Była zła na rodzicielkę,bo nie rozumiała ją i ona,nie akceptowała jej pasji,nie dopytywała,tylko ganiła.Ale przecież i rodzicielka była usprawiedliwiona szeregiem problemów na głowie.Ale przecież ją kocha,na swój sposób.Jak ona ją.Przecież i jej miłość nie jest doskonała.
Dziewczynka spadała coraz niżej,a ta druga, ta dorosła spostrzegała jak dziwny to jest stan chwilami.Stan zamroczenia nie tylko psychicznego,ale i fizycznego.Jakby nagle człowieka wypełniła mgła.Zatruła jego umysł.Jest tam nie tylko smutek,ale i gorycz,złość.Dużo tych emocji.Rozczarowanie.Rozpacz.Strach.Wściekłość.Zazdrość.Błędem jest nazywać to tylko smutkiem.
Jest i dużo łez.Tych ze środka i tych do środka.I wtedy zrozumiała,że trzeba sobie samemu pomóc.Bo wcale nie jest jedna mała dziewczynka.Są dwie w ciele jednym.Mała dziewczynka i dorosła kobieta,która tę dziewczynkę pogłaskała po głowie.Chipsy,czekolada.Bajka księga dżungli(jakże piękne głosy tam mają i jakże pięknie o przyjaźni opowiadają)
http://www.youtube.com/watch?v=w3f_RusXdos
pozytywnie nastraja ta bajka.
A potem Tajemniczy ogród.Bo to jeden z ulubionych filmów od dziecka.Ale dopiero teraz po latach człowiek odkrył ile mroku i nawet grozy w sobie miał.I ta muzyka.A na koniec światło.
http://www.youtube.com/watch?v=wV4A84sd72A
I V. miał rację.Mój ogród czeka na rozkwitnięcie,trzeba w nim wypielić.I może nawet ten mój Dick i Colin w jednym był wówczas tak blisko,rudzik też był,najprawdziwszy,w tamtym ogrodzie,w tamtym domu i wierzę,że był trochę moim ptakiem,mimo że wolny,co rano witał się ze mną,zaglądał w okna.A teraz Colin jest we mnie i sobie jestem potrzebna.Ale Colin to i w rodzinie się znajdzie.A Dick?Chyba i Dicka znam,może nawet dwóch,jeden w wydaniu kobiecym.
Ogród rozkwitnąć potrzebuje.Nawet,gdy trudno się oddycha,gdy człowiek przemęczony,trzeba go pielęgnować i walczyć o niego.
Po tej kuracji dorosła kobieta wpadła w szał organizacji,bo ma teraz dużo pracy w tej swojej dwuosobowej"firmie",jak to można nazwać jej grupę.A dziś terapią był Mały książę.To była chwilami ciężka terapia.Przypomniał wielu ludzi,wiele chwil, a wszystko to już przeszłość.Może oprócz jednego,ale i tutaj,przypomniał o końcu.Ale wszystko to ostatecznie jest dobre.Bo warto.Nawet,gdy niesie ryzyko łez.Dla tego koloru zboża.
Lecz
ty masz złociste włosy. Jeśli mnie oswoisz, to będzie cudownie.
Zboże, które jest złociste, będzie mi przypominało ciebie. I
będę kochać szum wiatru w zbożu...
W
ten sposób Mały Książęk oswoił lisa. A gdy godzina rozstania
była bliska, lis powiedział:
-
Ach, będę płakać!
-
To twoja wina - odpowiedział Mały Książęk - nie życzyłem ci
nic złego. Sam chciałeś, abym cię oswoił...
-
Oczywiście - odparł lis.
-
Ale będziesz płakać?
-
Oczywiście.
-
A więc nic nie zyskałeś na oswojeniu?
- Mały Książęk poszedł zobaczyć się z różami.
Zyskałem
coś ze względu na kolor zboża - powiedział lis.
-
Nie jesteście podobne do mojej róży, nie macie jeszcze żadnej
wartości - powiedział różom. Nikt was nie oswoił i wy nie
oswoiłyście nikogo. Jesteście takie, jakim był dawniej lis. Był
zwykłym lisem, podobnym do stu tysięcy innych lisów. Lecz zrobiłem
go swoim przyjacielem i teraz jest dla mnie jedyny na świecie.
Róże
bardzo się zawstydziły.
-
Jesteście piękne, lecz próżne - powiedział im jeszcze. - Nie
można dla was poświęcić życia. Oczywiście moja róża
wydawałaby się zwykłemu przechodniowi podobna do was. Lecz dla
mnie ona jedna ma większe znaczenie niż wy wszystkie razem,
ponieważ ją właśnie podlewałem. Ponieważ ją przykrywałem
kloszem. Ponieważ ją właśnie osłaniałem. Ponieważ właśnie
dla jej bezpieczeństwa zabijałem gąsienice (z wyjątkiem dwóch
czy trzech, z których chciałem mieć motyle). Ponieważ słuchałem
jej skarg, jej wychwalań się, a czasem jej milczenia. Ponieważ...
jest moją różą.
Powrócił
do lisa.
-
Żegnaj - powiedział.
- Żegnaj - odpowiedział lis. - A oto mój sekret. Jest bardzo prosty: dobrze widzi się tylko sercem. Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu.
I ach.To nie przypadek,że nie tylko ja przy kolejnym fragmencie pomyślałam o tym, o czym pomyślałam.
Do
widzenia - powiedział róży.
Lecz
ona nie odpowiadała.
-
Do widzenia - powtórzył.
Róża
zakaszlała. Lecz nie z powodu kataru.
-
Byłam niemądra - powiedziała mu. - Przepraszam cię. Spróbuj być
szczęśliwy.
Zdziwił
się brakiem wymówek. Stał, całkowicie zbity z tropu, trzymając
klosz w powietrzu. Nie rozumiał tej spokojnej słodyczy.
-
Ależ tak, ja cię kocham - mówiła róża. - Nie wiedziałeś o tym
z mojej winy. To nie ma żadnego znaczenia. Ale ty byłeś równie
niemądry jak ja. Spróbuj być szczęśliwy. Pozostaw spokojnie tę
planetę. Nie chcę ciebie więcej.
-
Ależ... przeciągi...
-
Nie jestem już tak bardzo zakatarzona. Chłodne powietrze nocy
dobrze mi zrobi. Jestem kwiatem..
-
Ale dzikie bestie...
-
Muszę poznać dwie lub trzy gąsienice, jeśli chcę zawrzeć
znajomość z motylem. To podobno takie rozkoszne. Bo któż by mnie
potem odwiedzał, gdy będziesz daleko... A jeśli chodzi o dzikie
bestie, nie boję się nikogo. Mam kolce. - I naiwnie pokazała
cztery kolce. Po chwili dorzuciła: - Nie zwlekaj, to tak drażni.
Zdecydowałeś się odjechać. Idź już!
Nie
chciała, aby widział, że płacze. Była przecież tak dumna.
I jeszcze to:
Ludzie
tłoczą się w pociągach - powiedział Mały Książęk - nie
wiedząc, czego szukają. Dlatego są podnieceni i kręcą się w
kółko... - A potem dorzucił: - Nie warto...
Ludzie
z twojej planety - powiedział Mały Książęk - hodują pięć
tysięcy róż w jednym ogrodzie... i nie znajdują w nich tego,
czego szukają...
-
Nie znajdują - odpowiedziałem.
-
A tymczasem to, czego szukają, może być ukryte w jednej róży lub
w odrobinie wody...
-
Oczywiście - odpowiedziałem.
Mały
Książęk dorzucił:
- Lecz oczy są ślepe. Szukać należy sercem.
Jeśli
kochasz kwiat, który znajduje się na jednej z gwiazd, jakże
przyjemnie jest patrzeć w niebo. Wszystkie gwiazdy są ukwiecone...
-
Oczywiście...
-
To samo z wodą. Ta, której dałeś mi się napić, była jak
muzyka. Z powodu bloku i liny... Przypominasz sobie... była tak
dobra...
-
Oczywiście.
-
Nocą będziesz oglądać gwiazdy. Moja jest zbyt mała, abym mógł
pokazać ci, gdzie jest. To lepiej. Moja gwiazda będzie dla ciebie
jedną spośród wielu gwiazd... Dlatego przyjemnie ci będzie
patrzeć na gwiazdy. Każda z nich będzie twoim przyjacielem. Chcę
ci zrobić prezent.
Zaśmiał
się znowu.
-
Mały przyjacielu! Mały przyjacielu, twój śmiech sprawia mi tyle
radości!
-
To właśnie będzie mój prezent... W zamian za wodę...
-
Nie rozumiem...
-
Gwiazdy dla ludzi mają różne znaczenie. Dla tych, którzy
podróżują, są drogowskazami. Dla innych są tylko małymi
światełkami. Dla uczonych są zagadnieniami. Dla mego Bankiera są
złotem. Lecz wszystkie te gwiazdy milczą. Ty będziesz miał takie
gwiazdy, jakich nie ma nikt.
-
Co chcesz przez to powiedzieć?
-
Gdy popatrzysz nocą w niebo, wszystkie gwiazdy będą się śmiały
do ciebie, ponieważ ja będę mieszkał i śmiał się na jednej z
nich. Twoje gwiazdy będą się śmiały.
I
zaśmiał się znowu.
-
A gdy się pocieszysz (zawsze się w końcu pocieszamy), będziesz
zadowolony z tego, że mnie znałeś. Będziesz zawsze mym
przyjacielem. Będziesz miał ochotę śmiać się ze mną. Będziesz
od czasu do czasu otwierał okno - ot, tak sobie, dla przyjemności.
Twoich przyjaciół zdziwi to, że śmiejesz się, patrząc na
gwiazdy. Wtedy im powiesz: "Gwiazdy zawsze pobudzają mnie do
śmiechu". Pomyślą, że zwariowałeś. Zrobiłem ci brzydki
figiel.
I
znowu się zaśmiał.
-
To tak, jakbym ci dał zamiast gwiazd mnóstwo małych dzwoneczków,
które potrafią się śmiać.
A na koniec mała reprodukcja:
Zadaję
sobie pytanie - powiedział - czy gwiazdy świecą po to, aby każdy
mógł znaleźć swoją?... Popatrz na moją planetę. Jest dokładnie
na nami. Ale jak bardzo daleko!
-
Jest piękna - odrzekła żmija. - Po co tu przybyłeś?
-
Żeby nauczyć ludzi radości - powiedział Mały Książęk.
I nie jestem sama.Nie tylko przez to,że jesteśmy dwie.Ale i przez ludzi.