czwartek, 31 stycznia 2013

Podróżuj,śnij,odkrywaj.

Spałam 11 godzin, a w sumie to nawet więcej. A i tak wstałam wcześnie,bo o9. Przespanie mojego samopoczucia,jak i fizycznych dolegliwości było dobre.

Za miesiąc i trochę wita Francja! Ostatnio stanowczo za krótko tam byłam,trzy dni,z czego jeden cały dzień to była próba, a drugi tylko wieczór.I będziemy jechać przez Paryż tym razem.Paryż to moje marzenie.

W czerwcu Berlin. Berlin również mi się podoba i również za krótko tam byłam. Raz, na jednodniowej wycieczce. Ale było cudnie,w Weinahtsmarket. (dobra nie wiem,czy tak to się pisze;p)

Teraz jest tylko jeden problem-znaleźć dorywczą pracę na Francję. Berlin to płatny projekt :>

Rozsyłam CV,trzeba by i je roznieść.

Tak,jutro mam egzamin. Nie umiem.Ale wracają mi siły,wraz z takimi dobrymi wiadomościami,więc przecież od czego są poprawki.

Motto na resztę życia:


"Za dwadzieścia lat bar­dziej będziesz żałował te­go, cze­go nie zrobiłeś, niż te­go, co zro­biłeś. Więc od­wiąż li­ny, opuść bez­pie­czną przys­tań. Złap w żag­le po­myślne wiat­ry. Podróżuj, śnij, od­kry­waj."

/Mark Twain/

środa, 30 stycznia 2013

Sama sobie mówię też:ogarnij się.

Najpierw uciekł mi autobus.Potem okazało się,że spotkania nie będzie,a znajoma nawet znać nie dała, może dała na stary numer zresztą,kto wie. I czekałam na tramwaj i nie mogłam już,więc trochę odsunęłam się od ludzi i zapatrzyłam na te pieprzone auta. Tak,sama siebie tym wkurwiam. Tymi autami i tym tramwajem i innymi myślami.Na szczęście racjonalizm wziął górę-jeśli cokolwiek mi się stanie,moi rodzice nie wiedzą do kogo należy Wilk,Wilk wtedy nie wróci do właściciela a ja zawalę czyjeś zaufanie. To wróciłam do domu. Zamknęłam za sobą drzwi i pozwoliłam sobie na płacz,irracjonalny,bo tak,nie miałam powodu,inaczej NIE ZNAŁAM POWODU.Usiadłam w ciemnym,zimnym,cichym pokoju i wsłuchiwałam się w ten płacz,jakbym to nie ja płakała,a ktoś inny. Nawet głosem przemawiałam nie moim i mówiłam sobie, to wcale nie jest mój głos, a potem dobrze,to jest mój głos,ale JA wcale nie jestem TYLKO tym głosem.Potem powiedziałam sobie dość,kaszel mnie męczył przy tym. Ale czułam,że jeszcze nie jest dość.I dostałam sms od Fridy,że mi da wpierdol,a potem przytuli. I wtedy mój organizm dał mi wpierdol. Płacz na chwilę znów ruszył,ale zaczęłam się przy tym autentycznie dusić. Mam problem z oddychaniem teraz,a jeśli dorzucić zapłakanego i kaszlącego człowieka to owszem,wychodzą cyrki. Oczywiście, mądra ja, w momencie duszenia się zapotrzebowałam nagle zachłannie powietrza, co znowuż spowodowało odruch wymiotny po całej tej szarpaninie,więc rzygać mi się chciało już mną samą pewnie i i wyrzygać te myśli niepotrzebne. To pobiegłam do kibla,mając kolejny problem, bo odruchy wymiotne również bywają dławiące. W końcu walnęłam klapą od kibla w ramach ostatniego aktu i oparłam się o zimną ścianę. Poczułam ulgę,najzwyczajniej w świecie.Ale to jeszcze było za mało,bo byłam w lekkim szoku. A przecież umiem siebie uspokoić-dobre smaki,ciepło,muzycznie. Skupiłam się na tym,włączyłam światło,ale nie za duże,nie lubię w takich chwilach ostrego światła. I zaczęłam mówić do siebie. Najpierw żeby siebie uspokoić,potem ochrzanić,potem pokazać"ha, i co, dalej jesteś taka śmiała, czy może jednak żyć ci się zachciało". A potem to chyba nawet mówiłam bardziej Nim,ale i sobą, bo przecież On zdążył powiedzieć kiedyś tylko część,a ja sobie teraz resztę rzekłam,po czasie widząc,co dalej robię. O ptaszynie w klatce, która tak się przyzwyczaiła do klatki,że choć furtka już jest otwarta,ona do niej wraca. I wcale nie jest kotem,bo kot by już sobie dawno poradził.Jest ptakiem,a ptaki mają skrzydła po to żeby latać. I ona teraz ma złamane te skrzydła. Ale to nic takiego, bo skrzydła się zrastają i można dalej fruwać.A Ty ptaszyno cały czas rozdrapujesz swoje rany i nie pozwalasz im zagoić się,ani skrzydłom zrosnąć się. I przecież,jak piecze z bólu,to płacz,owszem,poczuj się słaba,masz prawo do słabości,ale zaakceptuj te swoją słabość,nie rozdrapuj jej,daj jej się zagoić, naucz się z nią żyć i do cholery -żyj.Któregoś dnia ani się spojrzysz,a rany nie będzie.Będzie maleńka blizna, na znak pamięci. Pamięci,że przetrwałaś, że złamanie nie straszne,więc nie bój się,tylko leć dalej.

No i mówię sobie,po raz setny,a jak trzeba będzie to i milionowy:Katarzyno,do cholery,ogarnij się.I oczywiście,znam te wszystkie historie i to,że mają gorzej i w ogóle,w ogóle,kiedyś w życiu bym takich myśli nie dopuściła do siebie przez wzgląd na pewne osoby. Ale moje demony chcą wziąć górę,bo się szamoczę z nimi za bardzo,zamiast się zaznajomić. Na spokojnie. Pogadać ze sobą,jak dziś. Bo przecież wiem,że boję się życia,nie od dziś,a dalej tylko na tym kończę. Choć może i robię niejedno,by to pokonać i niejedno już zrobiłam,ale cofam się potem,cofam się wstecz dalej niż w przód.

Zmęczyłam się.Sobą. Szkoda,że nie można brać wakacji od siebie:)

I przepraszam za wkurwienie,co niektórych.Następnym razem albo to w sobie przezwyciężę,albo założę hasło na bloga:>



33lata

Ostatnio to mnie fascynuje,że sobie wchodzę o czymś napisać, a tu jakaś myśl wcześniej zjawiła się u panny F., choć ja tego nie widziałam.

Bo ja sobie też dziś myślałam o całym tym teatrze,na początku znajomości.
Ja to nie lubię teatrów, choć wiadomo też jakieś robię. Nie lubię samej tej idei,tego wymogu na początku.Ale albo mam teatr od początku i w teatrze zostaję,albo właśnie z teatrem zrywam. I mogę mieć zły humor,mogę się rozpłakać,mogę być zasmarkana,w dresie,w mieszkaniu w cholerę zimno to i nie mam zamiaru regularnie depilować nóg i mogę odstawiać swoje szopki i mówić o przeszłości,bo cholera,taka jestem. I jestem szczera.Do bólu,z przesadą,wiem.I ja siebie podaję,otwartą,jestem prosta-rozpieprzona,ale tego nie kryję. Nigdy nie byłam dobra w całe te klocki uwodzenia siebie,ani zmierzania do związku,ani czegokolwiek. Bo tu trzeba taktyki,a ja takowej nie posiadam,ja po prostu jestem. Ja mogę siebie kryć na imprezach,albo na dwóch pierwszych spotkaniach. Dlatego tyle znajomości przetrwało właśnie tyle.Bo to nawet fajne jest czasami. Pokryć siebie i poudawać przed sobą,że się jest takim fantastycznym. Takim wiecznie radosnym,pełnym pasji,energii,życia,siły i piękna. A potem zniknąć,co by nie widzieli,jakim się jest.Kwestia braku zaufania,albo braku sił na udawanie,albo zwykłej potrzeby nowych widzów. Albo potem pokazać jakim się jest i poczekać aż znikną,bo te parę razy gdy siebie pokazywałam dostawałam właśnie to-zniknięcie.Nie umiałabym siebie kryć jakoś długo. Bo po co? Albo zostajesz,albo idziesz. To ja ze sobą będę,prosta sprawa,do końca życia

I tylko irytuje mnie teatrzyk po drugiej stronie. Nigdy nie ufałam ludziom, o których za mało wiedziałam na temat 'tej drugiej strony'. To, że ktoś się chce pokazać jak najlepszy,taki a taki,jasne,fajnie.Zwłaszcza,że to przecież jedna strona medalu. Ale najzwyczajniej w świecie liczę, że to się zmieni.Bo wiem,że tak być musiało może nawet,ale czy tak dalej być musi?A może to tylko ma być teatrzyk. Więc mam swój czas,a potem muszę nauczyć się rozmawiać o pewnych sprawach.

A potem skończyć te wszystkie teatrzyki. Nie potrzebuję seksu,nie potrzebuję teatrzyków,nie potrzebuję randek,spotkań i rozstań i zniknięć. Jestem od prawie 17lat tą samą dziewczynką, która chciałaby miłości.Pierwszy raz uświadomiła to sobie w wieku lat 8,tak,mała dziewczynka. Która nie umie bawić się odpowiedzialnie w te klocki. Spróbuje. A potem dziękuję.Nie uda się,to odkładamy klocki do pudełka i bierzemy się za kredki. Kredki to teatr. Teatr od lat był i jest. I niech pochłonie życiem.

A teraz dalej. Siedziałam dziś w poczekalni pełnej dzieci.Patrzyłam się na te matki,jakieś takie,nie wiem,odpychające,na te dzieci,jakieś takie chore,więc marudne, więc też odpychające i tak mój instynkt macierzyński wyparował. Ci faceci to samo.Wiem,to takie dwulicowe i okrutne z mej strony.Ale ja tak miewam. Patrzę się nieraz na rodziny i myślę sobie 'kurwa,kto to wymyślił i po co?'A czasami patrzę się ze wzruszeniem,czy zachwytem. Po prostu rodzina,związki i inne 'cyrki'to również pewne wymogi społeczne. i jak patrzę na wymogi społeczne czasami to mnie odrzuca. A czasami to im zazdroszczę. Proste.

Dziś postanowiłam umrzeć w wieku lat 33. Jeśli mnie nic na tym świecie nie zatrzyma.
Mam 10lat życia, co mi się dziś wydaje w cholerę długie.I ładna liczba,10 i 33 też.Grzeszę,pewnie.Bo to młoda itd. Ale jeśli za 10lat będę tkwiła w tym miejscu, w którym tkwię dziś to mi starczy.
Mam swoje demony w głowie,wiem.Swoje demony w ciele,wiem. Swoje demony wokół,wiem. Mogę z nimi walczyć. Albo mogę je oswoić. Na 10 lat. A potem koniec. Co mi to daje? Że posiadając krótki,a jednocześnie długi czas,może ruszę z miejsca. Zacznę żyć.Może umrę wcześniej,może później,ale wiek 33 niech będzie przełomowym. Chcę w wieku 33lat wiedzieć, że nie poszłam na aż takie kompromisy z życiem światem i że przeżyłam swoje,żyłam,zasmakowałam tego i owego.  I jeśli będę stała wobec dylematów kompromisów, to stąd odejdę. A jeśli odnajdę pokój w sobie i swoim życiu,albo człowieka,albo pracę,to zostanę.Albo chociaż tylko przestanę mieć problemy zdrowotne. Takie odwieczne. Bo mimo,że mogło być gorzej,że to nie jest rak,ani kalectwo jakieś,ani w ogóle nic takiego, to ja już dziękuję za te wszystkie lata i wszystkie zmienne opinie i wszystkie'pani nie jest przeziebiona,pani tak ma od tego,a tego i będzie pani tak miała,a teraz będzie jeszcze gorzej',ja już nie mam na to sił.Ja to pierdolę,jak mówi Świetlicki.I tak,irytują mnie lekarze. Każdy mówi,co innego. A żaden nie pomoże.To ja siebie wyleczę w 33urodziny.
Bo jeśli już teraz mnie to wszystko wkurwia,to za 10 lat będzie jeszcze więcej.
Poza tym zauważyłam,że jak człowiek zmarznięty to bardziej wkurwiony.

***
Proszę,wydaj mi receptę na życie,
sprzedaj mi lekarstwo na szczęście.
Niech zapcham się tabletkami na spokój
aż się udławię,aż zdławię ten niepokój.


Duszę się ,panicznie panika znika,
nadzieja na lepsze jutro mnie unika.
Nie pamiętam gdzie jestem i po co jestem,
wiem tylko że absurdalnie jestem.

Odejdę i przejdę i dojdę i nie dojdę.
Nie dojdę i dojdę i przejdę i odejdę.
Jestem małą chorągiewką na wieży,
z wysoka widok jest inny, wierzy.




piątek, 25 stycznia 2013

Blue girl

http://www.youtube.com/watch?v=YAGLcYMhP6w
niektórzy powinni uważać,jakie piosenki puszczają i w jakie moje nastroje,ot co.
***

Stoi przed witryną, jak w Śniadaniu u Tiffaniego. Tylko nie ma za grosz elegancji,za grosz wykwintnego piękna. Jest pstrokata i czarna,jak pstrokate i czarne są jej nastroje i myśli. Stoi i patrzy się na wszystkie złota,srebra,brylanty,brzydkie to,albo co najwyżej jako tako,może być,ale co po tym? Nic. I wtedy...dostrzega Go. Srebrny pierścień,gruby,ale nie za gruby. Czyste srebro. A na nim brylant,malutki,blue,ciemny,piękny,pochłaniający jej łzy i smutek. Blue girl. Blue brylant.Blue zaręczyny. Nie, z nikim. Sama by sobie kupiła taki pierścionek. I zaręczyła się z życiem. Żeby następnym razem,jak będzie próbować się uspokoić, mogła spojrzeć na ten pierścień i dać się mu pochłonąć. Ale nie ma pod ręką dwóch i pół tysiąca,niestety.
Niestety. Trzeba stawać na nogi,jak się da,tak po prostu.

http://www.youtube.com/watch?v=BOByH_iOn88

(piszę dla siebie swoje smutasy,bo jakoś lubię tu pisać)

poza tym to polubiłam Budkę Suflera. Za poranek smutno-szczęśliwy.I pójdę tam znów smutno-szczęśliwa.

http://www.youtube.com/watch?feature=endscreen&v=qr1EnWQgrOU&NR=1

***
Dziś był piękny dzień.Mroźny,a jednak nie taki zimny,w sercu ciepło.Słoneczny,z karmieniem ptaków. Z dobrym filmem.Z Paulą.Okazuje się,że i ona ma w zimową deprechę ochotę coś sobie zrobić i rzucić wszystko. Tylko ona skakałaby z dachu,a ja bym się cięła. Żeby się jeszcze dobić na koniec :D

Ale i nostalgiczny. Mroźne powietrze,słońce,łęgi dębińskie. Paradoksalnie mieszkam teraz tak blisko. Teraz.

środa, 23 stycznia 2013

Ważne są tylko te dni,których jeszcze nie znamy.

Tak sobie myślę,że jak się jest zmęczonym i ma się'nie taki dzień'to nie ma bata,warto tylko iść spać,zrobić to co naprawdę,naprawdę trzeba i tyle.

Tak sobie dziś pomyślałam,że Grechuta w moim przypadku miał rację.

http://www.youtube.com/watch?v=bvT3eRuHlsU

jeśli już mam czuć radość, to potrzebuję planów dni nieznanych.Nadziei,że oto przyjdzie to,czy tamto. Wtedy ma się siłę,by żyć. Ma się siłę, by się uśmiechać.

Czasami nie potrzebuję wiele. Wystarczy ta dobra muzyka,bardzo głośno puszczona,puste mieszkanie,nawet jak zimne,coś dobrego do jedzenia i czuję się dobrze,jest mi dobrze.
Ale nie mogę tak przeżyć życia. Życie prosi się o stawienie mu czoła,poza czterema ścianami.

Tyle było dni do utraty sił
Do utraty tchu tyle było chwil
Gdy żałujesz tych, z których nie masz nic
Jedno warto znać, jedno tylko wiedz, że

Ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy
Ważnych jest kilka tych chwil, tych na które czekamy


Co mi pozostaje? Mówić sobie,że jeszcze półtora roku i wtedy dam sobie odpocząć. Jeszcze nie wiem,gdzie dokładnie,ale gdzieś poza Poznaniem i poza wszystkim i wszystkimi,co znane.

To mnie utrzyma przy życiu,jeśli będę wierzyć,że to wykonam. Jeśli nie,pogrążę się dalej.Głębiej.

A może tak minimalizm? To nowy styl życia. Kolejna pułapka,albo kolejne zbawienie. Zależy,co, dla kogo,w jakiej ilości.
Ja tak tylko myślę, że gdyby zredukować moje zachcianki,przymknąć sprawy na trzy,cztery sprawy,to właściwie mam wszystko,czego człowiekowi potrzeba. Więc,nie mam co schodzić w dół,a tylko iść przed siebie.

A jednak jest głód. Głód mój,czy tego konsumpcyjnego społeczeństwa? 

wtorek, 22 stycznia 2013

Udusić,czy pocałować?

Mam do Ciebie trzy pytania.
Pierwsze:gotujesz sobie czasem?
-Tak.
Drugie-i jesz to później?
-yyy...tak.
-Trzecie-miałabyś ochotę przyjść do mnie w piątek na łososia,bo tak sobie pomyślałem,że chciałbym dla ciebie zrobić kolację,ale przecież ja nie umiem gotować,ale skoro ty sobie gotujesz i później jesz to paskudztwo to możesz zjeść i moje xD

No. To tyle na temat jego wiary w mój talent kulinarny :D


niedziela, 20 stycznia 2013

...

"Zawierzam procesowi życia. Z łatwością proszę o to, czego chcę. Życie
mnie wspiera."

Zawierzam procesowi życia.Z łatwością proszę o to,czego chcę. Życie mnie wspiera.

Zawierzam procesowi życia.Z łatwością proszę o to,czego chcę. Życie mnie wspiera.

Zawierzam procesowi życia.Z łatwością proszę o to,czego chcę.Życie mnie wspiera.

Zawierzam procesowi życia Z łatwością,proszę o to,czego chcę.Życie mnie wspiera.

Czy jeśli powtórzę to milion razy,to pomoże?
Zawierzam procesowi życia.Z łatwością, proszę o to,czego chcę.Życie mnie wspiera.

Zawierzam procesowi życia.Z łatwością,proszę o to,czego chcę.Życie mnie wspiera.

Zawierzam procesowi życia.Z łatwością,proszę o to,czego chcę.Życie mnie wspiera.

Itd.

sobota, 19 stycznia 2013

deszcz szczęścia

http://www.youtube.com/watch?v=9M_gzHMavJs

Czasami po prostu chciałoby się zatańczyć w deszczu. Otworzyć usta.Uśmiechnąć. Samemu.I poczuć się szczęśliwym.



You are magnificent when you're innocent.
Laugh to me, like the very first laugh.

http://www.youtube.com/watch?v=q31tzQmT3-M

to głupie,wiem,ale ten utwór jakoś mnie pociesza.Pocieszał mnie kiedyś,o wiele bardziej doładowywał pozytywną energię.Puszczałam go dziesiątki razy.Tu nie ma głębokiego tekstu,ani muzyki,ani niczego takiego.Tu po prostu jest słońce.Są dwie przyjaciółki,które tak cholernie mi się podobają,jakieś takie razem we wszystkim i beztroskie.Jest śmiech.Niewinny śmiech.Czysta radość.I to jest takie fajne.W dupie mam tego faceta tam,nawet brzydki i w ogóle nie o jakiś wątek miłosny tu chodzi.Dla mnie tu chodzi o słońce i przyjaźń i szum morza.Miałam naprawdę dwa cudowne wyjazdy nad morze,z przyjaciółkami.Było idealnie.Wariacko i beztrosko.Masa ludzi,masa śmiechu,masa akcji dobrych.I nawet alkoholu nie było trzeba,symbolicznie po piwku.I co?Jestem młoda,a to za mną.Teraz to w parach jadą,albo ludzie już nie tacy.A jak nie w parach to mam prezent,jak zeszły rok-tęskniąa tą parą.Choć było miło, bo odpoczęłam to zero wariacji i beztroski.Brakuje mi mojego szczęścia płynącego z wariacji,beztroski,ludzi,nowości i podróży.tego czasu w Brunszwiku.Mój ostatni czas kiedy było dobrze ze mną.


zgubiłam swoją receptę na życie.Wystarczały drobnostki,dziś chcę wielkich rzeczy,w rezultacie nie mam nic.

Bo właściwie pytanie gdzie tu jest nasza recepta na życie. Jeśli nie wiem,chcemy uniknąć schematów,ale tak naprawdę panuje moda na unikanie schematów,to przecież nie oto może chodzi.
Może mogłabym być szczęśliwa jako żona i matka,tradycyjnie.
Może jako artystka,pociągający,odwieczny mit.
Może jako podróżniczka,podróże kształcą,uczą,hartują.
Może mogłabym się spełniać w pracy.
Może mogłabym napisać książkę,jedną tylko,ale już poczuć,że tak,wreszcie mi się udało.
Może mogłabym się zamknąć na pustyni,uciec od świata i poczuć się dobrze.
Może mogłabym spełniać te wszystkie swoje marzenia,wszystkie to tylko pewne słowo,w granicach możliwości wszystkie.
Może mogłam oddać się innym. Kiedyś chciałam.Cokolwiek,byle pożytecznie.
I kurwa,co?

I tak mogłabym poczuć sie nieszczęśliwa.Albo,że to nie to.Albo,że stoję w miejscu,ALbo,że to wszystko jest bez sensu,pierdolę,odwracam się na pięcie.Bo teraz tak mam.Najchętniej tupnęłabym nóżką i wsiadła w pociąg.Pociąg musiałby mnie wywieźć gdzieś,gdzie jest ciepło. Gdzie ludzie na ulicy uśmiechają się do mnie.Chciałabym zakochać się tam ze wzajemnością i nagle uznać,że wszystko jest na miejscu,takie jakie jest.Bo mam różowe okulary i tyle.

Mam masę szczęścia,mam dwoje ręce,nóg,oczu,mózg,serce,płuca,wszystko jest jako,tako sprawne. Mam siebie.I nieważne gdzie,nieważne przy kim,nieważne co robiąc mogę być szczęśliwa.Albo spokojna.Albo na swoim miejscu. Bo z sobą,cholera.Bo szczęście,spokój,spełnienie,pasja,radość,ale też smutek,bezsilność,złość,żal,poczucie bez sensu, to wszystko jest we mnie.

połowę życia,a może nawet trochę więcej jestem ograniczona.Zdrowotnie.To wcale nie są poważne sprawy,a jednak ograniczają,czas ucieka,a człowiek od jakiegoś dłuższego czasu wtedy myśli,myśli,że czas ucieka,a on stoi w miejscu.Zamiast wtedy wyciszyć się,czy cokolwiek,jak dawniej.Dawniej uwielbiałam chorować-pochłonięta książkami,filmami,grami komputerowymi,pisaniem,odwiedzali mnie znajomi,rozmawialiśmy,był czad.Dziś nie ma praktycznie niczego z tego. Jakoś w marcu miałam niesamowity tydzień u babci chorowania.Nie miałam komórki,ani internetu.Były tylko filmy,programy,książki,gazety,pisanie.Ja wtedy tyle rzeczy zrozumiałam i przerobiłam,tak życiowo,ale też i inspirującą właśnie ot tak do nauki,czy twórczości.To był dobry czas.Rozchorowałam się, bo potrzebowałam takiego czasu i odpoczynku też.I odcięcia się.

na koniec najbardziej przejmująca piosenka ostatnich czasów

http://www.youtube.com/watch?v=PnkJVL76dnQ

środa, 16 stycznia 2013

O psychice słów kilka.

Można skupiać się na bólu.Można skupić się na kimś i zapomnieć o bólu.Można skupić się na czymś i zapomnieć o bólu. 3/4 dnia skupiałam się na bólu,poznając każde jego niuanse. A teraz tak dałam się pochłonąć mojej głowie,myślom,emocjom,zupełnie oderwanym od kręgosłupa,że zapomniałam iżby cokolwiek mi dolegało.Gorzej,że jak chcę spać to nic mnie tak nie porywa:D


"Inni by się poddali depresji,ale Ty nadal walczysz. Bo sercem jesteś wojownikiem."

"Kaśka,ale dlaczego Ty płaczesz?Z jakich konkretnie powodów?
(...)
właściwie to rozumiem,że z powodu(...)ja sama to bym psychicznie nie wytrzymała. A co do reszty, nie traktuj życia zbyt poważnie."

I jakoś człowiek może dalej pracować. Gdy czuje,że walczy, a wynik wojny wciąż przed nim. Gdy już nie czuje,że się poddaje.

O ciele,czyli człowieku słów kilka.

Ciało,moje ciało,moje ciało to ja. Ja jestem tym bolącym brzuchem i tymi płucami oddychającymi i tą głową,która nieraz ma ochotę eksplodować i tymi napiętymi barkami i tymi kolanami i kostkami i dłońmi i tym bólem w kręgosłupie. Ja.

Bo moje ciało i moja psychika są jednym. A moja psychika latami odkładała w ciele to,czego nie potrafiła z siebie wyrzucić. Wyobraźmy sobie mieszkanie,które przez lata gromadzi wszelkie śmieci. Tak wygląda moje ciało. Tak wyglądam ja.

Co więcej,Alice kiedyś mądrą rzecz powiedziała. Że ludzie nie mogą wejść w czyjś ból,bo to by zniszczyło ich,że trzeba mieć w sobie ten zdrowy egoizm,coś w tym stylu.Ja czasami wchodzę w ból kobiet z mojego pokolenia. To nie jest mój ból,to nie moje żale,ale to moja nienawiść do mężczyzn i moje ciało,znowuż one,biedne,napięte. Tak,nienawidzę mężczyzn od lat,czasami. Nie przewlekle,na szczęście.Ja po prostu widzę w nich mężczyzn z pokolenia bliskich i dalszych kobiet w mojej rodzinie,a żadna,podkreślam żadna, tam nie obyła się bez traumatycznych historii.Przede mną ustawienia hellingerowskie,które pozwalają na uwolnienie się od tego.

Idea ustawień
Ustawienia systemowe – zwane też ustawieniami hellingerowskimi lub konstelacjami rodzinnymi - są metodą służącą przywróceniu harmonii w naszej kondycji psychiczno- cielesnej oraz w naszych relacjach z innymi ludźmi.
Podstawowym założeniem koncepcji ustawień jest nasze głębokie powiązanie z rodziną; zarówno z osobami żyjącym, jak i z naszymi przodkami. 
Członków systemu; żyjących oraz ich poprzedników łączy istotna WIĘŹ. Bert Hellinger opisał kto należy do systemu rodzinnego; według niego należą tu osoby związane ze sobą więzami krwi; rodzice, rodzeństwo, dziadkowie, ale także osoby, które weszły w istotną relację z naszymi krewnymi. Wśród nich są wcześniejsi partnerzy i narzeczeni oraz osoby, które związały się z rodziną  poprzez wspólne koleje losu. Mogą to być ludzie, którzy wzbogacili się kosztem naszej ważnej utraty (na przykład przejęły majątek rodziny w efekie działań wojennych, lub na odwrót - Ci, których majątek myśmy wzięli), osoby będące ofiarami działań członków naszego systemu lub ci, których ofiarami byli nasi krewni (na przykład zabójcy). Wszystkich ich łączy wspomniana więź, która wymaga, by każda z tych osób miała w całym układzie należne jej miejsce. 
Problem zaczyna się, gdy w systemie kruszy się spójność, gdy "ktoś przestaje być zauważany". Dzieję się tak, gdy osoba ma ciężki los i rodzina woli o niej zapomnieć, bo pamięć zbyt boli (na przykład ktoś ciężko chorował fizycznie lub psychicznie, zmarło wcześnie dziecko). Również wówczas, gdy z innych powodów łatwiej jest danego człowieka nie zauważać i wyrzucać poza nawias, jak to się dzieje z nieszczęśliwymi miłościami lub osobami, które wyrzadziły nam krzywdę. Niezuważany może być też członek rodziny, który znacząco wyłamał się ze stylu życia rodziny i zbyt szokował swoją odmiennością lub zrobił coś, co nie mieści się w normach danego systemu. Kiedy rodzina wyklucza kogoś ze swojego kręgu - wówczas naruszona zostaje więź rodzinna.  Pierwotną potrzebą człowieka jest przynależność do własnego systemu.
System nie toleruje luk; Hellinger opisał instancję określoną przez niego SUMIENIEM RODOWYM domagającą się rekompensaty odrzucenia któregoś z członków systemu. Tak rozumiane  sumienie jest nieświadomą siłą działającą we wnętrzu każdego z nas.  Najsilniejsze sumienie (we wspomnianym wyżej znaczeniu) mają najsłabsze osoby w systemie, są oni najsilniej związani i  "zobowiązani" siłą sumienia. Tak jak w wojsku zabijają i giną szeregowi  żołnierze, a nie generałowie, tak jak w wielu organizacjach najcięższą , "brudną robotę" wykonują  osoby z najniższego szczbla, tak w rodzinie najwiecej "biorą na swoje barki" dzeci. Sumienie i potrzeba przynależności każe dzieciom z całą ich dziecięcą miłością patrzeć tam, gdzie inni nie chcą spogladać.
Dziecko zrobi wszystko, by ulżyć tym, których kocha i na których patrzy. W pierwszej kolejności są to jego rodzice; do cierpiącej matki lub smutnego ojca mówi w swoim sercu: "lepiej ja będę tego doświadczał niż ty kochana mamo, kochany tato..".  Nie robi tego racjonalnie, jest to nieświadomy ruch silnejszy od dziecka, mający korzenie w jego miłości do najbliższych.  W pierwszej kolejności ten nieświadomy ruch "brania na siebie" dotyczy rodziców, kolejno tych w rodzinie, którzy zostali przez innych członków rodziny wykluczeni.  Dzieci  wierzą w magiczny, właściwy dzieciom sposób, że  tym aktem uratują kogoś dla siebie ważnego, ulżą mu  lub ocalą spójność rodziny.
Gdy dzieci nieświadomie w swoim wnętrzu patrzą na odrzuconego członka rodziny dochodzi wówczas do ich identyfikacji z tą osobą, czyli do nieświadomego "braterstwa", bliskiego związania na poziomie  całego "jestestwa  psychiczno-duchowego". Wówczas dziecko, a potem osoba dorosła ma trudność z cieszeniem się z własnego życia, ponieważ nieświadomie "żyje życiem kogoś innego". Robi to z miłości do swojej rodziny, jakkolwiek "szalona" jest ta miłość.  Na zewnątrz tego typu idenyfikacja objawiać może się depresyjnością, zachowaniami dysyfunkcjonalnymi (na przykład aktami agresji) lub rozmaitymi objawami psychicznymi lub somatycznymi.    
W praktyce ustawień odkrywa się te bliskie, nieświadome powiązania. Z zadziwieniem klienci obserwują, że ich los jest związany z kimś, kogo czesto nawet nie znali osobiście, tylko o nim słyszeli, lub nawet w ogóle nie wiedzieli o jego istnieniu. Ta silny jest ten nieświadomy pęd.  Wykluczone osoby najczęściej objęte są rodzinnym tabu. Odkrycie, że w swoim wnętrzu, na jakimś subtelnym poziomie nasze serce jest blisko zmarłego na wojnie dziadka, rodzeństwa, które odeszło nienarodzone czy pierwszej miłości naszych rodziców ... są dla klientów zadziwiające, ale też, gdy to sobie uśwadomiają odczuwają wyraźną ulgę. Dostrzeżenie takiego powiązania pozwala zacząć żyć własnym życiem. Dzieję się tak, gdy klient po pierwsze w swoim wnętrzu spojrzy na osobę, z którą był związany, po drugie porzuci dzicięcą potrzebę "ratowania dorosłych" i "ich los zostawi przy nich".  Klient może wewnętrznie wypowiedzieć zdanie "Twój los z szacunkiem zostawiam przy tobie", czasem można dodać "i patrz proszę przyjaźnie, gdy będzie mi się dobrze działo". Wówczas kończy się odpokutowywanie za innych, zadośćuczynianie lub cierpienie w czyimś imieniu.
Hellinger opisał kilka dynamik powodujących dysharmonię w naszym życiu.J edną z nich jest wspomiany wyżej nieświadomy ruch dziecka mówiącego "lepiej ja to zrobie, ja będę to niósł kochana mamo (tato lub inny członku rodziny)". 
W koncepcji ustawień ważne jest wprowadzenie uporządkowania w relacje międzyludzkie, tak, by każdy patrzył z szacunkiem na pozostałych wokół siebie, a sam brał w pełni swój (i tylko swój! ) los w swoje ręce i czerpał radość ze swojego życia. Zasady regulujące właściwe funkcjonowanie rodziny B. Hellinger zawarł w koncepcji nazwanej przez niego  porządkami miłości. 



Wczoraj podczas reiki i głębokiego masażu płakałam za te wszystkie chwile,kiedy zaciskałam oczy i dłonie i mówiłam sobie nie będę płakać. Za te wszystkie wgryzione zęby w dłonie,w ciemnych łazienkach,żeby tylko jak najszybciej ogarnąć się,żeby tylko nikt nie słyszał,nie widział,bo nie wolno ci płakać,pamiętaj,nie wolno. Można było pomyśleć z czasem,że byłam silna. Ha,nie płakałam. Albo tylko ukradkiem,na ulicy. Jaka silna dziewczynka,naiwna. Ciało i psychika to zapamiętały. To wszystko zostało,niewykrzyczane. I wczoraj to z siebie uwolniłam i widziałam te momenty,te swoje momenty niewypłakane,ale i te momenty kobiet z mojej linii,za które od dawna już chciałam płakać.To szalone,jak doskonale można sobie było stworzyć w pamięci obrazy ich wspomnień,jakby się naprawdę to widziało.A przecież mnie tam nie było i nawet nie wiem,czy te moje obrazy,tak wyglądały,wiem tylko,że ból i smutek z nich płynący,taki mógł być,a nawet był silniejszy na pewno.

Potem chodziłam jak pijana,bo na przystanek trochę miałam,a ludzie patrzyli się na mnie dziwnie.Chwilami mówiłam na głos,do nieba i siebie,chwilami chciało mi się płakać,chwilami musiałam przykucnąć,bo nie byłam w stanie iść-obrazek jak kogoś przy niezdrowych zmysłach,choć moje właśnie zdrowiały. Nikt nie wiedział,że mam okres,ból kręgosłupa i jeszcze oszalałe ciało po silnym masażu i reiki i silnych przeżyciach.
Wiecie,że można w parę sekund dostać taki szczękościsk,że nie można mówić? Twarz staje się maską,tak jest napięta. Można dostać takiego napięcia w nogach,że ważą tonę,nie podniesie się ich. Ręce wyprostują się,jakby nas prąd poraził. Potem może pójść w czaszkę,jakby miała eksplodować. A później to wędruje. A to prąd przejdzie,a to zesztywnieje,a to coś się poruszy dziwnie. A ile energii czerpałam,jak wampir.Czułam się na tym stole,jak sztywny trup. Bo słowo sztywny było idealne. Nawet moje oczy były sztywne,ledwo widziałam,tak zaciskały mi się powieki. Dziś jeszcze,to już tylko z bólu od kręgosłupa,nie od całej reszty,zaciskają mi się nieświadomie zęby.Kolejne napięcia. A potem mną telepało. Nieraz tak mamy,telepie nami,choć przecież nie jest nam zimno,to też wszystko z emocji.
Sztywne barki,zaciśnięte dłonie,zęby,szczękościsk,ból w krzyżach,ból brzucha,spięta szyja,ból głowy,problemy z oddychaniem,ktoś sobie pomyśli,cholera tak po prostu to mam,od dawna,a to tak naprawdę wszystko sprzężone z naszą psychiką,wspomnieniami,emocjami,złością,bezsilnością,smutkiem.

Oczywiście pozytywne emocje działają w drugą stronę. Nie od dziś wiadomo,że śmiech to zdrowie,rozluźnia nasze ciało.

A potem bardzo dobrze czułam moje centrum. Choć boleśnie przez pewien czas, to potem tak po prostu.

Weszłam do tramwaju i zemdlałabym tam,gdybym dalej dusiła płacz,który dusiłam na przystanku. Mogłam zadzwonic,do któregokolwiek z was,telefon na chybił trafił pozwoił mi tylko dodzwonić się do Joanny,w mrozie nie nadąża.
-Joanno,opowiedz mi coś pozytywnego,ja prawdopodobnie będę płakać,albo inne dziwne rzeczy robić,a może nawet zemdleję,ale jeśli skupię się na tobie i jeśli się wypłaczę,to nie zemdleję,wiem to,a jadę tramwajem,ludzie już i tak się na mnie dziwnie patrzą,nie chcę płakać w głos tak po prostu,niech to wygląda że"w telefon".
I opowiedziała mi piękne słowa o naszym teatrze,a ja płakałam jakby opowiadała mi najsmutniejszą historię świata,w głos,w tramwaju i przestało mi się kręcić w głowie,do nóg i dłoni spłynęła krew,już nie były takie ciężkie.nawet się zaśmiałam. Wstałam,zatoczyłam się,przeklnęłam ten tramwaj,tak odczuwał mój kręgosłup wszelkie zawirowania i ukucnęłam przed drzwiami,bo nie wystałabym. Po czym wyszłam. To mieli performence.

Od dawien dawna mam świadomość napięć,od dawien dawna wiem,że to wszystko jest ze sobą połączone i zwykły psycholog mi nie pomoże. Ale jestem na dobrej drodze.
Po pierwszym reiki właściwie było mi cudownie-śmiałam się,byłam lekka,ciepła od dobrego krążenia. Ten śmiech utrzymywał się i jakaś dobra energia. energia życiowa,odblokowana. Ale dopiero wczoraj,gdy tak naprawdę przyszłam z kręgosłupem,po nic więcej,a okazało się,że tu trzeba o wiele,wiele więcej,a kręgosłup zostawić specjalistom,bo to inna historia,wczoraj dostąpiłam oczyszczenia.

Żarzące się węgle bólu,które spopieliły się, by feniks mógł się odrodzić. Tak,bolało w różnych miejscach.Być wdzięcznym za ból,by jednocześnie się od niego uwolnić. To trudna droga.A przede mną naprawdę długa droga medycyny alternatywnej.




Wczoraj dostałam od dawna upragnioną możliwość płaczu. Kiedyś dał mi go V., historią o Fridzie i Tezeuszu, to było oczyszczające w inny sposób,ja wtedy po prostu rozpłakałam się tak naprawdę porządnie po raz pierwszy od lat. Wczoraj dostałam możliwość wypłakania się za wszystkie powstrzymywane łzy,wszystkie niewypłakane łzy zalegające trucizną we mnie wypłynęły ze mnie.
Wczoraj dostałam telefon do przyjaciela. Czyli dzwonisz do kogoś i płaczesz i jest ci o niebo lepiej. Kiedyś stałam na łące,zimą,parę godzin,płakałam i żałowałam,że nie mogę zadzwonić do mojej siostry,więc płakałam jeszcze więcej. I napisałam wtedy maila i to było zamiast tego telefonu.I pamiętam jak byłam pijana u malarza na imprezie i dzwoniłam do Alicji,zaryczana.To naprawdę kojące.

Wczoraj jeszcze jedno marzenie się spełniło.Tak to były moje marzenia,o ironio-wypłakać się za wszystkie czasy,tak,żeby ktoś był przy tym i mówił płacz, ile wlezie, a drugie to żeby ktoś do mnie przyjechał,tylko po to żeby mnie przytulić.Wtedy już nie płakałam. Ale bolał mnie ten kręgosłup,było mi słabo i czułam się przedziwnie. I już nawet na tym stole,gdy odchodziłam od sfery psychicznej związanej z bólem przeszłości i odrodzeniem się,przechodziłam w stan jak wrócę do domu,poproszę go żeby mnie przytulił i będzie już dobrze,już będzie dobrze. I tak było. W pewnym momencie poczułam tylko ten błogi spokój,którym powinniśmy wypełniać się w naszym życiu jak najczęściej żeby móc zdrowo funkcjonować. W pokoju było zimno z 14stopni,koc jeden,ale to ludzkie ciało obok ogrzewało najlepiej. Było ciepło i spokojnie,wystarczyło tylko,żeby ktoś trzymał za rękę,bo mnie to teraz nawet objąć trudno przez ten kręgosłup.I pomyślałam,że gdyby teraz wybuchła wojna,albo przyszedł koniec świata w postaci wielkiego kataklizmu to ja już bym tak mogła zostać,z Nim,taka spokojna i bezpieczna. A potem przecież nie zmieniło się wiele,wyszedł tylko,a ja w dwóch bluzach,pod dwoma kocami,kołdrą,w pokoju,w którym było napalone marzłam. I bolało z powrotem. Ale jakoś człowiek się rozgrzał,uspokoił trzymając za rękę misia(to wcale nie jest hannibal!pomaga mi:)),wspominając jak trzymał kogoś innego i zasnął.I dziś czuje się jak na haju ten człowiek i nie poszedł właśnie na zajęcia,choć miał,tabletka przeciwbólowa dopiero, co zaczyna działać, a mnie pisanie tej notki jakoś uspokoiło i chyba po prostu pójdę spać. Dziś jest dzień na niebycie,na spanie,jeśli mnie wyrzucą ze studiów to trudno. Ja wrócę kiedyś. Ale ten rok stawiam na siebie i swoje zdrowie,swoją kondycję psychiczną,fizyczną. Na mnie,ja to wszystko,moje myśli,moje emocje,moje wspomnienia,moje lęki,moje pragnienia,moje choroby,moje strzykanie w kościach,moje napięcia,moje wszystko we mnie i na mnie.

Ktoś mi rzekł dziś dobre słowa:gdybym z Tobą był,albo mieszkał,przywiązałbym Ciebie do kaloryfera na tydzień za każdym razem,jakbyś się rzucała,bo ty się za dużo rzucasz(emocjonalnie,fizycznie,szeroko pojęte tak dla jasności).Przeczekałbym aż ochłoniesz przy tym kaloryferze,potem dopiero z Tobą porozmawiał,a potem dopiero Ciebie wypuścił. I nikt ciebie nie chcę kontrolować,ani odbierać tobie tego chaosu,który lubisz. Ale trzeba mieć okresy regeneracji,przestoju.Okresy spokoju.Zawsze o  tym myślę,jak masz taki okres, jak teraz.

Święta prawda.

Dziś sama siebie przywiązałam. Idę spać,na jutro jeszcze dużo pracy przede mną na uczelnię. Oczywiście pytanie,kto też mnie zatrudni,z wiecznymi problemami zdrowotnymi. O ile można ukryć psychiczne problemy w pracy i uśmiechać się,o tyle ciała się nie oszuka.Nawet jeśli przez pewien czas to też się udaje.

***

Czasami inaczej nie potrafię. Myślę o moich rodzicach,rodzeństwie,babci,o niektórych moich bliskich z poza rodziny,o tym kimś,o kim usłyszałam sobie np. właśnie w radiu,że zmarł na śmietniku,sam i nie potrafię inaczej,płaczę.Czasami płaczę,bo ja,bo ja coś tam i potem nagle przechodzę z tą myślą na innych,bo oni też tak mają,czy mieli i dalej,jeszcze większy płacz.

Czasami inaczej nie potrafię. Ten świat wydaje mi się taki smutny.
Nie wiem,dlaczego,ale dziś w pewnych moentach skąś włącza się u mnie piosenka Edith Piaf


http://www.youtube.com/watch?v=Q3Kvu6Kgp88

niczego nie żałuję,ot,motto.

Dziś jak wyszłam do lekarza,najpierw szedł pan,który mówił do siebie,przepełniony agresją,który co jakiś czas zatrzymywał się w dziwnych miejscach i coś szukał,potem dołączył pan od,którego śmierdziało alkoholem,denerwował się na tamtego,denerwował się na swoją-matkę,żonę?starsza pani,taka staruszka zmarznięta,a on nagle chwycił jej głowę i zaczął ją"prostować",bo musisz być prosta,bo czapka nie tak,bo siamto,a ona krzyczała z bólu,a on jeszcze się dziwił o ten ból,a ja miałam ochotę krzyczeć z nią w moim stanie,już i tak popłynęły mi łzy,przede mą jeszcze tylko ten bezdomny grzebiący w śmietniku i ja pośród nich. Reszta ludzi po prostu szła do browaru,czy na pks,wystrojeni,radośni. A ja pomyślałam,że niedługo skończę jak tamci,tyle,że ja będę chodzić po ulicy i płakać nad tym światem,w obdartych ubraniach,mówiąc coś do siebie,a może do ludzi obok.
Ale ani świat,ani nikt na tym świecie nie potrzebują moich łez. Ja potrzebuje je tylko o tyle,o ile będą we mnie i będą szukać ujścia.Bo tak to przecież też ich nie potrzebuję.


poniedziałek, 14 stycznia 2013

Piosenka dobra na wszystko.

Piosenka dobra na łzy:
http://www.youtube.com/watch?v=8SbUC-UaAxE

to od niej się zaczęło. Kilka dni temu.

Piosenka dobra, jako przyjaciel obok,który wszystko rozumie,można dalej płakać,ale jakoś tak kojąco:

http://www.youtube.com/watch?v=GLvohMXgcBo

(wciąż nie wiem i już się nie dowiem,co to za miejsce)

Piosenka dobra na wykrzyczenie słów,na głośny śpiew,ogarnij się,pod twoim pokojem jest ksiądz na kolędzie,a ty krzyczysz dalej,głośniej:

http://www.youtube.com/watch?v=0v670fRf_iM

i Twój własny głos jest taki inny,taki niski.Druzgoczący,ale silny też.


Piosenka dobra po wiązance kurew,które mają pomóc się ogarnąć,gdy woda z prysznica stapia się z łzami,myjesz głowę,to taki oczyszczający gest,myjesz głowę,kurwa ogarnij się,kurwa,kurwa,kurwa,przestań już,kurwa, no,dziewczyno,dalej kurwa...i zaczynasz się śmiać. I śpiewać.
http://www.youtube.com/watch?v=m54WNWCUAE8

a potem dzwonek do drzwi,mali chłopcy:
http://www.youtube.com/watch?v=RqU00XhhRfk

w tle,Nie płacz Ewka,Ty masz szampon na włosach,zapłakaną twarz,uśmiech na niej,wykrzywione ciało,żeby nie nakapać za bardzo i widzisz absurd sytuacji,oto z kolędą chcą przyjść,dziękujesz,śpiewasz dalej"Nie płacz Ewka,bo tu miejsca brak na twe babskie łzy"

Głowa umyta,łzy nie lecą,jakoś lżej,wiesz,że musisz śpiewać dalej,tylko to ci pomoże

http://www.youtube.com/watch?v=fNU2Q7_s8TU

"Ale to już było i nie wróci więcej i choć tyle się zdarzyło to do przodu wciąż wyrywa głupie serce,ale to już było,znikło gdzieś za nami, choć w papierach  lat przybyło,to naprawdę wciąż jesteśmy tacy sami"

Dziś sobie dodasz  tę piosenkę,na pamięć pewnego dnia,pamięć dni,pamięć kogoś,pamięć siebie zaklęta w piosenkach:

http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=GGWJQOT4XsI

I naprawdę nic co ludzkie mi obce nie jest.
Zabawne jakie rzeczy potrafią czasem do głowy przyjść...
A ja za dużo widzę, zbyt mocno czuję.

Jenny, mam na imię Jenny.
Może to coś zmieni gdy już wiesz.
Dziwnie rozpalona Jenny...
Co w jej głowie siedzi
Wiem tylko ja.

Już w szkole ciągle pytali czy ze mną wszystko w porządku jest.
Gdyby tylko wiedzieli, znali prawdę..
A ja wierze, że to co robię ma sens.
Bo czasem lepiej odejść od zmysłów by nie zwariować.

Wtedy skończyłaś na tym,na czym skończysz i dziś.

Ale jeszcze z dziś:
http://www.youtube.com/watch?v=D2xCd7eflyU

bo przecież trzeba się tu uśmiechnąć,podśpiewywać i jakoś tak dobrze się poczuć,w końcu...wiadomo.Czasami fajnie być czarownicą z tej piosenki.


Skończone wtedy:

http://www.youtube.com/watch?v=smu6_m3FNMI

już na spokojnie,wyśpiewane,na spokojnie,dobrze jest

A dziś,co dziś,dziś Francja,dziś krzyczeć się znów chce na koniec,uparcie i skrycie
ale tylko przeplatane z RHCP.
http://www.youtube.com/watch?v=pbA2qk5Nan4

http://www.youtube.com/watch?v=smu6_m3FNMI

Tak,dziś te dwie piosenki miksują się,więc kto tego słucha,niech pamięta,że obie lecą naraz.Trzeba mieć dobre głośniki jak ja i wyrozumiałych sąsiadów.Ładnie ich głosy razem się komponują.
A ja szepcze skrycie,och życie,kocham cię,kocham cię,kocham cię nad życie,choć barwy ściemniasz,choć tej wędrówki mi nie uprzyjemniasz,choć się marnie odwzajemniasz!<3


Piosenka dobra na wszystko.Dziś od niej się wszystko zaczęło. Niech się na niej skończy. Ukojenie,spokój,piękno,nadzieja,wszystko co najlepsze niesie z sobą już z powrotem

http://www.youtube.com/watch?v=2tP8mB8mUc8













niedziela, 13 stycznia 2013

Notatkowy misz-masz

Po 1
Gregor Schneider-po pierwsze jest przeuroczy,bo na niewygodne pytania,ucieka w siebie,udaje wariata i nie odpowiada. Dlaczego,mówię 'udaje wariata'?Bo ma coś szalonego w spojrzeniu. Jest rzeźbiarzem pomieszczeń. Tak bym go nazwała.Fascynują mnie budynki,uważam,że mają swój klimat,duszę,jakkolwiek by to nazwać. Dziś jest modny design mieszkań,ale design mieszkań,a sztuka uczyniona z mieszkania to różnica.Design tworzą obcy ludzie,w ramach trendów. Sztukę w mieszkaniu tworzymy my sami,własnymi rękoma,własnym życiem,własnymi pomysłami. Czasami nawet gołe ściany z cegły,drewniana podłoga,biały sufit,kilka zadrapań,pajęczyna w rogu i jedno krzesło to już jest coś magicznego.Od razu przychodzą mi na myśl opuszczone budynki,fascynują mnie nie od dziś. One tak naprawdę są pełne życia,ale i śmierci. Są pełne życia ludzi,którzy byli tu wcześniej,ludzi,którzy żyją tu teraz(bezdomni,tzw. menele,młodzież,narkomani,panowie od paintballa,grupy od urbexu,fotografowie,grafficiarze,ludzie od squatów-jak na opuszczony budynek całkiem spora grupa bywalców).Pełne też życia,bo przestawiasz się na tryb tu i teraz-musisz być uważny-przestrzeń jest nieznana i niebezpieczna,musisz się wyczulić,by nie zrobić sobie krzywdy,jednocześnie wsłuchać,by poznać to miejsce i jego historię,ruszyć wyobraźnię. Śmierć?Bo ci,którzy tu byli kiedyś,dziś już ich tu nie ma,bo te budynki stoję gotowe do zburzenia,albo zapomniane przez miasto,urząd,właścicieli,bo Ty w każdej chwili możesz tam obcować ze śmiercią,wystarczy nieuważny krok Twój,lub Twojego towarzysza.
Chciałabym zaanimować tę przestrzeń,ale to nielegalne.
Ok,to była dygresja. Co do Schneidera,w dziecinstwie malował swoją postać krzyczącą. Teraz krzyczy poprzez swoje rzeźby,myślę. Krzyczy do nas,do społeczeństwa. Ma szalone pomysły-choćby to,by stworzyć budynek,do którego wejdzie się,ale już się nie wyjdzie,labirynt.Nagrywa filmiki ze swo
jej mrocznej piwnicy i fascynuje się pleśnią,czy starą dziurą w podłodze. Ale jest fajny, Widzi w tym piękno.Widzi w tym odbicie nas,ludzi. Bo co nam pozostaje?Wmurować siebie w ścianę,żeby pokazać jacy jesteśmy,jak to powiedział. Nie,wystarczy pokazać to pomieszczenie i wpuścić nas tam. Każdy znajdzie coś dla siebie.
http://www.youtube.com/watch?v=EsPCp6aUvlk

http://www.youtube.com/watch?v=bfBQokXPy9g

śmierć jest najlepszym wynalazkiem życia, bo tworzy miejsce dla nowego,  jak stwierdził krótko przed swoją śmiercią Steve Jobs, współzałożyciel Apple.Tak dziś myślę,wcale nie chciałabym nieśmiertelności,tu,na Ziemi. Raczej wolę wędrówkę. Tu,potem Gdzieś.


"Sztuka jest dla mnie, w pozytywnym znaczeniu, podstawowym prawem człowieka. Umieranie może być też sztuką. W zasadzie miejsce umieranie jest osobistym kształtowaniem miejsca i otoczenia, w którym umieramy, rozpływamy się, aby stać się śmiercią. To zadanie, które stoi przed każdym człowiekiem.   Artystyczną przestrzeń może cechować konieczna powaga, aby publicznie pokazywać umieranie i śmierć."-Gregor pierwotnie chciał zaprosić kogoś,kto będzie akurat naturalnie umierał, by zrobił to w przestrzeni galerii,normalnie pod opieką lekarzy,w towarzystwie bliskich. A przy okazji nas,obserwatorów. Profanacja?Obłęd?Nie,po prostu przywrócenie statusu naturalności śmierci. Dawniej krążyły korowody z trumną umarłego po mieście, w drodze na cmentarz. Dawniej ludzie zbierali się przy łóżku chorego,nie tylko rodzina,bliscy,ale sąsiedzi,każdy kto znał,kto chciał,trwali przy nim,przy jego odchodzeniu. Dziś robimy to sterylnie,w szpitalu,z dala od wzroku społeczeństwa.Dziś palimy zwłoki i przewozimy je osobnym samochodem,tudzież trumnę z ciałem przewozimy.Mamy kult życia,młodości,próbujemy wyrzucić myśl o śmierci,ze starców robiąc młodzieńców z tabletkami multiwitaminek,by byli pełni wigoru.Również żałoba staje się tematem tabu. Łyknij parę głębszych,parę tabletek,zamknij się w pokoju,a potem wracaj do nas i nie rozmawiajmy więcej na ten temat. Ani często też,na temat zmarłego.Boimy się,nie wiemy,jak się zachować.To wszystko dzieje się za kulisami,więc nie wiemy,co robić.Kiedyś bardzo fajny tekst naukowy o tym czytałam.Nawet o naturalności żałoby,która dziś już nie jest naturalna. I przecież każdy przechodzi ją na swój sposób.Ma swój czas jej trwania,swój sposób. To,że ktoś po utracie bliskiej osoby nagle oddaje się w wir pracy,wcale nie oznacza,że tej żałoby nie przechodzi. Ktoś inny zamknięty w czterech ścianach,niekoniecznie chce tam pozostać sam przez cały czas. Ale jakiś na pewno. Ktoś jeszcze inny wcale może nie chcieć być na siłę wyciągany gdzieś,"przywracany do życia'. Tam właśnie były opisane takie skrajne przypadki. Płaczesz-źle,nie płaczesz-źle,chcesz być sam-źle,nie chcesz być sam-źle.Bo brakuje nam wyczucia w tej kwestii. Wszystkiego przecież trzeba się nauczyć,nie tylko jako jednostki,ale też jako społeczeństwo.Również umierania,również trwania przy umierających,również życia po śmierci kogoś,również życia z kimś,kto stracił kogoś naprawdę ważnego,również rozmów o śmierci. Tak bez powodu. Tak po prostu. Wiesz,kiedyś umrzesz. Ty i Twoi bliscy. Może na Ciebie spadnie szykowanie pogrzebu,dokańczanie pewnych spraw,również tych wszystkich formalnych,urzędowych,które są cholernie męczące,również tych emocjonalnych,testamentowych,może na nich. Może warto wiedzieć,co kto chce, co trzeba by w razie,co zrobić. Ja wiem,że mojej mamie założę najlepsze ubrania, a paru osobom powiem:"nie". Nie udawaj,nie przychodź na pogrzeb,stypy nie będzie.Że ten grób to tylko i wyłącznie rodzinny ostatecznie musi być,żeby była z tymi,których kochała całym sercem.
Ja wiem,że chcę spocząć gdzieś pod brzozą,na wzgórzu najlepiej. I żeby ludzie byli radośni w jakiś sposób,może inaczej,żeby ludzie poczuli w sobie smak życia,który dla nich jeszcze pozostał,delektowali się nim, w ramach czci dla mojej pamięci.I noc poezji.I gdyby tylko była taka moc,to żeby coś wydać,cokolwiek mojego,jako ślad po mnie.
Po 2
Naukowcy(nie dziś) rozpracowali genotyp jednego człowieka-kilka tomów białych ksiąg,przypominających książkę telefoniczną. Zajęło im to dziesięć lat,wcale nie dużo.
Wstępny opis genomu człowieka opublikowano już w roku 2000. Dnia 26 stycznia prezydent USA Bill Clinton oraz premier Wielkiej Brytanii Tony Blair ogłosili ten fakt na wspólnej konferencji prasowej, stwierdzając: "Bez wątpienia, jest to najważniejsza, najbardziej cudowna mapa, którą rodzajowi ludzkiemu udało się stworzyć (...). Uczymy się dziś języka, poprzez który Bóg stworzył świat. Zostajemy przeniknięci głębszym niż kiedykolwiek podziwem wobec złożoności, piękna, i niezwykłości najświętszego daru Bożego[1]..
Ale,co teraz?Myśleli,że oto staną się bogami i rozpracują choroby itd., a teraz dalsza harówka na kolejne,dziesiątki setek lat.Najważniejsze,że ta wiedza jest publiczna. Wyobraźcie sobie-opatentować ludzki genom-paranoja,z jednej strony,z drugiej strony,owszem czyjaś ciężka praca. Ale to tylko kałuża w morzu pracy,która dalej czeka.

Ciekawostka:dziedzina informatyki zajmująca się analizą DNA to bioinformatyka. To musi być ciekawe;>tak,tak,żałuję tej genetyki,ale kto mi broni czytać o pocie czoła naukowców i choć w ten sposób dawać sobie małą rekompensatę,posiadanie pewnych informacji.Nigdy nie wiadomo,co może być inspirujące. Zwłaszcza w sztuce współczesnej i przy naszej technologii do wykorzystania.
Po 3
Kolejny temat tabu. Seks.Wydawać by się mogło,że to temat w cholerę obyty w naszym świecie. Reklamy prezerwatyw znajdziemy i w TV,sceny seksu w co drugim filmie,reklama samochodu niesie nawet wiadomość podświadomą erotyzmu,bo seks jest nośnikiem pieniędzy w świecie mediów i biznesu.Do tego afery seksualne,nośnik wypieków na twarzy ludzi żądnych wrażeń-czyli dalej forsa dla kogoś.Seks,nośnik statusu społecznego,czasami wysokiego,czasami przeklętego. Co,kto, z iloma nie robił i kiedy nie zaczął-po to by zbudować swój status,lub zrujnować czyjś status.Seks,nośnik piętna-gdy powiążemy to z religią,czy może z traumami.Seks,nośnik oczekiwań wygórowanych,gdy powiążemy to z popkulturą i romansidłami.I wreszcie seks-temat tabu.Czyli seks jako normalny aspekt życia człowieka. Seks,jako temat rozmów rodziców z dziećmi,seks,jako temat rozmów rodziców z dziećmi-nastolatkami,seks,jako temat między partnerami,seks jako temat między przyjaciółmi. Seks,jako debata publiczna,również.Seks,jako normalny temat rozmowy.Bez śmiechu(no chyba,że akurat konkretny moment wymaga śmiechu)bez nadmiernej powagi(chyba,że jak poprzedni nawias),bez kłamstw,bez tajemnic,bez oceniania,bez niedomówień,bez obrazy,bez strachu,wstydu,bez wyklinania,zażenowania,bez piętna religii,bez domysłów,z szacunkiem wzajemnym. To jak ze śmiercią. Coś naturalnego. I również coś,czego trzeba się nauczyć. Jednostkowo i społecznie. A my z tej natury robimy albo zmutowany twór,albo twór nieistniejący,twór "poza wzrokiem",póki nie ma ciąży.Albo twór gierek damsko-męskich,czy obu identycznych płci.A później rodzą się problemy,przeróżnej natury,na skalę masową.I moim zdaniem na wiele z nich zaradziłaby rozmowa odpowiednia-od najmłodszych lat,żeby ludzie nabywali świadomość seksualną. Która,owszem wiążę się też z praktyką,ale też z dojrzałością własną w psychice,z akceptacją własnej płci i seksualności,z akceptacją drugiej osoby,z wyczuciem siebie i drugiej osoby,czy wiedzą czysto biologiczną i niwelowaniem pewnych mitów i stereotypów, a w tym wszystkim pomoże rozmowa,czasami nawet i ze samym sobą.Tak,rozmowa ze samym sobą o seksie.Żeby pewne sprawy zrozumieć w sobie.Ot,tyle mam do powiedzenia.

Po3
Patrzenie się w sufit,leżąc w łóżku na wznak jest przerażające. Biały sufit,łzy cieknące mimochodem z bólu i ta świadomość,że niektórzy mają ten sufit aż nazbyt długo na widoku. Trzeba naprawdę na siebie uważać i dbać. A jednocześnie pewne momenty,uświadamiają jakiego my mamy farta. Gdy jesteśmy sprawni,czy nic nam nie dolega.

Po 4
To niby taki banał. Chodź,potrzymam Ciebie za rękę. Nie mogę nic więcej,ale tyle mogę. To niby tak niewiele. A cholerne trzymanie za rękę,fizyczne lub mentalne pomaga naprawdę. Człowiekowi jest jakoś raźniej. To i tak my musimy wstać i zrobić swoje,ale ktoś trzyma nas za rękę i dodaje OTUCHY.

Po 5

Od niecałego roku uciekłam od problematyzowania naukowego,czy logicznego na rzecz problematyzowania egzystencjalnego,czy 'swojego',nie wiem,jak to nazwać. Rozdrabniam się nad tym,nad czym mój umysł uważa,że jest to ważne,ale nijak ma się to z naukowym problematyzowaniem,czy logicznym.

Po 6

Godziny strachu,polecam film.

Po 7
Jestem masochistką z racji nie wiem,czego.Kiedyś mogę zapłacić wysoką cenę. Może mnie boleć,mogę zagryź wargi,ale swoje zrobię. Nie igra się z ogniem,gdy chodzi o zdrowie.

Po 8
Odkąd pamiętam toczę walkę płci. W sobie i z mężczyznami. Walka płci jest nie tylko moją walką,jest pokoleniową. Poza tym nazwijmy to dziwną ambicją-wyrasta się w pewnych stereotypach,przekonaniach i potem chcąc je burzyć,idzie się w jakiś absurd. Absurd udowadniania sobie i im,że jest się równym,takie słowo użyjmy. W równości tej zapominając tak naprawdę o równości drugiej osoby,tego pana, ale też o pewnych różnicach,bo cholera,mimo wszystko pewne różnice będą.Choćby biologiczne. Już kiedyś,w sławetnych mailach z Arielem, uznałam,że ta tak zwana prawdziwa kobieta, ma w sobie również pierwiastek męski,takiej lwicy, a tak zwany prawdziwy mężczyzna pierwiastek kobiecej wrażliwości.I cholernie podobają mi się mężczyźni, w których widzę pierwiastek kobiecy i kobiety,w których widzę pierwiastek męski, obok tego drugiego pierwiastka. Którzy z tym nie walczą,nie skrywają tego,a żyją.Garstka takowych,co znam,ale jakże dobra garstka.
I kiedy sobie pozwalam na złożenie orężu i pokój w sobie i pokój z przeciwnikiem odmiennej płci,nagle widzę coś pięknego. On i Ja stajemy się jeszcze bardziej-męscy i kobiecy,cokolwiek to niby ma znaczyć. Czuję się kobieco taka,jaka jestem w danym momencie,bez potrzeby udowadniania czegokolwiek,komukolwiek i ta kobiecość jest związana również z domieszką męskości,ale ta męskość to po prostu wewnętrzna siła,hardość. I ten mężczyzna,odbieram go jako męskiego,z tą domieszką kobiecej wrażliwości.I zawsze jest to dla mnie jedno z najpiękniejszych uczuć,choć wcale nie takie częste.Ostatnio znów je przeżyłam i zrozumiałam, że to wpływa obustronnie. I ile krzywdy sobie i komuś wyrządzamy całą tą walką płci. I nawet racja, co do seksu, bo walka płci w tej sferze raczej nikogo nie zbliży,a oddali. Można się zbliżyć biologicznie,co najwyżej.To tak w temacie Fridy notki,więc mi się strasznie cytaty ze zwierciadła podobają i jeden sobie skopiuję.

 Jeśli potrafię kochać siebie w całości, obejmować czułą obecnością swoją kobiecość i męskość, mam w sobie gotowość do kochania drugiej osoby. Jeśli potrafię kochać drugą osobę, wtedy pojawia się we mnie naturalna gotowość do dawania miłości całemu światu. Dlatego wewnętrzne zaślubiny są warunkiem wstępnym do tworzenia harmonijnego wszechświata”. *


Pamiętam,jak od najmłodszych lat powtarzałam ludziom przepełnionym nienawiścią do siebie,jednocześnie pragnących wewnętrznie miłości,choćby dość hmm,nieświadomie czasami,że pierwszym krokiem jest samemu pokochać siebie. Żeby móc pokochać kogoś. A potem ta miłość,co już sama mówiłam,naturalnie wylewa się z nas,bo miłość zalewa nas taką falą,że nie sposób zachować ją tylko w sobie zachłannie.Bo to już wtedy nie jest czysta miłość,to jakaś żądza,czy obsesja.A potem,w minionym roku,gdzieś straciłam tę miłość do siebie. I pomyślałam,że jednocześnie gdzieś oddaliłam się od ludzi. Skupiona na sobie,nie w ten zdrowy sposób,bo trochę zdrowego egoizmu nikomu nie zaszkodzi,nawet nie w sposób narcystyczny-czy to jednak nie jest jakieś wynaturzenie niekochania siebie,narcyzm?-tylko w ciemny sposób,jest ciemno we mnie i nie wylewa się ze mnie światło,a ciemność. W tej ciemności błądzi się i daje się błądzić innym i to się nawet pozornie może wydawać,hm,bliskie.Bliskie relacje ze sobą i z innymi. Ale jeśli nie wyjdzie się z ciemności, to tylko będzie pozorna bliskość.Bo musimy potrafić żyć i w mroku i w świetle. I wylewać z siebie również światło, bo ten świat potrzebuje światła,które w różnych momentach rozbłyska od różnych ludzi.

To chyba tyle na dziś. 



środa, 9 stycznia 2013

SPROSTOWANIE

Jak to niewiele człowiekowi potrzeba do szczęścia,wystarczą szczelne okna,które mają możliwość uchylenia-jak to rzekłam na koniec dnia;

Już się rozgrzałam,to i ogarnęłam  i obiecałam sprostowanie mojemu komandosowi Hermanowi.

Zacytuję tu jedno ważne zdanie:nie wiesz teraz, co by Ci wyszło na lepsze, a że wybrałaś taką drogę a nie inną, to staraj się, żeby uczynić ją jak najlepszą, a nie zastanawiaj się, co by było gdyby.

Drugiemu komandosowi,od spraw uczelnianych,obiecałam jutro stawić czoło opiekunom i wyjaśnić sytuację z tym nieszczęsnym jednym przedmiotem.

Jak mnie nie wywalą,to Poznań jeszcze o mnie usłyszy:>

I tak sobie pomyślałam,że ci wszyscy 'moi artyści',o których dziś myślałam,w tym momencie byli w tym samym miejscu,co ja-bez pieniędzy,bez poparcia,robiąc coś,co nazywało się bezsensownym zajęciem. Bo jak to mówił pan Janusz,teatr nie ma sensu jako takiego,wezmą was za wariatów,pytanie,czy chcecie wybrać taką drogę i robić to bez względu na przeszkody.Zaskakiwać siebie i widzów,wiecznie poszukiwanie w sobie.Tylko moi artyści mieli wtedy grupę ludzi obok siebie. Ale Marina w sumie nie:> 

Wniosek numer jeden:pamiętać o pracowitości i nieugiętości MARINY

dobranoc:)



Jak ci zimno,to ci źle.

Jak masz zimno w pokoju,to gwarantowane częściej złe sny. A mi dziś jest cały dzień zimno-na uniwerku była klima,na dworze zimno,w mieszkaniu zimno,w teatrze klima.Czuję,że przemarzłam a nawet nie mogę schować się pod kołdrę,bo mój pokój wygląda jakby przeszedł przez niego huragan-efekt remontu i wprowadzki koleżanki.

Albo jestem przed okresem,albo jest mi zimno,albo źle spojrzałam na swoje życie. Ale dziś żałuję,publicznie przyznaję,żałuję,że stoję tu gdzie,stoję.Żałuję humanistycznego kierunku,żałuję idealizmu,wizji artystycznej drogi,swojego cherlawego zdrowia,swoich strzykających kości,swojego zaprzepaszczenia zdolności uczenia się i wiedzy z przedmiotów ścisłych,nie,już nie zdam matury,nie już nie zacznę nowego kierunku. Żałuję panów,którzy do dziś są w związkach,po tym jak puściłam ich wolno,czy wręcz odepchnęłam,z którymi mogłabym dziś wynajmować pokój,czy kawalerkę,dzielić rachunki,jedzenie i w razie,co pożyczać forsę i nie bać się,co przyniesie jutro.Żałuję wszelkich głupio wydanych pieniędzy. Żałuję tego,ile zainwestowałam ostatnio w to mieszkanie.Żałuję tego,kim jestem,gdzie jestem i po co jestem.
Co to za aktorka,która nie może oddychać po godzinie próby? Którą boli gardło od wydawania dźwięku,nie,jeszcze nie zdążyła je zjechać,ona już je ma zdarte od przeziębienia,strzykające kości,obolałe stawy.Idealnie.Jasne,hobbystycznie,proszę bardzo. Ale żeby z tego żyć?

Żałuję braku racjonalizmu. Pieprzonego optymizmu,pt.:jakoś to będzie.Z każdym rokiem to wszystko marniało-ja,potencjalny związek,potencjalna praca,potencjalne zarobki. Rzeczywistość pokazuje,że nie,jakoś to będzie to za mało. Bo ile można pożyczać pieniądze?Ile można być studentem?Ile można mówić sobie"któregoś dnia wydam książkę i będę artystką,która będzie jeździć po całym świecie i robić to,co kocha".Owszem,ludzie to osiągają. Ale w moim wieku nie stali w tym miejcu,co ja. W moim wieku zaczynali historię,historię swojego życia.
Jeśli nie będziesz artystką,to co? Gdzie ty szukasz pracy,dziecino?W sklepach. Bo nigdzie więcej ciebie nie przyjmą. A i to będzie walką o zwycięstwo,o etat,pół,czy ćwierć.Jak twoje studia w tym semestrze?Trzęsiesz się ze strachu,co to dalej będzie.  A wystarczyło tylko praca i chorowanie,nie robiłaś sobie wagarów na siłę,co najwyżej leciałaś szukać zgubionego portfela. Ale kogo to obchodzi.


Po co to piszę?Bo muszę się uczyć i sprzątać,czasu mało,a jeśli kolejne godziny będzie to tkwiło w mojej głowie, to dupa blada.Ot,co.

Amen.

poniedziałek, 7 stycznia 2013

Blue monday dniem w pełni.

Dziś jest blue monday. W zeszłym roku pan V. mi uświadomił, w tym Frida,za rok może już będę pamiętać. Wg psychologów najbardziej depresyjny dzień. depresyjne to były moje sny dziś tylko. Ale już w nich miałam nastawienie-jest ciekawie,chce obejrzeć do końca.
Ale jest też dzień dziwaka-wracałam do domu,tańcząc poloneza,rozciągając się na przejściu i dyrygując do czajkowskiego :D i moje dłonie tańczyły,bo po warsztatach.
Dziś jest dzień w pełni-w pełni wykorzystałam swój intelekt,swoją wyobraźnię(a dopiero,co przeczytałam u Fridy o wyobraźni,proszę,na miejscu ta notka),swoje ciało,swoje zmysły. Od rana rmf classic,spaceruje wszędzie pieszo,byłam na obiedzie w restauracji-Manekin jest w sumie tani,jak na takie dania-zjadłam spaghetti naleśnikowe z grillowanym łososiem,idealne danie. Jedyne,co dobre zrobiłam dla innych-to właśnie napiwek dla kelnerki.Bo nie zrobiłam dziś nic dla świata,ani dla innych,ale tak wiele dla siebie i sobą.Na zajęciach omawialiśmy dramat Ciało obce-to dramat dokumentalny,Ewa-nie Adam,a Marek,istnieli naprawdę. Co ciekawe, Ewa zawsze miała w sobie narrację kobiecą,a w dramacie jest konflikt niejako między męskim a żeńskim. Dramat w sumie dobrze pokazuje pewne stereotypy i to,że nasze społeczeństwo jest tak...konserwatywne,tak niegotowe na zmiany. Niby zmienił się ustrój polityczny,komuny już nie ma(nie,nie tęsknię za czasami takimi,nawet jeśli mnie tam nie było,ostatnio jakiś polityk podał opcję uczynienia 2013roku, rokiem Gierka *.*),a dalej tacy jacyś mentalni nietacy.Zawirusowane społeczeństwo. Pani Ewa,mimo trzech fakultetów,przybija pieczątki do listów. Bo nie może znaleźć sobie pracy,bo w szkole jej nie chcą,bo jest,jak jest. Znajomy jeden uznał kiedyś,że "Marek to był świetny facet,a ty kim jesteś?",a ona zawsze była Ewą. Ewa Hołuszko,dla zainteresowanych.
I teraz ja mam za zadanie napisać dramat dokumentalny-pytanie do was- o czym :D szukam inspiracji.

Pouczyłam się też słówek z angielskiego i cholipcia,dawno nie uczyłam się na pamięć czegoś,czystego wykucia.
A potem była magia, modlitwa ciała. Warsztat aktorski-trening kreatywności aktora-z Januszem Stolarskim. Janusz jak sam przyznał miał szczęście,że po szkole aktorskiej trafił w odpowiednie miejsce-miejsce drewnianej podłogi i ceglastych ścian i nic więcej. Bo podłoga niesamowicie dużo daje. A pusta przestrzeń pobudza wyobraźnię.I my dziś mieliśmy być szaleńcami-bo szaleniec to dla niego ten,kto ciągle siebie i innych zaskakuje. Mieliśmy być jak te dzieci w piaskownicy,które wynajdują sobie same problemy,same są napalone na to,co robią,podekscytowane,kreatywnie rozwiązują problemy,kreatywnie się bawią.Nie granie,a zaskakiwanie siebie,a przez to widza. Opowiadanie historii. Swoim ciałem,bez słów.Historia musi być najpierw ciekawa dla Ciebie, to ty musisz się w nią wciągnąć,a potem musisz wciągnąć widza. Oczarować go. Ja na przykład w pewnym momencie robiłam ćwiczenie i przyciągnęłam uwagę Janusza,na moment jednak poszłam w oczywistość i już straciłam jego uwagę,na sali było więcej osób,widz odszedł. A potem zwracał mi uwagę,że moglam to później pociągnąć tak i tak-i ja to zrobiłam,gdy on nie patrzył. Więc to się już nie liczy. Tak,potrzebujemy problemów i zaskakiwania,inaczej jeśli tylko pokażemy umiejętności ot tak,z łatwością,to widz też poczuje,że może,albo że już to zna,albo że idiotę się z niego robi i tyle.
I budzimy całe swoje ciało do ruchu,ale najpierw szatkujemy je,jak kapustę. Zaczynamy od głowy,klatki piersiowej,barków,łokci,dłoni,bioder,kolan,stóp. Wszystko po kolei.I na początku wychodzimy tylko od ruchu jednej części,jasno i przejrzyście,żeby było wiadomo,że teraz ruszamy łokciem,a nie dłonią. Potem impulsy przeskakują, a potem już włączamy w to całe ciało. I opowiadamy historię. Nie robimy tego ot tak,dla samego ćwiczenia fizycznego. Uruchamiamy wyobraźnię. I nagle okazuje się,że rodzą się w nas emocje,że rodzą się w nas zaskakujące ruchy i fabuły.A najfajniejszy jest ten pot i znój.I to,że nagle moje ciało,które jest zesztywniałe ostatnio robi takie ciekawe rzeczy.I trzeba pamiętać,że aktor nie ma łatwo,aktor ma nieustanną harówkę pod górkę. Nie dla przyjemnośći, a dla trudu robisz. Ciągle zaskakiwać,ciągle sprawdzać granice,ciągle je poszerzać,ciągle być wariatem.Ciało aktora to żywa rzeźba,trzeba i o tym nieustannie pamiętać,by nie być nudnym.O różnych wektorach, w które próbują wyruszyć nasze poszczególne części ciała,co sprawia,że stajemy się barokową rzeźbą.Pełną ekspresji i różnorodności.
Tu był i duchowy aspekt i fizyczny i wyobraźni i też estetyczny,czy wzrokowy patrząc na ludzi wokół.

Fajnie było,czekam na część drugą,jutro.

Jak ja bym chciała tak żyć-teatr na co dzień.Warsztaty,spektakle,festiwale,granie,oglądanie,pisanie.I grupa teatralna. Bo to wspólnota.

Wnioski

1. Palenie w piecu,bez odpowiedniej rozpałki,jest awykonalne.
2. Papier pali się na niebiesko i jest to bardzo ładny odcień.
3. Wcale nie jest tak prosto doprowadzić do pożaru. Niektóre gatunki papieru nawet palą się opornie, a co dopiero grube kawałki drewna. To wcale nie takie proste wzniecić pożar.
4. Gdy już raz zapłonie ogień,potem wystarczy żar,żeby ogień znów mógł zapłonąć.
5. Sprzedawcy mają sprzedać towar. Mają to zrobić za wszelką cenę. Dlatego szczery sprzedawca,nastawiony na klienta,a nie na sprzedaż,jest doceniony przez klienta. Automatycznie posiadając zaufanie klienta,można coś sprzedać.
6. Pewne kobiety są piękne,ale szare. I szarymi chcą pozostać,bo tak jakoś nie wypada inaczej. Odkryłam misję. Pomaganie takim kobietom w zabłyśnięciu swym pięknem,choć na moment,przez odpowiedni strój.
7. Starsze panie w sklepie wzbudzają we mnie instynkt opiekuńczy. Jednocześnie podziw,gdy są eleganckie.
8. Holy motors to zajebisty film. Ale muszę go przeżyć do końca,rozkminić. Do 1/3 spotkań,chciałam być, jak ten mężczyzna, bo jest niesamowitym aktorem. Wcielenie się całkowite w postać, a dokładniej to w drugiego człowieka. Potem uznałam,że jednak nie. Im więcej alkholu,smutku i morderstw.
Ale to prawda. Każdy z nas chciałby przeżyć jeszcze raz pewne chwile,każdy z nas chciałby przeżyć'wiele żyć'. Czyż nie po to uciekamy w świat filmów,książek,gier,teatru? Po przeżycie'innego'życia. I nie chodzi oto,że z naszym jest coś nie tak,choć może i czasami oto. Tylko o ten niedosyt.

http://www.youtube.com/watch?v=i5bChspXYt0

9. Przygód mi brakowało. Przygodą może być spacer po Poznaniu. Jak człowiek nagle odkrywa zupełnie nowe tereny. Chodzi na czuja. I zachwyca się,jak tu pięknie i nie do końca wie,gdzie jest i jak stamtąd wrócić.
10. Nieważne ile razy jestem na Cytadeli,zawsze się gubię-nie umiem ot tak dojść do swoich celów.
11.Na zimę w jeziorze maltańskim nie ma wody. Za to jest pełno dużych,ładnych muszelek. Zastanawia mnie,skąd?!
12.Niektórzy nie wyrastają z wchodzenia na dziwne rzeczy. Zamiast iść prosto drogą,trzeba wejść w kałużę,na murek,na schody.
13.Męska ambicja każe im sprostać nawet głupim zadaniom. Dobrze,że jestem kobietą. Można to nazwać nudą, ale oceniam ryzyko,lub głupotę zadania i podpuszczanie mnie,że czegoś nie zrobię nic tu nie zmieni.
14. Pobiłam swój rekord na krótki dystans. Z pewnością. Nigdy nie lubiłam krótkich dystansów,nie umiałam ot tak wskoczyć w szybki rytm,potrzebowałam czasu,dłuższych odcinków.Adrenalina robi swoje. Widok rozpędzonych samochodów,na jezdni szerokopasmowej,kilkupasmowej,wariat chwytający Ciebie za rękę i ciągnący w to wszystko i już biegniesz jak ten gepard. Zaskoczyłam się tym biegiem. Był technicznie idealny,był tak szybki,dawno nie czułam takiej prędkości. Spodobało mi się.Nawet wariat się zdziwił, a jego kondycja i moja to dwie oddzielne galaktyki.
12. Muszę pamiętać zwieźć buty do biegania, co by biegać.
13. Czasami nawet dwie osoby mogą zamyślić się i wejść na jezdnię, na czerwonym świetle. Bo zapomnieli o światłach.I samochód zatrzymuje się w ostatnim momencie, a Ty potem pamiętasz,przez inne dni,sprawdzać,czy coś nie jedzie.
14.Styczeń,miesiąc lekarzy. Za co ja kupię recepty? Jeszcze tylko wykonać telefon do ginekologa,pamiętać.
15. Alergolog mnie znienawidzi, za wieczne telefony.
16.Dużo się śmieję ostatni miesiąc.
17.Odkładam wszystko na potem, a niektóre sprawy "w ogóle odkładam". Jakby mogły zniknąć w ten sposób. Nie obywa się bez konsekwencji.
18. Jedenastoletnie dzieci pracują nad arduino i robią niesamowite rzeczy z tego.A my,banda studentów i doktorantów,namęczyliśmy się w cholerę i cieszyliśmy się,jak nam dioda zaświeciła,albo małe urządzenie muzyczne wyszło. Bo brakuje nam podstawowej wiedzy technicznej,fizycznej i...wyobraźni,powiązanej z tymi dziedzinami!
19. Hand made eletronic music, to będzie najpopularniejsza książka na naszym roku. Jest po prostu ekstra:)
20.Dawno nie wciągnęła mnie żadna książka, tak żeby przeczytać od deski do deski. Ale wczoraj zrobiły to aż dwa dramaty.Wnioski z płynące z tej lektury:
a) nigdy nie wiadomo kim bylibyśmy,gdyby warunki zewnętrzne były inne,niż są teraz.
b) z tego wynika,że nie wolno nam oceniać innych(generalnie bez sensu jest oceniać,ale to tym bardziej udowadnia),ich postępowań,bo sami nie wiemy na co nas stać w takich sytuacjach
c)mówi się o krzywdzie Polaków i Żydów, ale nie myśli się,że Niemcy,ci zwykli mieszkańcy,a nawet,ci zwykli żołnierze,też podczas wojny przeżywali krzywdy.
d) Ruski gwałcili na lewo i prawo. Ale nazywano ich bohaterami. Pewnie byłaby jakaś'ulga'dla nich,gdyby gwałcili tylko po niemieckiej stronie. Właśnie,gwałcili niemieckie kobiety. A te kobiety wolały się zabić zawczasu.Ile się o tym mówi?Ale gwałcili też po polskiej,a gwałty nie mają nigdy żadnej ulgi.
d1) nie rozumiem,dlaczego w moim mieście na cześć rusków stał czołg rosyjski. Przyszli,zgwałcili starą niemkę,nieuzbrojoną,wcale nawet nie złą kobietę,dawała pracę babci i nie stwarzała problemów,potem ją zabili i sobie poszli. Oto bohaterowie.A moja babcia,lat 15,czy 16 siedziała schowana w szafie,ją też by zgwałcili,gdyby ją znaleźli.Bo gwałcili kogo się dało wtedy.
e) jesteśmy zezwierzęceni tak naprawdę,a jakoś trudno nam się do tego przyznać. Do tego,że w każdym z nas tkwi bestia,która tylko czeka na odpowiednie warunki,by się zbudzić. Ale jesteśmy też aniołami,gotowymi do poświęceń i czynów wielkich,tylko te anioły wcale nie odzywają się w nas na co dzień.
f) cholernie trudno musi być ludziom,którzy czują, że ich ciało to pomyłka. Fizjologiczny błąd natury,winni być innej płci. Teraz to już naprawdę idzie w coraz lepszą stronę,ale dawniej nie mieli prawa nic z tym robić.I jeszcze cała ta reakcja otoczenia. To,że ktoś był cały czas 'taki sam'i przed i po'transformacji',ale nagle wszyscy od niego się odsuwają. I już nie ma przyjaciół,rodziny. A jednak umiera szczęśliwy,bo jest sobą wreszcie.
g)"Taką mamy wolność w kraju, że za wszystko trzeba płacić."
h) wojna w Iraku, Afganistanie-nie stać nas na nią,nie mamy odpowiedniego sprzętu,nasi żołnierze jadą tam albo w imię wojskowego kodeksu,albo w imię pieniędzy,ale po cholerę? Po cholerę pchamy się na tę wojnę?
i) Żołnierzowi nie wolno przyznać się do strachu,a przecież każdy ma prawo się bać.
j) Wyobraź sobie,że Twoja żona lub Twój mąż znikają z Twojego życia. Bo mają taki zawód-marynarz,wojskowy,artystka,naukowiec,dziennikarka,cokolwiek. Znikają na długi czas, a Ty masz dochować wierności. Znikają,nagle giną bez śladu. Nie masz dowodu,że żyją,ale też dowodu,że umarli. Co robisz? Kiedyś taka historia na faktach była,że Ona pojechała go szukać na tę wojnę i nawet go odnalazła. Boże,ilu z nas jest gotowym do takiego czegoś? Ilu z nas jest gotowym choćby jak w Cold Montain czekać i wypatrywać każdego dnia powrotu. Ilu z nas potrafi w pewnym momencie zaakceptować też fakt, że już nie powróci. Niby, po co ,gdybam, nie moja działka. Ale...Tak generalnie chodzi o zdolność do trwania. Oto,że nasze społeczeństwo,w tym pewnie i ja,traci te zdolność. To,że trzeba się opiekować starymi rodzicami,zamiast oddawać ich do domu starców,czy posyłać na eutanazję. Że trzeba przewijać latami pampersy z kupą,czy sikami,czasami obcierać z tego całe ciało,a nawet siebie,wycierać żygi,cierpliwie karmić,dziecko,które nie chce jeść i które już wcale dzieckiem nie jest,a pozostanie nim do końca życia,od początku swego życia.Zamiast je oddać"w dobre ręce",czyli chyba nie muszę wspominać,jak wyglądają takie ośrodki. To,że trzeba czekać,aż ktoś się wybudzi ze śpiączki, albo aż wróci z morza, czy wojny.A słuch o nim zaginął. Że trzeba wierzyć. Że ten ojciec,mąż,chłopak,brat żyją. Odezwą się kiedyś,czy pojawią na horyzoncie. To,że tych właśnie wymienionych często trzyma myśl o najbliższych. Że jeszcze ich zobaczą. Przecież nie każdy z nas ma kogoś, kto by tak 'trzymał go przy życiu'.To,że ktoś kto był taki"piękny",nagle nie wiem,ma poparzone ciało. Przecież dalej jest sobą. My tu mamy problem z otyłym ciałem,ciałem zmienionym po ciąży,czy cokolwiek, a co dopiero takie coś. Bo przecież wpycha nam się gardłem i nosem kanon piękna,hah,sztuczny kanon,sztucznego piękna.
k)wcale nie wiem,kim jestem. Może wiem na dzień dzisiejszy,ale nie wiem,kim będę.
l)niby liczą się myśli,zamiary,pobudki,trzeba wiedzieć, że X wystrzelił z broni, bo akurat ją czyścił i przypadkiem ona wystrzeliła, a nie,że zrobił to umyślnie i zabił człowieka. Ale poza pewnymi przypadkami,liczą się czyny.Bo każdemu czasami zdarzy się mieć gorszą chwilę i może pomyśleć to,czy tamto,może też mieć lepszą chwilę i pomyśleć to,czy tamto, ale pytanie,co z tym zrobi?
ł)zostawię miejsce na później, bo czas mnie goni.
21. Ponoć jestem jak czarna dziura,zaginam czasoprzestrzeń,czas przy mnie stoi w miejscu i jednocześnie pędzi jak oszalały,bo tak potem wskazuje zegarek. To nawet ładny komplement.
22.Spacery pomagają na dobry sen,o ile przed snem jednak nie przypomni się coś,nad czym można rozmyślać i potem mieć złe sny. Koszmary nie, bo jednak wybudzam się,a jest różnica między koszmarem i złem snem,jak to mi Frida rzekła:)
23. Wkrótce mam 23lata.Czas biegnie,jak oszalały. Kto dogoni czas? Czy czas prześcignie nas? Nieprawda. Czas idzie naszym tempem. Tylko i wyłącznie. Czas zależy od nas. Robi się taki eksperyment-każe zamknąć oczy,usiąść ludziom w linii prostej i poczekać np., minutę,czy trzy,żeby było trudniej.Potem wstać i otworzyć oczy,rozejrzeć się,jak tam inni. Wiecie,że każdy,czy tam niemal każdy wstanie o innej porze?A zegarek jeszcze pokaże swoje.


czwartek, 3 stycznia 2013

Oręż w górę!

http://www.youtube.com/watch?v=NRUBe2RTq74

jestem zakochana w brzmieniu tych głosów, w ogóle kompania idealnie dobrana. Ja do teraz pamiętam emocje towarzyszące mi przy czytaniu hobbita. To było w zimowe ferie,w 1gimnazjum. Przeczytałam wtedy chyba największą ilość książek w życiu,w tak krótkim czasie. Przez całe ferie przeczytałam ich 21. Nie pytajcie,jak ja to zrobiłam. Chorowałam,więc tkwiłam w domu. Przesłuchałam też całą dyskografię metallicy i znałam na pamięć większośc utworów,w sensie rozpoznawałam po tytule.To były dobre ferie. A hobbit?Śmieszył i wzruszał,odpłynęłam,chwyciłam książkę i odłożyłam po przeczytaniu.

A film? Marzą mi się podróże.Marzy mi się walka.W imię słusznej sprawy. Żeby nie żyć tak dla siebie,a dla innych. Żeby pomóc. Żeby być królem,choćby i bez ojczyzny. Żeby ojczyznę odzyskać.

No i nigdy nie myślałam,że spodobają mi się krasnoludy,ale Thorin to mój ulubony gatunek bohaterów dawnych. A Killi jest uroczy,ot co.

Taki Thorin mógłby do mnie mówić dniami i nocami,tak brzmi jego głos.

https://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=iIy5zvSpF1E

Poza tym styczeń ogłaszam miesiącem ogarniania. Na uczelni jest tego od groma i trochę. Pracę trzeba szukać. Trening fizyczny. Aktorski. Nawet kalendarz kupiłam,taki porządny,książkowy. Wszystko sobie zapiszę.Czuję się jakaś taka silniejsza.Ze spraw organizacyjnych został mi już tylko jeden duży problem na uczelni. Ale najwyżej przełożę ten przedmiot na inny rok.Reszta załatwiona.


http://wyborcza.pl/1,75476,7393026,Czlowiek__ktory_jest_wilkiem.html

poza tym ,jak nie będę artystką,to będę żyć na łonie natury.
Btw,wiecie,że kupując jeża, dostajecie dla niego specjalny kocyk i zabawkę,bez których nie zaśnie?:D

środa, 2 stycznia 2013

Spojrzenie.

Czasami mężczyzna patrzy się na kobietę tak jakoś...ładnie,miękko.Czasami aż się robi cieplej na sercu.
Dotychczas nazywałam to maślanymi oczami i choćby były to piękne oczy,gdy tylko patrzyły się na mnie maślanie,zmywałam się,nic tu po mnie(pomijając te dwa razy,kiedy byłam zakochana ze wzajemnością i te patrzenie sobie w oczy to przecież takie fajne było). Bo przecież ja tego nie odwzajemniam,tego spojrzenia,ja nawet nie chce go widzieć,niezręcznie się czuję.A teraz moje spojrzenie staje się odbiciem czyjegoś takiego spojrzenia, bo patrzę się na nie i tak mi się jakoś cieplej robi i wcale nie nazywam je maślanym. Jest ciepłe,ładne,miękkie.

Ale niczym nie różni się od tamtych spojrzeń,innych mężczyzn.
Więc, dlaczego?Dlaczego tamci nie,a ten tak?Bo tego łączy to samo,co z dwójką wyżej wymienionych. I nie o zakochanie mi akurat idzie, a o ulotność chwil. Z góry założony bliższy lub dłuższy koniec oznacza, że nie muszę uciekać,stwierdzając,że 'to nie to',nie widzę"nas aż po grób"ani w ogóle'nas'. Po prostu mogę trwać.
Bo ja szukam miłości,zapominając,że ją się nie znajdzie ot tak na ulicy. Ona powstaje z czasem.I wcale nie musi trwać aż po grób. Bo wcale nie ma platońskiego założenia dwóch rozdzielonych dusz. To tylko kwestia wyboru,odpowiedzialności i uporu. Uporu trwania. Dbania o ogród.Bo inaczej zwiędnie.
Choć czasami naprawdę zdarza się porozumienie dusz,tak zwane. I piękne to jest. Ale nawet to nie wystarczy.Zawsze znajdą się przeszkody do pokonania,przy których można oblać egzamin.Ale nie trzeba.
Ze wszystkich rzeczy wiecznych,miłość trwa najkrócej.

Pytanie na dziś brzmi:co chcę dać, a nie czego ja szukam.

Śniście.

Ostatnio przeżyłam drugie życie we śnie. Miałam zupełnie nową rodzinę,wielką imprezę rodzinną.Miałam inny dom,inny samochód,inne miasto. W którymś momencie w tymże aucie wylądowaliśmy w powietrzu,zawieszeni na linie. Lina szła tak,że można było na niej zjechać w dół,do brzegu. Bo auto wisiało nad rwącą rzeką. Zajebiste uczucie zjazdu. Na ziemi czekały na mnie...gołe,łyse,tłuste,obślinione trojaczki.Okazało się,że moje. Jeśli to były niemowlaki,to w cholerę duże. I siedziałam z nimi,wycierałam im ślinkę i kochałam je całym sercem. I obudziłam się,uznając,że przeżyłam drugie życie;)))

A dziś spałam 12godzin,bo nie miałam mobilizacji do wstania, za zimno, a współlokatorka też spała.
Sny były rożniste,noc była śnista. Bo budziłam się,co jakiś czas,więc przeskakiwałam od snu do snu. Nachodziłam się w nim od cholery,większość toczyła się na ulicach i wiązała z moimi spacerami w konkretnym celu,lub do ludzi. Spotkałam nawet jakąś kobietę w muzeum wielkopolaninów-jestem  w 100%pewna,że już tam byłam.Znałam te dzieła,które tam były i rozkład miejsca,a nawet tę kobietę. Już kiedyś chciała ze mną porozmawiać,w tym samym miejscu pracując,o tym samym człowieku- o V.

I byłam też na ulicy,takiej mocno pod górkę,kamienistej,szarej,ze sklepami i dwoma restauracjami ładnie wystrojonymi,przejrzałam rano w głowie rozkłady ulic różnych miast. Ja nie znam TAKIEJ ULICY,nie byłam na niej w RZECZYWISTOŚCI tej 'ziemskiej'.Ale miałam pewność we śnie,że już byłam w tym miejscu,że już o nim ŚNIŁAM. Patrząc się na dwie restauracje,tuż obok siebie,wiedziałam,że nie wchodzę tam dziś,bo to są tylko spaghetterie te tanie,takie same,ale wystrojone na wykwintne restauracje,a ja nie mam ochoty na spaghetti. I wtedy z budynku po prawej wyszedł mężczyzna. Ten budynek był akademią muzyczną,takie miałam wrażenie. A mężczyzna miał w sobie magnetyzm,który kazał mi iść za nim. Szłam za nim,brnęłam w tę uliczkę,aż byłam w nowym miejscu,okazało się,że tuż w pobliżu są obrzeża miasta już.Zrównałam się wtedy z mężczyzną i parę razy,niechcący,szturchnęłam jego dłoń swoją. Była tak delikatna,że nie wytrzymałam i powiedziałam
"ma pan takie delikatne dłonie,czuć od razu,że jest pan muzykiem". Mężczyzna zdziwił się i tak ładnie uśmiechnął,a ja wtedy patrząc się w jego twarz,uznałam,że przypomina mi kogoś SŁAWNEGO. Ale jednocześnie był takim skromnym,miłym,zwyczajnym chłopakiem.Zaśmiał się i podszedł do samochodu,moje ulubione jeepy,yee,ten akuratnie nowiutki,spytał o coś mnie,po czym jego znajomy odpalił silnik. Powiedział do mnie"widzi Pani,mój znajomy nie chce żebyśmy się poznali,dlatego odpala już auto,do widzenia"i zniknął,odjechał.A ja sobie uświadomiłam po przebudzeniu,że to był sam Keanu Reeves.

Btw. imię Keanu,  w języku polinezyjskim oznacza "Chłodny wiatr wiejący z gór". <3

wtorek, 1 stycznia 2013

Łzy szczęścia i śmiechu

W trójce puszczali przeboje wszech czasów,o czym Alice mnie poinformowała.Pojechałam tramwajem,Poznań jest ładny nocą,zwłaszcza mosty i tereny Malty.Pojechałam nową trasą na Rusa. Ładnie tam. Wysiadłam i ruszyłam przed siebie,bo koleżanka trochę błędnie mi wytłumaczyła,jak do siebie dojść.

http://www.youtube.com/watch?v=iofT_kc7FH8

Wtedy słuchałam tego. Padał deszcz,tak ładnie,delikatnie. Kiedy patrzyłam się w niebo,całował moje usta.Uwielbiam całowanie,również z deszczem i śniegiem.Dzisiejszego wieczoru pocałowało mnie życie. Zatańczyłam na środku chodnika,choć wokół byli ludzie. Roześmiałam się,pocałowałam deszcz raz jeszcze,czułam dalej ten spokój i miłość,podobało mi się wokół,byłam wdzięczna,żyję,ja naprawdę żyję i popłakałam się...ze szczęścia.Nad tym,że żyję. Tak ładnie,delikatnie,przyjemnie.Nie wiem,czy kiedykolwiek płakałam ze szczęścia,że żyję.Ale najwyższa pora.Nie da się tego opisać,nie da się oddać nastroju tej nocy.Zamiast w 3minuty,doszłam w 20,bo oczywiście się zgubiłam w tym blokowisku,ale to nic,to tylko urok większy spaceru.

A gdy wracałam to walca angielskiego puszczali w trójce. Tańczyłam walca,póki nie podjechał tramwaj. Sama.

Lubię tańczyć w deszczu.
Lubię robić to,na co mam ochotę. Jeśli mam ochotę tańczyć,to dlaczego nie?Bo na ulicy,bo sama,bo muzyka "w uszach",a nieraz to w sercu tylko? E tam.Jestem sobą.
http://www.youtube.com/watch?v=dur91UDj-2w

A potem jeszcze popłakałam się ze śmiechu.Bo byłam po klucze od domu,kolejna zabawna historia,ale to już stare.U mojego Romeo dawnego,czyli koleżanki od lat.Nasz wspólny znajomy,przy swojej pierwszej przejażdżce samochodem z nią,już po zdaniu prawka,powiedział,"odpadł mi pedał gazu,zgubiłem go,aaaa"sturlali się z górki,jakoś się doturali na miejsce. Wysiedli.Okazuje się,że pedał gazu jest,a jakże. Achhh.

Co by nie było łzy są różne. Nie tylko smutne.

A ja dziś czuję muzykę każdą komórką mojego ciała. Porusza moje serce,moje ciało,czuję ją w zakończeniach nerwów. Od wyobraźni poprzez uśmiech lub łzy. Muzyka ma władzę nade mną. Muzyka mnie porusza,przepływa przeze mnie,jest we mnie.

http://www.youtube.com/watch?v=b44-5M4e9nI

Happy new year,bezemocjonalnie

Angela postawiła mnie do pionu psychicznie,Anka przy radosnej muzyce fizycznie,co bym wyglądała jakoś i oto wyszłam.Z urodą księżniczki i klasą pani bizneswomen. Na dzień dobry już z daleka usłyszałam od Angeli,że pięknie wyglądam i właściwie czego mi więcej było trzeba;)

Sylwester jak sylwester.Angela zabrała dla mnie kieliszek,choć do niczego się nie dokładałam.Miłe,ale mówię,nie,dziękuję,nie piję. W tym momencie jej przyjaciółka wybucha śmiechem,"no ale już masz nalane"-przede mną zdążył postawić kolega z roku Angeli podwójny kieliszek czystej,od siebie na dzień dobry. A potem musiałam pić sok, co by nie było,że nie piję z nimi:D wódkę i tak jeszcze dostałam,a nawet od obych panów z 10piętra,co zawitali,pyszną cytrynówkę. Ale nie przesadziłam.W ogóle uwielbiam Tomasza,bo jest jedną z najbardziej optymistycznych,radosnych osób,jakie w życiu spotkałam. Przepozytywny człowiek. Do północy ponudziłam się,tyle że nie sama.O północy był cały ten szał,oblano mnie milion razy szampanem,wyściskano przez obcych ludzi. Choć więcej stałam z boku, nie rozumiejąc tego szału.Podobał mi się gest znajomego Angeli,który mimo,że kojarzył mnie tylko z FB jako Katarzyna Wilk(od miniaturki wilka)i z jej opowieści,wyściskał mnie z życzeniami. A potem,jako iż jest w niej zakochany,biedaczysko tachtało mnie na 8 piętro. Trochę mnie niósł,trochę się mocował,trochę blokował i ubolewał,że tyle ważę:D Bo Ona uznała,że nigdzie nie idę,śpię u niej w ciepłym i w ogóle.Miłe to było,ale byłam ciekawa,jak to tam na placu jest i byłam chętna spać do późna we własnym wyrku. Na plac jechałam i szłam w bojowym nastroju.Uświadomiłam sobie,że póki jestem z dala od placu,czyli zbiorowiska ludzi i policji wokół to trochę niebezpieczne włóczyć się samej w sylwestrową noc. Ale uznałam,że nikt mi nie podskoczy.W razie co z obcasa i z kolana. Bo mnie wkurwili studenci,którzy rzucali fajerwerkami pod nasze nogi,jak szliśmy na stację benzynową. Jeden wystrzelił dosłownie koło nas i ten huk,ojapierdolę. Aż mnie głowa rozbolała.Nie przebierałam w słowach na nich,nawet nie wiedziałam,że takowe znam xD

Poza tym niebo było piękne,pełne gwiazd,zastosowałam starą metodę-mówię do Ciebie,przez gwiazdy<3

i tak oto wylądowałam na placu. I myślałam sobie-kurwa,co ja tu robię-bo trochę nastałam się,czekając na Ankę. Ale potem uznałam-właściwie to jest ładne-widzę tłumy ludzi,od młodych,po starych,nawet dziecko kilkuletnie i jej matkę tańczącą,nawet niepełnosprawnego człowieka,bezdomnych,wszyscy razem,wszyscy radośni,roztańczeni w jakiś podobny sposób nawet. Spodobało mi się. Nie chciałam tańczyć,byłam zbyt trzeźwa na taką muzykę-przeca to disko polo było istne xD-ale chciałam to zobaczyć. A potem mijałam jakiegoś bezdomnego,albo przynajmniej biednego pana,siedział na krawężniku taki smutny-życzyłam mu szczęśliwego nowego roku,Anka też dołączyła i uśmiechnął się,było ok. Kogo się nie mijało,życzył szczęśliwego nowego roku i to też było fajne.To jak po euro,gdy wracało się i mijało ludzi,a oni do ciebie krzyczeli Polska,Polska!=)

"Zaufanie,szczerość i zrozumienie to jest najważniejsze w związku."-a to takie podsumowanie mądrej gadki przyjaciółki Ani. I czujność,bycie uważnym na mącenie w głowie.Na to żeby nie mieć klapek na oczach.Bo trzeba być odpowiedzialnym,ot co.Mądra kobieta,młoda mama, a co.
2013 rok bez chłoptasi. A mężczyźni wyginęli wraz z dinozaurami. Ale jakby się jakiś znalazł, to co innego. Ano.

Dla mnie w tym roku nowy rok,jak to nowy rok. Po prostu. Jest. Dobrze,że żyję. Nie jest to żadna data graniczna. Dlatego wychodząc z domu byłam w szoku,widząc wszystkich wystrojonych ludzi. Od starego po młodego.Uświadomiłam sobie cały ten paradoks wielkiego świętowania. Ale znałam ludzi,którzy tego dnia robili,co chcieli,na spokojnie. Czytali książki,albo oglądali wielkie walki, by być większym zwycięzcą w nowym roku. I cieszę się,że właściwie bliscy i tak byli w tego sylwestra. Przez komórkę,czy obok w postaci Ani i Angeli.

Nowy rok?Rok,po prostu. Obyło się bez pijactwa,bez łez,bez niebezpieczeństw,bez facetów-w samą sylwestrową noc. Z radością w sercu,skierowaną do ludzi wokół i z dystansem do świata wokół. Bez żadnego żalu i bólu.I niech tak zostanie.
Stary rok?Były niesamowite podróże,były niesamowite koncerty,dużo się działo w moim światku teatralnym,łącznie z wyjazdem za granicę,ogromna ilość nowych ludzi,zdany licencjat,dostanie się na nowe media,przeróżne prace,w tym praca marzeń w wakacje,pijackie przygody,dojrzewanie,radzenie sobie czasami w niełatwych sytuacjach,czasami niespodziewana pomoc,niesamowici ludzie,starzy i nowi,po prostu było więcej plusów niż minusów.Tak oto uznałam. A teraz-niechaj za rok będę dumna z siebie. Tylko tyle.

I dziękuję Alice za tego sms sylwestrowego!=)
I Fridzie,za to"żyjesz?bo jak nie to będę Ciebie szukać po akademiku"xD

A na dzień dobry dostałam śniadanie do łóżka od Anny :D, bo mi chleb wczoraj nie kupiła i nie miałam chleba.


***
Są takie chwile,kiedy czuję miłość do życia i ludzi.I od nich też. Kiedy jestem wewnętrznie spokojna,mam ciepło w sercu i to wszystko aż się wylewa,ale bardzo spokojnie,po prostu szuka ujścia. Normalnie jestem raczej gwałtowną burzą. Ale takie chwile doceniam niesamowicie. Chwile pogodzenia się z życiem. Chwile miłości. Chwile bezmiaru piękna.Teraz jest taki moment.