdarować i ludzi wokół. Przynajmniej ja tak mam,ale pewnie i każdy inny,że to szczęście wtedy,czy uczucie miłości rozlewa się,nie chce dusić się tylko w nas.
Ja po prostu wiem,że jest ciężko,czasami nawet kurewsko ciężko,ale oni wszyscy kochają się. Mają miłość. A więc są w jakiś sposób szczęśliwy. I ja też ją mam. Tylko jakoś tak pokracznie,inaczej,troche od nich odstaję. Może kiedy zacznę żyć swoim życiem i stać przy sterze to dołączę do nich.Bo będę potrafiła dzielić się szczęściem. Bo ja na początku tych świąt byłam jeszcze szczęśliwa,szczęściem z ostatnich dni i wylewałam je na moich bliskich.
I to ja mogę walczyć nad opanowaniem. Nad kontrolą siebie. Każdy kontroluje siebie i za siebie jest odpowiedzialny. Za swoje słowa i czyny. Żeby nie dolewać oliwy do ognia.
Pokój.
Jest spokój.





Wiosna

W dni takie jak dziś tęsknię za wiosną. Padał deszcz,potem świeciło słońce.Nie ma śniegu.Chciałoby się rzec,zaraz wyrośnie zielona trawa,a temperatura zrobi się cieplejsza,ptaki zaczną śpiewać,wszystko zacznie budzić się do życia i ja też.Ale nie.To takie oszukanie.Robienie ochoty,ale cierpliwie czekaj dalej.

W dni takie jak dziś człowiek pyta się, co z jego marzeniami? Pyta się,co dalej? Pyta się,gdyby jutro miał nie wstać,to co?Co?Pyta się,na jakiej jest drodze i czy to jest właściwa droga?Czego szuka?Jak daleko jest od punktu,w którym być powinien?Czy któregoś dnia obudzi się i uzna,że wciąż jest w tym samym miejscu?Lata lecą,pewne doświadczenia przybywają,sukcesy,porażki również,ale to wszystko jest takie...wciąż można powiedzieć sobie,najlepsze przede mną. A jeśli nie ma nic lepszego?A jeśli po to lepsze trzeba odważnie sięgnąć? A jeśli się nie zdąży?

Przez to,że często choruje niejednokrotnie mam dni takie jak dziś. Co będzie, jeśli nie wstanę wkrótce? Gdzie to wszystko?Co zostawię?W kim zostanę?Lata lecą,a ja wciąż jestem przed.
Znam kogoś kto jest rok starszy,a mówi,że może już umrzeć. Najlepsze za nim,przeżył wiele,ma zawód jaki chciał,robi to,co chce,kochał. Wydawać by się mogło,że jest szczęśliwy.Nieprawda.Utracił coś cennego i nie uważa, by go jeszcze to spotkało.Pozostałe rzeczy też przeminęły.I nie jest gotowy na nic w przyszłości.Ale wie,że mógłby już umrzeć spełniony.Bądź,co bądź to dobre.

Ja chcę być gotowa umrzeć,nieważne,co zrobię w życiu,ale gotowa w swoim sercu. A jednocześnie pełna dalej tego życia,póki mogę. Chcę poczuć się w czymś spełniona.W czymś naprawdę dużym,nawet gdyby to było małe,ale dla mnie byłoby duże. Żeby nie musieć się bać o ten moment.Moment odejścia. A ja od lat czuję, że nie jestem gotowa. I nie wiem,czy będe kiedykolwiek. Trochę się tego boję. Ja wiem,że w obliczu śmierci przychodzą inne wartości itd.,i gdybym miała czas na odejście to pewnie jakoś bym to ogarnęła. Pogodziła się,że pewnych rzeczy już nie zrobię,inne zrobiła,doceniła to,co mam i załatwiła sprawy międzyludzkie. Ale nie każdemu z nas będzie dane przygotować się do własnej śmierci.

Ja od lat widzę siebie,jak ginę pod kołami samochodu. Czasami jak zafascynowana stoję i patrzę się na te rozpędzone auta. Czasami wręcz jakaś siła pcha mnie pod te koła. To przerażające. Raz jedyny szłam jeszcze nietrzeźwa trochę,prosto pod koła tira.Jak urzeczona.W ostatnim momencie zeszłam, a on   wybudził mnie swoim trąbieniem.Dostałam później piękny ochrzan od V., bo napisał świetne opowiadanie.Pamiętam, że moje nienarodzone dzieci, by płakały i pamiętam "więc weź kurwa następnym razem uważaj". I to mnie teraz trzyma bardziej z dala niż bliżej samochodów.

Może po prostu nieważne,co w życiu się stanie,my dalej nie odczujemy tego,jako spełnienie, bo będzie nam mało.Może niektórzy tak mają. A może spełnienie przychodzi parę sekund przed śmiercią,bo inaczej nie byłoby sensu dalej żyć,tylko czekałoby się na śmierć.


wtorek, 25 grudnia 2012

Zarazek.

Jestem jednym wielkim siedliskiem flegmy,kataru i zarazków. Budzę się ze snu krztusząc się i dusząc. I jak nikt za mnie nie pójdzie do pracy, to nie ma szans bym kiedykolwiek jeszcze zastąpiła tych, co odmówią. Koniec.Kropka.

Za to sny w chorobie mam interesujące,ale przez wybudzanie i zasypianie potem już je nie pamiętam.

I wczoraj naprawdę był ciekawy dzień,jeśli idzie o starych znajomych. Na koniec odezwała się Danucha pijana i Zdzich ją pilnujący,z nim też kontaktu nie miałam jakiś czas,z Danuchą trochę ostatnio i tak oto myślałam o nim, a on się odezwał i ona i myśmy się tak w trójkę kumplowali kiedyś,ja byłam Zbych i miałam dołączyć na piwo. No, ale. Zbyt chora,ułożona już w łóżku do snu,nigdzie nie poszłam.
Końcówka tego roku już od jakiegoś momentu obfituje w stare znajomości. Bo właściwie oni wszyscy dalej się trzymają, a ja jakoś wypadłam z kręgu i teraz tak tylko trochę,ale wracam.I lubię to.

***
Mam ochotę zwymiotować. Mentalnie i fizycznie. Co roku święta są takie same,nawet co roku jestem w okołoświąteczny czas chora. Co roku jeden rodzic chce święta,drugi od początku wie,że to wszystko jest z góry przegrane. Potem pierwszy narzeka, że znowu ich nie ma,drugi narzeka, że po co to było.Od lat wszystko brzmi i wygląda tak samo,tylko ataki padaczkowe są coraz mocniejsze, rodzice coraz słabsi,a ja nie znoszę świąt,ale lubię tę świąteczną atmosferę na zewnątrz.

Mentalne rzygi.Merry christmas.

poniedziałek, 24 grudnia 2012

"Żyję by być władcą świata, a nie niewolnikiem."

Otóż rano było mi tak jakoś przyjemnie. Na dworze było szaro,mokro,roztopy wyglądały okropnie. A ja tak jakoś uśmiechałam się do ludzi i siebie i życzyłam tym,których znałam radosnych świąt. A gdy wróciłam spotkałam w mieszkaniu starą znajomą,która zawsze była nazywana dziewczyną mojego brata.Przyszła z prezentem na 18,przyszła z życzeniami. Coś niesamowicie dobrego i radosnego,taki gest. A potem udzieliła mi się,grobowa,nazwijmy to atmosfera. No i choróbsko mnie rozłożyło. My naprawdę chcieliśmy być szczęśliwi, ale za dużo fizycznych i psychicznych dolegliwości wisiało w powietrzu,dla każdego. Więc było, jak było. Tak po prostu było.

Uwielbiam tulić się do mojego rodzeństwa. Niby takie nic,obudzić się rano i zobaczyć czyjś uśmiech,albo wtulić się w kogoś ot tak. A jednak cholernie brakuje tego na pustym mieszkaniu.

Ale koniec końców, choć bardzo chciałam podtrzymać mojego ducha fightera, nie dałam rady. Przez film jak zwykle. Nie znoszę szczęśliwych zakończeń. Po prostu w nie nie wierzę. Poszłam do łazienki,po ciemku,tak jak lubię. Płakać i krzyczeć bezgłośnie.A potem zimna woda na twarz, żeby nikt nie zauważył. A potem zerknięcie na komórkę.I dostałam wiadomość od przyszywanego brata.
Najpierw ja napisałam cytat z Ulissesa.

Ruszajmy przyjaciele, 
Wcale nie jest za późno, 
By szukać świata ze snów... 
Ot, choćby przepłynąć horyzont wszerz, 
potem wzdłuż... 
Nie ma już w nas tej mocy, która za dawnych lat 
umiała wstrząsnąć niebem, poruszyć cały świat. 
Jesteśmy tym, czym jesteśmy - 
Zły los, a może zły czas 
osłabił w sercu ogień, co łączył niegdyś nas, 
lecz wzmocnił naszą wolę i teraz dobrze wiemy, 
że trzeba szukać, szukać, szukać, 
bez względu na to, co znajdziemy...

Wiadomość była prosta. Wszystko fajnie, tylko wyrzucić wers o zmniejszonej sile, bo sila jest w nas i tylko rośnie,będzie tylko lepiej.I to słowo,za którym  tęskniłam. Bo ja za nim tęskniłam, nie bardzo wiedziałam, jak go odnaleźć,nie mieliśmy wspólnych znajomych.Siostrzyczko.Będzie lepiej,na pewno,czuję to. Wysłane akurat,gdy chwilę przed zalewam się łzami. To i podzieliłam się faktem wyczucia sytuacji. I dostałam to,czego też mi tak brakowało.

"Jesteś urodzonym wojownikiem(...)zwyciężymy,siostrzyczko".Resztę zachowam dla siebie.W końcu dwóch wojowników urodzonych prawie w tym samym czasie.Ja naprawdę byłam wtedy jego żeńską wersją, a on moją męską. Żałuję przeogromnie,że nie mieszkaliśmy w jednym mieście, że spotkań nie było więcej,że byłam za młoda,za grzeczna,by urwać się do niego na te nocne spacery po lesie.Nie umiałam kłamać, więc rzekłam prawdę,w wersji skróconej i oczywiście mnie nie puszczono ani razu.Przegadałam z nim niezliczoną ilość godzin, a wszystko to było takie pełne wiary i siły i idealizmu wtedy.Zafascynowani wiedźminem, Indianami,ogniem,walką i lasami. Zafascynowani marzeniami. Po swoich przejściach.I do teraz pamiętam, jak Go zobaczyłam przy tym ognisku. Po prostu MUSIAŁAM z nim porozmawiać.Choć wtedy byłam nieśmiała. To był pierwszy chłopak w moim życiu, z którym ot tak tyle przegadałam,wtedy.I trwało to przez następne trzy lata.A tak zupełnie to urwało się na studiach dopiero. A teraz odżywa. Przynajmniej na wiosnę wreszcie spełnię swoje marzenie przejażdżki na motorze.  Co prawda nie pojadę na motorze obok,jak to zawsze marzyliśmy, a na motorze z Nim. Ale cóż. Mój tatuś okazał się dyskryminować kobiety. Dowiedziałam się dziś, że gdybym była chłopakiem dawno temu miałabym skuter i nie byłoby takiego problemu z motorem,jakbym sobie sama też dorobiła. No,spoko,dzięęęęęęęęekiiiiiiiiiiiii...

Ach. Ale spotkało mnie dziś trochę dobrego od ludzi,którzy nawet nie byli obok. Spotkam wilki na wiosnę, dzięki F., to też wiadomość akurat po łzach.Nawet, co straszne,mój lokowaty Anioł wciąż jest idealny. Nawet jeśli jest tylko na chwilę.Bo ja spotkałam Anioła jakiś czas temu. Stałam na moście,pijana,smutna,jak urzeczona wpatrzona w wodę w dół. On przechodził obok,ja powiedziałam, że jestem smutna, a on...mnie przytulił. I potem śmiał się, że mu się pieprzona rycerskość załączyła(która składowana jest raczej na dnie)i uznał, że nie można mnie tam samą zostawić, tylko trzeba odprowadzić, choć z tego to nic nie będzie.I tak przytula mnie dalej. I mówi, że jestem silna, że widzi tego ducha fightera we mnie, a mnie wtedy głupio jest płakać i nie płaczę. Ale raz mu rzekłam, że wojownicy nie płaczą czasami w pustym pokoju nad smutkiem całego świata, albo tylko czyjegoś świata.A On rzekł coś niesamowitego,bo przecież każdy gani te moje łzy zawsze, a On,taki męski typ,streścił mi historię z Faraona:


Faraon widział w czarodziejskiej kuli modlitwy swych poddanych; unosiły się one nad ziemię niby stado srebrzystych ptaków. Wylatywały ze świątyń, pałaców, ulic, fabryk, statków, chat, nawet z kopalń. Z początku każdy z nich pędził w górę jak strzała, lecz wnet spotykał pod niebem innego srebrnopiórego ptaka, który zabiegał mu drogę, uderzał go z całej siły i obaj martwi upadali na ziemię. Modły bowiem (przeciwne w intencjach) rozbijały się wzajemnie i nie dosięgały boskich uszu. Każdy chciał tego, co lękiem napełniało innych; każdy prosił o własne dobro nie pytając, czy nie zrobi szkody bliźniemu. Przeto modlitwy ich, chociaż były jak srebrzyste ptaki wzbijające się ku niebu, nie dosięgały przeznaczenia.
I wtedy usłyszał faraon glos kobiecy:
- Psujak, Psujaczek... wracaj do chaty, bo już pora na modlitwę.
- Zaraz, zaraz - odpowiedział glos dziecięcy. Ale chłopiec do modlitwy wcale się nie spieszył. Ociągał się, jak tylko mógł, lecz w końcu musiał ulec przemocy matki, która wciągnąwszy go do lepianki, czym prędzej posadziła go na podłodze i przytrzymała, ażeby jej znowu nie uciekł do zabawy. I chłopak wyczuł, że już się nie wyrwie, więc wzniósł oczy iręce do nieba i cieniutkim a krzykliwym głosem prawił zady.
Dziękuję ci, dobry Boże, żeś tatkę chronił dziś od przygód, a mamie dał pszenicy na placki... I jeszcze co?...
Żeś stworzył niebo i ziemię i zesłał jej Nil, który nam chleb,przynosi... I jeszcze co?... Aha już wiem... I jeszcze dziękuję, że tak pięknie na dworze, że rosną kwiaty, śpiewają ptaki
Że palma rodzi słodkie daktyle. A za te dobre rzeczy, które m darowałeś, niechaj wszyscy kochają cię jak ja i chwalą lepiej ode mnie, bom jeszcze mały i nie nauczyli mnie mądrości. No już dosyć...
Matka i ojciec pomruczeli sobie, że dziecko niedbale cześć Bogu oddaje. Ale faraon w czarodziejskiej kuli dostrzegł zupełnie coś innego. Oto modlitwa dziecka wznosiła się coraz wyżej i wyżej; i tylko ona dotarła do boskiego tronu!

I dodał, że dzięki takim kobietom jak ja, dzięki im łzom i wrażliwości, na drugi dzień na tym świecie jest piękniej. A ta wrażliwość to chwilami przekleństwo,dobrze,ale przede wszystkim dar. Dar cieszenie się ze wschodu słońca i widoku morza.Dar cieszenia się z życia.Bo we mnie jest życie,jest wiosna.

Takie słowa,wyszeptane w momencie choroby,przemęczenia,chęci płaczu i zmarznięcia są jak  rozpalony ogień w piecu. Ciepłe i magiczne. Zwłaszcza, gdy ktoś zostaje z nami tylko po to,żeby uspokoić nasze myśli,rozgrzać nas,bez podtekstu,pod trzema warstwami koca i poczekać aż się uśnie.




Zamieszkałem w lesie, albowiem chciałem żyć świadomie.
Chciałem żyć pełnią życia i wyssać z niego całą kwintesencję.
Wykorzenić wszystko co nie jest życiem,
bym w chwili śmierci nie odkrył... że nie żyłem.

PS:Potrzebuję albo wisiora wilka,albo tatuażu.Żeby pamiętać. Siła jest we mnie. Muszę walczyć.Nie chcę kolejnego roku łez. Mam dość."Walcz,walcz,walcz,ty walczysz,ja walczę".Uwielbiam silnych,nieugiętych mężczyzn z zadatkami na pradawnych wojowników ot,co. I świetnie się z nimi dogaduje.Potrafią postawić mnie do pionu,czasami łagodnie,czasami ostro. Mam teraz z powrotem wszystkich moich wojowników obok siebie,trzech. Choć tylko jeden był w Poznaniu i zaraz opuści mnie do Anglii. Ale duchowo są ze mną. Zawsze będzie mnie odróżniać od nich to kobiece serce,ale duszę chcę mieć wojownika. O swoje marzenia,o swoje prawdy,o swoje szczęście.I bliskich.


Amen. Wigilijna noc życzeń i magii. Niechże się spełni.

wtorek, 18 grudnia 2012

Muzyczna mantra

Siedzę tak i słucham muzyki. Żeby nie tylko słuchać,poczytałam zaległe notki dwóch blogerowych druhów.  I dalej siedzę. I w głowie mam nagle taką myśl"o boże,o boże,o boże...tak mi się dobrze słucha tej spokojnej muzyki,zapomniałam,że mi tak cholernie zimno,ale przecież mam tyle roboty na studia,a zaraz trzeba iść do lekarza i znów nic nie zrobiłam,ale...o boże,o boże,o boże...naprawdę dobrze mi,choć z powrotem zimno"

Mam piec. I gdybym nie bała się, że coś wysadzę, napaliłabym sobie sama już dziś. Tak to czekać mam do wieczora aż przyjdzie tata A. i jeszcze raz wszystko pokaże dla pewności, że nic nie pomylimy, a właściwie nie pomylę,bo Anki nie było wczoraj  i nie będzie dziś przy tym.
Więc sobie siedzę z goraczką i a propos tematu ciała,chorobowymi wydzielinami wydalanymi nosem i buzią jeno i jest mi zimno, a jednak przyjemnie. Bo muzyka jest taka ciepła i spokojna:

http://www.youtube.com/watch?v=uBrmZAFE8R0

http://www.youtube.com/watch?v=AEzRXjg1rYE

jak taka na przykład muzyka leci to człowiekowi jest lepiej na sercu.

I miałam cudną wigilię ostatnio z piosenkami z dzieciństwa,za co dziękuję tym,co byli obecni;*
Jak na złość trzy inne wigilie się nie odbedą. To znaczy,jedna nie odbędzie się, bo mamy nockę w pracy zamiast wspólnej wigilii,a pozostałe dwie są w czasie tej nocki,więc ja tam nie pójdę. To dość...zabawne. Wybrali wszyscy akurat środę.
Dobrze, że domowa będzie.;D

I nic więcej rzec nie chcę,bo i po co?Lekarz wzywa.

wtorek, 4 grudnia 2012

Surrealizm we śnie

Otóż jestem ostatnio totalnie niewyspana. Zasypiam, jak wiadomo, w środku nocy,nieraz bliżej świtu niż nocy. A babcia wstaje o6,7 i od tej pory non stop czymś mnie obudzi,ale tak do 9wytrwam w wydłużaniu snu. Efekt końcowy- śnił mi się dziś zmarły, który umarł ponownie, tym razem w wypadku samochodowym. Może to skutek ostatniej rozmowy o przeświadczeniu, że ja i jeden mój znajomy zginiemy na skutek auta. Może to przypadek. Ważne, że przyśnił mi się akurat wtedy, gdy rzekłam w ogrom wszechświata "Ok, to doprawdy głupię i przepraszam, że chcę o Tobie śnić i za całą resztę, to nieistotne, czy mi się przyśnisz, tak też jest dobrze i cieszę się ogromnie ze znajomości z F.,dobranoc". Skoro już mi się przyśnił(najpierw "żywy",ale bez mojej obecności,to tak tylko jakbym dostała możliwość oglądania  miejsc, w których mnie NIE MA, a gdy już tam dotarłam, to był martwy i nikt nie chciał mi pokazać jego ciała, co jest dość zrozumiałe i tak pokręciłam się tam i obudziłam się).Obudziłam się i pomyślałam "aha,fajnie, przyśnił mi się martwy...ale przecież on już jest martwy, więc właściwie to nic takiego, ale fajnie,przyśnił mi się!' Lekki absurd. Zasypiam ponownie. I uwaga,uwaga. Początkową część zapomniałam. Byliśmy na zewnątrz gdzieś,po coś, nie pamiętam. A teraz.Grupa znajomych, jesteśmy w kultywatorze. Wiem, że był tu jakiś haczyk, jakaś tajemnica unosząca się w powietrzu-DLACZEGO my wszyscy tam jesteśmy i DLACZEGO niejako jesteśmy SKAZANI na to miejsce. Niestety nie pamiętam tego. A to wszystko przez to, co nastąpiło potem. Zasiadamy do stołu, każdy ma zamówić, co chce. Ja myślę, że nie mam kasy, ale przecież coś zamówić trzeba. Menu jest wymyślne, a ja marzę o gorącej czekoladzie. I jest tam jeden mój "znajomy". Siedzę pomiędzy nim, a jego/naszym znajomym. Tamten do niego mówi"musisz sobie teraz dziewczynę poszukać", a on tak zabawnie,tak jasno widocznie dla mnie, ale nigdy dyskretnie wskazuje na mnie. Szkopuł cały tkwi w tym, że ten "znajomy"tak naprawdę ma dziewczynę, próbował mnie zbajerować, ale szybko dowiedziałam się, że ją ma i tak oto nasze drogi rozeszły się. A teraz śni mi się drugi dzień z rzędu w sytuacji jednoznacznej,zabawnie. Tylko w moim śnie jest totalnie,totalnie brzydki. Ma swoje włosy,swoje ciało, ale jego twarz jest jakąś karykaturą jego prawdziwej,notabene przystojnej,twarzy. A moja reakcja na to, iż to ja niby miałabym być tą dziewczyną? Wstaję i idę do łazienki. Bo boli mnie oko, już od dawna, zaraz nie wytrzymam. I teraz najlepsze,paraparararapampam: staję przed lustrem,patrzę się w moje oko lewe. W prawym kąciku jest ropa,taka mała,biała kuleczka. Chcę ją wygarnąć, na pewno przez nią boli mnie oko. Kuleczka ucieka przed moim palcem i wędruje w lewy kącik. Udaje mi się stamtąd ją wyciagnać. Kuleczka jest wplątana we włosy,to od włosów bolało mnie oko. Włosy były dość porządnym zlepkiem włosów-gdzieś szerokość2,3cm a długie...z 2m...czarne,farbowane,moje chyba nawet. Wryły mi się w oko, w białko,odcisnęły mi się, wyciągnęłam je,białko się odformowało z powrotem, a ja poczułam się strasznie dziwnie z jednej strony, a z drugiej strony"hip,hip hurra,nie będzie boleć". I wychodzę z tej łazienki,z garścią włosów,długich w cholerę,zlepionych malutką kuleczką ropy i idę do ludzie"hej,patrzcie co miałam w oku". I oto babcia bawi się w mycie naczyń, a ja budzę się od hałasu.

Co dalej? Sprawdzam maila z 4grudnia,zeszłego roku.
Dwa maile. W pierwszym kilka zdań i ten oto utwór:

http://www.youtube.com/watch?v=_6tg0DOdkeU
i nagle sobie uświadamiam,że ot wtedy pierwszy raz go dostałam a przecież wtedy on był nieistotny, to był tylko utwór muzyczny,ładny,ale nie dający żadnych emocji. A gdy go dostałam drugi raz,pamiętam DOKŁADNIE tamten moment otrzymania go,gdzie byłam, z kim, co czułam, widzę go oczami wyobraźni,a nawet pamiętam, że właśnie wróciłam z nocy poezji, na której ustaliłyśmy,że po śmierci naszej też zorganizujemy  noc poezji dla tej, która odejdzie, od tych, które zostaną. Tylko wtedy ta piosenka miała już swoje znaczenie i dlatego tak wszystko pamiętam. I tak jest ze wszystkim. Dopóki szczegóły nie mają dla nas znaczenia, nie zwracamy uwagi. Przyjmujemy je i zapominamy i dziwimy się później, że ktoś pamięta to, czy tamto, że może nawet my coś powiedzieliśmy, albo już wysłaliśmy. A gdy już to coś ma znaczenie,ot chociażby ze zwykłego farta, że możemy sobie to do czegoś przypasować, nadać mu znaczenie, albo gdy jest podawane nam ze znaczeniem,albo gdy po prostu ta osoba ma dla nas niesamowite znaczenie, tak oto wtedy pamiętamy to. A przecież było o tym już kiedyś, dawniej i mogło to zaistnieć już wtedy,bo w samym tym czymś nic się nie zmieniło, to tylko my niejako zmieniliśmy się. To taki zagmatwany skrót myślowy. Ujmując prościej-wysyłasz mi dziś piosenkę, a ja wkrótce o niej zapominam. Wysyłasz mi ją za trzy miesiące,ona do mnie przemawia. I odtąd już będzie mi się kojarzyć z Tobą i będę pamiętać coś z momentu zapoznania się z tą piosenką, będę umiała przypomnieć sobie choćby niejasno po latach, że to wtedy, a wtedy ją poznałam. Choć wcale nieprawda, bo poznałam ją już wcześniej. Ale jeśli nie miała dla mnie znaczenia, to wcale NIE ZAISTNIAŁA w moim życiu. Na miejscu piosenki można postawić cokolwiek. To nawet może być człowiek, którego mijamy latami, ale dopiero po 13latach i jednym dniu NAPRAWDĘ GO ZAUWAŻAMY,on nabiera znaczenia jakiegoś i odtąd GO PAMIĘTAMY i już teraz będziemy GO WIDZIEĆ, choć on PRZEZ CAŁY CZAS tam był. Ot mały wywód.


A w drugim  mailu obraz i opowiadanio-prawda(czyli mieszanka fikcji z prawdą) zakończona" śmierć jest moją kochanką, ona też lubi ciepło". I jeszcze jedno zdanie utkwiło mi z wcześniej,coś  ala(nie pamiętam dokładnie)" Będę przeklinać dopiero przed śmiercią,jeśli  okaże się, że się nie doczekałem". Odpowiedź, czy się doczekałeś jest chyba pomiędzy.
Ale mam nadzieję, że ta Twoja kochanka dała Tobie jakieś nowe miejsce.

Ejmen.

poniedziałek, 3 grudnia 2012

Pan Wyobrażeń.

Pan Wyobrażeń to Pan z wypchaną walizką, bez dna. W tej walizce znajdziecie wszystko to, o czym tylko pomyślicie, a nawet to czego nie potraficie jeszcze wymyślić. Wyobrażeń wprowadza się do głowy dzieci. Nie u każdego jednak podoba mu się równie mocno.  To zależy czy mieszkanie jest ciepłe i dobrze rozświetlone uwagą dziecka. Dziecka, które od małego pobudza swoją wyobraźnię i robi to dalej i w dorosłości.

Zastanawiam się, jak wyglądałaby moja wyobraźnia, gdyby w swoim życiu miała wszystkiego pod dostatkiem? Gdybym nie musiała wyobrażać sobie dodatkowych lalek i przedmiotów tworzących mój wymarzony domek dla lalek, swoich towarzyszy zabaw na pustym podwórku, czy chwil zabaw z rodzeństwem? Czy gdyby nie czytano mi bajek pobudzających moją wyobraźnię,czy gdybym później sama nie czytała książek i nie tworzyła tych historii w swojej głowie, czy gdybym nie oglądała tylu filmów i nie tworzyła później podobnych historii ze sobą w roli głównej,czy miałabym tak grubiutkiego Pana Wyobrażenia?   Ja bardzo lubię mojego Pana Wyobraźnia, aczkolwiek ostatnio płata mi figle i próbuje wmówić mi, że moje urojenia to prawda. To dość przerażające, gdy człowiek przypomni sobie jakiś wymysł wyobraźni i nagle odchodzi od teraz i skupia się na tym dziwnym uczuciu, że ten wymysł wyobraźni to prawda,która dopiero po chwili okazuje się tylko wymysłem.

Dawno nie pisałam żadnych opowiadań i czuję, że muszę walczyć z samą sobą, by dokończyć to, co zaczynam. Tak naprawdę pisanie wymaga dużej samodyscypliny, a ja jej już totalnie nie mam. Można świetnie nad nią popracować właśnie poprzez samozaparcie- oto dokończę te trzy zaczęte opowiadania.

Do dzieła!

niedziela, 2 grudnia 2012

Dorosła Ania z Zielonego Wzgórza

"Nie zawsze możemy wybierać najłatwiejszą drogę", jak to rzekła Ania z Zielonego Wzgórza.

Cieszę się, że moi bracia,przyjaciele,ojciec,potencjalny chłopak,potencjalny syn nie muszą iść na wojnę. Cieszę się, że nie muszą czuć piętna obowiązku, obowiązku jakże chwalebnego może i w takim momencie, ale jednak piętna.

Ilu z nich wtedy ich wyszło i już nigdy więcej nie zobaczyło swoich bliskich? Ilu pisało poruszające liste,spoglądało na fotografie, które trzymały ich przy życiu? Ilu z nich wyszło, a potem wróciło kimś zupełnie innym?

Zastanawiam się, jaki my dziś mamy obowiązek? Co jest dla nas niepodważalne, skoro ani religia, ani dzieci, ani małżeństwo, ani starzy rodzice, ani praca, nic tak naprawdę nie jest już obowiązkiem większości. Obowiązkiem spełnianym z dumą, czy pokorą, czy co najpiękniejsze z PRZEKONANIEM.

Może każdy z nas doczekał się pięknych czasów, kiedy może wybrać, co będzie jego drogą. Nie obowiązkiem, a drogą właśnie. Nawet jeśli dalej jesteśmy uwikłani w społeczne konwenanse to już nie tak,nie jak dawniej.  A gdy obowiązki same na niego spadną, oby potrafił przyjąć to, jak przyjmowali to wszyscy inni przed nim.

Bo tak sobie myślę, cały czas nasze uczucia,emocje,zachowania, nawet niektóre pragnienia są takie same. Od pokoleń. Dlatego filmy i książki z przeróżnych epok i tak oddają nam pewne uniwersalia.
Jak to rzekła pewna piosenkarka" Ludzie nie zmieniają się, to otoczenie zmienia się."


"Życie jest pełne straconych okazji"- ach...

"Wyjdź za mnie i pozwól mi wyjechać"

"Wszystko, co kochałam zostaje mi odebrane"

http://www.youtube.com/watch?v=3JWTaaS7LdU

kiedyś była królową

                                                             ***

"Niech państwo młodzi zatańczą
-czekałem na to 5 lat, nie poganiaj"
ach,piękny motyw.

Przeczytałam całą serię Anii. To były dobre momenty z tymi książkami, chwile wzruszeń i śmiechu i smutku.I inspiracji. Tak samo z Jeżycjadą i Małymi kobietkami i oczywiście bezapelacyjnie z Małą Księżniczką. To wszystko wpłynęło na mnie i to jak widziałam moją przyszłość. A teraz staje się tylko coraz bardziej zgorzkniała i cyniczna, gdy idzie o potencjalną rodzinę =D A jednocześnie gdzieś w środku dalej jest ta mała dziewczynka, która wyrastała na tych wszystkich pięknych książkach.

Po prostu uwielbiam:

http://www.youtube.com/watch?v=l-EnSeb3pHU


sobota, 1 grudnia 2012

Jak żyć

http://www.youtube.com/watch?v=TroenoOkXHo

Niedługo mam 23lata. Właściwie to miniony rok pracowałam w różnych miejscach,nauczyłam się gotować, zwiedziłam coś nie coś świata,obroniłam 1 stopień studiów, działałam naprawdę dużo teatralnie,miałam odpowiedzialną pracę z młodzieżą, czy dziećmi, bo byli pod moją opieką,czasami byłam zmuszona radzić sobie zupełnie sama,sama ze skręconą nogą,sama z gorączką gnać załatwiać swoje sprawy,czasami nie miałam,co jeść. Ale właściwie do teraz jest tak...do dupy. Finansowo gdyby nie rodzice pewnie byłabym już pod mostem. Pracuje raz dużo,raz nic, a przez to że łącznie jest to niewiele godzin nie da się z tego utrzymać. Mieszkanie utrzymujemy w dwie tymczasowo. To odpowiedzialne,doprawdy, wszystkie rachunki na naszej głowie. W nocy,czy wieczorem człowiek wraca i wita go cisza. Pustka. Czasami A. jest, ale śpi, czasami gasi światło, gdy akurat wchodzę, a czasami jej nie ma. Czasami uda nam się chwilę porozmawiać. A chciało by się wracać do kogoś, choćby na noc. Chciałoby się dzielić tym, co się gotuje.
Z jednej strony czuję się dorosła, w pełni, za ten miniony rok. Z drugiej strony czuję się totalnym dzieckiem za ten miniony rok. Za wszystkie huśtawki nastrojów, za każdy zerowy stan konta,za każde uciekanie po pomoc do rodziców, za niektóre upicia się, czy nie zadbanie o samą siebie, jak z tą skręconą nogą, za nawet coś takiego, jak brak związku, bo to też odpowiedzialność i inny stan funkcjonowania.

I tak naprawdę niewiele pamiętam z nauki, ze szkoły. Poza pierwszym rokiem liceum moje oceny były zawsze wysokie, najlepsze lub jedne z najlepszych. A dziś ile z tego pamiętam? Sorry, ale czy przyda mi się wiedzieć jakie są kraje i stolice w Afryce, skoro mogę zajrzeć do atlasu, czy przyda mi się pamiętać wzory matematyczne(tu akurat część pamiętam),czy związki chemiczne, nieistotne są wszystkie epoki i lektury z polskiego, ani daty(tu akurat całkiem nieźle jeszcze pamiętam)historyczne, czy prawa fizyczne. Biologa jest przydatna, ale ile z tego pamiętam? Trzeba by odnowić to wszystko,wiem,poszłoby wtedy szybko. Ale gdzie przepis na to, jak gotować, jak znaleźć pracę,rozsądnie gospodarować pieniędzmi, zaszyć dziury,czy naprawić cieknący kran. Byłoby to przydatniejsze dziś.

"Dorosłe dzieci mają żal za kiepski przepis na ten świat"

po prostu czuję, że wciąż jest nie tak, a lata lecą i nie wolno mi,nie wolno mi być już dzieckiem. Może tylko takim wewnętrznym,mającym marzenia i radość z promieni słońca na twarzy,czy kolorowego motyla. Nic więcej. Bo przychodzi taki czas w naszym życiu, gdy to naszym rodzicom należy się pomoc od nas, a nie tylko nam od nich.

I co? Co zrobię? Nic, na razie...

***
Śnieg pada.mój pierwszy w tym mieście, drugi w tym roku. I miałeś rację mój drogi, nie doczekałes się następnego śniegu...a nawet liści kolorowych. Jeszcze sąsiedzi puszczają Lanę, która kojarzy mi się z Tobą,z tym ostatnim czasem Twoim. Niechże więc Lana i śnieg będą ze mną.

Niechże więc dojrzysz śnieg ze mną,moimi oczami, skoro myślę o Tobie,patrząc na ten śnieg.


http://www.youtube.com/watch?v=M-b3iU-INDo

to jest tak optymistyczne sama muzyka już:)