środa, 27 lutego 2013

Oddech wiosny.

W powietrzu już czuć zapowiedź wiosny.Jest inaczej. Lepiej. Nawet jeśli w mieszkaniu zimno dalej,a drewno ferelne i palić nie można.

Myślę,że każdy po iluś tam latach ma pewne załamania. Może nie każdy,ale większość? Podważa sens wszystkiego co dotychczas,czuje przemęczenie materiału. I tak miałam i ja. Np. taka nauka. Człowiek uczy się już hm...16 lat? To bardzo dużo. I mógł załamać się nagle sensownością tego wszystkiego.Dopóki nie traktujemy tego jako bodziec rozwoju osobistego i uczenia się dla siebie,kiedy patrzymy na to jak na pewien wymóg społeczny i obowiązek wzięty na swoje plecy,jest trudniej.Zaczynam z powrotem kochać moje studia,choć miłość zawsze jest trudna.Bo bezwarunkowa.Wymaga czasami zaciśnięcia zębów.Właśnie teraz je zaciskam,mam naprawdę wiele do nadrobienia.

Co dalej?Ludzie,którymi się człowiek otacza. To bardzo ważne.To oni wpływają na to,czy śmiejemy się,czy też nie.Ostatnio,ostatnie dwa tygodnie, ograniczyłam się do współlokatorek,do towarzyszki mych prób,mego w jakiśm sensie mężczyzny i paru osób obecnych mniej lub bardziej,więcej chyba wirtualnie,niż rzeczywiście,ale jednak.Ostatnio dużo z J. śmiejemy się,przy próbach. Rozmawiamy tak po ludzku,długo,choć zazwyczaj wszystko było w pośpiechu.Ona stwierdziła,że po raz pierwszy naprawdę mnie zobaczyła.Nie na scenie,nie w pośpiechu,nie przy treningu,a mnie,Kaśkę,w takiej kilkugodzinnej rozmowie. Ale obie też mamy swoje rozpieprzone życia i nastroje i musimy to ogarnąć.Przed nią nowa droga,przede mną wkrótce. Sztuka jest jedynym ratunkiem. A póki człowiek jest młody,musi z tego korzystać. Bawić się,podróżować,romansować,tworzyć,tworzyć,działać,tworzyć,chcieć,robić,śmiać się,uśmiechać się,być silnym,być dorosłym wreszcie,czyli stanąć na nogach i wyprostować się w pełni.
Przy M. człowiek normalnieje,ale tylko w ten pozytywny sposób. Bo jest wariacko,ale nie obłąkanie.Wariacko to znaczy szukać nowych wrażeń,perspektyw,traktować siebie trochę jak dwoje dzieciaków, co musi siebie popchnąć na ulicy albo skakać trzymając się za ręce.Nie ma zdania innych.Nie ma wypada,nie wypada.Jest wiosna,już teraz,zaraz.piękny świat,nawet,gdy jest szaro.Bo jest dobrze,obok siebie.
Przy Mdz.człowiek uczy się,że najważniejsze to znaleźć coś,co nas będzie trzymać w dolinach. Można ograniczyć swój świat do świata mieszkań i uczelni,ale umysłowo wędrować bardzo daleko,intelektualnie.I liczyć na przyszłość poza tym małym światkiem. Na wielki świat.I że niesamowicie ważna jest akceptacja tego, że któraś z nas akurat ma dolinę.Że można przesiedzieć razem i nawet nie zaśmiać się,a jednak uśmiechać tak jakoś delikatnie. I mieć rozmowy takie,że człowiek wierzy w sens rozmów. Jakoś siebie rozumieć.Że ta znajomość czasami namacalnie nie istnieje,a istnieje w naszych sercach i myślach.
Przy A. człowiek uczy się, że ważny jest relaks. Trzeba czasami położyć się,czasami posłuchać muzyki relaksacyjnej,czasami zaczerpnąć trochę piękna,bo nasza dusza pragnie piękna.  Trzeba pamiętać o ruchu i o zdrowym jedzeniu. Trzeba pamiętać,że łzy nie zawsze są złe. Trzeba pamiętać,że kobieta pragnie piękna również w sobie. Ostatnio,jak mnie pomalowała,prawie,ale prawie,wzruszyłam się do łez. Spojrzałam w lustro,w moje niesamowicie piękne oczy,rysy twarzy podkreślone i wzruszyłam się. Tego dnia przyciągałam wzrok mężczyzn i kobiet i było w tym coś dobrego.
Przy nowej M.(za dużo osób na literkę M w mym życiu ostatnio:D)człowiek uczy się dobroci,takiej fajności,takiego otwarcia na innych,radości z przebywania z nimi,takiej otwartości na życie.Po prostu obie sobie mówimy,że jesteśmy fajne i jest fajnie.Choć obie teraz walczymy z uczelnią.
Przy P., że ważna jest rodzina. I że każdego może dopaść zimowa depresja,bez względu na rodzaj jego problemów.I że trzeba sobie jakoś pomagać.I szukać nowych smaków.I można pośmiać się na rockowych imprezach,loża szyderców.
F. mimo że nieobecna fizycznie,obecna wirtualnie i myślowo uczy tego hartu ducha. Tej obowiązkowości na uczelni. Tej miłości z W., pielęgnowanej na co dzień.Tego każdy ma swoje życie do przeżycia i nikomu nic do tego i trzeba uwolnić się od tych wszystkich lęków.Tej wiary niemal we wszystko,jak to mówi. Tej otwartości.
V.  obecny niezmiennie od roku i paru miesięcy każdego dnia w mojej głowie uczy smaków życia. Jak jest źle, to choćby jedzeniem można się poratować. Trzeba pytać się,co się chce. Uczy mnie,że wszystko,co teraz robię to moja droga dorastania i droga dochodzenia do siebie. I nieważne co,ktokolwiek sobie o mnie pomyśli.Pytanie,co ja chcę? Szukam odpowiedzi,coraz składniej.I muzyka w tle. I tej otwartości na seks,z Mansonem w tle. Bo Manson jest dla mnie niesamowicie podniecający. Dopiero od roku i trochę.

Tak właściwie prawie cały miniony tydzień spędziłam w mieszkaniu.(Poprzedni w Czarnkowie, to też w mieszkaniu,zresztą,dużo ostatnio spędziłam w mieszkaniu,a ostatnio ciągnie się już i ciągnie)Nie wychodziłam na uczelnię,nie chciano mnie w pracy,ja nie chciałam znajomych. Chodziłam tylko do szpitali.Czułam się już takim hipochondrykiem zbolałym. A teraz odradzam się.Odrodzenie zaczęło się już w sobotę. Najpierw była siłownia z A.,na dworze,a potem bieg.Uwielbiam biegać.A potem ten makijaż. I ta impreza z P. i T.I ta zabawa,ten flirt niewinny. To jest fajne.Smaki życia. Muzyka,delikatne wibracje odpowiedniej dawki alkoholu we krwi,spojrzenia,uśmiechy,taniec wolności,dziki,nieokiełznany.
I chcę być idealistką,owszem,zracjonalizowaną idealistką,jaką byłam dotąd,ale nie tradycjonalistką. Po prostu. Idealizm każe wypełniać zwykłe chwil,szczyptą magii. Idealizm każe sięgać nieba.
Chce dalej pielęgnować swoje marzenia. I żyć, jak żyję.Z drobnymi zmianami. Bo czasami lepiej nie wyjść z domu nigdzie,niż wyjść i się męczyć. Bo czasami lepiej odłożyć życie codzienne na jakiś czas i zawiesić się w zawieszeniu między światami. I jeśli nie mam stałej pracy,to nic. Chcę szukać tego,co da satysfakcję i przyjemność również w swej pracy.I jeśli nie mam stałego związku,a jestem szczęśliwa przy Nim,to po co się martwić?Zwłaszcza, gdy nikt nie pilnuje moich spojrzeń i uśmiechów. A ja lubię i lubić będę do końca mych dni ten flirt. Dlatego ratuje dziś i jutro załamane sercowo koleżanki i wyciągam je ze sobą. Po tę beztroskę spojrzeń i uśmiechów.
Sztuka jest najlepszym lekarstwem.Trzeba działać. Idzie wiosna,a to oznacza wyjścia. Tyle imprez kulturalnych,koncertowych,teatralnych wzywa.Zasiedziałam się,a przecież tylko i wyłącznie to chcę rzec:

Wielkie otrzeźwienie — tak mógłbym nazwać mój
stan, wyzbycie się wszystkich ciężarów, taneczna lekkość, pustka, nieodpowiedzialność,
zniwelowanie różnic, rozluźnienie wszelkich więzów, rozprzęgnięcie się granic. Nic mnie
nie trzyma i nic nie więzi, brak oporu, bezgraniczna swoboda. Dziwny indyferentyzm
z jakim przesuwam się lekko wskroś wszystkich dymensji bytu — powinno to być właściwie
przyjemne — czy ja wiem? Ta bezdenność, ta wszędobylskość, niby to beztroska,
obojętna i lekka — nie chcę się skarżyć. Jest taki zwrot: nie zagrzewać nigdzie miejsca.
Oto jest właśnie: dawno przestałem już zagrzewać miejsce pod sobą./Emeryt

(Bruno Schulz)



poniedziałek, 25 lutego 2013

Chcę jednego.

To jest mi smutno.Pragnienie jest wciąż to samo,tylko drogi są różne.
Ale tak nie można w tym świecie.


 Więc, wybacz mi znowu ten zwrot, mogłabym mieć mężczyzn. Kobieta, 
Jeżeli nie jest szczególnie upośledzona przez los, a już jeżeli jest jako 
tako ładna, może mieć bez większego trudu każdego mężczyznę... 
Prawie każdego - sprostowałem w myśli. 
- ...prawie każdego - sprostowała głośno dziewczyna. 
- Ja, dzięki Bogu, nie jestem upośledzona przez los... mam jakaś tam 
swoją urodę... która... nie wiem, czy ci się podoba...

- Tak, mogłabym - podjęła. I znów na chwilkę przerwała, i znów po chwilce 
podjęła: 
- Ale nie chcę. Bo jeszcze więcej niż tej gry, wiesz, to brzydzę się 
mnogości. Wielości. Brzydzę się. Fizycznie i nie tylko fizycznie. Ja nie 
jestem wieloma kobietami. Jestem jedną kobietą i chcę być jedną. I nie 
chcę wielu mężczyzn. Chcę jednego. Chciałabym. Rozmawiam nieraz z 
koleżankami, tak ogólnie, ale trochę też o tym, i one mówią: "Trzeba 
mieć zdrowy stosunek do tych spraw". Zdrowy stosunek według nich to 
spać z każdym mężczyzną, który się podoba, który jest przystojny albo 
miły, ujmujący, albo który kobiecie czymś imponuje, szybką jazdą na 
motorze, szampańskim wydawaniem pieniędzy albo grą na gitarze, albo 
czymś w tym rodzaju. Jeżeli to jest zdrowy stosunek, to mój jest chory. Ale 
ja nie myślę, że mój Jest chory. Nie mogę, a nawet gdybym mogła, nie 
chcę spać z wieloma mężczyznami, z drugim, trzecim, piątym. Z jednym 
chciałabym. 
Jakim 
sposobem ona uchowała się i uchowała takie myślenie niemodne w świecie 
tym, wśród ludzi tych, którzy - sami nie potrafiąc tak mocno i prosto 
kochać - wszystko robią, żeby taką miłość poniżyć, pognębić, zhańbić, 
zdeptać, zniszczyć, zamordować (bo inność drażni jednakowość), l 
specjalne obyczaje w tym niszczycielskim morderczym celu stworzyli, 
specjalną filozofię, specjalną sztukę, specjalnych specjalistów-artystów, 
cały specjalny świat. I, no tak, no tak, przecież może jutro zgasnąć Słońce 
albo może nam je przesłonić jakiś straszny potworny grzyb. Na zawsze, 
jutro, pojutrze, na zawsze, przecież może się to stać.
- I wiesz - podjęła ona - może to dla ciebie oczywiste, ale też ci chcę o 
tym powiedzieć, powiedzieć wprost, że jestem za wiernością, za wiernością 
absolutną... 

        Wolny ptak jest najwierniejszym stworzeniem tego świata - 
powiedziałem do siebie w myśli. Ale nie bardzo wiedziałem, po co mi się 
to zdanie w myśli powiedziało, ani nie wiedziałem, co to zdanie - w całej 
swojej rozciągłości, w całej swojej skrzydlatości - oznacza. 
- ...i temu jednemu mężczyźnie byłabym oczywiście absolutnie wierna. W 
ten sposób, w ten chyba jedyny sposób byłabym też sobie wierna. 
Byłabym taka, jaka chcę być i jaka naprawdę jestem. Ja to wiem. Ja to 
czuję. Ten mężczyzna by mi pomógł w tym, by mi pomógł taką a nie inną 
być, a ja bym się starała tak samo we wszystkim mu pomóc. Bo, myślę, 
że na pewno bym mu w niczym nie przeszkadzała. Ogromnie ciężko jest o 
takich sprawach mówić i ogromnie niezręcznie. I raczej nie powinno się 
zapewniać o czymś, bo to wtedy właśnie wygląda podejrzanie.


I co więcej rzec? Że nic się nie zmieniło. Odkryto to wczoraj,boleśnie,gdy znowu się słyszy,że ma się słuchać głosu serca,a głosem serca i spotykać,sypiać z kim się chce. A głos serca nie chce wielu.Przynajmniej nie w momencie,gdy jest Ktoś,bo potem wiadomo,kiedyś,znowu kogoś będzie chciał. A póki co uczę się odzwyczajenia od chwilowych fascynacji facetami,jak już się odzwyczaję,a to co mam skończy się,przynajmniej będzie łatwo nie pakować się w nic nowego w tym roku.

***
ALOHA- piąta zasada huny
Kochać to być szczęśliwym.
Fundamentem prawdziwej miłości jest relacja z samym sobą. „Jeśli nie możesz być z tym kogo kochasz, kochaj tego z kim jesteś". To twoja relacja w pełni otwarcia i miłości jest uzdrawiająca dla świata.
***
http://www.youtube.com/watch?v=l-EnSeb3pHU
mam swoje sposoby na swoje depresje.Jedzenie,muzyka,coś do przeczytania,może do obejrzenia.  I sztuka teraz już, z powrotem.Sztuka leczy dusze.
No i polecam:
http://www.anastasis.republika.pl/milosc1.htm




czwartek, 21 lutego 2013

Nic nie dzieję się bez przyczyny.

http://www.youtube.com/watch?v=QmVu8muyA2k

Pamiętam jego koszulę,gdy go poznałam. Pamiętam,jak wstawał od tego stołu i szedł do mnie i spytać,czy z nim zatańczę. Pamiętam,jak jego znajomi denerwowali się,że jeszcze nie wychodzi,a ja wymyślałam zagadki dotyczące mojego numeru. Pamiętam,jak pomyślałam,że byłby świetnym kumplem.Nijak mnie wtedy pociągał. A gdy wyszedł pociągał mnie zupełnie ktoś inny.Pamiętam gdzie byłam,gdy zadzwonił na drugi dzień i że kończył wtedy zajęcia,było słychać uliczny hałas. Pamiętam, jak szykowałam się na pierwsze spotkanie,mając go gdzieś,zakochana dalej w A. Chciałam wyglądać pięknie,to była moja szansa,miałam tam pójść z N. i M., na cały ten pokaz,miałam iść na godzinę randki i albo z nim,albo bez niego pójść na ten pokaz. Pamiętam,jak siedziałam w tramwaju,a jego cierpliwość skończyła się i zadzwonił,że albo go znajdę po drodze,albo się nie spotkamy.W końcu spóźniłam się przeszło pół godziny,informując o tym już i tak po czasie. Pamiętam,jak staliśmy na tym przejściu,po przeciwnych stronach i jak nagle odkryłam w nim mężczyznę.W jego sposobie ubierania się,w jego chodzie,w jego uśmiechu pewnym siebie,w jego pewnym siebie spojrzeniu. Pamiętam te miejsca po, których spacerowaliśmy i ten śmieszny McDonalds i tę grubą dziewczynę przed nami.Pamiętam,że czas tak płynął,iż nie poszłam na żaden pokaz,a nawet zostałam z nim na imprezę. Poznałam jego znajomych.Po raz pierwszy i jak na razie ostatni odnalazłam się w większej grupie obcych ludzi. Żartowałam,kokietowałam,dogadywałam się i z kumplami i z kumpelami. Pamiętam jego przyjaciółkę,która powiedziała,że świetnie do siebie pasujemy i że tak dobrze razem wyglądamy. Pamiętamy te schody,na których chciał mnie pocałować pierwszy raz,ale nie pozwoliłam mu,a on stwierdził,że to było do przewidzenia,ale warto było próbować. Pamiętam tę ulicę nocą,ten kościółek na tle nieba,ten parapet na którym przysiadliśmy i ten pierwszy pocałunek. Nie zawsze pierwsze pocałunki są doskonałe. A przecież kolejne były tylko lepsze.
Pamiętam pocałunki w deszczu i te spacery donikąd. Rusałkę nocą i opowieści o moim wymarzonym domku nad jeziorem,to on je tworzył i umieszczał tam i siebie, a ja go eliminowałam. Pamiętam ten wieczór u niego i to dla niego może żartobliwe,może mające zagrać na moich uczuciach,a dla mnie zaskakujące i jak dotąd jedyne,to głaskanie mojego brzucha i śmianie się,jak damy mu na imię.Pamiętam to jak się wkurwił pierwszy raz, że przekraczam granicę dobrego smaku pomiędzy byciem pociągającą,a chamską.Bo przecież byłam jeszcze wtedy przez moment zakochana w kimś.Pamiętam,jak wtedy rozpłakałam się,że znowu chce popsuć coś,uciekając w coś,co nie istnieje,jak Angela mnie przytuliła,jak zaraz potem wyszłam z domu,"dzieli nas zaledwie te parę ulic,te parę domów wzdłuż i wszerz",parę minut i byłam tam,on czekał,chciałam niezręcznie wytłumaczyć się,a on w połowie po prostu zamknął mi usta pocałunkiem, a potem przytulił,pierwszy raz tak czule.
Pamiętam tramwaje,w których mówił,że widzi jakąś piękną kobietę w czerwonym płaszczu,jedyna,która przykuwa uwagę tu,a ja ironicznie to komentowałam,nigdy nie mówiąc"dzięki za komplement".
Pamiętam dokładnie miejsce,w którym odkyłam w nim Humpreya Bogarta i odkryłam,że on chce być zimnym draniem,cała mowa jego ciała ma właśnie to o nim mówić. Pamiętam ten uśmieszek,ale i zdziwienie w oczach. Pamiętam,gdy irytował się na pytających go o papierosy i pamiętam,gdy nie tylko dał temu bezdomnemu papierosa i ogień,ale i z nim porozmawiał serdecznie.
Pamiętam kolejną imprezę,pamiętam przebieganie przed wozem policyjnym na czerwonym i uciekanie w to obce mieszkanie,kolejni ludzie nowi,ale i starzy,kolejny raz czułam się świetnie,pamiętam to zdziwienie,gdy wyszłam z jego kumplem na papierosa"przecież Ty nie palisz"i ten wzrok skierowany na mnie gdy paliłam. Pamiętam te imprezę później,pamiętam jak się spił i jak przekroczyliśmy pewną granicę,tym,że nie zostałam z jego kumplem, a wracałam z nim i jego przyjacielem,tym,że pilnowałam go,gdy rzygał,tym że jego przyjaciel nazwał mnie dzielną dziewczyną J.,a potem to ja go odprowadzałam do samego mieszkania,otwierałam te drzwi i wracałam do siebie. Musiał po tym zniknąć,jak na drania przystało.
Pamiętam każdy raz,gdy wracał. Każdy idealny moment,akurat gdy o nim pomyślałam,choć po drodze byli inni faceci,inne sprawy,choć wcale nie chciałam. Akurat wtedy dostawałam pieprzoną wiadomość"Pomyślałem o Tobie,spotkajmy się.". Pamiętam ten pieprzony ogień,nawet z M. nie mam aż takiej chemii. Pamiętam,jak niesamowicie mnie wkurwiał i jednocześnie przyciągał,działał na mnie jak w hiszpańskim romansie i ja tak na niego działałam.
Ani razu mnie nie rozebrał.W przeciwieństwie do innych,ani razu. A działał tak...
Przepadał,wracał,znikał i sam nie mógł sobie z tym poradzić. Ani ja. Ale potem przegiął. Zniknął na zbyt długo. Spotykałam się z kimś i chciałam niejako racjonalnie ułożyć sobie na moment życie. Zresztą,racjonalnie miałam gdzie spać wtedy w Pzń,bo akurat nie miałam na wakacje mieszkania. I wtedy ten jeden sms,z drugiego końca Europy,nim wysiadłam z autobusu,by przywitać tamtego. Jeden sms i to przepraszam i te kilka zdań wystarczyło. To była ostatnia noc i dzień,ostatnie spotkanie z D. Nie mogłabym.

Wtedy były maile i smsy.Było wszystko takie spokojniejsze. Pamiętam tę imprezę nad morzem i ten sms,jesteś jedną z nielicznych osób,do której numer nauczyłem się na pamięć. Jedną z naprawdę niewielu.Pamiętam ten sen,tak niesamowicie realny,żaden realny mężczyzna nie doprowadził mnie do tego momentu,do którego doprowadził mnie ten sen,ale to nie był sen,to było zawieszenie w czasoprzestrzeni,czułam nie tylko dotyk,ale i zapachy a cały świat nie istniał,zawęził się do dwóch istnień splecionych ze sobą.Było oczekiwanie powrotu. Miał być samolot tego,a tego i przyjście na mój spektakl. Wrócił później. Ja wyjechałam. Wróciłam. Mieliśmy się spotkać. Dalej mu nieufałam,dalej mnie wkurwiał,dalej mnie niesamowicie przyciągał,dalej wiedziałam,że jestem zakochana.Jedno głupie nieporozumienie. Pamiętam go,na tym przystanku. I pamiętam później tę rozmowę telefoniczną,rozmowę wcześniej z An.,pamiętam ten moment zawahania-jeśli teraz się z nim spotkam,od tego zależy nasza dalsza znajomość,ale przecież będę mu podporządkowana,jeśli teraz spróbuję postawić na swoim,on się wkurwi i wszystko przepadnie,pamiętam to wahanie i to gdy zwyciężyła chęć niezależności. Oczywiście,z perspektywy czasy,on choć impulsywnie zadziałał,to miał rację. Irracjonalne było całe to moje wkurwienie,skoro wszystko to tylko był przypadke,złośliwość doby internetu i pomyłek.Byłoby to nasze ostatnie spotkanie wtedy na przystanku,gdyby nie pech,że we wakacje spotkałam go w tym samym miejscu. Tym razem nie powiedział mi cześć,dziś już wiem,że mnie po prostu nie zauważył,nie usłyszał,bo przecież odzywał się później,kolejne nieporozumienie. Skoro nie mówisz mi cześć,to spierdalaj,proste. Więc kolejne spotkanie,na innym przystanku,skoro wyglądam źle akurat tej nocy,to lepiej żebyś mnie nie widział. I tyle. Więcej już Ciebie nie spotkam.
Czasami coś skomentujesz i to tyle.Czasami wiem,jakie to byłoby bez sensu,a czasami tęsknię.
Bo ja dalej pamiętam twój numer.Mylę się z numerami do przyjaciółek,do których pisze od lat,a do ciebie nie piszę od dawna,nie mam twojego numeru od dawna,ale dalej go pamiętam.I wiem,że mogę zadzwonić, z rana,gdy twój głos jest niski,wiem,powiedziałeś.
I pewnie wkurwiłabym się i tak,gdybyś miał tę satysfakcję świadomości,że dalej siedzisz mi w głowie.
I gdybym spotkała Ciebie dziś,czy cokolwiek by się zmieniło? Czy dalej byłoby spotkanie dwóch żywiołów?
Czasami mi się śnisz. Od maili z W., jakoś mi się o Tobie myśli. Bo czasami trzeba było Ciebie wspomnieć,a propos czegoś.Więc tak już mi zostało. Czasami Ciebie wspominam,po prostu. Widzę zajawki naszych wspomnień,jak dziś. Nagle pamiętam Twój zapach,twoje ubranie,twoje spojrzenie i twój dotyk. Pamiętam, jak do pewnego czasu dobrze się przy Tobie czułam,właśnie tak,jak czuć się chciałam.Piękna,zwariowana,błyskotliwa,zabawna,przekorna.

Gdybyś napisał mi"pomyślałem o tobie,spotkajmy się",przyszłabym.Schowałabym tę dumę,czułabym się z tym okropnie,ale przyszłabym.Dla spokoju.Tak jak i Ty wracałeś,chcąc zaznać spokoju,chcąc pozbyć się wreszcie mnie,przekonać,że już na ciebie nie działam,albo wreszcie coś z tym zrobić,a za każdym razem stawało w tym samym miejscu,aż do wtedy,a po tym wszystkim znalazłeś pierwszą piękniejszą i znalazłeś spokój w związku,na jakiś czas i nie liczę się już ja.
Na szczęście mam inny numer. Nie mogę mieć nadziei.Na szczęście jest ktoś inny.Ktoś trochę podobny,a jednak zupełnie inny i to jest bardzo dobre,samo w sobie i właściwsze.
Choć czasami zastanawiam się,czy byłaby taka  zima i taki koniec jesieni,gdybym wtedy nie postawiła na dumę.Czy utrzymałbyś mnie na powierzchni,skoro jeszcze chwilę wcześniej wszystko jako tako było ze mną w porządku.Ale czy wtedy byłby W.? A gdyby nie W., czy byłby M.? Przecież nie stałabym na tym moście pijana,płacząc od środka i nie myślała o W.ani o wszystkim innym,co wtedy miało wydarzenie,a w jakiś sposób było złączone, więc i nie musiałabym mówić nieznajomemu,że jestem smutna.
Szkoda tylko,że dalej jestem smutna.

Za 11minut zadzwonię do psychologa.Wreszcie.
***
Zadzwoniłam.Czasami powraca mój lęk do rozmów telefonicznych.Po pierwsze  z dawnej nieśmiałości.Po drugie przez telefon zawsze dowiadywaliśmy się w rodzinie o czyjejś śmierci.Po trzecie matka K., która wydzwaniała do mojej mamy"bo mój syn jest zakochany,niech pani coś z tym zrobi",a potem przeszpiegi.
***
Jakie są wasze pierwsze wspomnienia?Pierwsze wspomnienia musiały być silne,więc była to moja modlitwa,którą wzruszyłam rodzinę do łez. Trzy letnie dziecko na kolanach,mówiące z pamięci te wszystkie formułki i proszące Boga żeby było dobrze,przed operacją. Potem szpital-sala,na której leżałam,zastrzyk bolesny,sala zabaw,moment powrotu po mnie rodziców,dziewczynka,która pomagała mi się pakować i ten chłopiec od mentosów. Czy on mnie też wspomina? Jest jednym z moich pierwszych wspomnień i zapamiętam go do końca życia. Chcę żeby żył,ale jeśli już nie żyje,czy czasami gdzieś mnie nie słyszy? Miał raka.Nie wiem z jakich powodów leżał na tym samym oddziale co ja,bo nie z powodu raka oczywiście.I miał mentosy po które do niego chodziłam. Miał naście lat,niewiele,chłopiec,chłopak,z sercem dla trzy latki. Myślałam kiedyś,że może go sobie ubzdurałam?Ale moja mama potwierdziła, że był. Czasami chciałabym go spotkać,choć nawet gdybym go poznała nie wiedzielibyśmy,że to my. Czy wspomina się takie coś,jak leżenie w szpitalu,w dzieciństwie?I przecież bylibyśmy sobie obcy.A jednak.Myślę o nim,odkąd pamiętam,a to cholernie niesamowite.Najbardziej o tym,czy jeszcze żyje.I czy też mnie pamięta. Jest przecież dojrzałym mężczyzną.Dlaczego wywarł na mnie tak silne wrażenie i dlaczego wciąż raz po raz go wspominam? Miałam trzy lata.Brzmi absurdalnie.
***
Wczorajsza noc była pełna absurdów.Jak to z A.stwierdziłyśmy nie tylko my,ale i masa ludzi wokół potrzebują psychologa.
"Cały ten świat potrzebuję psychologa"!
***
Dlaczego dziś tyle wspominam?

środa, 20 lutego 2013

Obudź się


Jaki jest największy błąd człowieka? Przestać wierzyć w swoją siłę.Odkąd widzisz w sobie tylko i wyłącznie słabość,odkąd myślisz o sobie tylko i wyłącznie w kategoriach słabości,przegrywasz. Nie widzisz więcej, niż to,co jest. Nie możesz stworzyć nic więcej. Stoisz w miejscu.Od roku,a może dłużej.
Boisz się życia. Odkąd pamiętasz boisz się życia. Bo życie nie jest takie,jak w Twojej głowie. Ale to nic złego.Życie jest po prostu inne.Czasami trudniejsze,czasami lepsze,czasami dziwniejsze.Inne.
Podziwiasz tych,którzy potrafią założyć różowe okulary i nagle stracić z oczu cały świat. To oni są normalni,wpadając wprost w ramiona uczucia.Mogą zastanawiać się,skąd takie szczęście na nich spadło,mogą zastanawiać się,jak długo potrwa,ale nie podważają jego wartości,czują je.

Ty tak nie potrafisz. Masz milion spraw,milion łez,milion lęków,milion ludzi. Twoje okulary są wielokolorowe. Z dobrymi szkłami powiększającymi. Uparcie twierdzisz, że sobie poradzisz, nie ściągasz ich z nosa. To teraz żyj z nimi dalej,wytrzymuj te próby.
Boisz się życia.Miałaś tyle planów,tyle marzeń.Coś tam realizowałaś,coś ryzykowałaś. Ale coraz rzadziej,coraz mniej aż w końcu stanęłaś gdzieś na rozstaju dróg.
Nie potrafisz kochać. To świetne wytłumaczenie,aż staje się prawdą. A przecież wystarczy tylko powiedzieć: nie potrafię,ale chcę to zmienić,chcę się nauczyć.
Skąd te pomysły? Przecież tylko to słyszałaś.Nie potrafisz. I na tym tylko kończyłaś.
Co robisz?Pokaż, czy kiedykolwiek zrobiłaś krok i przeskoczyłaś przepaść?
Chowasz się w kokon mieszkania,zawszywasz się w piosenkach,pod kocem,znikasz,jesteś,a jednak Ciebie nie ma.

Kurwa. Życie mija.Kurwa.Stoisz.
Rusz się. Rusz do przodu. Biegnij,zacznij od małych kroków.Idź.Przed siebie,idź,nie przestawaj,idź.
Proszę.Idź.
Nie poddawaj się.Nie warto,życie czeka,życie przemija,nie chcesz żeby było za późno,boisz się tego,więc wyjdź poza ten strach i zacznij żyć. Tak,jak tego chcesz.
A jak chcesz?
Żeby życie miało smaki.Żeby ludzie ważni czuli,że są ważni. Żeby życie miało kolory,ciepłe,tęczowe,mroczne,zimne,wszystkie.Miałaś wielkie plany i nadal możesz wielce żyć. Ale najpierw pamiętaj o małych krokach. O małych smakach,od których robi się głód na więcej,więc sięgasz po więcej. Pamiętaj,nikt i nic nie trwa wiecznie. Zaraz coś może odejść nieodwracalnie. Nie czekaj.Biegnij,łap,bądź,żyj,żyj do cholery.
Wstań. Dość już leżałaś. Wstań,życie nie będzie czekać,świat i ludzie również nie,po prostu kiedy ty leżysz,oni dalej trwają,wasz czas mija,ty mijasz,oni mijają,możesz zbudzić się za późno. Nie chcesz tego.
Zbudź się,śpiąca królewno.Twój książę,Twoje życie całuje Twoje usta.

wtorek, 19 lutego 2013

Kawałek nieba

Jestem na cienkiej linii.Mogę skręcić w prawo i wybić się w górę,albo skręcić w lewo i spaść w dół. Wiem,że za długo już nie wytrwam balansując na linii.Nie mam już sił,potrzebuję zmiany,a najgorsze,że chyba obojętne w którą stronę,bo każda może nieść coś dobrego. Jeśli wybiję się,wrócę do tego,co kiedyś i pójdę do tego,co nowe. Jeśli spadnę,zaszyję się gdzieś po cichu,odłożę wszystko i może mi przejdzie,może zregeneruje siły i wrócę,na górę.Szkoda tylko,że nie wiem,gdzie moglabym się zaszyć i niby jakim sposobem. Trzeba by się zaszyć od wszystkiego,a tu trzeba mieć pieniądzę,więc pracę,trzeba siedzieć w Poznaniu, więc samemu sobie radzić,a jeśli u siebie to radzić choć trochę i IM. A ja chciałabym nic na jakiś czas. Słuchać śpiewu ptaków,ogladać las,spacerować w słońcu,oddychać świeżym powietrzem,dużo spać,dużo zdrowo jeść,dużo czytać,pisać i oglądać filmów. I żeby tak za darmo...żeby tak gotowac sobie z przyjemnością,ale jak będzie gorzej,to żeby ktoś gotował. I żeby dojść do siebie.Zdrowotnie i psychicznie.

Czuję się powoli hipochondrykiem,paranoikiem,słabeuszem. Ale nie mam już sił na to. Ostatnio słyszałam takie mądre zdania:
A: Bo mój syn w dzieciństwie to tyle się nachorował,nacierpiał, a teraz ma 11lat i od 4lat żadnego nawet przeziębienia. A ja z mężem to w dzieciństwie mało chorowaliśmy i teraz my chorujemy,a on uodporniony. Bo to każdy musi swoje przejść,tak myślę,więc jak ktoś w dzieciństwie dużo chorował,to potem ma spokój.
B: Właściwie coś w tym jest,mój mąż za dziecka to tyle chorował, a teraz nic.

A ja?A ja co?Jestem tym wyjątkiem,co potwierdza regułę?
A może dalej jestem dzieckiem?I tak nie dają mi więcej niż 15,max 16lat z wyglądu,to nic,że 23,a przy zdjęciu do dowodu fotograf myślał,że to mój pierwszy dowód będzie.

Mam po prostu taką chęć zaszycia się. Nie tak na niby,że dalej gdzieś trzeba iść-do pracy,czy choć na jakiś czas na uczelnię i nie tak,że śnię po nocach o obowiązkach,które tkwią zaległe i za dnia martwię się czymkolwiek,co jest zaległe. Nie,tak właśnie wolnym od tego. Taki urlop od życia dorosłego.

Pisanie uspokaja. Uspokojenie uspokaja.Zapominam o bólu,zapominam o tej misce obok. Głęboki wdech i wydech.
Wiem jedno.Cokolwiek się stanie,wdzięczna będę,że żyję,to na pewno. Ale po prostu chwilowo zredukowałabym życie do prostego życia na łonie natury i tam nauczyła się spokoju.Nauczyła się żyć.
Chociażby na wakacje zaszyłabym się gdzieś,ale gdzie i jak za darmo?

Moja mama,która raczej nieczęsto wyraża się pozytywnie na temat mojego wyglądu,ostatnio rzekła żebym spojrzała w lustro i zobaczyła jaka jestem śliczna i tak postarała się każdego dnia o siebie zadbać i może wtedy z powrotem zachce mi się żyć. Ciekawa porada. Wystarczy mi piękno wokół,ale Poznań zimą piękna nie ma.Tak to choć nad Rusałką bym się zaszywała.Potrzebuje piękna natury.To mnie uspokaja,wtedy czuję się w harmonii ze światem.Na swoim miejscu.Pogodzona z życiem.Jego częścią dopasowaną.

Och,ostatni tydzień spotkało mnie tyle dobrego od ludzi,w akceptacji mnie.I to jest cudowne. I jestem wdzięczna.

Ale chciałabym teraz wreszcie dojść do ładu,chciałabym jeśli już to zwalczać tylko demony w głowie,a nie jeszcze te fizyczne,te chorobowe.

Czasami widzę siebie w klatce,w czarnej,nieskończonej czasoprzestrzeni. Czasami jak tę Ofelię 21wieku,w białej sukience,drapiącą się do krwi,chcącą zdrapać z siebie wszystko. Czasami widzę siebie beznadziejnie pukającą w ścianę,w pomieszczeniu bez wyjścia i okien. A czasami widzę siebie na plaży,albo w górach,albo w lesie i jest mi dobrze.

Jest mi dobrze,bo uspokoiłam siebie,pisząc.
Jest mi dobrze,bo przypomniałam sobie to ciepłe spojrzenie,które wywołuje zupełnie nowy rodzaj uśmiechu.
Jest mi dobrze,bo muzyka jest relaksacyjna.
Jest mi dobrze,bo mogę oddychać.
Jest mi dobrze,bo choć nie jest dobrze,to wiem,że będzie. Wierzę już,że nieważne aż tak są tytuły naukowe,nasze miejsca pracy,nasze osiągnięcia,nasze porażki,nasze sukcesy,nasze błędy,nawet nasze pasje. Ważny jest sam proces życia. Życie jako największa pasja.Każdego dnia znajduje się jakaś przyjemność,już od najmniejszych spraw.Zapach herbaty,smak obiadu,kostka czekolady rozpuszczająca się w ustach,piosenka,wiele piosenek,jakieś zdanie wyczytane,jakiś nieznajomy na ulicy,jakaś chwila śmiechu z kimś,jakaś łza,taka inna,taka wzruszająca,czyjeś przytulenie,jakiś wiersz,widok nieba,śpiew ptaków,wtulenie się w poduszkę,gdy jest tak miękka,czyjeś dobre słowo,czyjś głos,nasze oczy w lustrze,nasze ciało,nasze włosy ładnie skręcone albo ładnie proste,nasze usta,czyjeś usta,czyjś pocałunek,czyjś uśmiech,nasz uśmiech,jakieś piękno,jakieś zaskoczenie,jakaś emocja,każda jest dobra,jeśli pozwolimy jej przejść przez nas i odejść od nas.Nawet sny,gdy nie są koszmarami,tylko przygodami.Nie chcę żadnego pędu ku górze,chcę wreszcie ładu. Dopiero gdy dojdę do ładu,nieważne, w którym miejscu będę,będę mogła ruszyć dalej.Inaczej to tylko kręcenie się w miejscu.
Moja wartość jako człowieka jest zależna od wielu,wielu spraw. Ale tak naprawdę każdy z nas ma i tak podstawową wartość,każdy z nas jest organizmem żywym,my mamy wartość,zwierzęta mają wartość,choć wcale nie mają ukończonych studiów,ciekawego męża i dobrej pracy i jakichś sukcesów w pasjach.Rośliny mają wartość. Szacunek liczy się. Szacunek do życia.Do siebie nawzajem. Szanujemy się,bo czujemy.Tak winno być.Szacunek do człowieka,jako istoty żywej. Szacunek do rośliny,zwierzęcia.

Mój kochany Rudziku,gdzie jesteś? W poprzednim mieszkaniu miałam ogród,a w ogrodzie rudzika.Dziś mam tylko szarą kamienicę,dach,obskurne podwórko i trochę nieba,to najważniejsze,póki widać kawałek nieba.
Każdy znajdzie kawałek nieba dla siebie,jeśli tylko zechce.
Widzę teraz przed oczami Drogie Obrazy,drogie nie przez artystów,wartość na rynku,wartość dla sztuki,Drogie dla mnie.Bliskich ludzi,bliskich miejsc,bliskich chwil.
Jak tu się nie uśmiechnąć?
&&&
Coś starego,wynalezionego:

Któregoś dnia zbuduję dom. Nie sama, ale własnymi rękami,własnym
językiem,własnym intelektem,własnym sercem,własnymi nogami,własnym
ciałem,własnymi włosami, połączone z czyimiś
rękami,językiem,intelektem,sercem,nogami,ciałem(jako całość),
włosami. Nasze dłonie będą podawać sobie kubek herbaty lub
kawy,podawać książki z podkreślonymi cytatami, na które ta druga osoba
ma zwrócić uwagę,podawać nóż do krojenia wspólnie upieczonego
chleba,podawać gwoździe i pędzel do budowania domu materialnego,podawać
może nasze dziecko,aż w końcu łączyć się i ze sobą. Nasze języki
będą mówić słowa,będą nas dzielić i łączyć,bo nieporozumienia
rzecz ludzka,będą meblami i ozdobnymi dziełami sztuki,będą pisać
poematy po ciele aż i się  zwiążą na moment.Intelekt będzie otwierał
część drzwi,wstawiał pewne okna,czasami będzie kluczem. Serce będzie
dobre na wszystko,to będzie zapach naszego domu. Nogi pozwolą nam do
siebie iść,pozwolą iść obok siebie,pozwolą bieg,gdy trzeba,nogi to
taki dach,chronią od deszczu i wiatru. Ciała to kuchnia, przeróżne
smaki i zapachy,potrawy które najpierw trzeba przyrządzić,trzeba też
posprzątać, by przygotować samo miejsce,by stare potrawy nie
fermentowały,nie gniły. Włosy to miękkie łóżko, to spokojny sen,
dobranoc na koniec dnia i dzień dobry na początek.Mogę być bezdomna,pod
mostem,ale z nim. Wtedy będę miała najlepszy dom. Dom miłości. Trochę
burdel,trochę pałac,trochę drewniana,skromna chata,trochę mały,biedny
pokoik,trochę więzienia,trochę ogrodu,trochę szpitala,trochę gołego
nieba i spania na trawie,trochę przyczepy w podróży,trochę mnie,trochę
jego,wszystko naraz,przemieszane,wymieszane,złączone.
i to jest
najpiękniejsze,dla mnie.że nie ma pewności,poza tą śmiercią,ale i ona
jest trochę niepewna,bo co potem,bo kiedy.że nie wiem kiedy umrę,ani w
jaki sposób umrę,i na ile już umarłam,na ile dam radę się
odrodzić,ani co będzie potem,po smierci.że nie wiem jaka będę jutro,a
co dopiero za 10lat,o ile do nich dożyję.że nie wiem co jeszcze skrywa
mój gust,mój intelekt,moje serce,dokąd zaprowadzą mnie nogi i czym
zaskoczą uszy,co wypowiedzą usta,ale  i jak poczują dotykiem,czy
dłonie.może moje dłonie są zdolne do czegoś,a ja im nie pozwoliłam
jeszcze tego poznać.i że ludzie wokół mogą być też taką
tajemnicą.w pewnym sensie nie każda zagadka jest interesująca,bo jednak
są mniej i bardziej skomplikowane zagadki na pierwszy rzut oka,choć na
drugi wszystkie są skomplikowane,ten głębszy.być moze wystarczy tylko
otworzyć oczy,uszy,mózg,serce,dłonie,usta,język na tę druga
osobę,jakąkolwiek i na cokolwiek wokół
Kiedyś człowieka określiłam zamkiem. W zamku masz pełno
komnat,również tajemne,które nigdy można nie odnaleźć,również
takie,które trzymasz zamknięte na klucz i nie chcesz wpuścić
nikogo,albo wpuszczasz z czasem,a na początku masz grodzenie,masz bramę.
Bo to i trzeba posłyszeć pukanie i chcieć wpuścić pielgrzyma,żeby
został gościem,z czasem domownikiem niektórzy.
Ariel  na pierwszym spotkaniu,pierwsze,co powiedział, że ta energia ode
mnie bije,która biła już w mailach i że dla niektórych to nawet
będzie nie do zniesienia, z zazdrości,będą chcieli to niejako
zniszczyć i może miał trochę racji.
Kim jestem?Milionem świetlików,tak mi się skojarzyło. A propos energii. 





sobota, 16 lutego 2013

Koszmary,koszmary cztery pary.

Całą noc śniłam o moich pragnieniach. Tych od lat. Najpierw był dom,drewniany,w lesie,z dala od ludzi,jezioro lazurowe,piękne,niedaleko,z okien widok na nie,kominek,schody,spokój,cisza...i ta kobieta...to chyba wina Pistoriusa.W moim domu dużo się o nim mówi,bo i w necie i w telewizji huczy od tego morderstwa i przyśniła mi się blondynka o włosach jak jego kobieta. Tylko moja była trochę starsza. Wkurwiała mnie i przerażała,bo waliła do moich drzwi,krzyczała na mnie,gdy jej otworzyłam i w ogóle,w ogóle nie chciała sobie pójść,jak zamknęłam drzwi,więc ni stąd ni zowąd otworzyłam je raz jeszcze,wyciągnęłam pistolet i strzeliłam do niej cztery razy. A potem ogoliłam jej piękne włosy,wyglądała o wiele gorzej,wierzyłam,że może wtedy ją nie rozpoznają. W rękawiczkach wszystko robiłam,ściągnęłam jej ubrania,spaliłam,pistolet miał ślady jej dłoni,wrzuciłam go do jeziora,a ją,co miałam zrobić z jej ciałem?Wrzuciłam do stawu,obok domu.Głupie to było.Nic jej nie wrzuciłam,żadnej kuli do nogi i ona tak sobie pływała grzbietem do góry,a ja pomyślałam,że tu rzadko kto zagląda. I poszłam na spacer po lesie,aż spotkałam moje współlokatorki,okazało się,że tak naprawdę ten piękny,letni dzień w lesie,to dziś,16luty,A. ma urodziny,idziemy do naszego domu drewnianego,przed nim stoi jakiś gość,a ten gość dostrzega trupa. I ja już wtedy wiedziałam,że nici z pięknego domu,czeka mnie więzienie,nie mam alibi,one wiedzą,że cały dzień byłam w domu,chwilę wcześniej im to powiedziałam,byłam sama,trup pod naszym domem,i co?jak mogłam nie słyszeć strzałów?Koniec snu.Bam.

Potem teatr. Warsztaty,jako moja praca. Moje dziewczynki z obozu i chmara innych,zachwycone,dobrze się pracuje,ekstra,tylko wszystko to sen we śnie. Nie ma tak naprawdę z kim pracować na pracy marzeń. Baam.Koniec kolejnego snu.

Co potem?Kiedyś marzyło mi się prowadzić ośrodek resocjalizacyjny dla młodzieży.No to takowy prowadziłam.I tu nie pamiętam co i kiedy stało się koszmarem.Pamiętałam po przebudzeniu zaraz po tym śnie,ale to nie był ostatni sen.

I ostatni sen.Byłam nauczycielką w szkole,tymi najmłodszymi się zajmowałam.I miałam chłopca,najśliczszniejsze dziecko,jakie mogłam wyśnić,do tego takie spragnione miłości i jakieś mądre,spokojne mimo kilku lat.Miał tylko babcię i ta babcia nie mogła dziś po niego przyjść,a ja ją znałam,jego adres też,więc ja miałam go odprowadzić.Był tam też mężczyzna,wcześniej wychowanek tego poprawczaka resocjalizacyjnego,w którym pracowałam w poprzednim śnie.Mężczyzna i chłopiec w jakiś sposób fizyczny i psychiczny byli ze sobą podobni. Jakby tak naprawdę to był jego syn.Ale nie był to jego syn biologiczny.Ten mężczyzna też był wychowywany przez babcię,obecnie był już sam. Też miał piękne brązowe oczy,spokój w sobie i życiową mądrość człowieka,który niejedno przeszedł. Dziecko oczywiście w dużo mniejszym stopniu,ale też właśnie to miało.  I obydwoje mieli w sobie to pragnienie pokochania i bycia kochanym. I obydwoje świetnie się dogadywali,mężczyzna teraz też był nauczycielem. Trochę młodszym ode mnie.I tylko w nim w przeciwieństwie do małego chłopca byla moc dystansu i rezerwy. I byliśmy w takiej starej szkole,gdzie szatnie wyglądały totalnie ohydnie.I powiedziałam wtedy,że jeśli będę mieć dziecko to w życiu je tutaj nie puszczę. I mały-nie znałam jego imienia,ale przezwaliśmy go Misiek-spytał się,czy mam męża. Odpowidziałam,że nie. A chłopaka?Też nie. A dziecko?Też nie...I wtedy chwycił moją dłoń i dłoń "Piotrka",tak miał na imię ten mężczyzna i zapytał: A pan Piotrek? Rozbawił nas i speszył. I powiedziałam:"Tak,Piotrek to moje duże dziecko";),w końcu kiedyś to jego wychowawczynią byłam,jakkolwiek dziwnie to brzmi :> Ale przecież teraz obydwóch nas przyciągała siła zupełnie inna,wyczuwalna przez cały sen,choć nijak pokazana,oprócz jednego przytulenia,właśnie po tych słowach,i to serdecznego bardziej,bo zrobiło mi się ogromnie przykro,że na te wszystkie pytania odpowiadałam nie.

I wyszliśmy na letnie ulice,dużo zieleni,bo tęsknię za zielenią i szliśmy pod górkę,masakryczną górkę,skarpę,ale wspięłam się z małym tam,Piotrek pomagał,a na górze,na trawie było pełno noży przeróżnej maści.I pewna rodzina,starsze małżeństwo,które...zaczęło w nas tymi nożami rzucać 0o. Byli strasznie szybcy,Piotrek w mgnieniu oka załapał,że trzeba się bronić i też tymi nożami rzucał,a ja byłam zszokowana,w jakiś irracjonalny sposób broniłam siebie i Małego,przerażonego,wtulonego w moje ramiona. Nie wiem jakim cudem stamtąd uciekłam. Nie liczyłam się ja,a to małe,wtulone ufnie dziecko.Ale też interesował mnie Piotrek,ale nie mogłam mu pomóc.Przykuł ich uwagę,zranili go,walczył dalej,my uciekliśmy. Przy górce był blok,balkon,otwarte drzwi,wskoczyłam tam, to było ICH mieszkanie,było bez wyjścia...a tylko obchodząc jakoś to mieszkanie można było wyjść na ulice. Znalazłam szafę,taką jaką mieliśmy w dzieciństwie,często się w niej chowałam.Weszłam tam i okazało się,że to szafa atrapa,miała ukryte drzwi wyjściowe.Wyszłam na korytarz,ściany w tym bloku były fioletowe,przytłaczające,zbiegłam,z krzykiem,ale nikt nie wychodził,nie pomagał,wybiegłam na ulice,dalej krzycząc,bo przecież teraz Piotrek był tam jeden,a ich dwóch,ale dopiero gdy dopadłam do Straży miejskiej,zwrócono na mnie uwagę. Pobiegli tam,a mnie z Małym zabrali do jego babci,żeby oddać go w odpowiednie ręce.Obudziłam się i zastanawiało mnie tylko jedno,czy Piotrek przeżył?

I pomyślałam,że trzymać w ramionach takie dziecko,jak tamto,to naprawdę coś niesamowitego i mieć obok mężczyznę,z całą siłą uczucia tylko wyczuwalnego w klimacie snu,ale bardzo,bardzo silnie,to też takie niesamowite.I obudzić się po tym,już nawet nie chodzi o te noże,chodzi oto,że to tylko sen.

A zabicie człowieka,nawet we śnie,jest straszne.Działałam automatycznie i dopiero,gdy znaleźli jej zwłoki,zaczęło do mnie docierać,co się stało,co zrobiłam.

Właściwie ja dziś nie śniłam.Miałam emitowane w głowie filmy,pełnometrażowe.
Dziwna noc. Pobudka o północy,o drugiej,o piątej,o dziewiątej a potem ta ostateczna.

***
Imieninowy dzień dawno już nie był tak dobry,jak tegoroczny.I spróbowałam zupełnie nowej kuchni,indyjskiej,w naprawdę fantastycznym miejscu.
Za to w walentynki okazało się,że pisanie do kogoś kto jest w związku i płci przeciwnej,wieczorem,może mu przynieść klopot. Inne kobiety w walentynkowe wieczory nie są wskazane. Nawet jeśli treść jest nieistotna.Paranoja. Bo większość moich znajomych,w związkach,czy nie,nie obchodzi tego święta,więc nawet nie pomyślałam,że to walentynki i nie wypada. Teraz już wiem i uszanuje to zdanie,przez wzgląd na Niego,bo przecież nie chcę sprawiać kłopotów dobremu koledze. Ale przecież...to absurd jakiś,mimo wszystko.Można było wyłączyć telefon :D

walentynki spędziłam przed telewizorem i postfaktum zastanawia mnie,jak to możliwe,że ominęły mnie walentynkowe filmy :D obejrzałam świetną debatę na temat współczesnej brutalności w sztuce,świetny występ kabaretowy młodego Stuhra(szacun,szacun,szacun!),ekstra odcinek dr House i świetną bajkę braci Grimm w wersji filmowej-Król Drozdobrody,bodajże.

A teraz czas goni,goni,goni. Goni nas.

wtorek, 12 lutego 2013

ŻyjeMy

Nie ma dru­giego człowieka ta­kiego jak ty. Jes­teś je­dyny w swoim rodza­ju i wyjątko­wy, całko­wicie ory­ginal­ny i niepow­tarzal­ny. Nie wie­rzysz w to, ale nap­rawdę nie ma
żad­ne­go dru­giego ta­kiego jak ty. I żaden człowiek, które­go kochasz, nie będzie już zwyczaj­nym człowiekiem. Ja­kaś osob­li­wa siła przy­ciąga­nia pro­mieniuje z niego. I ty zmieniasz się pod je­go wpływem. Je­mu możesz na­wet po­wie­dzieć: "Dla mnie nie mu­sisz być nieomyl­ny, bez błędów
ani dos­ko­nały, bo: Ja prze­cież Ciebie lu­bię!"


Aby stać się lepszym,
nie mu­sisz cze­kać na lep­szy świat. 


Żad­na noc nie może być aż tak czar­na, żeby nig­dzie nie można było od­szu­kać choć jed­nej gwiaz­dy. Pus­ty­nia też nie może być aż tak bez­nadziej­na, żeby nie można było od­kryć oazy. Pogódź się z życiem, ta­kim ja­kie ono jest. Zaw­sze gdzieś cze­ka ja­kaś mała ra­dość. Is­tnieją kwiaty, które kwitną na­wet w zimie.

Szczęście znaj­du­je się w to­bie. Zaczy­na się na dnie two­jego ser­ca, a ty możesz je wciąż po­większać, po­zos­tając życzli­wym tam, gdzie in­ni by­wają nieżyczli­wi; po­magając tam, gdzie już nikt nie po­maga; będąc za­dowo­lonym tam, gdzie in­ni tyl­ko sta­wiają żąda­nia. Ty pot­ra­fisz się uśmie­chać tam, gdzie się narze­ka i la­men­tu­je, pot­ra­fisz prze­baczać, gdy ludzie ci zło wyrządzają. 

Cza­sami wy­daje nam się, że mie­szka w nas
dwóch różnych ludzi. Je­den, który wszys­tko dos­ko­nale czy­ni i te­go człowieka pre­zen­tu­jemy światu. Jest też i ten dru­gi, które­go się wstydzi­my, i te­go uk­ry­wamy.
W każdym człowieku is­tnieje coś ta­kiego jak wewnętrzny dy­sonans i niespójność. Każdy chciałby być dob­ry, a je­dynie do­konu­je czynów, których sam często nie rozumie.


Dlacze­go tak jest? Dla­tego, że człowiek nie jest Bo­giem, nie jest też aniołem, ani jakąś na­dis­totą, a je­dynie małym piel­grzy­mem w długiej, da­lekiej drodze swo­jego życia. Włas­ne słabości czy­nią go wy­rozu­miałym i łagod­nym w sto­sun­ku do in­nych. Ktoś, kto jest bez­kry­tyczny wo­bec sa­mego siebie, będzie twar­dy i niez­dolny wczuć się w in­nych. Nie będzie umiał ni­kogo po­cie­szyć,
do­dać od­wa­gi i wy­baczyć. Szczęście i przy­jaźń tkwią tam, gdzie ludzie są wrażli­wi,
łagod­ni i de­likat­ni w słowach, i wza­jem­nie kon­taktach.


Nig­dy nie za­pomi­naj naj­piękniej­szych dni twe­go życia! Wra­caj do nich, ilek­roć w twoim życiu wszys­tko zaczy­na się walić. 

Ka­wałek nieba jest w każdym uśmiechu,

W każdym życzli­wym słowie,

I przy­jaz­nym geście,

W każdym po­moc­nym czynie.

Ka­wałek ra­ju jest w każdym sercu,

Które sta­nowi zba­wien­ny port dla nieszczęśliwego.

W każdym do­mu z chle­bem, wi­nem i ser­decznym ciepłem.


Po każdym dniu trze­ba pos­ta­wić kropkę, od­wrócić kartę i zaczy­nać na nowo


Ja po prostu lubię aforyzmy Bosmansa.Jest mi po nich lepiej,lżej,sensowniej.Dlatego ten dzień jest dobry.Jest tez dobry,bo wymyśliłam pudełko-pudełko ma w sobie karteczki z zadaniami na tydzień,albo dzień.Zadania są proste,w sumie,to,co się lubi od dawna-tydzień sportu,teatru,gotowania itd.,itp. Wyjdź i spotkaj kogoś,kogo dawno nie widziałeś,uśmiechaj się,zrób coś nowego,wyjedź gdzieś. Cokolwiek. Po co?Żeby nie zapominać o małych i duzych promieniach światła w życiu.
Tak jest dobrze. Leżeć w tym łóżku,patrzeć na śpiącą siostrę,słyszeć brata i słyszeć muzykę.I co by się nie działo,jakby się wszystko nie pokończyło,tak po prostu jest,że można złapać oddech,czasami nawet bardzo ciężko go złapać,ale można.Można spojrzeć na niebo,uwielbiam patrzeć na niebo,nawet takie szare,jak dziś. Można COŚ zrobić,codziennie.Nawet jak się niby nic nie robi,to przecież żyje się,żyję się,cała nasza moc tkwi w tej jednej podstawowej czynności-żyje się.Od tego wszystko się zaczyna. To tu tkwi cud,to tu tkwi strach,nadzieja,wiara,szczęście,smutek,ból,to cała wszechmoc. Życie.Bo nie wiem,co było przed i co będzi potem.Ani nawet ile ono potrwa.Ale trwa TU I TERAZ. I nie potrzebuje wielkich spraw,skoro i małe mogą być dla mnie wielkie i nie potrzebuje niczego właściwie,skoro tylko mogę żyć.Bo życie samo w sobie ma już wiele wpisane.

ŻyjeMY

I jestem tam,gdzie jestem,bo tak właśnie jest,może tak miało być?I gdziekolwiek bym nie była,ważne jest dalej w siebie wierzyć i w życie wierzyć. 

Jesteśmy tylko trawą myślącą,kołysaną przez wiatr,pieszczoną przez słońce,ale jesteśmy. 
I od dawna obok wszystkich 'wielkich'tego świata,podobali mi się też wielcy "mali"tego świata-prości ludzie,jak to ich zwą,choć może to mędrcy doskonali,którzy w codziennej,ciężkiej pracy i plonach tej ziemi,,którzy w promieniach słońca,w świeżym chlebie i w ludziach obok odnajdywali radość,tak po prostu,a spokój odbijał się na ich twarzach.

Najważniejsze to pogodzić się ze sobą,z rzeczywistością wokół i światem.Pogodzić się nie znaczy być zrezygnowanym, a akceptować. Całą niedoskonałość i w niedoskonałości tej próbować budzić światło.Akceptować tylko to,co zmienić się nie da. Co da się,zmienić,tymi oto dłońmi. 

"nie chcę żałować żadnych chwil,choć nie zawsze było kolorowo,nie chcę zostawić żadnych łez,choć wiem,że czasem bolało,uśmiechnę się do swoich myśli"


Boże, daj mi cier­pli­wość, bym po­godził się z tym, cze­go zmienić nie jes­tem w sta­nie. Daj mi siłę, bym zmieniał to co zmienić mogę. I daj mi mądrość, bym odróżnił jed­no od dru­giego.

***
Właśnie do mnie dotarło,że jeśli rzeczywiście chcę być artystką,a przecież chcę,to długa droga ksztalcenia,poszukiwań,pracy i potu przede mną. I to właśnie już będzie artysta,ten który bada i poszukuje,odnosi się do przeszlości,jak i snuje o przyszłości,a przede wszystkim komentuje teraźniejszość.

Więc,mimo że potrzebuję przerwy od nauki,w którymś momencie artterapia/instruktor teatralny i jakiś fakultet z zarzadzania kulturą,czy intermediów przydadzą się.
Bo właściwie to,co? Albo będziesz robić coś własnego w tym kraju,albo zginiesz.

piątek, 8 lutego 2013

charakterystyka

mianownik kto,co:nikt
dopełniacz kogo,czego:nikogo
celownik z kim z czym:z nikim
biernik kogo co,nikogo
wołacz wołamy o,nikt!

http://www.youtube.com/watch?v=_DTS5lKEU2w

***
chciałabym zostać tam gdzie jestem i zgnić do końca.Ale nie wolno mi.nie wolno iść na łatwiznę,nie wolno się poddać

***

"

Żyjesz dla siebie. I na ile to doceniasz, Ptaszyno? Nie powinno się do Kocicy mówić imieniem ptasim, prawda? Ale nieraz i kotu tępią się pazurki...
Ptaszek w klatce. Kot by przecisnął głowę przez szczebelki, przecisnął całe ciało. Może miałby trochę ponaciągane ściegna, ale byłby wolny. Wyjdź Kocie z klatki, na nic udawanie Ptaka, gdy skrzydła sobie wiążesz.
Nawet jak boli wszystko masz. Masz ten koci łeb i elastyczne ciało, masz skrzydła tylko ich nie łam, na litość boską, nie łam ich!


dzisiaj jest też dzień, w którym można poczuć smak!
Doceń to Ptaszyno i układaj sobie kolejne dni, porządkuj owszem, bo trzeba dojśc do ładu z sobą, przecież ptaki tak delikatnie układają pióra alep otem bawią się w piasku! Czasem ułożenie tych piórek musi się poświęcić ale w zamian za to są czyste. To wszystko oczyszcza.I nie chodzi o żadne marzenia, jak zwykli mawiać poeci. Chodzi o doznania. Nie po to ptakom skrzydła, by nie czuły lotu, nie w skrzydłach magia, a w locie! Tak się zastanawiam, co jest naszym lotem? Czy nie czasem doznania codzienne, a skrzydłami, najprościej, zmysły?Bo latasz na rozkoszach dnia codziennego, ale tego nie doceniasz. Nikt nie docenia tak naprawdę do końca.
A może warto. Warto rozwinąć zmysły, te skrzydła, inne piórka niech się układają ale niech skrzydła pozwolą doceniać, to co masz. Zapach, smak, dźwięk, widok i dotyk. Tak, dotyk, Wypowiedział się imbecyl co dotyku się boi..ale dotyk przecież ma wiart, który pieści,  trawa, liscie, puchate koty, mokry psi język...miliony.
Smak i zapach...chyba o tym za dużo już się napisałęm, nie uważasz? A mimo to nadal są niedoceniane.
Widok...te najcudowniejsze.

Zastanów się Ptaszyno..ale tak szczerze- w jakim niebie ty dzisiaj latałaś, co? Na niebie jakich dźwięków, jakich smaków, jakich widoków...doceń lot, nie skrzydła. Wieczorem, układając w głowie myśli i sprawy jak ptasie piorka. Ptaki mają w zwyczaju to przed snem a potem nie mogą zmrużyc oka. Czy boją się kotów? Czy tego, że nie widzą gdzie lecą w ciemności?
A więc- jakie nieba zdobyłaś lotem?
Przypomnij sobie- a rozkosz będzie podwójna..."

A Wy,jakie nieba dziś zdobyliście?



poniedziałek, 4 lutego 2013

Czad,dam.

Wstałam na nogi.Stąpam twardo po ziemi i niczego nie mam zamiaru podlewać,chyba że moczem.Wewnętrzny komandos we mnie się obudził.Bo nikt normalny przy gorączce,krótkim śnie,intensywnej pracy i antybiotyku nie spełnia dalej w domu swoich obowiązków,jeszcze wprawiając siebie w wyśmienity humor,że oto mogę,yey,mogę.
w każdym razie:kurwa,mogę!

Mam tyle zaległości. Ugrzeznę.

Stwierdzam, że uczę się rozpoznawać typy osobowości po tym,w jaki sposób podają mi wieszaki,albo w jaki sposób wchodzą do przymierzalni.Oczywiście,mogę się mylić,to może tylko pierwsze wrażenie.

Świetne kobiety dwie dziś miałam.Jak Flip i Flap wyglądały i miały wysoce zabawne,cięte komentarze  co do ubrań i siebie w nich.

Poza tym,kto mi wytłumaczy jak można być"bardziej rozebranym"? Bo ja nie rozumiem.Nie moje sny,ale to ja,ja jestem tą rozebraną,więc chcę wiedzieć jak,jak bardziej,przecież to błąd językowy,ot co.

Uczę się nie myśleć nic ponadto, co potrzebne lub absurdalne lub zabawne lub konstruktywne.Jak tylko nasuwa mi się jakaś natrętna,zbędna myśl,jak taka mucha, to pacam w nią tak żeby wyleciała z mojej orbity myśli.Kiedyś wróci,pewnie,ale nie teraz.Nie chcę ich.Serdecznie dość.Mam.

Dobrze,poza martwieniem się o co poniektórych nieraz.

"Nasze życie przypomina Związek Niemiec, który składa się z maleńkich państewek i nie ma stałych granic, tak że nawet obywatel niemiecki nie jest w stanie powiedzieć, gdzie przebiegają."


 "Naród żyje zbyt szybko. ludzie uważają za konieczne, żeby Naród prowadził handel i eksportował lód, porozumiewał się przy pomocy telegrafu i podróżował trzydzieści mil na godzinę, i nie zastanawiają się w jakim stopniu ich to dotyczy; dotychczas jednak nie ustalili, czy  mamy żyć jak pawiany, czy jak ludzie."

Lubi Thoreu,ot co.


I jak ktoś zasnąć długo nie może to polecam przestawianie mebli.I otworzenie okna jak tylko szeroko się da,w mieszkaniu bez ogrzewania.Bo choć zimno,to powietrze i tak było brak.W każdym razie teraz śpię na ziemi.Twardo.I twardo chodzę potem po Ziemi.Jestem twarda.Jak guma rozpuszczalna.


Czaddddd.Dammmm.W dobre ręce.Z mojego pieca.




PS: Krakowska Grupa AWACS tłukła szkło,to jak ja.Wymieniono to jako drastyczne środki artystów tuż obok puszczania sobie krwi,zabijania zwierząt na scenie i używania drutów podłączonych pod prąd.Strach pomyśleć, co będę robić w przyszłości.W końcu nie mogę za długo być wtórna,muszę wymyśleć coś lepszego niż to szkło i ta krew.Ale zwierzęta zostawiam w spokoju.Co najwyżej mogę chodzić z oswojonym własnoręcznie tygrysem i straszyć publiczność.Uwielbiam tygrysy.Ten  mojego snu był idealny,bo przecież chodził ze mną po ulicach miasta normalnie i jakby wyczuwał mnie i moje myśli. Takiego poproszę. 

niedziela, 3 lutego 2013

Wiara w ludzkość

Ja dziś wierzę w ludzkość.Dawno tego nie miałam.Tych przebłysków.Zaczęło się niewinnie.Od kobiety w Starbucksie.Bo ja codziennie wypatruję tam mojej kosmetyczki.I teraz mał wtrącenie-moja kosmetyczka,to pani sprzed lat,piękna naturalnym pięknem dojrzałej,zadbanej kobiety. Nie widziałam jej w makijazu,ani w pięknym stroju,tylko nienagannie zadbaną w pracy,nieskazitelnie piękną. Ma czarne włosy,kręcone.Zielone oczy,duże,ładne,ciepłe,radosne. Uśmiech taki,że człowiekowi się lepiej robi.Głos taki,że to balsam dla duszy. I serce.Ogromne serce.Wiecie,ile ja jej płaciłam?Grosze.Bo ona robiła to DLA PRZYJEMNOŚCI.Miała kilka miejsc pracy,w tym kwiaciarnię i właśnie własne studio kosmetyczne i to wszystko razem zsumowane,plus mąż,pewnie pozwalało żyć dostatnio,a ona nie musiała się przejmować i mogła robić to dla przyjemności.A nie ma nic piękniejszego niż przyjemność.I ona sobie wybierała klientki.Musiała poczuć,że ten ktoś to ktoś odpowiedni.Polubić go.tam nie można było wejść i zażądać spotkania.Ona była dla mnie jak taka starsza siostra.Może nawet taka matka trochę.To nie była TYLKO kosmetyczka. To był najlepszy psycholog,jakiego w życiu spotkałam. Tam się szło NA ROZMOWĘ,na herbatę,na relaks. Tam się miało masaż twarzy na dzień dobry,pełno zabiegów,rozmów,a potem jeszcze makijaż delikatny żeby ładnie wyglądać.Żeby nie czuć się niekomfortowo po zabiegu.Która kosmetyczka o tym pamięta?I ostatnio Paula ją widziała na kawie,we Starbucksie.I ja tak bardzo chcę ją spotkać,bo od lat jej nie widziałam,odkąd się wyprowadziła.Notabene jej córka ma przepiękne włosy.Proste,gęste,za pas.I niesamowite było tej zupełnie niewinnej dziewczynce,bo ona była tak cudownie niewinna dać rolę nieczystości. Bo taką rolę jej dałam.Nieczystość-to wówczas najbardziej czysta ze znanych mi osób,ubrana tylko w prześcieradło,z rozpuszczonymi włosami,dłonią kusząco wyciągniętą i z jabłkiem.
Ok,koniec wtrącenia.
Wracając do kobiety.Była kobietą,która zawładnie całym naszym polem widzenia. Też długie kręcone włosy,w takim jakimś naturalnym kolorze brązu,choć pewnie farbowane,bo pani miała już trochę lat.Miała delikatne zmarszczki wokół oczu,bardzo ładnych,orzechowych.I usta,lubię usta.I taka promienna,radosna.I dziecko w wózku obok.I ta kawa w jej dłoniach.Budzić się przy takiej kobiecie,w ogóle nieumalowanej,jak te panie obok z Douglasa,tzn.,jako wprawione kobiece oko wiem,że pewnie jakiś delikatny makijaż miała,ale właśnie o tę delikatność chodzi,o tę naturalność, o tę prostotę,budzić się przy niej to zaczynać dzień od piękna.I podstawić tu można KAŻDĄ inną kobietę,od której bije to COŚ  i nie jest to związane z fizycznością,choć ta fizycznie była wyjątkowo piękna również.Choć zupełnie inaczej niż pani,która później wyszła od jubilera,drogo ubrana,mocno umalowana,w modnej fryzurze,też była piękna,seksowna nawet,ale to nie to.To była tylko uroda,dopracowana dodatkami w postaci kasy,która jej na to pozwoliła.Nie było tego czegoś.
A potem były rodziny-takie fajne dziś,bo szczęśliwe razem.Objęte,uśmiechnięte,nieśpieszne.
I kotek był.Miauczał na całą Półwiejską.CHyba spadł nieszczęśliwie,na pewno coś sobie złamał.Właściciele albo po prostu mieszkańcy kamienicy zbiegli do niego i nie wiedzieli jak go zabrać,co zrobić,żeby większej krzywdy ni zrobić.I ludzie się zbiegli.Ktoś się znał,może sam ma kota,a może po weterynarii ta dziewczyna?ktoś inny, bo mu żal,dzieci,bo tak śmieszniej,bo kot miauczy,pomiauczymy z nim,może mu raźniej będzie.To było takie zwyczajnie ładne.
I kobiety dziś są wyjątkowo piękne.I te naturalne i ta,która była nie stąd i robiła zdjęcia.Szła w futrze,obcasach,długich włosach.Futro dopasowane do typu urody.Mężczyźni się za nią oglądali,a ona robiła zdjęcia i polubiłam ją,bo robiła ujęcia też tym brzydkim miejscom,miałyśmy coś wspólnego.Czuć zbliżającą się wiosnę.Tak,przestałam nawet patrzeć na mężczyzn.Tak,jestem estetką i podobają mi się kobiety.Nie tylko estetycznie,choć wciąż nic z tym nie zrobiłam;)

I widziałam parę staruszków,pod rękę szli,dostojni,uśmiechnięci.To też dawało wiarę.

Wiara w ludzkość.

I dziś obiad będzie niedzielny. Ziemniaki kupiłam,może z trzeci raz podczas studiów;) Bo ja nie przepadam za ziemniakami,to starczą mi w domu na obiadkach.Ale dziś za nimi zatęskniłam,tak ze śmietaną,z masłem. I ryba będzie.Tym bardziej zatęskniłam.marne obiady ostatnio,bo marnie w portfelu,pusto dokładniej. I ok,nie powinnam.Ale ja mam taki typ charakteru. Raz się żyje.Dla chwil szczęścia ryzykuje,a potem kombinuję.To trywialnie niby tylko obiad droższy,ale mam tak z różnymi rzeczami.To jestem ja i cieszę się,że to właśnie sobą dziś jestem.

I albo ta pogoda,albo ja mam dobry dzień,a może wszyscy mamy lepszy dzień i temu wierzę w tę ludzkość.

I uświadomiono mi dotkliwie w Rossmanie,że nie jestem już młoda.Stanęłam przy półce,z której zawsze biorę kosmetyki.A tam podpis cera młoda.A obok podpis plus 20.Ja jestem plus 20,nie młoda. Zabawnie.Bo to wiążę się z tym,że już nawet bliżej mi do 25,niż do 19.A skoro bliżej to zaraz będzie
+25.A to już naprawdę jest wiek.Wymaga czegoś więcej niż tylko roztrzepania młodzieńczego.Odkąd pamiętam,wiek idealny.To właśnie kobieta między 25a 35.Bo ona jest młoda, a jednak jest już jakaś doświadczona,jakaś kobieca. No i kobiety po40,jak faceci przeżywają kryzys,tak one drugą młodość w tym sensie,że już najlepiej wiedzą czego chcą,znaja siebie,są świadome siebie i ta uroda,inna,a jednak piękna.

Jak ja się ogromnie,ogromnie cieszę,że zaakceptowałam swoją kobiecość.Przez miniony rok dopiero.Może trochę więcej,bo musiałam nad sobą popracować do sceny kobiecej do bólu,z "Co Ty mi zrobiłeś".Ja płakałam na próbach.Bo gdzie,ja,JA KOBIECA?JA SEKSOWNA? i to jeszcze PRZED LUDŹMI,PUBLICZNIE,NA SCENIE?nieeeeeeeeeeee....nie potrafię,nieeeeeeeeeeeeee.a potem,"cud".:)

ale trwało to i później jeszcze. I w tych mailach,gdy człowiek mentalnie walczył i nawet ostatnio,z M.

http://www.youtube.com/watch?v=EI8lt9RDRLw

Jestem dziś szczęśliwa,powiem to publicznie. I nic się nie zmieniło na zewnątrz,może tylko tymczasowy przypływ gotówki,który przecież miał swoje przeznaczenie na co,innego niż dobry obiad i paczka ciastek owsianych.Ale wewnątrz mnie.I na zewnątrz, w tym świetle,tym słońcu.To może się wydać absurdalne,ale gdybym żyła gdzieś,gdzie zawsze jest ciepło,czułabym się inaczej.Ja czerpię energię ze słońca.Ze światła.Przecież depresje wywodzą się i od braku światła.

Thank God,Im a women.

***
Zobaczyłam mężczyznę. Wysoki,szczupły,w ciemnych kolorach,może tylko spodnie wojskowe. Włosy długie,ciemne,proste. Twarz już nie miała nic wspólnego.Poczułam i pomyślałam tylko,że tęsknię. Nic więcej. To było dobre uczucie.Tylko i aż tęsknić.Bez żalu i smutku. Choć przecież wiem jaką chciałam zeszłą wiosnę, a dziś kojarzy mi się z zapowiedzią wiosny.Wiem,ale to już nieistotne dla dziś.Dla dziś liczy się tylko, że był ktoś taki i że jest w pamięci.Może jeszcze nie tak do końca. Ale już coraz bliżej ku temu. Bo tak musi być.

http://www.youtube.com/watch?v=TGObF2q63Ew

Och.I to zdjęcie,które widzę na przeciwko.Uwielbiam je. Jest na nim szczęśliwy.I ten świat tego błękitu nieba i oceanu też jest szczęśliwy. Całość to piękny widok,zwłaszcza,z przystojnym mężczyzną,gdy Go tak słońce oświetla jeszcze,jakby biło od niego to światło.

A ludzie z wywołanej fotografii mają w sobie coś prawdziwszego niż z fotografii komputerowej.Są bardziej namacalni. Zresztą ja od początku mam ochotę wejść w to zdjęcie,jeszcze nawet do wersji cyfrowej. To jakby brama.Zdjęcie-brama.Do Niego.


sobota, 2 lutego 2013

bzdeciki

 Tak właściwie jestem z siebie cholernie dumna.Spędziłam większość dnia i nocy sama,w zimnym,ciemnym mieszkaniu.I ta noc wydawała mi się ciemniejsza niż zwykle,tak za oknem.Może to tylko zwidy?I za każdym razem kiedy wstawałam z łóżka,czułam te nieprzyjemne dreszcze,z zimna. I wcale nie chciało się robić herbat,ale trzeba było. I nie płakałam,nie myślałam o niczym więcej,poza tym,co za tydzień przygotuję i skąd wezmę forsę na to,byłam spokojna,dużo spałam.Nawet moja mama jak usłyszała mój głos,myślała,że płakałam,a ja po prostu tak rozłożona,ale bez łez.Przespałam tyle za dnia i do połowy nocy,że potem parę godzin męczyłam się z zaśnięciem. Ciekawe,ile człowiek może spać,pod rząd?:D Nigdy jeszcze nie spędziłam tyle czasu samej w gorączkę.Zawsze była świadomość,że w pokoju obok ktoś jest,tak w razie co.A tu proszę,wcale to nie jest takie straszne. Może też dlatego,że człowiek był sam,ale jednak nie sam.

W Zwierciadle mówią,że myślenie też może być nałogiem.To ja Wam powiem,że mam taki nałóg.
I chce je rzucić.Już kiedyś P. wysłał mi potęgę teraźniejszości,muszę odkopać tę książkę.Przez tę zimę przede wszystkim myślę.I to mało konstruktywnie.

http://www.youtube.com/watch?v=k6YwuqWFTbc

zakochałam si w niej.Śpiewa to tak niesamowicie prawdziwie.Marzy mi się taka rola.Poruszająca,przejmująca. Po przeczytaniu kilku wywiadów z aktorkami,zaczynam rozumieć po co mi ta moja emocjonalność. Właśnie po to.Do teatru.Reżyser się popłakał,pierwszy raz w życiu przy piosence na castingu.A Anna pamięta jak kiedyś śpiewała to jej mama.Jak byłam mała też mi się marzyło,że jestem dzieckiem aktorki lub aktora i mogę chodzić na próby do teatru i przesiadywać tam godzinami:) może moje dziecko będzie mogło?Bo tak właściwie ja chcę dziecko,kiedyś. Tak sobie wczoraj pomyślałam.

I chcę pracować z dziećmi i młodzieżą. Tyle mogę zrobić dla "pokoleń".Dać im zabawę i może nową pasję,rozwój.Teatr po prostu,magia wyobraźni.
Dlatego dziś idę prowadzić warsztaty,mimo że chora,kasy potrzeba,a poza tym właśnie-to przyjemność.Dobrze,że nie głosowe,a ruchowe.Mój głos się nie nadaje.Ciało też nie,ale tylko zaprezentować co trzeba się da.

W ogóle to mieszkam z najbardziej dobrym człowiekiem,jakiego miałam okazję poznać. Nowa współlokatorka.Non stop ktoś u niej jest,na dobrą herbatę i jedzenie i dobre słowo i śmiech,a jak nie ma to,ona jest u kogoś. Jest w Burych misiach,więc jeździ na każdy telefon i spotyka się z tymi ludźmi,nawet w nocy gdy kogoś potrzebują. Pyta mi się jak się czuję i czy czegoś nie potrzebuję ot tak i za każdym razem daje nam znać,jeśli nie wróci na noc.I ani razu się nie skarżyła.W ogóle jest uśmiechnięta.A jak miała się raz gorzej to po prostu przyszła,żebym ją przytuliła i uspokoiła i to też było świetne.Moja druga współlokatorka jest zrozpaczona jak za dużo osób coś od niej chce i jak nagle wszyscy chcą się zwierzać. Zwłaszcza,że teraz sesja i nauka to priorytet. W ogóle to teraz mieszkam z dwoma bardzo głęboko wierzącymi katoliczkami. Ale każda z nich jest inna,bo każdy człowiek jest inny.I ja też jestem inna. Patrzę się na moją współlokatorkę nową z sentymentem.


piątek, 1 lutego 2013

Luty,a koło kołem się toczy.

Mamy luty.Jak z bicza strzelił i po styczniu. Pamiętam,jak zaczęłam ten nowy rok.Pełna spokoju i miłości. A potem znów szarpanina,ze sobą,ze światem,z innymi,z problemami. Szarpię się,jak opętana.Albo znowuż nie szarpię,tylko kopię dół pod sobą.

I dziś dopadła mnie gorączka,poszłam do lekarza i znów się szarpałam w drodze powrotnej.A potem przykryłam się,czym się dało,rozgrzałam się,poczułam się błogo.Pomyślałam o tych puchatych,białych liskach,o których V. kazał śnić. Poczułam spokój,wewnętrzny,wreszcie.I zauważyłam kolosalną różnicę.Między mną szarpiącą się,a mną spokojną. Spokojna ja po prostu sobie poradzi,a jak nie to prześpi ile się da.Szarpiąca się,rzuca się,jak ryba na plaży.
Nie chcę się tyle szarpać.

Więc dziś już się nie szarpię więcej. Nowy miesiąc,luty. Krótki.Wymagający.
Niech będzie spokojny.

Ja dziś też myślałam o wolności.Z jednej strony,czysty abstrakt,z drugiej strony trzeba ją budować,tak pomału.Wolność to prawo wyboru. I jeśli chcemy być wolni,musimy stwarzać te wolność i innym. Więc nawet jeśli jestem heteroseksualna,to rozumiem,że ktoś jest innej orientacji i że walczy o prawo. Prawo wyboru.Prawo pokazania się,prawo głosu.Nie wiem,co będzie za tysiąc lat.Ale może ci,którzy dziś są mniejszością staną się większością.Może.Nauka pozwala nam sztucznie zapłodnić kobietę,kombinują i nad tym by sztucznie to dziecko rozwijać,poza kobietą. I jeśli wtedy to heteroseksualni będą mniejszością to,co? Będą żądać praw. Czy je dostaną?

"Wszystko mi wolno,nie wszystko przynosi mi korzyść". I póki jeden drugiemu nie szkodzi,niech będzie wolny,a żeby być prawdziwie wolnym trzeba być prawdziwie odpowiedzialnym.Bo wolność nie oznacza,że oto teraz wyjdę i wystrzelę wszystkich wokół,bo jestem człowiekiem wolnym i mam do tego prawo. Człowiek wolny respektuje też wolność innych.
Abstrakt,owszem. My i tak jako społeczeństwo będziemy zawsze czymś uwiązani,bo takie mamy systemy. Może gdzieś,na pustkowiu,może. Ale cena jest sroga,prawda Chris?A przecież nie oto szło. Nie o śmierć,a o życie. Nie o pustelnictwo,a o bycie z. Z równie wolnymi.Bo jak jesteś wolny,to potrafisz odejść na samotne rozmyślanie,czy podróż,czy zaszyć się w sobie,czy dać się czemuś pochłonąć całkowicie,na moment,dłuższy lub krótszy,a potem wrócić. Jeśli chcesz. I jeśli zrobisz to sam,z własnej woli,bo przecież nikt Ciebie nie zmuszał-można by się czepiać,że może jakieś przywiązanie wewnętrzne tu zmuszało,ale to już twoje przywiązanie,a nie uwiązanie przez kogoś lub coś-jak jesteś wolny,choć troszeczkę,to te wolność nosisz w sobie. I ona pozwala Tobie przetrwać, gdy może czasy polityczne,czy społeczne,czy realia wokół są"nie takie".Może akurat panuje reżim,a może ktoś chce go Tobie narzucić. Może czasami musisz dać się zamknąć,gdzieś,a może musisz się z czymś kryć,a jedyna myśl na pocieszenie to,to że jesteś wolny,póki masz tę wolność w sobie.Ty wiesz kim jesteś i choć będą chcieli'zgnoić'Ciebie równo,choć zwątpisz,upadniesz,wierzysz dalej. Że któregoś dnia nadejdą czasy inne. I nawet nie myślisz o sobie,a o ludzkości właśnie.Że może Ty się już nie doczekasz,ale to dziecko śpiące w wózku,owszem.Bo nie żyjemy tylko sami dla siebie.Poprzednie pokolenia miały wpływ na obecne czasy,jak obecne ma wpływ na czasy obecne,ale i przyszłe.I w ten sposób dochodziło do zmian,wielkich zmian. Trzeba mieć nadzieję.Trzeba też mieć instynkt samozachowawczy.Istnieją piekła,z których nie da się wyjść bez tego. Piekło wojny,reżimu politycznego,prześladowania,braku akceptacji,więzienia.Piekło, w którym nie zawsze jest miejsce na nadzieję,ale póki jest miejsce na życie,jest walka.


Bo czasy się zmieniają,a wielu nie chce tego dostrzec. Bo czas tak naprawdę stoi w miejscu,póki my stoimy w miejscu.

"...Żyję w kraju, który nie jest Republiką, a jego obywatele nie są wolni. Nie jest to wyspa, nie chroni go żadna armia ani flota. Spojrzenia władców nie są dumne ani wspaniałe, nie zdobi ich ufność ani olśniewające wyrafinowanie.
Przypominają drobnych handlarzy, którzy za euro są w stanie sami i za pomocą innych współobywateli i zbirów zrobić każde świństwo.Żyję w kraju podbitym przez tępe hordy a podbój nazywa się pseudo wolnym rynkiem.
Rządzenie tym krajem to jedno pasmo szantażu, przekupstwa i korupcji.
Niestety, kiedyś ci wolni i tolerancyjni obywatele dali się zastraszyć. Był to kiedyś kraj ludzi wolnych, ludzi dumnych, ludzi światłych, wspaniałych indywidualności, którzy potrafili walczyć o swoje ja. Tak nie jest."
Marek Konieczny


...Na majakach jestem poetą...
Unoszę się w białym puchu,jest ciepło. Kręci mi się w głowie.Znikam. Przepadam w nicości. Wracam do bytu i nie-bytu.Jestem. Jestem tym oddechem,tą myślą,tym słowem,tym ciałem,tym człowiekiem,tą kobietą,jestem. Otulona ciepłem Twoich wierszy,zamykam oczy. Czerń nie przeraża.Przecież nie ma tam nic więcej,poza mną samą.Jestem otwartą walizką,schowam w sobie wszystkie gwiazdy. Gdy mnie otworzysz,zaświecę blaskiem tych,którzy odeszli przed Tobą. Jestem ogromną walizką,mieszczę samą siebie,ale zmieszczę też i Was. Jak Wy zmieścicie mnie. Przenikamy się,pakujemy co swoje i nieswoje. A potem przeglądamy te rzeczy i zaskakujemy się.Nie pamiętamy już co jest nasze,co nie nasze,a czasami właśnie przypominamy sobie"ojej,to nie moje",a jednak,jednak jakoby moje. Czasami coś wyrzucamy.Czasami trzeba robić porządki.Czasami świecimy przez wszystkie szpary. Czasami gaśniemy. Każdy kiedyś zgaśnie. Co stanie się z walizką? Co z rzeczami w środku?Przyjdą następni.Koło kołem się toczy.Świat jest pełen światów. Każdy ma swój.Niejeden.Jesteś moim światem,a ja jestem Twoim światem,gdy wychodzimy na przeciw siebie. Nasze koła zazębiają się.Osobno, a jednak razem. Toczymy się.Dziś nie spadam,dziś toczę się w wielkiej machinie życia.Jestem tylko zlepkiem,zlepkiem wszystkiego tego,co we mnie i wokół. Wszechświat jest we mnie,a ja jestem we wszechświecie.Poprzez  prawa natury.Jestem tylko spadkobiercą praw natury. My wszyscy jesteśmy. Jesteśmy.JESTEŚMY.A potem....pyk.Koniec.

..."koniec prawie zawsze jest początkiem"...
Rodzimy się.Wypełniając pewną pustkę,choć nigdy do końca. A potem umieramy.Zostawiamy pewną pustkę,choć nigdy nie tak całkowitą. Ktoś zagospodaruje część swoim życiem. W naturze nic nie ginie przypadkowo.

***
Kiedy jesteś mały,wielkie sukcesy to te małe sprawy.Pierwsze słowo,pierwsze kroki,pierwsze jedzenie łyżeczką,pierwsze zdanie,pierwsze"umiem to",pierwsze liczenie,na razie tylko do tylu,ile masz palców,pierwsza samodzielność. Kiedy jesteś duży,oczekujesz dużych sukcesów. A przecież sukcesy małe dalej istnieją. Ty sam jesteś dalej mały,tak często. Ja dziś jestem mała,choć duża. Moje sukcesy?To brak łez,to brak odczuwania zimna,choć jest zimno,to zrobienie obiadu,ba,nawet zrobienie herbaty,to ten spokój,spokój to sukces numer jeden.

Sukces to poranne wstanie z łóżka.Przecież wcale nie chce się wstawać.Sukces to uśmiech skierowany do kogoś.To dobre słowo skierowane do kogoś.Dobry gest i czyn.Sukces to Twoja praca ,czy Twoje studia,czy Twoja szkoła.To Twoja rodzina,czy związek.To Twoi przyjaciele.To Twoje sprzątanie i gotowanie,to sport,to sztuka,to Twoje hobby,to te sklejone samoloty,nad którymi tyle siedziałeś,to Twoje prawo jazdy,Twoje podróże,Twoje słowa poskładane w taką całość,że nagle ktoś zasłuchuje się w nie i pochyla się nad nimi,sukces,mały,duży,co za różnica? Widzisz porażki,bo tak prościej. Albo nic nie widzisz.