Ciało,moje ciało,moje ciało to ja. Ja jestem tym bolącym brzuchem i tymi płucami oddychającymi i tą głową,która nieraz ma ochotę eksplodować i tymi napiętymi barkami i tymi kolanami i kostkami i dłońmi i tym bólem w kręgosłupie. Ja.
Bo moje ciało i moja psychika są jednym. A moja psychika latami odkładała w ciele to,czego nie potrafiła z siebie wyrzucić. Wyobraźmy sobie mieszkanie,które przez lata gromadzi wszelkie śmieci. Tak wygląda moje ciało. Tak wyglądam ja.
Co więcej,Alice kiedyś mądrą rzecz powiedziała. Że ludzie nie mogą wejść w czyjś ból,bo to by zniszczyło ich,że trzeba mieć w sobie ten zdrowy egoizm,coś w tym stylu.Ja czasami wchodzę w ból kobiet z mojego pokolenia. To nie jest mój ból,to nie moje żale,ale to moja nienawiść do mężczyzn i moje ciało,znowuż one,biedne,napięte. Tak,nienawidzę mężczyzn od lat,czasami. Nie przewlekle,na szczęście.Ja po prostu widzę w nich mężczyzn z pokolenia bliskich i dalszych kobiet w mojej rodzinie,a żadna,podkreślam żadna, tam nie obyła się bez traumatycznych historii.Przede mną ustawienia hellingerowskie,które pozwalają na uwolnienie się od tego.
Ustawienia systemowe – zwane też ustawieniami hellingerowskimi lub konstelacjami rodzinnymi - są metodą służącą przywróceniu harmonii w naszej kondycji psychiczno- cielesnej oraz w naszych relacjach z innymi ludźmi.
Podstawowym założeniem koncepcji ustawień jest nasze głębokie powiązanie z rodziną; zarówno z osobami żyjącym, jak i z naszymi przodkami.
Członków systemu; żyjących oraz ich poprzedników łączy istotna WIĘŹ. Bert Hellinger opisał kto należy do systemu rodzinnego; według niego należą tu osoby związane ze sobą więzami krwi; rodzice, rodzeństwo, dziadkowie, ale także osoby, które weszły w istotną relację z naszymi krewnymi. Wśród nich są wcześniejsi partnerzy i narzeczeni oraz osoby, które związały się z rodziną poprzez wspólne koleje losu. Mogą to być ludzie, którzy wzbogacili się kosztem naszej ważnej utraty (na przykład przejęły majątek rodziny w efekie działań wojennych, lub na odwrót - Ci, których majątek myśmy wzięli), osoby będące ofiarami działań członków naszego systemu lub ci, których ofiarami byli nasi krewni (na przykład zabójcy). Wszystkich ich łączy wspomniana więź, która wymaga, by każda z tych osób miała w całym układzie należne jej miejsce.
Problem zaczyna się, gdy w systemie kruszy się spójność, gdy "ktoś przestaje być zauważany". Dzieję się tak, gdy osoba ma ciężki los i rodzina woli o niej zapomnieć, bo pamięć zbyt boli (na przykład ktoś ciężko chorował fizycznie lub psychicznie, zmarło wcześnie dziecko). Również wówczas, gdy z innych powodów łatwiej jest danego człowieka nie zauważać i wyrzucać poza nawias, jak to się dzieje z nieszczęśliwymi miłościami lub osobami, które wyrzadziły nam krzywdę. Niezuważany może być też członek rodziny, który znacząco wyłamał się ze stylu życia rodziny i zbyt szokował swoją odmiennością lub zrobił coś, co nie mieści się w normach danego systemu. Kiedy rodzina wyklucza kogoś ze swojego kręgu - wówczas naruszona zostaje więź rodzinna. Pierwotną potrzebą człowieka jest przynależność do własnego systemu.
System nie toleruje luk; Hellinger opisał instancję określoną przez niego SUMIENIEM RODOWYM domagającą się rekompensaty odrzucenia któregoś z członków systemu. Tak rozumiane sumienie jest nieświadomą siłą działającą we wnętrzu każdego z nas. Najsilniejsze sumienie (we wspomnianym wyżej znaczeniu) mają najsłabsze osoby w systemie, są oni najsilniej związani i "zobowiązani" siłą sumienia. Tak jak w wojsku zabijają i giną szeregowi żołnierze, a nie generałowie, tak jak w wielu organizacjach najcięższą , "brudną robotę" wykonują osoby z najniższego szczbla, tak w rodzinie najwiecej "biorą na swoje barki" dzeci. Sumienie i potrzeba przynależności każe dzieciom z całą ich dziecięcą miłością patrzeć tam, gdzie inni nie chcą spogladać.
Dziecko zrobi wszystko, by ulżyć tym, których kocha i na których patrzy. W pierwszej kolejności są to jego rodzice; do cierpiącej matki lub smutnego ojca mówi w swoim sercu: "lepiej ja będę tego doświadczał niż ty kochana mamo, kochany tato..". Nie robi tego racjonalnie, jest to nieświadomy ruch silnejszy od dziecka, mający korzenie w jego miłości do najbliższych. W pierwszej kolejności ten nieświadomy ruch "brania na siebie" dotyczy rodziców, kolejno tych w rodzinie, którzy zostali przez innych członków rodziny wykluczeni. Dzieci wierzą w magiczny, właściwy dzieciom sposób, że tym aktem uratują kogoś dla siebie ważnego, ulżą mu lub ocalą spójność rodziny.
Gdy dzieci nieświadomie w swoim wnętrzu patrzą na odrzuconego członka rodziny dochodzi wówczas do ich identyfikacji z tą osobą, czyli do nieświadomego "braterstwa", bliskiego związania na poziomie całego "jestestwa psychiczno-duchowego". Wówczas dziecko, a potem osoba dorosła ma trudność z cieszeniem się z własnego życia, ponieważ nieświadomie "żyje życiem kogoś innego". Robi to z miłości do swojej rodziny, jakkolwiek "szalona" jest ta miłość. Na zewnątrz tego typu idenyfikacja objawiać może się depresyjnością, zachowaniami dysyfunkcjonalnymi (na przykład aktami agresji) lub rozmaitymi objawami psychicznymi lub somatycznymi.
W praktyce ustawień odkrywa się te bliskie, nieświadome powiązania. Z zadziwieniem klienci obserwują, że ich los jest związany z kimś, kogo czesto nawet nie znali osobiście, tylko o nim słyszeli, lub nawet w ogóle nie wiedzieli o jego istnieniu. Ta silny jest ten nieświadomy pęd. Wykluczone osoby najczęściej objęte są rodzinnym tabu. Odkrycie, że w swoim wnętrzu, na jakimś subtelnym poziomie nasze serce jest blisko zmarłego na wojnie dziadka, rodzeństwa, które odeszło nienarodzone czy pierwszej miłości naszych rodziców ... są dla klientów zadziwiające, ale też, gdy to sobie uśwadomiają odczuwają wyraźną ulgę. Dostrzeżenie takiego powiązania pozwala zacząć żyć własnym życiem. Dzieję się tak, gdy klient po pierwsze w swoim wnętrzu spojrzy na osobę, z którą był związany, po drugie porzuci dzicięcą potrzebę "ratowania dorosłych" i "ich los zostawi przy nich". Klient może wewnętrznie wypowiedzieć zdanie "Twój los z szacunkiem zostawiam przy tobie", czasem można dodać "i patrz proszę przyjaźnie, gdy będzie mi się dobrze działo". Wówczas kończy się odpokutowywanie za innych, zadośćuczynianie lub cierpienie w czyimś imieniu.
Hellinger opisał kilka dynamik powodujących dysharmonię w naszym życiu.J edną z nich jest wspomiany wyżej nieświadomy ruch dziecka mówiącego "lepiej ja to zrobie, ja będę to niósł kochana mamo (tato lub inny członku rodziny)".
W koncepcji ustawień ważne jest wprowadzenie uporządkowania w relacje międzyludzkie, tak, by każdy patrzył z szacunkiem na pozostałych wokół siebie, a sam brał w pełni swój (i tylko swój! ) los w swoje ręce i czerpał radość ze swojego życia. Zasady regulujące właściwe funkcjonowanie rodziny B. Hellinger zawarł w koncepcji nazwanej przez niego porządkami miłości.
|
Wczoraj podczas reiki i głębokiego masażu płakałam za te wszystkie chwile,kiedy zaciskałam oczy i dłonie i mówiłam sobie nie będę płakać. Za te wszystkie wgryzione zęby w dłonie,w ciemnych łazienkach,żeby tylko jak najszybciej ogarnąć się,żeby tylko nikt nie słyszał,nie widział,bo nie wolno ci płakać,pamiętaj,nie wolno. Można było pomyśleć z czasem,że byłam silna. Ha,nie płakałam. Albo tylko ukradkiem,na ulicy. Jaka silna dziewczynka,naiwna. Ciało i psychika to zapamiętały. To wszystko zostało,niewykrzyczane. I wczoraj to z siebie uwolniłam i widziałam te momenty,te swoje momenty niewypłakane,ale i te momenty kobiet z mojej linii,za które od dawna już chciałam płakać.To szalone,jak doskonale można sobie było stworzyć w pamięci obrazy ich wspomnień,jakby się naprawdę to widziało.A przecież mnie tam nie było i nawet nie wiem,czy te moje obrazy,tak wyglądały,wiem tylko,że ból i smutek z nich płynący,taki mógł być,a nawet był silniejszy na pewno.
Potem chodziłam jak pijana,bo na przystanek trochę miałam,a ludzie patrzyli się na mnie dziwnie.Chwilami mówiłam na głos,do nieba i siebie,chwilami chciało mi się płakać,chwilami musiałam przykucnąć,bo nie byłam w stanie iść-obrazek jak kogoś przy niezdrowych zmysłach,choć moje właśnie zdrowiały. Nikt nie wiedział,że mam okres,ból kręgosłupa i jeszcze oszalałe ciało po silnym masażu i reiki i silnych przeżyciach.
Wiecie,że można w parę sekund dostać taki szczękościsk,że nie można mówić? Twarz staje się maską,tak jest napięta. Można dostać takiego napięcia w nogach,że ważą tonę,nie podniesie się ich. Ręce wyprostują się,jakby nas prąd poraził. Potem może pójść w czaszkę,jakby miała eksplodować. A później to wędruje. A to prąd przejdzie,a to zesztywnieje,a to coś się poruszy dziwnie. A ile energii czerpałam,jak wampir.Czułam się na tym stole,jak sztywny trup. Bo słowo sztywny było idealne. Nawet moje oczy były sztywne,ledwo widziałam,tak zaciskały mi się powieki. Dziś jeszcze,to już tylko z bólu od kręgosłupa,nie od całej reszty,zaciskają mi się nieświadomie zęby.Kolejne napięcia. A potem mną telepało. Nieraz tak mamy,telepie nami,choć przecież nie jest nam zimno,to też wszystko z emocji.
Sztywne barki,zaciśnięte dłonie,zęby,szczękościsk,ból w krzyżach,ból brzucha,spięta szyja,ból głowy,problemy z oddychaniem,ktoś sobie pomyśli,cholera tak po prostu to mam,od dawna,a to tak naprawdę wszystko sprzężone z naszą psychiką,wspomnieniami,emocjami,złością,bezsilnością,smutkiem.
Oczywiście pozytywne emocje działają w drugą stronę. Nie od dziś wiadomo,że śmiech to zdrowie,rozluźnia nasze ciało.
A potem bardzo dobrze czułam moje centrum. Choć boleśnie przez pewien czas, to potem tak po prostu.
Weszłam do tramwaju i zemdlałabym tam,gdybym dalej dusiła płacz,który dusiłam na przystanku. Mogłam zadzwonic,do któregokolwiek z was,telefon na chybił trafił pozwoił mi tylko dodzwonić się do Joanny,w mrozie nie nadąża.
-Joanno,opowiedz mi coś pozytywnego,ja prawdopodobnie będę płakać,albo inne dziwne rzeczy robić,a może nawet zemdleję,ale jeśli skupię się na tobie i jeśli się wypłaczę,to nie zemdleję,wiem to,a jadę tramwajem,ludzie już i tak się na mnie dziwnie patrzą,nie chcę płakać w głos tak po prostu,niech to wygląda że"w telefon".
I opowiedziała mi piękne słowa o naszym teatrze,a ja płakałam jakby opowiadała mi najsmutniejszą historię świata,w głos,w tramwaju i przestało mi się kręcić w głowie,do nóg i dłoni spłynęła krew,już nie były takie ciężkie.nawet się zaśmiałam. Wstałam,zatoczyłam się,przeklnęłam ten tramwaj,tak odczuwał mój kręgosłup wszelkie zawirowania i ukucnęłam przed drzwiami,bo nie wystałabym. Po czym wyszłam. To mieli performence.
Od dawien dawna mam świadomość napięć,od dawien dawna wiem,że to wszystko jest ze sobą połączone i zwykły psycholog mi nie pomoże. Ale jestem na dobrej drodze.
Po pierwszym reiki właściwie było mi cudownie-śmiałam się,byłam lekka,ciepła od dobrego krążenia. Ten śmiech utrzymywał się i jakaś dobra energia. energia życiowa,odblokowana. Ale dopiero wczoraj,gdy tak naprawdę przyszłam z kręgosłupem,po nic więcej,a okazało się,że tu trzeba o wiele,wiele więcej,a kręgosłup zostawić specjalistom,bo to inna historia,wczoraj dostąpiłam oczyszczenia.
Żarzące się węgle bólu,które spopieliły się, by feniks mógł się odrodzić. Tak,bolało w różnych miejscach.Być wdzięcznym za ból,by jednocześnie się od niego uwolnić. To trudna droga.A przede mną naprawdę długa droga medycyny alternatywnej.
Wczoraj dostałam od dawna upragnioną możliwość płaczu. Kiedyś dał mi go V., historią o Fridzie i Tezeuszu, to było oczyszczające w inny sposób,ja wtedy po prostu rozpłakałam się tak naprawdę porządnie po raz pierwszy od lat. Wczoraj dostałam możliwość wypłakania się za wszystkie powstrzymywane łzy,wszystkie niewypłakane łzy zalegające trucizną we mnie wypłynęły ze mnie.
Wczoraj dostałam telefon do przyjaciela. Czyli dzwonisz do kogoś i płaczesz i jest ci o niebo lepiej. Kiedyś stałam na łące,zimą,parę godzin,płakałam i żałowałam,że nie mogę zadzwonić do mojej siostry,więc płakałam jeszcze więcej. I napisałam wtedy maila i to było zamiast tego telefonu.I pamiętam jak byłam pijana u malarza na imprezie i dzwoniłam do Alicji,zaryczana.To naprawdę kojące.
Wczoraj jeszcze jedno marzenie się spełniło.Tak to były moje marzenia,o ironio-wypłakać się za wszystkie czasy,tak,żeby ktoś był przy tym i mówił płacz, ile wlezie, a drugie to żeby ktoś do mnie przyjechał,tylko po to żeby mnie przytulić.Wtedy już nie płakałam. Ale bolał mnie ten kręgosłup,było mi słabo i czułam się przedziwnie. I już nawet na tym stole,gdy odchodziłam od sfery psychicznej związanej z bólem przeszłości i odrodzeniem się,przechodziłam w stan jak wrócę do domu,poproszę go żeby mnie przytulił i będzie już dobrze,już będzie dobrze. I tak było. W pewnym momencie poczułam tylko ten błogi spokój,którym powinniśmy wypełniać się w naszym życiu jak najczęściej żeby móc zdrowo funkcjonować. W pokoju było zimno z 14stopni,koc jeden,ale to ludzkie ciało obok ogrzewało najlepiej. Było ciepło i spokojnie,wystarczyło tylko,żeby ktoś trzymał za rękę,bo mnie to teraz nawet objąć trudno przez ten kręgosłup.I pomyślałam,że gdyby teraz wybuchła wojna,albo przyszedł koniec świata w postaci wielkiego kataklizmu to ja już bym tak mogła zostać,z Nim,taka spokojna i bezpieczna. A potem przecież nie zmieniło się wiele,wyszedł tylko,a ja w dwóch bluzach,pod dwoma kocami,kołdrą,w pokoju,w którym było napalone marzłam. I bolało z powrotem. Ale jakoś człowiek się rozgrzał,uspokoił trzymając za rękę misia(to wcale nie jest hannibal!pomaga mi:)),wspominając jak trzymał kogoś innego i zasnął.I dziś czuje się jak na haju ten człowiek i nie poszedł właśnie na zajęcia,choć miał,tabletka przeciwbólowa dopiero, co zaczyna działać, a mnie pisanie tej notki jakoś uspokoiło i chyba po prostu pójdę spać. Dziś jest dzień na niebycie,na spanie,jeśli mnie wyrzucą ze studiów to trudno. Ja wrócę kiedyś. Ale ten rok stawiam na siebie i swoje zdrowie,swoją kondycję psychiczną,fizyczną. Na mnie,ja to wszystko,moje myśli,moje emocje,moje wspomnienia,moje lęki,moje pragnienia,moje choroby,moje strzykanie w kościach,moje napięcia,moje wszystko we mnie i na mnie.
Ktoś mi rzekł dziś dobre słowa:gdybym z Tobą był,albo mieszkał,przywiązałbym Ciebie do kaloryfera na tydzień za każdym razem,jakbyś się rzucała,bo ty się za dużo rzucasz(emocjonalnie,fizycznie,szeroko pojęte tak dla jasności).Przeczekałbym aż ochłoniesz przy tym kaloryferze,potem dopiero z Tobą porozmawiał,a potem dopiero Ciebie wypuścił. I nikt ciebie nie chcę kontrolować,ani odbierać tobie tego chaosu,który lubisz. Ale trzeba mieć okresy regeneracji,przestoju.Okresy spokoju.Zawsze o tym myślę,jak masz taki okres, jak teraz.
Święta prawda.
Dziś sama siebie przywiązałam. Idę spać,na jutro jeszcze dużo pracy przede mną na uczelnię. Oczywiście pytanie,kto też mnie zatrudni,z wiecznymi problemami zdrowotnymi. O ile można ukryć psychiczne problemy w pracy i uśmiechać się,o tyle ciała się nie oszuka.Nawet jeśli przez pewien czas to też się udaje.
***
Czasami inaczej nie potrafię. Myślę o moich rodzicach,rodzeństwie,babci,o niektórych moich bliskich z poza rodziny,o tym kimś,o kim usłyszałam sobie np. właśnie w radiu,że zmarł na śmietniku,sam i nie potrafię inaczej,płaczę.Czasami płaczę,bo ja,bo ja coś tam i potem nagle przechodzę z tą myślą na innych,bo oni też tak mają,czy mieli i dalej,jeszcze większy płacz.
Czasami inaczej nie potrafię. Ten świat wydaje mi się taki smutny.
Nie wiem,dlaczego,ale dziś w pewnych moentach skąś włącza się u mnie piosenka Edith Piaf
http://www.youtube.com/watch?v=Q3Kvu6Kgp88
niczego nie żałuję,ot,motto.
Dziś jak wyszłam do lekarza,najpierw szedł pan,który mówił do siebie,przepełniony agresją,który co jakiś czas zatrzymywał się w dziwnych miejscach i coś szukał,potem dołączył pan od,którego śmierdziało alkoholem,denerwował się na tamtego,denerwował się na swoją-matkę,żonę?starsza pani,taka staruszka zmarznięta,a on nagle chwycił jej głowę i zaczął ją"prostować",bo musisz być prosta,bo czapka nie tak,bo siamto,a ona krzyczała z bólu,a on jeszcze się dziwił o ten ból,a ja miałam ochotę krzyczeć z nią w moim stanie,już i tak popłynęły mi łzy,przede mą jeszcze tylko ten bezdomny grzebiący w śmietniku i ja pośród nich. Reszta ludzi po prostu szła do browaru,czy na pks,wystrojeni,radośni. A ja pomyślałam,że niedługo skończę jak tamci,tyle,że ja będę chodzić po ulicy i płakać nad tym światem,w obdartych ubraniach,mówiąc coś do siebie,a może do ludzi obok.
Ale ani świat,ani nikt na tym świecie nie potrzebują moich łez. Ja potrzebuje je tylko o tyle,o ile będą we mnie i będą szukać ujścia.Bo tak to przecież też ich nie potrzebuję.