poniedziałek, 31 grudnia 2012

Maruda.

Pewnych granic się nie przekracza. Chyba,że konsekwentnie. A nie na chwilę,wpakuję się w czyjeś życie, wpuszczę kogoś z butami,a potem szybko się wycofamy.  Za dużo drzwi zostało otworzonych, w krótki czas.

Ja się potem jeżę jak zwierzę.

I kłamiemy prawdą.

I co?Nie będę pijana-nie chwal dnia przed zachodem-ale znowu płaczę. A nie chcę całego roku.A tak mało płakałam w tym grudniu,byłam szczęśliwa,szczęśliwie odsunięta od problemów,które sterczały zamknięte w szafie i dobrze im i mi tak było.

Mam w sobie tyle światów,drzwi,barier,tyle wszystkiego, bezpieczniej mi było,gdy nieproszeni tego nie otwierali.

Nawet jeśli w ostatecznym rozrachunku to mi pomoże.

Poza tym.Nikogo bliskiego w tego sylwestra. Żeby to można było wrócić do czasów gimnazjum-każdy przygotowywał jedzenie,brał chipsy,brało się szampana,nic więcej,jeden albo dwa szampany. Brało się swoją paczkę,muzykę,film,pokrętne żarty i sesje zdjęciowe. Było zajebiście.

A na usprawiedliwienie-mam gorączkę,zapchany nos,wysuszoną buźkę od oddychania ustami,parę innych dolegliwości. Mogę marudzić. A co :D


piątek, 28 grudnia 2012

Pogodowo

Nie dziwię się,że na południu mają weselsze dusze. Słońce dużo zmienia. Choć prawdziwą sztuką jest mieć pogodę ducha bez względu na otoczenie. Słońce o każdej porze roku jest inne i inne emocje w nas budzi i skojarzenia. Ale zawsze dobre.

Dziś był naprawdę piękny poranek i piękny dzień. Pełen słońca. Pełen wyrazistości w postaci mrozu, a jednak było jakoś tak ciepło w słońcu. I trochę trawy zielonej było widać w parku.Szłam sobie z moją babcią i było miło. To był mój pierwszy spacer od...właśnie. Dawna.
W taki dzień myślę o pewnym małym,rezolutnym chłopcu i jego wysokim,kochającym tacie,o dwóch psach,o Warcie, czy Dębinie, o słońcu i mroźnym powietrzu i o niebie. Bo przecież niebo pachnie.W takie dni patrzę się w to niebo i uśmiecham się. Do nich. Do siebie. Do słońca. Do błękitu. Do babci. Do tych, do których rano odezwałam się.Do życia.

I ubawiłam się.Swoją głupotką z rana.
Rozmowa z panem Hermanem:
-mój poranek zaczął się od małej,puchatej,słodkiej kulki o wielkich oczach.
-ojej!kot czy pies?
-lori
-ładne imię,ale któż to jest?
-Lori mały,to nie imię, to gatunek z mojej pracy magisterskiej

xD

Sprawdziłam w necie i owszem,lori jest przesłodkie i nawet je kojarzę. Pewnie urażone,że uznałam je za psa/kota.

***
Ostatnio tkwię w starych filmach. Prywatka 1,Prywatka 2 to przez święta. Lody na patyku to tuż przed.I soundtrack:

http://www.youtube.com/watch?v=FrKPvjdxGEw&hl=pl&gl=PL


http://www.youtube.com/watch?v=uuAzq2wvl6o


http://www.youtube.com/watch?v=L4w1Mp6Mce4


czwartek, 27 grudnia 2012

To i owo.

Bam numer jeden
Przed chwila dostałam cudowny prezent-opowiadania Schmitta. Po pierwsze nie miałam zbytnio co czytać,książki zostały w Poznaniu, po drugie brakowało mi jego historii. Zresztą dostałam nie tylko to i to było zupełnie z zaskoczenia.W tym roku nie umawiałyśmy się na prezenty i ja nic nie miałam. Ja tylko chciałam Ją wreszcie spotkać, a tu miłe zaskoczenie i jest mi miło.

Bam numer dwa
Będę trenować kickboxing. Nie wiem skąd wezmę kasę,ale chcę to wreszcie spełnić. Przejrzałyśmy już oferty,przejdziemy się po klubach,obadamy.Póki,co skorzystam z darmowych lekcji boksu. Otóż nowy rok ogłaszam rokiem sportu.Brakuje mi go nieziemsko. I kondycji. Tylko to pieprzone chorowanie mi przeszkadza.

Bam numer trzy

Tak fajnie nam się czyta, czy ogląda historie nieszczęśliwych miłości. Przeważnie one i tak kończą się szczęśliwie,albo dramatycznie, ale jakoś tak przecież to tylko fikcja. Można poruszyć się i tyle. A dziś tak sobie myślę, że życie pisze takie same historie,może nawet bardziej dramatyczne,może bez szczęśliwych zakończeń,a może...szczęśliwe w swym dramacie. Myślę, że znam dwoje ludzi,którzy naprawdę kochają siebie. Są dla siebie stworzeni. A gdy razem tańczą,od początku,gdy razem tańczyli,wyglądają tak,jakby nic innego całe życie nie robili tylko właśnie razem tańczyli.W swoim życiu dostają w cholerę dużo przeciwieństw,wszelakich. I dalej są razem. I czasami nie przebierają w słowach,czasami nie mają sił na to wszystko,czasami nie chce im się żyć,ale przecież jednak dalej są. Razem są.I jak umrzeć to tylko razem. I to wszystko jest takie piękne, choć przecież tu nie ma słodkich słówek co dzień,romantycznych kolacji przy blasku księżyca,gorącego seksu i nie wiem,wiecznej zgody i innych takich. Tu jest proza życia,taka dramatyczna proza życia. I miłość w tym wszystkim. Do siebie i do swoich dzieci. I gdyby nie byli ze sobą, ich dzieci byłyby zdrowe. Ale oni sobie nie wyobrażają być z kimś innym. Poza tym już i tak tego nie cofną. Więc są. W tym co daje im los,oni są razem. Więc kiedy patrzę na dzisiejsze 'poczucie związku', na łatwość nie tylko rozpadu związków,ale małżeństw,na to'na dobre',ale już nie'na złe', to tym bardziej doceniam tę dwójkę.

Bam numer trzy
Właśnie widzę dobre pamiętniki. Reagują tylko na nasz głos,żeby otworzyć się. Przydałby mi się taki w dzieciństwie.Moja mamuśka czytała moje pamiętniki;)

Bam numer cztery

Podsumowując czas świąteczny. Niby było tak samo,a jednak jakoś tak inaczej. Z każdym rokiem bardziej jestem stęskniona, bo jest mnie tu coraz mniej.No i mimo choroby tym razem mogłam jako tako poprzebywać,poprzytulać. Poza tym oglądałam dziś z mamą telewizję,leżąc w łóżku obok siebie,jak w dzieciństwie. To było takie fajne. I tegoroczną gwiazdkę sponsorował temat seksu, w taki jakiś miły,albo zabawny sposób. Co poprawiało humor.I w ogóle fakt,że wirtualnie byłam otoczona ludźmi pełnymi ciepła względem mnie. Akurat wtedy,gdy było źle.

Bam numer pięć
Cały ten miniony rok próbowałam ogarnąć się wreszcie w kwestii damsko-męskich,tak to nazwijmy.Każdy mężczyzna w tym roku,nieważne w jakiej relacji ze mną, miał na to jakiś wpływ, mniejszy lub większy. Nawet kwestia mojego bio ojca,w końcu zupełnie jasna. I na koniec tego roku czuję, że to ogarniam.Nawet moje stare opowiadanie podesłane odpowiedniej osobie i jego interpretacja,jego"podoba mi się,jak to napisałaś,ale nie chciałbym być jednym z nich"i cała reszta uświadomiła mi,że ja jestem obydwojgiem tych bohaterów. To nawet były obrazy z mojej głowy,zrodzone we mnie,które musiałam kiedyś w końcu wyrzucić i tak powstało opowiadanie do dziś bez tytułu,choć ma już pewnie ze dwa lata. I to ja zabijam tę miłość,jak oni. Już w zarodku.To ja tworzę mury swojego świata. To ja tworzę mury swojego ciała. A moja interpretacja była zupełnie inna przecież.
Jak to stwierdził 'Anioł',dorastam.

Bam numer...?6
Właściwie to chodzi oto,żeby docenić,co jest. Żeby pamiętać, co było dobre. Żeby mieć dalsze marzenia. Żeby nie rozdrapywać starych ran. Nie patrzeć na blizny z bólem,ale z pamięcią-oto przetrwaliśmy to, albo oto czegoś się wtedy nauczyliśmy. I nie można całe życie żałować. Bo pewnych spraw nie zmienimy. Nie cofniemy czasu. Nie zmienimy życiowej sytuacji niektórych osób.Nigdy nie zostanę Złotowłosą, która w cudowny sposób będzie mogła uzdrawiać. Moje życie to moje życie. I tylko ono jest w moich rękach,choć nie do końca, bo los robi też swoje.
Tak naprawdę jeśli będę szczęśliwa,będę mogła tym szczęściem obdarować i ludzi wokół. Przynajmniej ja tak mam,ale pewnie i każdy inny,że to szczęście wtedy,czy uczucie miłości rozlewa się,nie chce dusić się tylko w nas.
Ja po prostu wiem,że jest ciężko,czasami nawet kurewsko ciężko,ale oni wszyscy kochają się. Mają miłość. A więc są w jakiś sposób szczęśliwy. I ja też ją mam. Tylko jakoś tak pokracznie,inaczej,troche od nich odstaję. Może kiedy zacznę żyć swoim życiem i stać przy sterze to dołączę do nich.Bo będę potrafiła dzielić się szczęściem. Bo ja na początku tych świąt byłam jeszcze szczęśliwa,szczęściem z ostatnich dni i wylewałam je na moich bliskich.
I to ja mogę walczyć nad opanowaniem. Nad kontrolą siebie. Każdy kontroluje siebie i za siebie jest odpowiedzialny. Za swoje słowa i czyny. Żeby nie dolewać oliwy do ognia.
Pokój.
Jest spokój.





Wiosna

W dni takie jak dziś tęsknię za wiosną. Padał deszcz,potem świeciło słońce.Nie ma śniegu.Chciałoby się rzec,zaraz wyrośnie zielona trawa,a temperatura zrobi się cieplejsza,ptaki zaczną śpiewać,wszystko zacznie budzić się do życia i ja też.Ale nie.To takie oszukanie.Robienie ochoty,ale cierpliwie czekaj dalej.

W dni takie jak dziś człowiek pyta się, co z jego marzeniami? Pyta się,co dalej? Pyta się,gdyby jutro miał nie wstać,to co?Co?Pyta się,na jakiej jest drodze i czy to jest właściwa droga?Czego szuka?Jak daleko jest od punktu,w którym być powinien?Czy któregoś dnia obudzi się i uzna,że wciąż jest w tym samym miejscu?Lata lecą,pewne doświadczenia przybywają,sukcesy,porażki również,ale to wszystko jest takie...wciąż można powiedzieć sobie,najlepsze przede mną. A jeśli nie ma nic lepszego?A jeśli po to lepsze trzeba odważnie sięgnąć? A jeśli się nie zdąży?

Przez to,że często choruje niejednokrotnie mam dni takie jak dziś. Co będzie, jeśli nie wstanę wkrótce? Gdzie to wszystko?Co zostawię?W kim zostanę?Lata lecą,a ja wciąż jestem przed.
Znam kogoś kto jest rok starszy,a mówi,że może już umrzeć. Najlepsze za nim,przeżył wiele,ma zawód jaki chciał,robi to,co chce,kochał. Wydawać by się mogło,że jest szczęśliwy.Nieprawda.Utracił coś cennego i nie uważa, by go jeszcze to spotkało.Pozostałe rzeczy też przeminęły.I nie jest gotowy na nic w przyszłości.Ale wie,że mógłby już umrzeć spełniony.Bądź,co bądź to dobre.

Ja chcę być gotowa umrzeć,nieważne,co zrobię w życiu,ale gotowa w swoim sercu. A jednocześnie pełna dalej tego życia,póki mogę. Chcę poczuć się w czymś spełniona.W czymś naprawdę dużym,nawet gdyby to było małe,ale dla mnie byłoby duże. Żeby nie musieć się bać o ten moment.Moment odejścia. A ja od lat czuję, że nie jestem gotowa. I nie wiem,czy będe kiedykolwiek. Trochę się tego boję. Ja wiem,że w obliczu śmierci przychodzą inne wartości itd.,i gdybym miała czas na odejście to pewnie jakoś bym to ogarnęła. Pogodziła się,że pewnych rzeczy już nie zrobię,inne zrobiła,doceniła to,co mam i załatwiła sprawy międzyludzkie. Ale nie każdemu z nas będzie dane przygotować się do własnej śmierci.

Ja od lat widzę siebie,jak ginę pod kołami samochodu. Czasami jak zafascynowana stoję i patrzę się na te rozpędzone auta. Czasami wręcz jakaś siła pcha mnie pod te koła. To przerażające. Raz jedyny szłam jeszcze nietrzeźwa trochę,prosto pod koła tira.Jak urzeczona.W ostatnim momencie zeszłam, a on   wybudził mnie swoim trąbieniem.Dostałam później piękny ochrzan od V., bo napisał świetne opowiadanie.Pamiętam, że moje nienarodzone dzieci, by płakały i pamiętam "więc weź kurwa następnym razem uważaj". I to mnie teraz trzyma bardziej z dala niż bliżej samochodów.

Może po prostu nieważne,co w życiu się stanie,my dalej nie odczujemy tego,jako spełnienie, bo będzie nam mało.Może niektórzy tak mają. A może spełnienie przychodzi parę sekund przed śmiercią,bo inaczej nie byłoby sensu dalej żyć,tylko czekałoby się na śmierć.


wtorek, 25 grudnia 2012

Zarazek.

Jestem jednym wielkim siedliskiem flegmy,kataru i zarazków. Budzę się ze snu krztusząc się i dusząc. I jak nikt za mnie nie pójdzie do pracy, to nie ma szans bym kiedykolwiek jeszcze zastąpiła tych, co odmówią. Koniec.Kropka.

Za to sny w chorobie mam interesujące,ale przez wybudzanie i zasypianie potem już je nie pamiętam.

I wczoraj naprawdę był ciekawy dzień,jeśli idzie o starych znajomych. Na koniec odezwała się Danucha pijana i Zdzich ją pilnujący,z nim też kontaktu nie miałam jakiś czas,z Danuchą trochę ostatnio i tak oto myślałam o nim, a on się odezwał i ona i myśmy się tak w trójkę kumplowali kiedyś,ja byłam Zbych i miałam dołączyć na piwo. No, ale. Zbyt chora,ułożona już w łóżku do snu,nigdzie nie poszłam.
Końcówka tego roku już od jakiegoś momentu obfituje w stare znajomości. Bo właściwie oni wszyscy dalej się trzymają, a ja jakoś wypadłam z kręgu i teraz tak tylko trochę,ale wracam.I lubię to.

***
Mam ochotę zwymiotować. Mentalnie i fizycznie. Co roku święta są takie same,nawet co roku jestem w okołoświąteczny czas chora. Co roku jeden rodzic chce święta,drugi od początku wie,że to wszystko jest z góry przegrane. Potem pierwszy narzeka, że znowu ich nie ma,drugi narzeka, że po co to było.Od lat wszystko brzmi i wygląda tak samo,tylko ataki padaczkowe są coraz mocniejsze, rodzice coraz słabsi,a ja nie znoszę świąt,ale lubię tę świąteczną atmosferę na zewnątrz.

Mentalne rzygi.Merry christmas.

poniedziałek, 24 grudnia 2012

"Żyję by być władcą świata, a nie niewolnikiem."

Otóż rano było mi tak jakoś przyjemnie. Na dworze było szaro,mokro,roztopy wyglądały okropnie. A ja tak jakoś uśmiechałam się do ludzi i siebie i życzyłam tym,których znałam radosnych świąt. A gdy wróciłam spotkałam w mieszkaniu starą znajomą,która zawsze była nazywana dziewczyną mojego brata.Przyszła z prezentem na 18,przyszła z życzeniami. Coś niesamowicie dobrego i radosnego,taki gest. A potem udzieliła mi się,grobowa,nazwijmy to atmosfera. No i choróbsko mnie rozłożyło. My naprawdę chcieliśmy być szczęśliwi, ale za dużo fizycznych i psychicznych dolegliwości wisiało w powietrzu,dla każdego. Więc było, jak było. Tak po prostu było.

Uwielbiam tulić się do mojego rodzeństwa. Niby takie nic,obudzić się rano i zobaczyć czyjś uśmiech,albo wtulić się w kogoś ot tak. A jednak cholernie brakuje tego na pustym mieszkaniu.

Ale koniec końców, choć bardzo chciałam podtrzymać mojego ducha fightera, nie dałam rady. Przez film jak zwykle. Nie znoszę szczęśliwych zakończeń. Po prostu w nie nie wierzę. Poszłam do łazienki,po ciemku,tak jak lubię. Płakać i krzyczeć bezgłośnie.A potem zimna woda na twarz, żeby nikt nie zauważył. A potem zerknięcie na komórkę.I dostałam wiadomość od przyszywanego brata.
Najpierw ja napisałam cytat z Ulissesa.

Ruszajmy przyjaciele, 
Wcale nie jest za późno, 
By szukać świata ze snów... 
Ot, choćby przepłynąć horyzont wszerz, 
potem wzdłuż... 
Nie ma już w nas tej mocy, która za dawnych lat 
umiała wstrząsnąć niebem, poruszyć cały świat. 
Jesteśmy tym, czym jesteśmy - 
Zły los, a może zły czas 
osłabił w sercu ogień, co łączył niegdyś nas, 
lecz wzmocnił naszą wolę i teraz dobrze wiemy, 
że trzeba szukać, szukać, szukać, 
bez względu na to, co znajdziemy...

Wiadomość była prosta. Wszystko fajnie, tylko wyrzucić wers o zmniejszonej sile, bo sila jest w nas i tylko rośnie,będzie tylko lepiej.I to słowo,za którym  tęskniłam. Bo ja za nim tęskniłam, nie bardzo wiedziałam, jak go odnaleźć,nie mieliśmy wspólnych znajomych.Siostrzyczko.Będzie lepiej,na pewno,czuję to. Wysłane akurat,gdy chwilę przed zalewam się łzami. To i podzieliłam się faktem wyczucia sytuacji. I dostałam to,czego też mi tak brakowało.

"Jesteś urodzonym wojownikiem(...)zwyciężymy,siostrzyczko".Resztę zachowam dla siebie.W końcu dwóch wojowników urodzonych prawie w tym samym czasie.Ja naprawdę byłam wtedy jego żeńską wersją, a on moją męską. Żałuję przeogromnie,że nie mieszkaliśmy w jednym mieście, że spotkań nie było więcej,że byłam za młoda,za grzeczna,by urwać się do niego na te nocne spacery po lesie.Nie umiałam kłamać, więc rzekłam prawdę,w wersji skróconej i oczywiście mnie nie puszczono ani razu.Przegadałam z nim niezliczoną ilość godzin, a wszystko to było takie pełne wiary i siły i idealizmu wtedy.Zafascynowani wiedźminem, Indianami,ogniem,walką i lasami. Zafascynowani marzeniami. Po swoich przejściach.I do teraz pamiętam, jak Go zobaczyłam przy tym ognisku. Po prostu MUSIAŁAM z nim porozmawiać.Choć wtedy byłam nieśmiała. To był pierwszy chłopak w moim życiu, z którym ot tak tyle przegadałam,wtedy.I trwało to przez następne trzy lata.A tak zupełnie to urwało się na studiach dopiero. A teraz odżywa. Przynajmniej na wiosnę wreszcie spełnię swoje marzenie przejażdżki na motorze.  Co prawda nie pojadę na motorze obok,jak to zawsze marzyliśmy, a na motorze z Nim. Ale cóż. Mój tatuś okazał się dyskryminować kobiety. Dowiedziałam się dziś, że gdybym była chłopakiem dawno temu miałabym skuter i nie byłoby takiego problemu z motorem,jakbym sobie sama też dorobiła. No,spoko,dzięęęęęęęęekiiiiiiiiiiiii...

Ach. Ale spotkało mnie dziś trochę dobrego od ludzi,którzy nawet nie byli obok. Spotkam wilki na wiosnę, dzięki F., to też wiadomość akurat po łzach.Nawet, co straszne,mój lokowaty Anioł wciąż jest idealny. Nawet jeśli jest tylko na chwilę.Bo ja spotkałam Anioła jakiś czas temu. Stałam na moście,pijana,smutna,jak urzeczona wpatrzona w wodę w dół. On przechodził obok,ja powiedziałam, że jestem smutna, a on...mnie przytulił. I potem śmiał się, że mu się pieprzona rycerskość załączyła(która składowana jest raczej na dnie)i uznał, że nie można mnie tam samą zostawić, tylko trzeba odprowadzić, choć z tego to nic nie będzie.I tak przytula mnie dalej. I mówi, że jestem silna, że widzi tego ducha fightera we mnie, a mnie wtedy głupio jest płakać i nie płaczę. Ale raz mu rzekłam, że wojownicy nie płaczą czasami w pustym pokoju nad smutkiem całego świata, albo tylko czyjegoś świata.A On rzekł coś niesamowitego,bo przecież każdy gani te moje łzy zawsze, a On,taki męski typ,streścił mi historię z Faraona:


Faraon widział w czarodziejskiej kuli modlitwy swych poddanych; unosiły się one nad ziemię niby stado srebrzystych ptaków. Wylatywały ze świątyń, pałaców, ulic, fabryk, statków, chat, nawet z kopalń. Z początku każdy z nich pędził w górę jak strzała, lecz wnet spotykał pod niebem innego srebrnopiórego ptaka, który zabiegał mu drogę, uderzał go z całej siły i obaj martwi upadali na ziemię. Modły bowiem (przeciwne w intencjach) rozbijały się wzajemnie i nie dosięgały boskich uszu. Każdy chciał tego, co lękiem napełniało innych; każdy prosił o własne dobro nie pytając, czy nie zrobi szkody bliźniemu. Przeto modlitwy ich, chociaż były jak srebrzyste ptaki wzbijające się ku niebu, nie dosięgały przeznaczenia.
I wtedy usłyszał faraon glos kobiecy:
- Psujak, Psujaczek... wracaj do chaty, bo już pora na modlitwę.
- Zaraz, zaraz - odpowiedział glos dziecięcy. Ale chłopiec do modlitwy wcale się nie spieszył. Ociągał się, jak tylko mógł, lecz w końcu musiał ulec przemocy matki, która wciągnąwszy go do lepianki, czym prędzej posadziła go na podłodze i przytrzymała, ażeby jej znowu nie uciekł do zabawy. I chłopak wyczuł, że już się nie wyrwie, więc wzniósł oczy iręce do nieba i cieniutkim a krzykliwym głosem prawił zady.
Dziękuję ci, dobry Boże, żeś tatkę chronił dziś od przygód, a mamie dał pszenicy na placki... I jeszcze co?...
Żeś stworzył niebo i ziemię i zesłał jej Nil, który nam chleb,przynosi... I jeszcze co?... Aha już wiem... I jeszcze dziękuję, że tak pięknie na dworze, że rosną kwiaty, śpiewają ptaki
Że palma rodzi słodkie daktyle. A za te dobre rzeczy, które m darowałeś, niechaj wszyscy kochają cię jak ja i chwalą lepiej ode mnie, bom jeszcze mały i nie nauczyli mnie mądrości. No już dosyć...
Matka i ojciec pomruczeli sobie, że dziecko niedbale cześć Bogu oddaje. Ale faraon w czarodziejskiej kuli dostrzegł zupełnie coś innego. Oto modlitwa dziecka wznosiła się coraz wyżej i wyżej; i tylko ona dotarła do boskiego tronu!

I dodał, że dzięki takim kobietom jak ja, dzięki im łzom i wrażliwości, na drugi dzień na tym świecie jest piękniej. A ta wrażliwość to chwilami przekleństwo,dobrze,ale przede wszystkim dar. Dar cieszenie się ze wschodu słońca i widoku morza.Dar cieszenia się z życia.Bo we mnie jest życie,jest wiosna.

Takie słowa,wyszeptane w momencie choroby,przemęczenia,chęci płaczu i zmarznięcia są jak  rozpalony ogień w piecu. Ciepłe i magiczne. Zwłaszcza, gdy ktoś zostaje z nami tylko po to,żeby uspokoić nasze myśli,rozgrzać nas,bez podtekstu,pod trzema warstwami koca i poczekać aż się uśnie.




Zamieszkałem w lesie, albowiem chciałem żyć świadomie.
Chciałem żyć pełnią życia i wyssać z niego całą kwintesencję.
Wykorzenić wszystko co nie jest życiem,
bym w chwili śmierci nie odkrył... że nie żyłem.

PS:Potrzebuję albo wisiora wilka,albo tatuażu.Żeby pamiętać. Siła jest we mnie. Muszę walczyć.Nie chcę kolejnego roku łez. Mam dość."Walcz,walcz,walcz,ty walczysz,ja walczę".Uwielbiam silnych,nieugiętych mężczyzn z zadatkami na pradawnych wojowników ot,co. I świetnie się z nimi dogaduje.Potrafią postawić mnie do pionu,czasami łagodnie,czasami ostro. Mam teraz z powrotem wszystkich moich wojowników obok siebie,trzech. Choć tylko jeden był w Poznaniu i zaraz opuści mnie do Anglii. Ale duchowo są ze mną. Zawsze będzie mnie odróżniać od nich to kobiece serce,ale duszę chcę mieć wojownika. O swoje marzenia,o swoje prawdy,o swoje szczęście.I bliskich.


Amen. Wigilijna noc życzeń i magii. Niechże się spełni.

wtorek, 18 grudnia 2012

Muzyczna mantra

Siedzę tak i słucham muzyki. Żeby nie tylko słuchać,poczytałam zaległe notki dwóch blogerowych druhów.  I dalej siedzę. I w głowie mam nagle taką myśl"o boże,o boże,o boże...tak mi się dobrze słucha tej spokojnej muzyki,zapomniałam,że mi tak cholernie zimno,ale przecież mam tyle roboty na studia,a zaraz trzeba iść do lekarza i znów nic nie zrobiłam,ale...o boże,o boże,o boże...naprawdę dobrze mi,choć z powrotem zimno"

Mam piec. I gdybym nie bała się, że coś wysadzę, napaliłabym sobie sama już dziś. Tak to czekać mam do wieczora aż przyjdzie tata A. i jeszcze raz wszystko pokaże dla pewności, że nic nie pomylimy, a właściwie nie pomylę,bo Anki nie było wczoraj  i nie będzie dziś przy tym.
Więc sobie siedzę z goraczką i a propos tematu ciała,chorobowymi wydzielinami wydalanymi nosem i buzią jeno i jest mi zimno, a jednak przyjemnie. Bo muzyka jest taka ciepła i spokojna:

http://www.youtube.com/watch?v=uBrmZAFE8R0

http://www.youtube.com/watch?v=AEzRXjg1rYE

jak taka na przykład muzyka leci to człowiekowi jest lepiej na sercu.

I miałam cudną wigilię ostatnio z piosenkami z dzieciństwa,za co dziękuję tym,co byli obecni;*
Jak na złość trzy inne wigilie się nie odbedą. To znaczy,jedna nie odbędzie się, bo mamy nockę w pracy zamiast wspólnej wigilii,a pozostałe dwie są w czasie tej nocki,więc ja tam nie pójdę. To dość...zabawne. Wybrali wszyscy akurat środę.
Dobrze, że domowa będzie.;D

I nic więcej rzec nie chcę,bo i po co?Lekarz wzywa.

wtorek, 4 grudnia 2012

Surrealizm we śnie

Otóż jestem ostatnio totalnie niewyspana. Zasypiam, jak wiadomo, w środku nocy,nieraz bliżej świtu niż nocy. A babcia wstaje o6,7 i od tej pory non stop czymś mnie obudzi,ale tak do 9wytrwam w wydłużaniu snu. Efekt końcowy- śnił mi się dziś zmarły, który umarł ponownie, tym razem w wypadku samochodowym. Może to skutek ostatniej rozmowy o przeświadczeniu, że ja i jeden mój znajomy zginiemy na skutek auta. Może to przypadek. Ważne, że przyśnił mi się akurat wtedy, gdy rzekłam w ogrom wszechświata "Ok, to doprawdy głupię i przepraszam, że chcę o Tobie śnić i za całą resztę, to nieistotne, czy mi się przyśnisz, tak też jest dobrze i cieszę się ogromnie ze znajomości z F.,dobranoc". Skoro już mi się przyśnił(najpierw "żywy",ale bez mojej obecności,to tak tylko jakbym dostała możliwość oglądania  miejsc, w których mnie NIE MA, a gdy już tam dotarłam, to był martwy i nikt nie chciał mi pokazać jego ciała, co jest dość zrozumiałe i tak pokręciłam się tam i obudziłam się).Obudziłam się i pomyślałam "aha,fajnie, przyśnił mi się martwy...ale przecież on już jest martwy, więc właściwie to nic takiego, ale fajnie,przyśnił mi się!' Lekki absurd. Zasypiam ponownie. I uwaga,uwaga. Początkową część zapomniałam. Byliśmy na zewnątrz gdzieś,po coś, nie pamiętam. A teraz.Grupa znajomych, jesteśmy w kultywatorze. Wiem, że był tu jakiś haczyk, jakaś tajemnica unosząca się w powietrzu-DLACZEGO my wszyscy tam jesteśmy i DLACZEGO niejako jesteśmy SKAZANI na to miejsce. Niestety nie pamiętam tego. A to wszystko przez to, co nastąpiło potem. Zasiadamy do stołu, każdy ma zamówić, co chce. Ja myślę, że nie mam kasy, ale przecież coś zamówić trzeba. Menu jest wymyślne, a ja marzę o gorącej czekoladzie. I jest tam jeden mój "znajomy". Siedzę pomiędzy nim, a jego/naszym znajomym. Tamten do niego mówi"musisz sobie teraz dziewczynę poszukać", a on tak zabawnie,tak jasno widocznie dla mnie, ale nigdy dyskretnie wskazuje na mnie. Szkopuł cały tkwi w tym, że ten "znajomy"tak naprawdę ma dziewczynę, próbował mnie zbajerować, ale szybko dowiedziałam się, że ją ma i tak oto nasze drogi rozeszły się. A teraz śni mi się drugi dzień z rzędu w sytuacji jednoznacznej,zabawnie. Tylko w moim śnie jest totalnie,totalnie brzydki. Ma swoje włosy,swoje ciało, ale jego twarz jest jakąś karykaturą jego prawdziwej,notabene przystojnej,twarzy. A moja reakcja na to, iż to ja niby miałabym być tą dziewczyną? Wstaję i idę do łazienki. Bo boli mnie oko, już od dawna, zaraz nie wytrzymam. I teraz najlepsze,paraparararapampam: staję przed lustrem,patrzę się w moje oko lewe. W prawym kąciku jest ropa,taka mała,biała kuleczka. Chcę ją wygarnąć, na pewno przez nią boli mnie oko. Kuleczka ucieka przed moim palcem i wędruje w lewy kącik. Udaje mi się stamtąd ją wyciagnać. Kuleczka jest wplątana we włosy,to od włosów bolało mnie oko. Włosy były dość porządnym zlepkiem włosów-gdzieś szerokość2,3cm a długie...z 2m...czarne,farbowane,moje chyba nawet. Wryły mi się w oko, w białko,odcisnęły mi się, wyciągnęłam je,białko się odformowało z powrotem, a ja poczułam się strasznie dziwnie z jednej strony, a z drugiej strony"hip,hip hurra,nie będzie boleć". I wychodzę z tej łazienki,z garścią włosów,długich w cholerę,zlepionych malutką kuleczką ropy i idę do ludzie"hej,patrzcie co miałam w oku". I oto babcia bawi się w mycie naczyń, a ja budzę się od hałasu.

Co dalej? Sprawdzam maila z 4grudnia,zeszłego roku.
Dwa maile. W pierwszym kilka zdań i ten oto utwór:

http://www.youtube.com/watch?v=_6tg0DOdkeU
i nagle sobie uświadamiam,że ot wtedy pierwszy raz go dostałam a przecież wtedy on był nieistotny, to był tylko utwór muzyczny,ładny,ale nie dający żadnych emocji. A gdy go dostałam drugi raz,pamiętam DOKŁADNIE tamten moment otrzymania go,gdzie byłam, z kim, co czułam, widzę go oczami wyobraźni,a nawet pamiętam, że właśnie wróciłam z nocy poezji, na której ustaliłyśmy,że po śmierci naszej też zorganizujemy  noc poezji dla tej, która odejdzie, od tych, które zostaną. Tylko wtedy ta piosenka miała już swoje znaczenie i dlatego tak wszystko pamiętam. I tak jest ze wszystkim. Dopóki szczegóły nie mają dla nas znaczenia, nie zwracamy uwagi. Przyjmujemy je i zapominamy i dziwimy się później, że ktoś pamięta to, czy tamto, że może nawet my coś powiedzieliśmy, albo już wysłaliśmy. A gdy już to coś ma znaczenie,ot chociażby ze zwykłego farta, że możemy sobie to do czegoś przypasować, nadać mu znaczenie, albo gdy jest podawane nam ze znaczeniem,albo gdy po prostu ta osoba ma dla nas niesamowite znaczenie, tak oto wtedy pamiętamy to. A przecież było o tym już kiedyś, dawniej i mogło to zaistnieć już wtedy,bo w samym tym czymś nic się nie zmieniło, to tylko my niejako zmieniliśmy się. To taki zagmatwany skrót myślowy. Ujmując prościej-wysyłasz mi dziś piosenkę, a ja wkrótce o niej zapominam. Wysyłasz mi ją za trzy miesiące,ona do mnie przemawia. I odtąd już będzie mi się kojarzyć z Tobą i będę pamiętać coś z momentu zapoznania się z tą piosenką, będę umiała przypomnieć sobie choćby niejasno po latach, że to wtedy, a wtedy ją poznałam. Choć wcale nieprawda, bo poznałam ją już wcześniej. Ale jeśli nie miała dla mnie znaczenia, to wcale NIE ZAISTNIAŁA w moim życiu. Na miejscu piosenki można postawić cokolwiek. To nawet może być człowiek, którego mijamy latami, ale dopiero po 13latach i jednym dniu NAPRAWDĘ GO ZAUWAŻAMY,on nabiera znaczenia jakiegoś i odtąd GO PAMIĘTAMY i już teraz będziemy GO WIDZIEĆ, choć on PRZEZ CAŁY CZAS tam był. Ot mały wywód.


A w drugim  mailu obraz i opowiadanio-prawda(czyli mieszanka fikcji z prawdą) zakończona" śmierć jest moją kochanką, ona też lubi ciepło". I jeszcze jedno zdanie utkwiło mi z wcześniej,coś  ala(nie pamiętam dokładnie)" Będę przeklinać dopiero przed śmiercią,jeśli  okaże się, że się nie doczekałem". Odpowiedź, czy się doczekałeś jest chyba pomiędzy.
Ale mam nadzieję, że ta Twoja kochanka dała Tobie jakieś nowe miejsce.

Ejmen.

poniedziałek, 3 grudnia 2012

Pan Wyobrażeń.

Pan Wyobrażeń to Pan z wypchaną walizką, bez dna. W tej walizce znajdziecie wszystko to, o czym tylko pomyślicie, a nawet to czego nie potraficie jeszcze wymyślić. Wyobrażeń wprowadza się do głowy dzieci. Nie u każdego jednak podoba mu się równie mocno.  To zależy czy mieszkanie jest ciepłe i dobrze rozświetlone uwagą dziecka. Dziecka, które od małego pobudza swoją wyobraźnię i robi to dalej i w dorosłości.

Zastanawiam się, jak wyglądałaby moja wyobraźnia, gdyby w swoim życiu miała wszystkiego pod dostatkiem? Gdybym nie musiała wyobrażać sobie dodatkowych lalek i przedmiotów tworzących mój wymarzony domek dla lalek, swoich towarzyszy zabaw na pustym podwórku, czy chwil zabaw z rodzeństwem? Czy gdyby nie czytano mi bajek pobudzających moją wyobraźnię,czy gdybym później sama nie czytała książek i nie tworzyła tych historii w swojej głowie, czy gdybym nie oglądała tylu filmów i nie tworzyła później podobnych historii ze sobą w roli głównej,czy miałabym tak grubiutkiego Pana Wyobrażenia?   Ja bardzo lubię mojego Pana Wyobraźnia, aczkolwiek ostatnio płata mi figle i próbuje wmówić mi, że moje urojenia to prawda. To dość przerażające, gdy człowiek przypomni sobie jakiś wymysł wyobraźni i nagle odchodzi od teraz i skupia się na tym dziwnym uczuciu, że ten wymysł wyobraźni to prawda,która dopiero po chwili okazuje się tylko wymysłem.

Dawno nie pisałam żadnych opowiadań i czuję, że muszę walczyć z samą sobą, by dokończyć to, co zaczynam. Tak naprawdę pisanie wymaga dużej samodyscypliny, a ja jej już totalnie nie mam. Można świetnie nad nią popracować właśnie poprzez samozaparcie- oto dokończę te trzy zaczęte opowiadania.

Do dzieła!

niedziela, 2 grudnia 2012

Dorosła Ania z Zielonego Wzgórza

"Nie zawsze możemy wybierać najłatwiejszą drogę", jak to rzekła Ania z Zielonego Wzgórza.

Cieszę się, że moi bracia,przyjaciele,ojciec,potencjalny chłopak,potencjalny syn nie muszą iść na wojnę. Cieszę się, że nie muszą czuć piętna obowiązku, obowiązku jakże chwalebnego może i w takim momencie, ale jednak piętna.

Ilu z nich wtedy ich wyszło i już nigdy więcej nie zobaczyło swoich bliskich? Ilu pisało poruszające liste,spoglądało na fotografie, które trzymały ich przy życiu? Ilu z nich wyszło, a potem wróciło kimś zupełnie innym?

Zastanawiam się, jaki my dziś mamy obowiązek? Co jest dla nas niepodważalne, skoro ani religia, ani dzieci, ani małżeństwo, ani starzy rodzice, ani praca, nic tak naprawdę nie jest już obowiązkiem większości. Obowiązkiem spełnianym z dumą, czy pokorą, czy co najpiękniejsze z PRZEKONANIEM.

Może każdy z nas doczekał się pięknych czasów, kiedy może wybrać, co będzie jego drogą. Nie obowiązkiem, a drogą właśnie. Nawet jeśli dalej jesteśmy uwikłani w społeczne konwenanse to już nie tak,nie jak dawniej.  A gdy obowiązki same na niego spadną, oby potrafił przyjąć to, jak przyjmowali to wszyscy inni przed nim.

Bo tak sobie myślę, cały czas nasze uczucia,emocje,zachowania, nawet niektóre pragnienia są takie same. Od pokoleń. Dlatego filmy i książki z przeróżnych epok i tak oddają nam pewne uniwersalia.
Jak to rzekła pewna piosenkarka" Ludzie nie zmieniają się, to otoczenie zmienia się."


"Życie jest pełne straconych okazji"- ach...

"Wyjdź za mnie i pozwól mi wyjechać"

"Wszystko, co kochałam zostaje mi odebrane"

http://www.youtube.com/watch?v=3JWTaaS7LdU

kiedyś była królową

                                                             ***

"Niech państwo młodzi zatańczą
-czekałem na to 5 lat, nie poganiaj"
ach,piękny motyw.

Przeczytałam całą serię Anii. To były dobre momenty z tymi książkami, chwile wzruszeń i śmiechu i smutku.I inspiracji. Tak samo z Jeżycjadą i Małymi kobietkami i oczywiście bezapelacyjnie z Małą Księżniczką. To wszystko wpłynęło na mnie i to jak widziałam moją przyszłość. A teraz staje się tylko coraz bardziej zgorzkniała i cyniczna, gdy idzie o potencjalną rodzinę =D A jednocześnie gdzieś w środku dalej jest ta mała dziewczynka, która wyrastała na tych wszystkich pięknych książkach.

Po prostu uwielbiam:

http://www.youtube.com/watch?v=l-EnSeb3pHU


sobota, 1 grudnia 2012

Jak żyć

http://www.youtube.com/watch?v=TroenoOkXHo

Niedługo mam 23lata. Właściwie to miniony rok pracowałam w różnych miejscach,nauczyłam się gotować, zwiedziłam coś nie coś świata,obroniłam 1 stopień studiów, działałam naprawdę dużo teatralnie,miałam odpowiedzialną pracę z młodzieżą, czy dziećmi, bo byli pod moją opieką,czasami byłam zmuszona radzić sobie zupełnie sama,sama ze skręconą nogą,sama z gorączką gnać załatwiać swoje sprawy,czasami nie miałam,co jeść. Ale właściwie do teraz jest tak...do dupy. Finansowo gdyby nie rodzice pewnie byłabym już pod mostem. Pracuje raz dużo,raz nic, a przez to że łącznie jest to niewiele godzin nie da się z tego utrzymać. Mieszkanie utrzymujemy w dwie tymczasowo. To odpowiedzialne,doprawdy, wszystkie rachunki na naszej głowie. W nocy,czy wieczorem człowiek wraca i wita go cisza. Pustka. Czasami A. jest, ale śpi, czasami gasi światło, gdy akurat wchodzę, a czasami jej nie ma. Czasami uda nam się chwilę porozmawiać. A chciało by się wracać do kogoś, choćby na noc. Chciałoby się dzielić tym, co się gotuje.
Z jednej strony czuję się dorosła, w pełni, za ten miniony rok. Z drugiej strony czuję się totalnym dzieckiem za ten miniony rok. Za wszystkie huśtawki nastrojów, za każdy zerowy stan konta,za każde uciekanie po pomoc do rodziców, za niektóre upicia się, czy nie zadbanie o samą siebie, jak z tą skręconą nogą, za nawet coś takiego, jak brak związku, bo to też odpowiedzialność i inny stan funkcjonowania.

I tak naprawdę niewiele pamiętam z nauki, ze szkoły. Poza pierwszym rokiem liceum moje oceny były zawsze wysokie, najlepsze lub jedne z najlepszych. A dziś ile z tego pamiętam? Sorry, ale czy przyda mi się wiedzieć jakie są kraje i stolice w Afryce, skoro mogę zajrzeć do atlasu, czy przyda mi się pamiętać wzory matematyczne(tu akurat część pamiętam),czy związki chemiczne, nieistotne są wszystkie epoki i lektury z polskiego, ani daty(tu akurat całkiem nieźle jeszcze pamiętam)historyczne, czy prawa fizyczne. Biologa jest przydatna, ale ile z tego pamiętam? Trzeba by odnowić to wszystko,wiem,poszłoby wtedy szybko. Ale gdzie przepis na to, jak gotować, jak znaleźć pracę,rozsądnie gospodarować pieniędzmi, zaszyć dziury,czy naprawić cieknący kran. Byłoby to przydatniejsze dziś.

"Dorosłe dzieci mają żal za kiepski przepis na ten świat"

po prostu czuję, że wciąż jest nie tak, a lata lecą i nie wolno mi,nie wolno mi być już dzieckiem. Może tylko takim wewnętrznym,mającym marzenia i radość z promieni słońca na twarzy,czy kolorowego motyla. Nic więcej. Bo przychodzi taki czas w naszym życiu, gdy to naszym rodzicom należy się pomoc od nas, a nie tylko nam od nich.

I co? Co zrobię? Nic, na razie...

***
Śnieg pada.mój pierwszy w tym mieście, drugi w tym roku. I miałeś rację mój drogi, nie doczekałes się następnego śniegu...a nawet liści kolorowych. Jeszcze sąsiedzi puszczają Lanę, która kojarzy mi się z Tobą,z tym ostatnim czasem Twoim. Niechże więc Lana i śnieg będą ze mną.

Niechże więc dojrzysz śnieg ze mną,moimi oczami, skoro myślę o Tobie,patrząc na ten śnieg.


http://www.youtube.com/watch?v=M-b3iU-INDo

to jest tak optymistyczne sama muzyka już:)

piątek, 30 listopada 2012

Smutek głupoty

Jest mi smutno. Tak działa na mnie od lat telewizja. I to już wcale nie przez wiadomości,wiadomości to tylko paranoja naszego kraju.
I przez moją głupotę.
Lata lecą. Starzeję się. Definitywnie, to stąd te emocje.

;)

Choroba, jako bunt organizmu żądnego odpoczynku.

Zmieniłam sobie lekarza na studenckiego. Lekarstwa zamiast 100zł, kosztowały 16,50, zwolnienie od tak,żadnych narzekań, że lekarz ma za dużo pacjentów, mimo że dzwonisz o godzinie 8rano,a dodatkowo doktor był sprytny i kazał mi zostać w łóżku do niedzieli. Bo jak mi się spytał od kiedy ma mi  zwolnienie wypisać, to ja mu po wiedziałam "nie, nie ja chodziłam na uczelnię i do pracy, ja dziś dopiero tak...".No to jestem w domu,czytam sobie,oglądam sobie telewizję, mam ciepło,jestem sama w mieszkaniu babci i jest fajnie.

***
Siedzą sobie ludzie w pociągu,przedział jest wypchany nami. Parka litwinów,parka z erasmusa(ona Polka,on z indii, ale generalnie to z Niemiec:D)ja, jakiś tam studencik, jakaś licealistka. Studencik nadąsany wychodzi, wchodzi inny. I to jest tak zwany pstryczek, który uruchamia cały przedział. Chłopak jechał z nami tylko 40 min, ale buzia mu się nie zamykała,zintegrował cały przedział i trochę jeszcze później sobie pogadaliśmy. Właściwie to był takim typem, który wszędzie, z każdym pogada, dużo podróżuje i nie ma żadnych barier, i to nawet było fajne, choć zabawne,poczciwe.
I życzył mi powodzenia ze sztuką :)

Bo właściwie, dlaczego tak po prostu ze sobą nie rozmawiać?
***
Dałam się oszukać trzem panom na starym rynku. Mówili, że są z Wrocławia i nie wiedzą dokąd by się tu wybrać i jak trafić tam i tam. To ja chciałam ich tam zaprowadzić, po czym sprytnie wychwyciłam, że mi tu pan jeden operuje skrótem nazwy tego miejsca i takie"halo,halo, ale skąd ty to wiesz?" Panowie mieli dobrą ściemę, byli z Poznania, z polibudy. Jeden z nich był taki spokojny niesamowicie, zwłaszcza, że to noc była, wszyscy wokół pijani,miał takie spokojne oczy i patrzył się tak przenikliwie. Całą trójkę zaprowadziłam do moich trzech kumpel, który postanowiły dokończyć nasz wieczór w pijalni pobliskiej, zapoznałam kogo trzeba z kim trzeba i poszłam sobie spać :D Ale spojrzenie tego pana i jego dłoń wplątana na krótki moment w moją,pozostały ze mną.

Bo tak generalnie to wreszcie pograłam w alkochinczyka i to z arcyciekawymi zadaniami, znów w przeciągu ostatnich dwóch tygodni spotkałam starych przyjaciół z rodzinnego miasta  i spotkałabym ich znowu w przyszłym tygodniu, gdyby nie moje obowiązki.

A najlepsze, że jestem Eve Green i już nawet obcy ludzie mi to mówią.
***
Sierota-genialny thiller,taki...prawdopodobny...i taki...skojarzeniowy w jakiś sposób.
***
Kiedyś zamieszkam w Krakowie. Koniec.Kropka. I będę chodzić słuchać jazzu w pubach :D
***
Właściwie to wszelkie notki uciekły mi z głowy i robię sobie taki mini pamiętniczek dziś. Dla samej siebie, ot co. Kiedyś, po latach, może wspomnę tego alkochińczyka, gdy to dzwoniłam do Angeli jako telefon do przyjaciela i pytałam się z czego jest taki a taki rodzaj sera, gdy śmialiśmy się wszyscy po staremu, albo kiedy dosiadł się do nas Ukraińczyk wyglądający jak młody Jude Law,mówiący ,że ok, na Ukrainie piją więcej, ale on to w Polsce i tak nie podoła :D, czy tego starszego pana ,który postawił nam wszystkim piwo, a przyszedł tylko o drogę spytać i tę piękną panią u jego boku, spotkali się po latach, bo on teraz biznesmen,artysta zagraniczny od dawna i nagle spotyka na ulicy koleżankę z czasów studenckich, która notabene jest z Warszawy,to taka ładna historia. A pan mimo,że studiował tu prawo, zaliczył w Pzń wszystkie swoje pierwsze razy, ale z nauki nic nie pamięta,zamiast tego domki w górach, które wtedy były dostępne dla studentów :D echhh,a nam to już nic takiego nie udostępniają.


sobota, 10 listopada 2012

Wykłady.

To tak po krótce: najpierw był wykład R. Ascotta. Żałuję, iż mój angielski nie jest aż tak perfekcyjny,ponieważ tłumacz wiele spraw opuszczał,akurat tych,które mnie interesowały najbardziej. Ale generalnie idea posiadania więcej niż 5zmysłów,więcej niż jednej tożsamości, po to by dobrze zrozumieć świat i życia w więcej niż jednej rzeczywistości, to wszystko do mnie przemawia. Od dziecka miałam tak, że nie chciałam być zaszufladkowana i ograniczona,chciałam być dziewczynką i chłopcem jednocześnie,zbuntowaną i opanowaną,szaloną i poważną. Poza tym interesuje mnie wiele dziedzin,wiele poglądów,wiele rodzajów konkretnych sztuk, jestem otwarta. I oto okazuje się, że właśnie taki winien być artysta,ha :D

I nawet gry komputerowe to nasze nowe tożsamości,yeah. Szkoda, że najnowszy Max Payn stawia opór piracki i nie chce działać.

Moją inspiracją dnia został Fernando Pessao, nie tylko za twórczość, ale i za heteronimy. Miał ich kilkadziesiąt. Niesamowite.

a oto jego mały przykład dorobku:


Fernando Pessoa: Dwa wiersze Alberta Caeiro

* * *
Mało mnie obchodzi.
Co mało mnie obchodzi? Nie wiem, mało mnie obchodzi.
.
* * *
Kiedy wróci wiosna,
Być może, już mnie nie znajdzie na świecie.
Chciałbym teraz móc sądzić, że wiosna jest człowiekiem,
Ażeby móc przypuścić, że zapłakałaby,
Widząc, iż utraciła jedynego przyjaciela.
Lecz wiosna nawet nie jest rzeczą –
Jest formą wrażenia.
Nawet nie powracają kwiaty ani zielone liście.
Są nowe kwiaty, nowe zielone liście.
Są nowe ciepłe dni.
Nic nie powraca, nic się nie powtarza, bo wszystko jest rzeczywiste.



[...] są w prozie wstrząsające subtelności, w których wielki aktor, Słowo, rytmicznie przetwarza w swej cielesnej substancji nieuchwytną tajemnicę Wszechświata.


Słowa są dla mnie czymś namacalnym, są syrenami, ucieleśnionymi zmysłami.

Czytam i staję się wolny.


Każdy człowiek, który wie, jak powiedzieć to, co mówi, jest na swój sposób Królem Rzymu.

Moja dusza jest ukrytą orkiestrą: nie wiem, na jakich w moim wnętrzu gra instrumentach, skrzypcach czy harfach, cymbałkach czy tamburynach. Znam siebie tylko jako symfonię.


Czuć wszystko na wszystkie sposoby; umieć myśleć emocjami i czuć za pomocą myśli; nie pragnąć wiele i tylko w wyobraźni; cierpieć z kokieterią; widzieć jasno, aby pisać celnie, poznać siebie wraz z udawaniem i taktyką [...]


Czuć to bardzo nudne [...] Sama prostacka forma tego zdania dodaje mu jakby soli i pieprzu.


Istnieją metafory bardziej rzeczywiste niż ludzie chodzący po ulicy. Istnieją obrazy w zakątkach książek bardziej żywe niż wielu mężczyzn i wiele kobiet.


Najbardziej prostackie w snach jest to , ze wszyscy je mają.


Bardziej mi żal tych, co myślą o rzeczach możliwych, słusznych i bliskich, mogących się zdarzyć niebawem, niż tych, którzy śnią o rzeczach niezwykłych i odległych. Ci ostatni, śniący o wielkości, albo są wariatami i wierzą w to, o czym marzą, i są szczęśliwi, albo są zwykłymi marzycielami, dla których urojenia są muzyka duszy, która ich upaja, lecz nic im nie mówi. Lecz ten, co marzy o rzeczach możliwych, może rzeczywiście doznać prawdziwego rozczarowania. [...] Marzenie, w którym widzimy rzeczy niemożliwe, już przez to samo nas ich pozbawia, ale marzenia, które mogłoby by być spełnione, wplątuje się w nasze życie i pozostaje do spełnienia. Jeden żyje w całkowitej niezależności od życia. Drugi uzależniony jest od przypadku, jaki życie niesie.


Śpię, kiedy śnię o tym, czego nie ma: budzę się gdy marzę o tym, co mogłoby się stać. (...)


Jeśli nie mam żadnych innych cnót, to przynajmniej mam jedną: stale doznaję nowych wrażeń.


Współżycie z innymi jest dla mnie torturą, a mam innych w sobie. Nawet z dala od nich jestem zmuszony do współżycia z nimi. Jestem sam, a otacza mnie tłum. Nie mam dokąd uciec, chyba, że ucieknę od siebie.


Oto główny błąd wyobraźni literackiej: myśleć, że inni czują to, co my. Lecz na szczęście dla ludzkości każdy człowiek jest tylko tym, kim jest, a jedynie geniuszowi dana jest możliwość bycia kilku różnymi ludźmi.


Człowiek może, jeśli posiada prawdziwą mądrość cieszyć się widowiskiem całego świata, siedząc na krześle, nie umiejąc czytać, nie rozmawiając z nikim, używając tylko swych zmysłów i posiadając duszę, która nie zna smutku. Trzeba monotonna egzystencję uczynić taką, aby nie była monotonna. Uczynić powszechność nieszkodliwą, aby najmniejsza rzecz stała się rozrywką.


Gdybym dotarł do nieosiągalnych krajobrazów, cóż by mi pozostało nieosiągalnego?
Monotonia, matowa jednostajność dni sobie podobnych, brak różnicy między dziś i wczoraj – niech tak będzie zawsze, a moja dusza niech będzie dość czujna, aby cieszyć się muchą [...], cieszyć się wybuchem śmiechu, który dobiega z jakiejś ulicy, całkowitą wolnością z powodu nadejścia godziny zamknięcia biura, jak również nieskończonym wypoczynkiem świątecznego dnia.


Momenty, momenty, momenty. Ciemności zwęglone ciszą.

Jedni rządzą światem, inni są światem.

Zawsze obce mi było pragnienie, aby mnie rozumiano. Być rozumianym to prostytuować się.

Ok. To teraz Gurawski,od razu po R.A. Fantastyczny człowiek,niezwykle subtelny,zabawny,oddany Grotowskiemu,nazywał go swoim mistrzem,a jednak,jednocześnie,miał w sobie jakiś dystans,może i dlatego,że nie był jego aktorem,o aktorach sam mówił,że podporządkowali się i oddali Grotowi całe swoje życie.Patrząc na jego spojrzenie na układ widowni i sceny,na jego proste rysunki,które nawet ja mogę wykonać,w trochę gorszy sposób,pomyślałam,że trzeba o tym pamiętać. O scenie i widowni, o relacjach,ułożeniu i znaczeniu tego ułożenia. I nie wiedziałam, że Kantor był tak cudownym magikiem-magik to dobre słowo. CHodził w czarnej pelerynie,w kapeluszu takim dużym,czarnym, za który mógł pójść do więzienia w czasach komuny i jedną rękę nosił tak ładnie wygiętą, w białej rękawiczce. I miał laskę. Arystokrata,pierwsza klasa. I był teatrem, jak to mówił Gurawski. Wybijał się z tłumu szarych ludzi,szarej rzeczywistości. Dziś wszyscy ubierają się kolorowo,to już nie te czasy. Ale wtedy jego czerń,czy śnieżnobiałe koszule, jego ZAKAZANE szelki,spodnie w kratę, to było jego przedstawienie,w życiu codziennym.

Ach,ach i tak byłam zasłuchana w tego starszego pana, że usłyszałam DZIWNY dźwięk, który tak naprawdę był dźwiękiem aparatu. Spojrzałam się w tę stronę,bo to niedaleko mnie było, fotograf wtedy wyjrzał zza aparatu i spojrzał się na mnie i poczułam się przedziwnie-cholera,przecież ja o Tobie dziś śniłam,byłeś moim facetem :D oczywiście mając tylko wspomnienie tej twarzy,nałożyła mi się z tą przede mną,podobne były,pewnie nie identyczne. Dodatkowo ten przede mną miał dłuższe włosy<3 Niestety musiałam stamtąd wyjść przed czasem.Obiecuję sobie,jak go jeszcze spotkam,spytać o kawę xD

I potem wróciłam do pana R.A. Opowiadał o ajałasce, bo kolega z roku był tym zainteresowany :D Tu też w sumie ważna rzecz-ona poszerza świadomość, a co byłoby gdybyśmy wszyscy ją poszerzali? ZNowu nie dałoby się nami rządzić. Oczywiście jest też niebezpieczna,ok. Ale to tylko ryzyko, jakie na dobrą sprawę bierzemy na siebie nieraz. i powiedział coś bardzo,bardzo istotnego. W sumie dwie sprawy-pierwsza sztukę zawsze musimy postrzegać z serca,wiadomo,zmiany są,może czasami trudno już się rozeznać co jest sztuką, a co nie,co warte,co nie warte,co ma szansą być w jakiś sposób nowsze,ale i tak i tak sztuka będzie i my będziemy i jedyne,co mamy robić, to odbierać ją i oceniać sercem,naszym własnym gustem.

Drugie-gdyby wszyscy ludzie byli kreatywni,co by się działo ze światem? To niebezpieczne, nie można by nimi rządzić,na pewno zniszczyliby stare rządy,na pewno więcej rzeczy byłoby za darmo,sami byśmy je osiągali. Więc zabija się kreatywność już w szkołach zwłaszcza całą biurokracją. Dlatego tak mało jest naprawdę artystycznych szkół. Jego wyrzucono z roboty za to, że chciał zmienić zasady na jednym uniwerku. No, cóż. Ma racje. TO dlatego śniłam o nowych czasach, w których wybijano wszystkich artystów,palono wszystkie książki. Kilka razy w minionym roku miałam ten sen. Rząd mas,czyli jednej szarej brei, sterowanej jak zwykle gronem nielicznych.Kto się nie podporządkuje temu kula w łeb. Ja zawsze ginęłam.

A potem powrót do domu. Pan kierowca 40min zmieniał żarówkę i cały autobus się na niego wkurzył,od studentów,poprzez ludzi w wieku średnim aż po babcie. I nawet dziecko się odzywało bezczelnie. Tylko ja siedziałam cicho i czytałam książkę i myślałam sobie, że mi go szkoda. Ok,było mi zimno,z tego powodu mnie denerwował-zostawił otwarte drzwi. Ale samo opóźnienie,to nie jego wina,musiał to zrobić,dobrze dla nas,widział dobrze drogę. Po co denerwować go przed trasą?To i tak był ostatni autobus,nikt inny nas nie zawiózłby.A w nocy przecież nie ma się już żadnych umówionych spotkań;)żeby się śpieszyć.

No, cóż.

Potrzeba mi większej dyscypliny,brać przykład z Adama,nie ma bata.

Na koniec-Alice-mam ochotę na męskie alter ego,cały dzień z nimi!:)


Guns N'Roses

Cóż,dziś tylko koncertówki,tylko oni przykuwają uszy i wzrok. Żałuję, że nie mogłam pojechać na ich koncert, a jeszcze bardziej żałuję, że nie mogłam być na ich koncercie,gdy byli młodzi.

Sąąąąąąąąą niesamowici,ot co.


http://www.youtube.com/watch?v=X1ZRBPA8SK0&feature=related

http://www.youtube.com/watch?v=WUNkHdi6-Vw&feature=related

http://www.youtube.com/watch?v=C_S8tRMDrmE&feature=related

w moim pokoju śmierdzi spalinami od palenia w piecu,ciekawe,wpływ nieszczelnych okien?

Sny.

Pewien artysta/naukowiec uznał, że świat wirtualny,świat snów oraz świat po środkach halucynogennych są tak samo realne,jak tak zwany świat rzeczywisty. To wszystko to aspekty tej samej rzeczywistości-w sensie rzeczywistości realnej. Bo przecież to wszystko wprowadza zmiany w moim mózgu i w moim ciele odczuwam to i emocje rodzą się prawdziwe,więc...dlaczego kuffa,dyskryminujemy te światy?Zafascynowałam się teraz moim światem snów,bo to tak jakbym wiodła drugie życie obok. To coś, jak chodzenie do pracy,a potem powrót do domu i second life,czyli nie wiem,życie muzyka rockowego. A tak to praca w szkole,np.

Śniła mi się dziś skomplikowana fabuła. Właściwie snów było więcej, ale ten był najciekawszy i złożony z samych obcych mi ludzi,nigdy,nigdzie ich nie widziałam, a śniłam o nich.Nie pamiętam już twarzy tych osób. Generalnie byłam w firmie.W firmie raz byłam szefową, raz jej córką. Złapałam jako któreś z wcieleń,nawet nie pamiętam,czy córki, czy może jeszcze kogoś innego-podsłuch-mała dziewczynka i podejrzany mężczyzna. Podsłuch był wtyczką z konkurencyjnej firmy,dziecko oczywiście porwaliśmy,tak można to nazwać. I zaczęła się wojna...Moja matka z dobrej szefowej i dobrej osoby stała się kimś  pochłoniętym myślą o tej drugiej firmie i o tym jak ich zniszczyć. Tamci chcieli odzyskać dziecko. I tak powoli eliminowali naszych pracowników. Doszła do tego magia-np., mój chłopak został tak jakby zabity,ale w sposób magiczny-rzucono na niego czar śmierci, który można było w odpowiednim czasie i tylko z pomocą jego siostrzyczki-również zaczarowanej-odczarować. Siostrzyczka straciła rozum i wzrok. To był taki moment przełomowy,moja matka w międzyczasie postrzeliła własnego pracownika,z jakiegoś tam powodu,ludzi już praktycznie w firmie nie było. Ostatni pracownik odszedł-ojciec tej dwójki. I wtedy zrozumiałam, że moja matka-szefowa zwariowała,może i na nią rzucono czar-zaczęłam uciekać po tej firmie.I to był piękny widok- schody zakręcone,drewniane,do pokoiku. Na nich siedziała ta mała,próbowałam udawać jej brata, ale się poznała. Wtedy usiadłam obok i zaczęłam jej o sobie opowiadać(miałam na imię Ania we śnie;)) i o jej bracie i ona się odczarowała. Weszłyśmy wtedy do komnaty/pokoiku,ktory był wielokątem i miał pełno dużych misiów, które pozwoliły nam się skryć przed matką. Potem wybiegłyśmy stamtąd i odnalazlyśmy mojego chłopaka,imienia nie znam,odczarowałyśmy i go i wyszliśmy stamtąd. Przez krótki moment szliśmy ulicą zwyczajną, on trzymał mnie za rękę, ja jego siostrę i czułam się jak część rodziny,jakby to było moje dziecko,mała,urocza blondyneczka a nie jego siostra i wszyscy byliśmy tak autentycznie szczęśliwi, że jesteśmy razem i już bez tej magii i było jakieś takie nie nasycenie, tak jakby utraciło się kogoś i wiedziało, że to już na wieczność może i całą i nagle odzyskało,aż wylądowaliśmy na drodze pod masakryczną górę, gdzie szli też inni ludzie i jeździły samochody. Na samym szczycie miałam cholerny problem, żeby wejść na górę,jego siostra spadała cały czas na dół, gdy tylko ją puścił,ja ją asekurowałam i wkurzałam się, bo sama potrzebowałam pomocnej dłoni. W końcu podałam mu ją ostatni raz,nakazałam przytrzymać,sama weszłam nagle bez większego problemu na tę górę i...obudziłam się.

To tylko niewielkie strzępy,tego, co pamiętam. Więcej mam w sobie impresji,niż faktów. W sumie sen był porywający,w trakcie.

wtorek, 6 listopada 2012

Schematy.

Człowiek to istota leniwa. Istota schematyczna. Mamy pewne schematy,nawyki z biegiem lat, które powielamy,powielamy,powielamy do bólu. Do bólu, bo czasami sami siebie lub innych tymi nawykami ranimy. I oczywiście chcemy następnym razem być mądrzejsi, a potem buuuuum,kolejny schemat. I wszystko jest jako tako spoko. Znajdujemy już sobie milion powodów, wymówek, wyjaśnień. Nie widzimy schematów, a jak je widzimy to tylko kilka ostatnich.I cholera, nagle,czasami,przychodzi olśnienie. A olśnienie powoduje sytuację lawinową. Już nie widzimy tylko tego jednego schematu, ale i kilka,kilkanaście,kilkadziesiąt innych. I dociera do nas,to MY nic z tym nie zrobiliśmy. To MY uciekaliśmy się do stałego schematu, choć w różnych wariantach. To MY podświadomie lub świadomie wywoływaliśmy inne, bo czyjeś, schematy w innych ludziach. I oni również mają swoje schematy i oni również wywołują je w nas. Bo tak jesteśmy przyzwyczajeni. Sytuacja lawinowa.

I co można poradzić? Nic nie poradzimy na innych. Ale przecież MOŻNA zawalczyć ze swoimi schematami.

To cholernie trudno spojrzeć w lustro i zobaczyć siebie. Nie maskę, a siebie. Bo i ludzie na nas nakładają maski i my sobie nakładamy maski, maski mnożą się, a my uciekamy się do nich, nie tylko uciekamy się do tych dobrych masek, dobrych bohaterów,bo i czasami łatwiej jest mieć maskę łotra.

A czas płynie. Ponoć zabija rany. Właściwie to tak. Ale co z tego, gdy zdobywamy lub zadajemy nowe. Któregoś dnia czasu zabraknie. Co wtedy? Owsze, nie unikniemy błędów, nie osiągniemy doskonałości,doskonałość nie istnieje. Ale można je ograniczyć, można część wyeliminować, by na ich miejsce przyszły inne,nowe,choć tak,to ciężka praca.

A najważniejsze jest mieć pokorę. Po prostu łatwo jest widzieć źdźbło w oku bliźniego, a trudno belkę we własnym. Dopiero pokora uczy nas...przebaczać. Przebaczać sobie i innym.

Wstaję rano i ode mnie, od moich wewnętrznych walk,naprawdę coś zależy. Bo to ja tworzę swój świat, swoim spojrzeniem na niego, na siebie, na innych. Potęga naszego umysłu. Subiektywizm. Każdy ma swoje demony, z którymi musi się zmagać. Tkwią w naszej głowie czasami już tak zadomowione, że zupełnie nie zauważamy ich wpływu. Anioły też tam tkwią i podszeptują zupełnie coś innego. Próbują rozjaśnić mroki umysłu. Codzienna walka. Aż do końca.













piątek, 2 listopada 2012

Przypadki.

Tyle mówił o przypadkach,ja i on,sytuacje, ludzie w naszym życiu, wszystko to przypadek.
Przypadek,czasami pewnie tak, ale czasami ciężko aż uwierzyć, że to tylko przypadek. Oczywiście nasz umysł ma w tym dużą zasługę, to on ładnie układa nam puzzle i nadaje temu powiązanie i sens. Ale nie zawsze.

Tak, więc poszłam nad rzekę, przez łąkę, w miejsce gdzie zasięg dla radia nie jest najlepszy, w porę południową, gdzie muzyka raczej żwawa leci, złapałam stację radio koszalin, co to za ambitna nie jest,złapałam ją,akurat gdy zapaliłam znicz(co było niemałym wyzwaniem)i właśnie wtedy poleciało to:

http://www.youtube.com/watch?v=dtEfpHkvHfA

(okoliczności poznania tej piosenki sprawiły, że jest ona dla mnie najważniejszym jej utworem)

a zza chmur,a niebo dziś jest okrutnie zachmurzone,wyszło słońce.

Ładny przypadek,nieprzypadek prawda? Aż trzeba było stać, uśmiechać się szeroko i tak trwać w tym słońcu i wietrze,obok znicza, jak obok znajomego na ławce.

"Your must learn to stand up for yourself
Cause I can't always be around"




czwartek, 1 listopada 2012

Czy chciałbyś napić się ze mną kawy?



Świt, najpiękniejsza pora dnia. Słońce nieśmiało podnosi się nad horyzont i rozświetla cienie. Mija strach, przemija koszmar, ostatni zlepek szeptów podświadomości. Budzę się. Otwieram oczy i czuję ciepło rzeczywistości na policzku. Jest dobrze, myślę sobie. Jest dobrze, witam nowy dzień,powtarzam. Wstaję. Spoglądam w lustro, spoglądam w oczy odbijające błękit nieba.Uśmiecham się i nagle wszystko rozpada się na miliony drobniutkich kawałków potłuczonego szkła. Mam teraz prawdziwe wyzwanie- wyjść z domu bez zranień, nie wbić sobie żadnego odłamka i nie poczuć bólu świadomości. Poruszam się ostrożnie, walczę z samą sobą. Ktoś zaciska mi pętlę na szyii, to ja śmieję się sobie w twarz. Potykam się o stojący w przejściu fortepian. Upadam, w ostatnim momencie zapierając się łokciami. Czuję, jak odłamki szkła wbijają mi się w łokcie, spokojnie patrzę na cieknącą krew. Jest dobrze, mówię sobie. Podnoszę się i grymas bólu układa moje wargi, może to mój nowy uśmiech. Wychodzę z domu i mijam ludzi, wszyscy są tak samo obojętni. Nawet nie patrzą mi w oczy. Mijają mnie i mijają, jest ich coraz więcej. Chowają się pod kapeluszami, za szalami i w kołnierzach.Szukam rozpaczliwie opatrunku uśmiechu na moje małe rany. Krew sączy się z łokci, a łzy sączą się z oczu. Delektuję się  tymi łzami, bo od dziecka lubiłam smak soli. Bezczelnie patrzę się w oczy mijanym ludziom,a oni odwracają wzrok. Uciekają, chowają się za pośpiechem, wstydząc się lub bojąc się moich łez. A ja nie chcę nic więcej, nic więcej, tylko jeden opatrunek uśmiechu. Może jeszcze plaster spojrzenia, ciepłego spojrzenia. Zakrztuszam się moimi łzami i wtedy wpadam na Ciebie. Wyszedłeś dziś z domu, by odszukać kobietę o nieco smutnym ubraniu. Mamy listopad, to taki zimny, deszczowy, niewdzięczny miesiąc. Spodziewamy się już zimy, jeszcze pamiętamy lato, ale tak naprawdę już tęsknimy za wiosną.Powiedziały Tobie gwiazdy nocy wczorajszej, że jeszcze gdzieś istnieje zapach wiosny. I ty szukasz tego zapachu w mijanych kobietach, ponoć wiosna najlepiej pachnie na smutnym ubraniu kobiety, której oczy uparcie kwitną.
- Uwielbiam listopad- mówisz do mnie, a ja patrzę się w Twoje płonące oczy i nie wierzę. Ludzie mnie mijają i mijają, całe tłumy mijają mnie od lat, a Ty jakby nigdy nic odzywasz się do mnie, w deszczowe południe.
- Uwielbiam listopad, ale dziś tęsknię za wiosną. Tak po prostu. Potrafię nie wychodzić z domu tygodniami, albo i miesiącami. Potrafię nie odzywać się do ludzi, wyjeżdżać bez słów. Potrafię też biec do ludzi, bliskich mi ludzi, w środku nocy i rzucać kamieniami w ich okna. A oni zawsze wtedy wychodzą i idą ze mną na papierosa, tak po prostu. I chciałbym, żeby wiosna też pojawiała się tak po prostu.  Wtedy, gdy za nią zatęsknię. Pomyślałem, że może ją znajdę, więc wyszedłem z domu.
Patrzę się na Ciebie i już wierzę, już dowierzam moim oczom i uszom. Właściwie to zapomniałam o całym tym tłumie, może to dlatego? Jeszcze tylko trochę boję się, że jesteś nierealny. Boję się wyciągnać rękę, może rozpłyniesz się we mgle.
-Masz w sobie listopad, przez te łzy płynące z oczu, jak deszcz z nieba. Chciałaś mnie  zmylić może, a może to przypadkowe. Ale ja...
Wtedy jeszcze nie rozumiałam niczego, ale nie potrzebowałam niczego rozumieć. Przerwałam tobie w pół zdania:
-Chciałbyś napić się ze mną kawy?
I po prostu poszliśmy napić się kawy. W zimny, deszczowy, listopadowy dzień. I odtąd chodzimy napić się kawy, tak po prostu, gdy za oknem robi się smutno.