piątek, 24 maja 2013

Brak rozmówcy

Dziś chciałabym z Tobą porozmawiać. Chciałabym móc napisać słowa i je wysłać i dostać odpowiedź.Ale tak nie będzie.

brakuje mi rozmówcy w takie dni,jak dziś.

słucham smutnych utworów,które są piękne w swym smutku.
deszcz z moich oczu.
ołów w mym sercu.
ciężko.
studenckie szaleństwo nie dla mnie dziś.
dziś nic dla mnie.nic najlepsze.
patrzę się w sufit.albo w stopy.
zastanawiam się po co żyję?i nie znajduję odpowiedzi.
zastanawiam się po co relacje i gdzie one są?i  nie widzę odpowiedzi.

szukam po śladach przeszłości,ale i tam już nic nie ma.
mogę tylko pomyśleć jaka naiwna byłam.
zabito mnie,choć serce nadal bije.
nie ma mnie.

choć uśmiech dziś dał uśmiech rozbrajający od sąsiada.uśmiech od tego przystojnego greenpeacowca,którego się rozbawiło.i uśmiech od tej małej cyganki,która tak się uśmiecha,że choćbym miała płakać to bym się do niej uśmiechnęła.ma piękny uśmiech.szczery mam nadzieję.musi być szczery,nie można kłamać tak pięknym uśmiechem?

przynajmniej był szczery,gdy coś jej dałam, a niczym nie różnił się od tamtych,tu tylko słodka się zaśmiała.

jedyną nadzieją tego świata są dzieci.nigdy nie lubiłam dorosłych.nadal nie lubię.jestem tylko jedną z nich.nie lubię , więc już siebie.nie lubię tego świata,świata dorosłych.
jeśli już mam coś wiedzieć,to chce pracować z dziećmi.

chciałabym umieć pisać,jak dawniej i tam wylewać smutki i tworzyć nowe światy.ale ja już nie marzę o innych światach.nie wierzę w nie.
nie ma mnie.
zgubiłam to dziecko.zabrano mi je,wyrwano,a ja na to pozwoliłam,patrząc,niema.



Why?

Zastanawiam się,dlaczego nie mamy więcej samobójców?
Właściwie to zastanawiające,ale mężczyzn zdecydowanie większa ilość popełnia samobójstwo.Kobiety bardziej się boją?Mają nadzieję?Łatwiej je powstrzymać?Łatwiej im szukać pomocy?
Nie wiem.Nie zastanawiałam się nad tym.

ALe nie myślałam,że statystyki są aż tak drastycznie różniące się.
Przykładowo w Polsce: 545 kobiet i 3.3294 mężczyzn. Masakra.

Odbiegając od płci.Serio,co nas trzyma przy życiu? Nas,czyli jakąś 1/3powiedzmy ludzi?Powiedzmy,że 2/3 to ludzie albo szczęśliwi,albo jako tako wiodący normalny żywot,albo bardzo wierzący,albo sami nie mogący o tym decydować,albo bohaterowie,albo ci którzy żyją dla kogoś,albo czegoś,albo ci z jakąś misją.Cokolwiek.
Ale reszta?
zwykły strach przed niepewnością po śmierci?
czy raczej irracjonalny pęd życia?
może mamy to wygenerowane biologicznie jakoś?
dlaczego żyjemy?
ja tego nie rozumiem kontemplując sztukę akcjonistów wiedeńskich,oglądając film o Auschwitz i patrząc jak idealizm to bujda,utopia piękna,która nigdy się nie ziści.Patrząc jak moje życie było taką bujdą.
albo ci ludzie w obozach.dlaczego?mieli tak irracjonalną ,cholerną nadzieję, że może przeżyją,zamiast szukać jakichkolwiek sposobów,by się zabić.

nie rozumiem , skąd ten pęd ku życiu.
gdy nagle wszystko traci na swojej ważności,gdy nagle sypie się cały domek z kart naszej przeszłości budowanej na własnych iluzjach,czy może nie wiem prawdach dla nas,ale nie dla innych,to przecież...

albo gdy świat wali się na głowę.są takie historie.
ale nie.my dalej żyjemy.nawet więcej sił do walki w sobie odnajdujemy w sytuacjach ekstremalnych.gdy nam śmierć zagląda w oczy albo beznadzieja,nie zawsze,ale przewaznie.

dlaczego?skąd?

fascynujące.

i wanna laugh myself to death.


dawno już w sumie nie miałam takiego dnia jak dziś,dzień samotny,choć samotnym się być nie chce,a jednocześnie chyba by się nawet nie dało przeskoczyć tej mojej samotności.

ponoć to my kreujemy naszą rzeczywistość w dużej mierze.ale i ludzie wokół mają wpływ.i pogoda.i warunki wszelkie inne ekonomiczne,społeczne,bytowe,ideologiczne,polityczne.ot co.

nie wiem,co dziś zrobię,czuję,że po prostu pozwolę przepłynąć temu dniu do końca.

PMS to zło.

piątek, 3 maja 2013

do dzieła

Przez jedną nieuwagę coś ważnego może trafić do kosza.Można przeklnąć,poczuć adrenalinę i szybsze bicie serca.A potem gwałtownie zaglądać do kosza,och,tak,jest tam,boże,nie zniknęło,a tak łatwo,tak szybko,możnaby,jedno delete,boże,nie.Trzeba by to przywrócić z tego kosza.I wtedy odkryła coś niesamowitego. I przerażającego.Można zrobić tak jakby to jeszcze nie było odczytane,jakby dopiero co przyszło.Zrobiła tak z jednym,ostatnim.Wtedy nie rozumiała,że to ostatni.Dziś czuje się największą idiotką,że nie rozumiała.Nieprawda.rozumiała.nie chciała tylko przyznać się przed samą sobą.rozumiała doskonale.

po prostu nie chciała.

zdjęcia poprawiły nastrój.były najpierw.bo patrzy się na człowieka szalonego albo szczęśliwego.patrząc się,zaraża się tym.poza tym tak obłędnie przystojny.myśli same się nasuwają.lepsze niż te głosy we własnej głowie.w końcu On już przerabiał z nią ten temat.i zawsze miał rację.

i dopiero teraz sobie przypomniała,że On nie był tak przewidywalny.On nie spał w nocy.Jak ona.Był gdzieś,włóczył się w świecie tym,lub w świecie swej głowy.I myślał wtedy też o niej.A ona o Nim.I jakoś czuli tę obecność.Ale rytuały nocnego i porannego pisania były piękne.I pisania za dnia.Przed i po obiedzie.Przed i po śniadaniu.Przed i po kolacji.Przed i po śnie.

dawno tego tak zwyczajnie nie wspomniała.

Lecz, którejś nocy podzielimy się,
I to, co pozostanie z ciebie,
Będzie w słońcu szkieletem okrętu, z mrówkami i gniazdami ptaków.
I ja, klęczący nocami, zbuduję ciebie na nowo.
Zaprzęgnę do pracy cienie, i ćmy, i płomienie.
Otworzę wszystkie studnie i hydranty, by płakały w noc.
Którejś nocy zjednoczymy się znów,
Jak mokra od krwi koszula i gorące zranione ciało.


On kładłby kwiaty.

Jutro ma być ciepło.Może i noc nie będzie taka zła.Może wyjdę wreszcie,na krótką chwilę,dość siedzenia,choć trzeba się wyleczyć.Nad rzekę.


ach.nasze wybory czasami bardzo bolą.ale podjęliśmy je i musimy  z nimi żyć.nawet jeśli widzimy jak głupie było nie wybiec wtedy i nie szukać nocnego autobusu albo nawet biec przed siebie.przecież miałam całą noc.mogłam najpierw się ogarnąć,albo pójść tam tak po prostu.i cóż,że byli pijani,a ja trzeźwa miałam swoje dylematy,swojej wówczas zamkniętej głównie w domu osoby.przecież tak naprawdę dołączenie do tak wesołego towarzystwa nie byłoby złe.jakoś bym sobie tam poradziła.

muszę sobie wybaczyć.wybaczyć decyzję i dalsze konsekwencje.

to światło
które za chwilę zgaśnie
jest dzięki tobie

to ciepło bije
rozchodzi się
po całym pokoju
dzięki tobie

dzięki twoim słowom
które u mnie zostały

palę nimi w swoim piecu

musi sobie nadać znaczenie właśnie takie i misję,sens,cokolwiek.chciałaby wierzyć,że właśnie tak miało być,że życie wcale nie składa się z naszych decyzji.że wszystko dzieję się po coś, a co się nie dzieje też dzieje się po coś.że jest coś co tym wszystkim kieruje i tak miało być.

owszem.my kierujemy.nie wszystkim.coś też tym kieruje-los,siła wyższa,czy przypadek.
konduktor,który sprawdza bilety i wyrzuca kogoś z pociągu.
ale...
to my decydujemy,co z tym robimy.

nie wszystko opiera się na woli,a chwilę później,że może i jednak się opiera,ale krzywdzenie...
no tak.cały czas uważałam,że powinnam to zrozumieć, więc chwytam się cały czas siebie - to ja mogłam wtedy.siebie też powinnam zrozumieć.

mówię Tobie,że bzy już pachną.

Bzy tak pachną nostalgią - nawet nie pamiętałam tego wiersza.

Tyle wierszy. 

ale jest i słowo na dziś.słowo z 4maja


A potem
będę przesyłał energię zza grobu. Or something:D

i na tym poprzestanę.to mi wystarczy.dobrze jest.głosy ucichły.nie jestem śmieciem.i nigdy nie byłam.i nie chcę powtarzać nawyków mojej mamy.dopiero co i ona tak się czuła.i wmawiała nawet mi że i ja tak o niej myśle jak inni.a to nieprawda.nie jestem śmieciem.ona również nie.jestem z nich dumna.i z siebie też.i mam gdzieś co sobie o mnie pomyślą.chciałam nakręcić film,wierzyłeś we mnie.chciałam napisać książkę.może by tak pora zadziałać?

nie wiem jak to zrobiłeś,ale po prostu wiedziałam,że na ten stan będziesz najlepszy.I Twoje zdjęcia,Twoje słowa,Twoje wiersza,Twoje piosenki były najlepszym lekarstwem tej nocy.Dziękuję.Akceptuję,że właśni tak miało to wyglądać.Tak zostać.Słowa.Piosenki.Obrazy.Zdjęcia.Emocje.
nadal słyszę ten sam głos w głowie,gdy czytam to wszystko.Zawsze byłeś właśnie takim dobrym,innym od głosów wówczas panujących we mnie,głosem.I energią.Czułam ją.Czasami śniłam Twoją niewidzialną obecność.I dalej jesteś w niebieskim niebie,z kilkoma białymi chmurami,w mroźnym powietrzu- wtedy jesteś z synem.Nadal jesteś w gwiazdach-wtedy już jesteś kimś do kogo chodzę nocami po mieście i mówię na głos i mam gdzieś.tyle nocy wtedy chodziłam,sama.dawno już sama nie chodziłam.
wake me up when september ends.naszło Ciebie wtedy.mnie przez to dziś naszło,gdy trafiłam.takie to ładne.

uspokaja.

i czasami po prostu mogę tam zajrzeć.nic się nie zmienia,słowa i cała reszta czekają tam.na noce jak ta i na chwile,gdy coś się szuka i gdy po prostu chce się coś wspomnieć.

co za skomplikowana noc.drogi myślowe które dziś mnie wiodły były bardzo skomplikowane,bo pozornie tak niepowiązane.



delfiny

słucham muzyki delfinów i zastanawiam się,czy jestem jakaś nienormalna,że po prawie 6 godzinach śmiechu i stymulującej rozmowy,rozpłakałam się.

Rozpłakałam się wracając do starego koszmaru z przeszłości i czując się nikim.

Rozpłakałam się,bo nie po mojej myśli może plany na jutro wieczór.
Rozpłakałam się,bo może dawno już z nikim tak mi się nie rozmawiało i nie wiem,może wróciłam na moment do tamtego czasu,a tamten czas nie wróci ani jeden malarz,ani drugi.

Rozpłakałam się,bo tak mnie boli głowa i dotarła do mnie ta myśl,znowu pomęczę się do rana,a jutro też pomęczę się do rana.I tak najbliższy czas,bo to szybko nie przechodzi,znam ten ból gdy nie można oddychać,oj znam.

Rozpłakałam się,bo może też bym chciała jutro wyjazd,albo grilla,albo imprezę,albo cokolwiek.Ale nie mogę.Pobędę w towarzystwie do popołudnia, a potem potkwię w moim bólu,który już nie daje cieszyć się samemu i trzeba go zagłuszać czyimś głosem,który pochłania,tylko wtedy można nie myśleć o tym jak ból głowy napierdala.A przecież nie mam żadnej migreny.ani raka,ani nic.co też przechodzą inni?ja tylko nie mogę oddychać i niedotleniam się i czuję w zatokach wszystko i tylko tyle.

Rozpłakałam się,bo może chciałabym też spędzić coś z tego weekendu z rodziną. A jednocześnie bym nie chciała.Bo nie obyłoby się bez kłótni.

Rozpłakałam się,bo może jestem bardzo zmęczona i bardzo nie mogę usnąć.

Rozpłakałam się,bo może po prostu mam złe skojarzenia i złe wspomnienia i nagle pozwala sobie poczuć się śmieciem.niewartym.

kurwa mać.

wypierdalaj z mojej głowy,dziwko.
jestem zajebista.
jestem zajebista,jestem zajebista,jestem zajebista.

jestem...delfiny nie pomagają.

szklany człowiek,to może polecieć.ach.przecież to też tamte skojarzenia.I nie,nie z V.

to ja siebie krzywdzę.

to ja daje sobie wmawiać

to ja czuję się gorsza

to ja czuję się niewarta

tylko i wyłącznie ja

oni tylko mówią,robią coś,nawet nie myślą jak to może wpłynąć na mnie.

wyrafinowany gusta.albo nie ta rodzina.albo nie te pieniądze.czasami nie ta uroda.kiedy indziej maniery.kiedy indziej wykształcenie.zawsze znajdzie się powód.
nie,przecież nie oto chodzi.
przecież ponoć ludzie tak mają.zawsze będzie się tym złym. i nie bierze się tego do serca.

ale trzeba uważać.nie wiadomo kto jeszcze nie zdążył odrobić przeszłości.

ja nie zdążyłam

'bo nie ma we mnie nic i nic nie jestem wart'

nosz kurwa.

malarzu wracaj i rusz moją przeponę,poudawajmy trawę jak ptak sprytny,bo nie chcę moich łez.

bredzę.

kocham to,że mogę tu bredzić.to pomaga mi przetrwać takie momenty jak ten.


czwartek, 2 maja 2013

Oł je

Powiem tak- od rana robię coś dla innych. Drobnostki same,ale robię - urodzinowe maile ślę,rzucam się na szyję w tłumie ludzi koledze, co to urodziny ma,spotykam się z piękną kobietą i wychwalam ją i miło rozmawiam,szykuję prezent dla Noelle,który daje mi wiele frajdy,słucham świetnej muzyki,dostałam obiad drugi dzień z rzędu od mamy A., bo jestem chora,pomogłam A. zrozumieć jej mężczyznę i podpowiedzieć jak to sprawę rozwiązać,bo nagle mam zrozumienie dla mężczyzn przez M.,mój M. sam z siebie dopytuje się co tam ze mną i chwali swoją nowiutką, piękną siekierą,a ja od rana zapewniam erotyczne powitanie dnia,mimo że na odległość, mama wylewa swoje żale,a ja jestem z boku tego i ślę dobre słowa,obdarowuje energią znajomego załamanego chorobą i tęsknotą za bliskimi,bo siedzi za granicą,trzymam kciuki za mieszkanie F. , a ona też pyta się jak się czuję,co jest takie słodkie i mail się udał i prostuje mi co nie co i obie tęsknimy w taki dobry sposób za panem V. i pan V. co nie co mi przypomniał i nawet pomyślałam co nie co się spełnia i Mdz. ucieszona z urodzinowego zdjęcia i P. załatwiam urodzinową sesję full wypas i myślę jaki deser w sobotę dziewczynom zaserwuję i myślę jaką kiedyś sobie sukienkę kupię, by podobać się M. i cieszę się,że lekarz mi antybiotyku nie dał i siedzę niby sama,ale ile energii i radości we mnie było.

to taki dobry dzień.Tyle dziś wspominam i żadnych żali,wszystko,co dobre tylko i wyłącznie.
I mój teatr stary,bo to magiczne miejsce było i chwile i piosenki.
I chwile z dziewczynami,bo to śmieszne albo wzniosłe chwile były.
I chwile z M., bo to przyjemności się już trochę nazbierało.
I chwile z Mdz., bo to tak w jej urodziny myśli się i wspomina.I ona to samo wspomina.
I stopa do Gdańska z Mh,co to dziś ma urodziny i co to się go spotkało na ulicy.
I mądrości V. , bo to takie fajne było.I bez ostatnio czułam, a on w tamtym roku zapomniał jak pachnie bez,a tak to lubił. Więc dla mnie jego zapach to był i będzie zapach bzu. I akurat lekko wstawiona,szczęśliwa w wieczorowej kreacji,u boku M. idąc,wracając z gangsta imprezy,która się udała,stanęłam oczarowana pod bzem - bez już jest! I podarowałam mu kilka myśli.Może kiedyś mi się przyśnisz?:)
I miłość rodziców moich,bo przecież kochają mnie,a ja kocham ich.To takie szczęście tak naprawdę ogromne mieć miłość,nawet jeśli ona jest tak koślawa czasami,a czasami my tak ślepi.
I mała I., bo akurat na jej zdjęcia patrzę się.
I malarz,co to trochę w swoich ramionach koił mój czerwcowy smutek i tęsknotę za V. On koił trochę swoją samotność,bo gdy po tak długim związku nagle nie ma się nawet do kogo przytulić, to właściwie przejebane musi być.I tak mamy kontakt po jego przeprowadzce kumpelowski i tak oto się spotkamy jutro.A ja dziś miło wspominam te czerwcowe chwile.
I moja Marianna,bo akurat na zdjęcia patrzyłam.I siedziałam w Van Goghu i wszystkie chwile stamtąd,w tym i jej pożegnanie.
I dzieciństwo z E., bo w końcu jutro ją spotkam.A to taka przyjaźń z podstawówki.Taka dobra.
I mojego Romeo,bo akurat dziś rozmawiałyśmy,a to już lata lecą gdy Romeo i Julia dalej żyją.
I pan Herman się przypomniał,bo to nieraz spółka dziewczyny i Herman,gdy już się wspominało te chwile.
I praca zeszłoroczna ze sprzedażą róż się dziś wspomniało,bo nową kawiarnie otworzyli.A to było tyle pozytywnych akcji.
I pracę na obozie, bo niedługo kolejne obozy.
I rodzeństwo słodkie me,bo zdjęcia się znalazło.
I ten czas, gdy z P. kończyło się zdania,uzupełniało się myśli.Ale i ostatnio
I jestem szczęśliwa.Szczęśliwie wspominam, nie jak to ostatnio pełna goryczy,nie,szczęśliwie.
I jestem z boku,z boku tych oskarżeń.Racjonalnie słuchać się tego nie da. Być tylko czarnym dzieckiem,bez ani jednej,choćby najmniej białej kropki. Tylko czarne,czarne,czarne.

To dlatego czułam się szczęśliwa przez te kilka dni.Czułam,że wychodzę na swoje i że mogę wreszcie uwolnić się od tego poczucia winy.A jednocześnie serio zacząć robić coś dobrego dla nich,bo bądź,co bądź straszne być takim ciężarem.

ach.
moje endorfiny przygasły po tym telefonie.ale od czego jest muzyka

http://www.youtube.com/watch?v=U-1Ibn4H-KU

środa, 1 maja 2013

siedzę tu,siedzieć chcę

Nie ma to jak rozchorować się na majówkę i zostać w zimnym mieszkaniu,ale przynajmniej pod ciepłym kocem. Miały być próby co dzień, a tu nawet na próby mnie nie stać,a J. nie chce się zarazić.

zmęczyłam się tymi obowiązkami,emocjami,ludźmi,bo i ludzi dużo ostatnio zaangażowanych było w różne projekty czy sytuacje ostatnio. Dużo tego,naprawdę. Jestem dumna z siebie i z J. ,za te miesiące roboty, ale też i zmęczona. Mamy ostatnie trzy występy i koniec do jesieni.

Wstałam dziś z myślą, boże pozwól mi być samej,nie chcę nigdzie wychodzić,nie chcę prób,chcę mieć książki i filmy. I marzenie się spełniło.Wyszłam tylko po słodycze. I nawet nie było to takie same,same, bo A. też jest i sobie przerobiłyśmy jej stare materiały z terapii. I czułam się taka spokojna i że to tak dobrze,że nie pojechałam do domu i że nie dzwonią,a ja nie mam jak.
I taka silna,jak Domino,sama nie wiem,dlaczego,chyba po prostu przez ten film.

A potem jednak gdy zajrzałam do tych maili i zaczęłam myśleć o ulotności chwil,o naszej przemijalności,zrobiło mi się smutno. Nie nad mailami,bo te same w sobie dostarczyły wszystkiego - i wzruszenia i śmiechu i radości i kilku łez i tęsknoty,ale takiej znośnej.Zrobiło mi się smutno, bo życie przemija i wszyscy umrzemy , a my gubimy siebie gdzieś po drodze,gubimy się,nie rozumiemy,sprzeczamy,kłócimy,wypominamy,obarczamy,masa,masa innych.I zapominamy siebie.I zapominamy,co dobre na rzecz,co złe. A życie kurwa mija.
i przecież u schyłku zostają wspomnienia i co najwyżej tęsknota za tymi,których się kocha.bo już więcej czasu na miłość nie będzie.czy tam przyjaźń.

więc pomyślałam siedzę tu taka sama, a inni niemal wszyscy,których znam -siedzą z rodzinami,albo siedzą na wyjazdach z przyjaciółmi.
a ja myślę jak to chcę być sama i ok- chciałam być sama i miałam prawo do tego po tym masakrycznym tygodniu artystycznych wyzwań pełnych ludzi i wcześniejszych przygotowaniach.
ale...na koniec dnia chciałoby się chociaż telefon.chciałoby się znaleźć ten kluczyk złoty, który pozwoli wkraść się w serca ludzkie i ugładzić ich umysły i emocje, żeby mogło być dobrze między nami.
ja po prostu nie mogę,choć bardzo bym chciała,nie mogę jeszcze tam pojechać.im rzadziej będziemy się widzieć, tym lepiej. jeśli ja już tęsknię i boli mnie cała sytuacja, to może i oni zatęsknią?a jeśli nie to przy najbliższej okazji będę taka,że owszem,zatęsknią.
nie chcę więcej kłótni. a jedynym sposobem było stanąć na własne nogi.i chyba nawet to,że zamiast telefonu od mamy był telefon od mojego M. jest również częścią stawania na własne nogi.
czasami potrzebujemy wiedzieć,że ktoś gdzieś o nas myśli.

a w ogóle to chyba odzwyczaiłam się od książek naukowych.olaboga będę miała problem.

ale tak naprawdę to będzie dobrze,wolę siłę Domino i emocje z tamtej części dnia.
trzeba odciąć pewne nici, by stanąć na własnych nogach.
to będzie cudowny smak,smak dorosłości.wierzę,że nowy rok akademicki będzie zupełnie inny.
że moje być i moje mieć jakoś zaspokoję.bo dlaczego by nie?




niedziela, 28 kwietnia 2013

Jeśli zwątpisz choć jeden raz...

Nie ogarniam tematu.Nawet jeśli wyszło więcej dobrego z tego niż złego.
Ale to boli.
Nawet gdyby się chciało na złość odegrać teraz wyjściami,nawet gdyby się chciało tak tylko dla zabawy,dla sportu jak to mówi poflirtować tylko, to wcale nie może się.Bo się nie potrafi.Bo oni to nie on.Nawet jeśli ktoś mówi,słuchaj niedługo się wyprowadzam na swoje mieszkanie i chciałbym zamieszkać tam z dziewczyną,szukam związku,słuchaj chciałbym ciebie jeszcze spotkać, a ty myślisz sobie właśnie też tego chcę,ale nie mogę,nie chcę ciebie spotkać i nawet jeśli ja wybieram coś niepewnego,to wybieram jego.
I nawet jeśli znam już te moje powroty pijane, niebezpieczne czasami,to na słowa kogoś innego słuchaj cały wieczor próbuje się do ciebie dobić i nie mogę, a ty teraz już wychodzisz,ale ja za 10 min też wyjdę,muszę tylko jeszcze coś załatwić,poczekasz,odprowadzę ciebie mówi się nie,dziękuję,jestem dzielna kobieta,poradzę sobie,nie musisz mnie odprowadzać, 
I wychodzi się na deszcz.I słyszy jeszcze dwóch mężczyzn na zewnątrz,o jaka ładna kobieta wychodzi,a może jeszcze zostaniesz. I idzie się dalej. I rozpłakuje się,bo deszcz jest idealny ku temu.
Bo czuje się ból.
I wściekłość,że się nie potrafi tak po prostu spojrzeć na nich inaczej, niż przez jego pryzmat.
I jego 'rozumiem'wcale nie znaczy,tak,rozumiem,co czujesz. 

Ale tak naprawdę...Naprawdę,naprawdę to wyszło na dobre.Jeśli w ten sposób miał zrozumieć,to wyszło na bardzo,bardzo dobre.Tylko wczoraj mając wreszcie wolny wieczór,wolną chwilę,mając alkohol we krwi można było odreagować to wreszcie.


I przecież tej samej nocy było się pijanym,widziało się mężczyznę tak podobnego do V.,tak przystojnego i nic się nie zrobiło,nic,powiedziało mu tylko,że przypomina kogoś istotnego. Tylko zapłakało się z tęsknoty i zapłakało się nad rodzeństwem. I błąkało się wracając do domu nad ranem i myślało się,gdyby to nie był akademik zrobiłabym mu niespodziankę. To by była niespodzianka dla mnie,gdyby to nie był akademik.Wtedy nie byłoby czasu,by otrzeźwiał i żebym to ja wygrała w nim.

I ma się teraz dylematy,bo słowa to słowa, a słów człowiek nie lubi,bo wie jak to jest z nimi.Jak to się mówi.
czas pokaże.
a potem zaboli jeszcze bardziej.
ale to moje życie i to będzie mój ból,wcześniej częściej bóle były nie moje,były innych kobiet,różne bóle.teraz trzeba przyjąć i swój.nawet jeśli już się tak naprawdę przyjęło ból i tak parę razy i wnioski zawsze były jedne,słowa nic nie znaczą.



czasami zastanawiam się,dlaczego po prostu nie może być różowo,choć przez ten okres początkowy?
dlaczego?dlaczego u mnie nie ma różu,słodyczy i lekkości,jest tylko cały wachlarz wszystkiego.

nie lubiłam różu od dziecka.

księżniczki i książeta nie istnieją.
ale istnieją kobiety i mężczyźni.
z krwi i kości, z wzlotów i upadków.


nie rozumiem,nie ogarniam,ale czuję.

dlatego zostanę.dość razy uciekałam.




ale...jeśli zwątpisz choć jeden raz.






środa, 24 kwietnia 2013

Stay

Coś bolesnego. Coś zaskakującego.Coś dobrego.Coś w postaci kilku cosi.

Czy sny mogą odzwierciedlać niebezpiecznie rzeczywistość?Nawet jeśli nie do końca.Czy snami można było wyczuć to,co było w powietrzu?Czy ból przeżyty w snach różni się czymś od tego przeżytego naprawdę? W snach ból jest bolesny.Czuć drgania kącików ust,gdy trzeba udawać uśmiech.W rzeczywistości ból jest pełen nie tylko bólu,ale i wściekłości,łez,rozczarowania,niechęci.

I strachu.Że oto nadejdzie kres. Przecież tego nie chcemy.Nawet jeśli...to i tak nie chcemy. Nawet jeśli pada,jeśli burza,jeśli susza,jeśli wieje,jeśli cisza,jeśli grzmoty.

Liczą się czyny,prawda? Czasami też myśli, chęci. Wszystko razem wzięte daje tu dziwną mozaikę.Z jednej strony dobrą, z drugiej strony bolesną.

Spałam godzinę.Bałam się,że zaśpię do pracy,więc uszykowałam odsłonięte okna.Słońce obudziło mnie o6,o7 miałam wstać. Parę minut przed 5 jeszcze sprawdzałam zegarek.Jeszcze tkwiłam w jakiejś niepewności.
Najpierw zegarek- czy zdążę do pracy? Potem przypomnienie sobie ostatnich wydarzeń.

Uczucie ulgi i radości.Jednak nie koniec.

Jestem kobietą szczęśliwą i nieszczęśliwą,mówię na głos.

Czuję się dziwnie. To tak jakbym nigdy nie rozumiała całości,albo drugiej strony i prawie zawsze źle trzymała stronę,czy doradzała. Tak jakbym teraz zrobiła coś nie tak,a jednocześnie coś najbardziej słusznego,najlepszego. Tak jakbym zrozumiała te wszystkie kobiety i wszystkich mężczyzn, a jednocześnie sprzedała te swoje mocne"odejdź",powtarzane tyle lat.

I choćbym trzaskała drzwiami ze wściekłości aż wylecą z futryny,gdy jestem sama,choćbym płakała w dusznym powietrzu kłębiących się myśli,przychodzi ten moment,moment gdy to przemija. Gdy można porozmawiać.A najważniejsze to przeskoczyć już ten strach,nie,jeszcze nie teraz,jeszcze następne burze i słońca przed nami.

Nie spodziewałam się tego wszystkiego.

Wczorajszy wieczór zaczął się w teatrze,gdzie nigdy jeszcze nie mieliśmy tak fantastycznej energii i publiczności.Gdzie każdej z nas świetnie się grało.Gdzie już nie było jak przedwczoraj,już byli znajomi,już i po było pytanie jak poszło,tego,który nie był,już był buziak w policzek z gratulacjami,już były kwiaty od Ewki,moje pierwsze w życiu kwiaty po spektaklu,moje marzenie ziściło się.To taki miły gest-wręczyć aktorce kwiaty.Nawet jeśli ona nie występuje w poważanym teatrze.

Tak to był dobry czas,dobre uśmiechy od ludzi,gdy się mówiło i patrzyło się na nich.I tyle słów tak ważnych.Poczułam,że oto mogłabym pójść i wołać za sobą tłum przemową końcową,powstańcie,zbuntujcie się,dość przemocy.

A potem było szczęście i nieszczęście.
Nie spodziewałam się.Ani szczęścia w takiej postaci,ani nieszczęścia w aż takiej.

Nie rozumiem. Życie to nie bajka.To nie film.To nie książka.Życie jest właśnie inne.Ale nie znaczy,że gorsze.Ono po prostu jest różnorakie.Czasem słońce,czasem deszcz.

Raz ranisz,raz zostajesz zraniony.

Ale nie chcesz w ostatecznym rozrachunku nic więcej, jak tylko powiedzieć"zostań/zostaję".

Może ktoś pomyśli,że to kicz,ale mi się to dziś podoba,podoba mi się jego głos,a ją lubię tak po prostu.Ma dobry głos.I jest piękna.

http://www.youtube.com/watch?v=JF8BRvqGCNs

zaraz ruszam dalej w świat,robić,co trzeba.

Właściwie to jestem bez domu chwilowo,ale już o tym nie myślę.Wrócę tam,gdy podołam.Na razie tylko kolejna rozmowa telefoniczna pełna ostrych słów skierowanych na mnie.Zawiniłam tym,że się narodziłam z nieprawego łoża,tak myślę. Odkąd wiem o tym,jest to cudowna zagrywka emocjonalna.Nie tylko to.Tylko najbliżsi mogą nas naprawdę mocno zranić.Tylko oni znają najsłabsze punkty.

Teraz jestem zawieszona między szczęściem,a nieszczęściem. Trochę się boję.Czy potoczy sę dobrze?Zmęczona ostatnim miesiącem.Myślę,że nie tylko ja zmęczona.A jednak pośród tego miesiąca było kilka tak magicznych chwil.

Mam lęk przed schodzeniem w dół.Lęk przeszedł w paraliżujący wręcz strach już przed samym podejściem na skraj przepaści. Ale chwyciłam tę dłoń i zeszłam na dół,słuchając jego uspokajającego głosu.Wcześniej,w innym miejscu,stanęłam,utkwiłam,podbiegł,pociągnął w dół,zbiegłam.Strach miał wielkie oczy.
Czy czasami nie trzeba kogoś i w życiu,kto by nas pociągnął,a kiedy indziej poprowadził?Pociągnąć tu oznacza dorosnąć,wielki skok,który nie da się przejść małymi kroczkami,jakbym chciała,jak to mówił V.

Po prostu ta świadomość,to nie jest koniec,ta świadomość jest warta wszystkiego,co było i co może nadejść.


(...),ale to nie będzie tak,jak w słodkich filmach.Nie obiecam,że zostanę z Tobą do starości,bo nie mogę tego obiecać,takie jest życie. Zechcesz któregoś dnia odejść,a ja nie będę mógł nic zrobić.Zechcemy kiedyś odejść.Ale im dłużej to potrwa, tym bardziej później zaboli.Możesz odejść już teraz,zrozumiem to.Ale ja chcę się starać.








wtorek, 16 kwietnia 2013

Dom

Marzy mi się.Odkąd pamiętam.Marzy mi się dom,namacalny i dom nienamacalny.Marzy mi się mężczyzna,który wybierze właśnie mnie żeby uczynić mnie matką swoich dzieci,a potem towarzyszką starości.Z którym będzie można raz przegadać całą noc,a raz przeżyć ją namiętnie,a raz nad łóżkiem dziecka.
Od niedawna patrzę się na dzieci z sentymentem.Już nie tylko z tą moją radością,taką wieloletnią,o,dziecko,jakie śliczne,urocze,słodkie,kochane,cokolwiek.Patrzę się i myślę,że też bym chciała je mieć.Ale nie w takim stanie. I nie sama.Z kimś kto chciałby go równie mocno jak ja.I tego domu też. I tej miłości.

Tylko w to wszystko nie wierzę,przestałam wierzyć,więc przestałam pragnąć.A teraz to się budzi ze zdwojoną siłą,pragnienie.

jak to boli...

http://www.youtube.com/watch?v=HrLbrBtD2H0

ja pierdolę.coś ze mną nie tak.tak bardzo tego pragnąć od lat, a jednocześnie życiowo iść w przeciwne kierunki.

Śmietnik pamiętniczkowy.

Każdy ma prawo do negatywnych emocji. Każdy,ja również.Zwłaszcza, gdy ludzie wcale nie są tylko fajni. Nie,czasami dają tobie w kość.Nieważny,przyjaciel,czy wróg. Nigdy nie wiesz, kto tym razem.
Czasami tylko jesteś tym, na kim muszą się wyładować.Kiedy indziej jesteś elementem tandetnej gry.Kiedy indziej rzeczywiście ktoś ciebie nie trawi.Albo zawodzi.Co za różnica.
Dziś rozumiem wszystkich młodych gniewnych.Kopałabym w cokolwiek.Każdy kosz,każdy stragan. Każdy gołąb oczami mojej wyobraźni był moją ofiarą.Nie,nigdy tak nie miałam.Dziś po prostu mam w sobie nienawiść.Jest ku temu masa powodów czysto fizycznych,biologicznych,mój organizm jest na skraju zmęczenia,głodu,brakuje mu wody i inne takie.Ja zrobiłam,co mogłam. Takie jedzenie jakie miałam pod ręką, w takim momencie,takie picie,kiedy było,ZMęczenie,no cóż,to juzw ogóle kwestia niezależna ode mnie.Mój sen, a raczej jego brak, a gdy już jest to coraz ciekawsze koszmary i coraz więcej pobudek od pęcherza.Moja psychika jest też na skraju.Najbardziej to chciałabym móc normalnie pooddychać. I boże,wiem,wiem,ludzie umierają na raka,inni chorują jak moje rodzeństow, a inni czują taki ból,że o ja pierdolę. Wiem. Ale tak jak mówiliśmy na zajęciach-choroba-jeśli jej nie widać,to mówią ci,że jesteś zdrowy. ALe nie,nie czuję się zdrowa. Nawet jeśli to mało istotne,błahe, to dla mnie już jest tak uciążliwe,że się poddaję.Nie,nie poddaję się w życiu,bo chyba musiałabym się pociąć. Po prostu poddaję się z udawaniem,że wcale mi to nie przeszkadza.Bo przeszkadza mi strasznie,łącznie z ilością niepotrzebnie w siebie wpakowanych leków i niepotrzbenie wydanych pieniędzy,które teraz mogłabym przeznaczyć na jedzenie.
Niektórzy ludzie są niewinni.Innych dziś lepiej bym omijała.Nie,nie są niczemu również winni,może poza wyjątkami.Ale po prostu,trafiając pod moje ostrze źle by skończyli.

ale spoko.wykonam każdy obowiązek.przyjmę na klatę każde negatywne słowo i pomogę,gdy ktoś prosi,choć może wcale nie mam ochoty kolejny raz,może chcę trochę spokoju.
spoko.
kiedyś wyjdzie słońce.
na razie jest zimno.

Wnioski po czasie:
Kto powiedział,że pieniądze szczęścia nie dają ten był w błędzie. Mi dają.A przynajmniej jedzenie mi daje,a tego bez forsy nie ma.To był krok drugi,oczywiście wcześniej trzeba mieć kogoś kto forsę użyczy mimo,że mówisz nie i wcale nie pytasz oto,bo masz dość długów.
Krok pierwszy - płacz.Ze złości i bezsilności jest idealny.Ze smutku nie,nigdy,ale ten daje ulgę.To krok pierwszy, a trzeci...
Po trzecie- trzaskanie drzwiami.Nikt i nic nie ucierpi,a ekspresje złosci samemu sobie zapewniamy.Bo nie,nikomu tymi drzwiami nie trzaskałam,sobie tylko,szczęśliwsza z każdym trzaśnięciem.

piątek, 12 kwietnia 2013

Pocałuj noc

Nie wiem,dlaczego.Po prostu nie wiem.Wiem,że nie powinnam.Powinnam dać już temu pokój.A jednak.Rozdrapuje to.Może to rzeczywiście nie w porządku.Nie tylko wobec siebie przecież.

Po prostu.


co było, to było.czego nie było to nie będzie.

może mam prawo.a może nie.rok.dużo czasu minęło.jeden głupi rok,a tyle się może wydarzyć.

cudnie jest spotkać starych znajomych.cudnie jest znać ludzi latami,cudnie patrzeć w album przyjaźni czyjejś takiej od dziecka,od maleńkiego.cudnie jest.szkoda tylko,że samemu trzeba tam iść.ta noc zakończyłaby się inaczej.przyjemniej.ale to ja nad tym muszę zapanować.

pogodzić się.

widziałam Jego uśmiech, a może tylko chciałam go widzieć, w czyjejś twarzy.I z każdym kieliszkiem wracałam wzrokiem do tej twarzy.

ach,zresztą.

pogodzić się i w kwestii rodzeństwa.I tu wylałam smutek. Nawet nie pamiętam skąd,dlaczego,po co.

Wiedziałam tylko,że wczoraj,nagle, przyszedł nastrój jak ta pogoda.J. zostawiła mnie samą na perfo,I. wcale nie przyjechała,one też to poczuły,zareagowały na ten deszcz i szarość.Zrobiłam wszystko,co mogłam.Nie rozkleiłam się i nie poddałam.I nawet potem świetnie się bawiłam.Ale w którymś momencie to musiało znaleźć ujście.na szczęście coraz rzadziej idzie to akurat w TĘ stronę.



niedziela, 7 kwietnia 2013

głosy

No to ryczę sobie.Ale to te dobre łzy.Ja po prostu uwielbiam ludzkie głosy.Strasznie żałuję,że nie śpiewam i myślę,czy by może jakoś nie nadrobić.
Kocham głosy.Przeróżne głosy.Fascynują mnie.Powodują gęsią skórkę.Powodują śmiech i łzy.Powodują,że nieważne są słowa,ale ten głos.Mogę słuchać i słuchać.Dlatego lubię słuchać.
Głosy w różnych sytuacjach inne.

http://www.youtube.com/watch?v=9TWFUicIlIU

najpierw to.Bo cały wachlarz emocji tu jest jego i ich, i płaczę jak te baby.A jeszcze ta piosenka.Bo on włożył duszę w tę piosenkę,serce.

http://www.youtube.com/watch?v=NvB9aH7zBKw
potem to,bo ona może nie robi takiego aż szału,choć jest pięknie,ale ten ojciec,czy kto tam jest,który pyta się i jak jej idzie?jak śpiewa?i te ciarki pokazane przez prezenterkę.

bo jeszcze to

http://www.youtube.com/watch?v=Lng3DJ-Mqsg

bo kiedy wielkie sławy mówią do Ciebie,chodź do mnie,chcemy ciebie,to jest to niesamowite.
bo ja mogę się również czegoś od ciebie nauczyć i czegoś nauczyć ciebie.
bo może właśnie tym chciałabym się zajmować-szlifowaniem diamentów,odkąd pamiętam lubiłam dostrzegać i doceniać ludzkie talenty,bo warto,zawsze warto
bo może sama chciałabym kiedyś wzruszyć do łez,do ciarek,może chciałabym by ktoś powiedział,chodź,chodź tyle mogę ciebie nauczyć,ale i ty nauczysz mnie,chodź,wyszlifuję ciebie,bo jak to dziś w temacie,samemu nie podołamy tak.

Boże.Nie ma dla mnie nic piękniejszego niż ludzkie głosy w ludziach,jeśli o ich biologię idzie.Booooożeee

http://www.youtube.com/watch?v=cmVagzQekvg

więc,co? marzy mi się spektakl w ciemności,gdzie te głosy staną na pierwszym miejscu. I marzy mi się dograć jeszcze w te dwa tygodnie parę fajnych głosów do projektu.Ale to chyba już będzie trudniejsze.Ale spróbuję.

http://www.youtube.com/watch?v=_LNcX1eS6qA

bo kiedy ją słyszę to płaczę.płaczę i z zachwytu i ze wzruszeń.bo ona porusza moje serce,moje tęsknoty,pragnienia,mnie,moje ciało i duszę.

bo kiedy siedziałam w ciemnych salach i wsłuchiwałam się w głosy ludzi,którzy recytowali,byłam wbijana w fotel.przez każdą lepszą osobę mocniej i mocniej,bo tam wiadomo nikt nie śpiewa,a i tak cuda działa.wzruszana do śmiechu i łez.i ci ludzie mogą być zwyczajni,mogą być nie w naszym typie fizycznie,mogą być nieśmiali,cokolwiek,ale kiedy odezwą się mają coś najcenniejszego,najpiękniejszego-głos.i swoje historie.swoje emocje.swoje wybory-takich,a nie innych piosenek,wierszy,prozy.takich,a nie innych słów do nas.

http://www.youtube.com/watch?v=UYU09VGUN_w

i cóż i jest siła w głosie.
a jeśli mamy siłę w głosie,mamy ją i w sobie.

ach,ach,ach.jaki miałeś głos?za późno.

http://www.youtube.com/watch?v=hJ36yzjle8Q

od świnki pepe słodkiej,po drapieżny głos

http://www.youtube.com/watch?feature=fvwp&NR=1&v=e4FPTpwi1S4

tak,z jednej strony gdzieś człowiek i płacze z żalu.z drugiej z zachwytu.z trzeciej z pragnień,jeśli piosenka odpowiednia.z czwartej,





Stado.

Kiedyś,dawniej,za dzieciaka,za nastolatka,chciałam być sama.Tak totalnie sama.Chciałam wyjść na pustelnię,jak prorocy i dziwacy inni,chciałam pójść w tę dzicz,chciałam mieć dom daleko od wszystkich,głęboko w lesie.Chciałam być samodzielna i samowystarczalna.Chciałam dostąpić jakiegoś oświecenia w tej pustyni. Spokoju i innych takich.
I owszem.Można dojść do spokoju na pustyni.Wyzbyć się namiętności tak zwanych,pragnień,emocji.Wyciszyć się.
Ale...gdy taki wróci do ludzi i zacznie żyć,wtedy stoczy drugą wielką bitwę.
Pierwsza bitwa to ta z własnymi demonami.
Druga to ta pośród ludzi i z ich demonami i z naszymi.
Nie ma,a jeśli są,to niewielu takich ludzi jest,którzy radziliby sobie sami.Może kiedyś.Kiedyś, gdy wystarczyło polować,można jeszcze było jakoś przeżyć w dziczy i sobie poradzić.
Jesteśmy zwierzętami społecznymi,stadnymi.Owszem,każdy w różnym zakresie.Jedni bardziej,inni mniej,a wszyscy żyją obok siebie.
Po prostu wczoraj pracując nad ważnym i sporym przedsięwzięciem pomyślałam-no,tak.Jestem ja,jest Julian od muzyki,jest tancerka,jest Joanna.Ktoś zrobi plakat,ktoś udostępni salę do prób.Ktoś przyniesie butelki,ktoś inny pożyczy sukienkę.Ktoś pomoże tancerce jeszcze.Cały kręg ludzi.I tego się uczę.Pracy grupowej.By był program w telewizji,też nie jesteś sam.Mogę robić sama projekty,ale czyż projekty grupowe nie wypadły lepiej na moim roku?Czyż nie przydałby się ktoś,kto by od strony technologicznej,technicznej to poprawił?Albo zajął się tym,gdy już ja nie miałam głowy,jak uzupełniamy się w mojej grupie.
Ktoś pożyczy tobie forsę.Ktoś inny da tobie pracę.Ktoś inny zrobi coś,gdy się rozchorujesz.Ty zrobisz komuś obiad,bo we dwoje smaczniej.Z kimś się napijesz,bo lepiej niż samemu.Z kimś wyjdziesz pograć w tenisa,bo samemu nie dasz rady.
Zawsze jest jakiś ktoś.
Owszem,nikt za nas życia nie przeżyje i nie poniesie konsekwencji naszych decyzji,rodzice czasami coś decydowali,później już też i rzadko oni.
Ale nie jesteśmy sami.Nie żyjemy sami.
Jest taki kult jednostki teraz.Ale ta jednostka ma masę ludzi wokół siebie.Jeden ją trenuje,inny daje jej wsparcie finansowe,inny emocjonalne,inny dostarcza rozrywki,a inny motywuje.I nawet jeśli myślimy,że to była jednostka,to on potem powie,przy sukcesie,dziękuję temu i temu.Nawet jeśli to jest solistka,albo sportowiec nie drużynowy.Przecież na każdy taki sukces pracuje sztab ludzi.
Nasze własne sukcesy, to te z życia codziennego.Te owszem,są nasze.To my wstajemy rano z łóżka.My żyjemy codziennością,gdy żyć nią się nie chcę.

Tak,chciałam być kiedyś sama.Podkreślałam to,że tak będzie też w porządku.A to nieprawda.
Bo ktoś kiedyś musi tobie podać tę szklankę wody,gdy już lata będą nie te,albo choroba przyjdzie.Ktoś ciebie musi wesprzeć,gdy z jakichś powodów wylądujesz na bruku.Nawet jeśli to będzie nieznajomy-mój znajomy tak miał.Wylądował na bruku i dostał mieszkanie 'za darmo',czyli właściciel uwierzył,że spłaci dług,gdy już będzie mógł.
Tak,potrzebujemy jeszcze ludzi,którzy wierzą w ludzi.Ludzi,którzy chcą pomagać i o pomoc się zgłosić.Ludzi,którzy do sukcesu dążą nie po trupach,a zespołowo.Nawet jeśli to oni muszą przebiec te setki kilometrów, by dziś wygrać maraton.Tak,potrzebujemy jeszcze stada.Choćby po to,by w piątkowy wieczór,gdy od poniedziałku do piątku to życie jest monotonne i zbyt obfite w przymusy,by w piątek wyjść i spotkać przyjaciół.Wypić z nimi,pośpiewać,porozmawiać,pośmiać się,potańczyć,poskakać,posłuchać muzyki,pooglądać film,zjeść coś,pooglądać sztukę,cokolwiek.Cokolwiek.
Bo jak rzekł mój Chris"szczęście jest tylko wtedy prawdziwe,kiedy się nim  dzielimy"

A przecież gdy jesteśmy szczęśliwi,to wylewa się z nas jak rzeka.Dzielimy się tym.Nawet gdy jesteśmy szczęśliwi w samotności,nagle myślimy o wszystkich tych,którzy są dla nas ważni.Albo idziemy i uśmiechamy się szczęśliwie do nieznajomych i mówimy im dzień dobry,dzień dobry,weźcie trochę też tego szczęścia,bo wtedy będę jeszcze bardziej szczęśliwy.

Ja,Ty,On,Ona,Oni,Ono,ja i Ty i wszyscy, których znamy.Kim dziś bylibyśmy,gdybyśmy urodzili się i zostali sami?




piątek, 29 marca 2013

Pokój...w sercu.

To naprawdę nie było łatwe.Mała dziewczynka tupała nóżkami i płakała.Prosiła się o uwagę.Było jej smutno,bo zatęskniła jak niejeden z nas czasem za normalnością w swym życiu,za normalnością w swej rodzinie.Kilka spraw naraz obudziło pewne tęsknoty.Zatęskniła też i za tym,komu trzeba dać spokój,bo już nie należy do tego świata.Oburzyła się na innego mężczyznę,bo i owszem sam z siebie nie dał jej tego,co potrzebuje.Ale gdyby przyszła przecież dałby.Może nie wszystko,może nie rozmowę i zrozumienie w niej,ale to ciepło drugiego człowieka,które pozwala zatrzymać całą czerń,w którą człowiek wpada.Nie chciała się jednak przyzwyczaić,bo za chwilę go nie będzie.Ale właściwie skąd to wiadomo jej?Znikąd.
Była zła na rodzicielkę,bo nie rozumiała ją i ona,nie akceptowała jej pasji,nie dopytywała,tylko ganiła.Ale przecież i rodzicielka była usprawiedliwiona szeregiem problemów na głowie.Ale przecież ją kocha,na swój sposób.Jak ona ją.Przecież i jej miłość nie jest doskonała.
Dziewczynka spadała coraz niżej,a ta druga, ta dorosła spostrzegała jak dziwny to jest stan chwilami.Stan zamroczenia nie tylko psychicznego,ale i fizycznego.Jakby nagle człowieka wypełniła mgła.Zatruła jego umysł.Jest tam nie tylko smutek,ale i gorycz,złość.Dużo tych emocji.Rozczarowanie.Rozpacz.Strach.Wściekłość.Zazdrość.Błędem jest nazywać to tylko smutkiem.
Jest i dużo łez.Tych ze środka i tych do środka.I wtedy zrozumiała,że trzeba sobie samemu pomóc.Bo wcale nie jest jedna mała dziewczynka.Są dwie w ciele jednym.Mała dziewczynka i dorosła kobieta,która tę dziewczynkę pogłaskała po głowie.Chipsy,czekolada.Bajka księga dżungli(jakże piękne głosy tam mają i jakże pięknie  o przyjaźni opowiadają)

http://www.youtube.com/watch?v=w3f_RusXdos

pozytywnie nastraja ta bajka.

A potem Tajemniczy ogród.Bo to jeden z ulubionych filmów od dziecka.Ale dopiero teraz po latach człowiek odkrył ile mroku i nawet grozy w sobie miał.I ta muzyka.A na koniec światło.

http://www.youtube.com/watch?v=wV4A84sd72A

I V. miał rację.Mój ogród czeka na rozkwitnięcie,trzeba w nim wypielić.I może nawet ten mój Dick i Colin w jednym był wówczas tak blisko,rudzik też był,najprawdziwszy,w tamtym ogrodzie,w tamtym domu i wierzę,że był trochę moim ptakiem,mimo że wolny,co rano witał się ze mną,zaglądał w okna.A teraz Colin jest we mnie i sobie jestem potrzebna.Ale Colin to i w rodzinie się znajdzie.A Dick?Chyba i Dicka znam,może nawet dwóch,jeden w wydaniu kobiecym.

Ogród rozkwitnąć potrzebuje.Nawet,gdy trudno się oddycha,gdy człowiek przemęczony,trzeba go pielęgnować i walczyć o niego.

Po tej kuracji dorosła kobieta wpadła w szał organizacji,bo ma teraz dużo pracy w tej swojej dwuosobowej"firmie",jak to można nazwać jej grupę.A dziś terapią był Mały książę.To była chwilami ciężka terapia.Przypomniał wielu ludzi,wiele chwil, a wszystko to już przeszłość.Może oprócz jednego,ale i tutaj,przypomniał o końcu.Ale wszystko to ostatecznie jest dobre.Bo warto.Nawet,gdy niesie ryzyko łez.Dla tego koloru zboża.


Lecz ty masz złociste włosy. Jeśli mnie oswoisz, to będzie cudownie. Zboże, które jest złociste, będzie mi przypominało ciebie. I będę kochać szum wiatru w zbożu...
W ten sposób Mały Książęk oswoił lisa. A gdy godzina rozstania była bliska, lis powiedział:
- Ach, będę płakać!
- To twoja wina - odpowiedział Mały Książęk - nie życzyłem ci nic złego. Sam chciałeś, abym cię oswoił...
- Oczywiście - odparł lis.
- Ale będziesz płakać?
- Oczywiście.
- A więc nic nie zyskałeś na oswojeniu?
    Zyskałem coś ze względu na kolor zboża - powiedział lis.
  • Mały Książęk poszedł zobaczyć się z różami.
- Nie jesteście podobne do mojej róży, nie macie jeszcze żadnej wartości - powiedział różom. Nikt was nie oswoił i wy nie oswoiłyście nikogo. Jesteście takie, jakim był dawniej lis. Był zwykłym lisem, podobnym do stu tysięcy innych lisów. Lecz zrobiłem go swoim przyjacielem i teraz jest dla mnie jedyny na świecie.
Róże bardzo się zawstydziły.
- Jesteście piękne, lecz próżne - powiedział im jeszcze. - Nie można dla was poświęcić życia. Oczywiście moja róża wydawałaby się zwykłemu przechodniowi podobna do was. Lecz dla mnie ona jedna ma większe znaczenie niż wy wszystkie razem, ponieważ ją właśnie podlewałem. Ponieważ ją przykrywałem kloszem. Ponieważ ją właśnie osłaniałem. Ponieważ właśnie dla jej bezpieczeństwa zabijałem gąsienice (z wyjątkiem dwóch czy trzech, z których chciałem mieć motyle). Ponieważ słuchałem jej skarg, jej wychwalań się, a czasem jej milczenia. Ponieważ... jest moją różą.
Powrócił do lisa.
- Żegnaj - powiedział.
  • Żegnaj - odpowiedział lis. - A oto mój sekret. Jest bardzo prosty: dobrze widzi się tylko sercem. Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu.



I ach.To nie przypadek,że nie tylko ja przy kolejnym fragmencie pomyślałam o tym, o czym pomyślałam.


Do widzenia - powiedział róży.
Lecz ona nie odpowiadała.
- Do widzenia - powtórzył.
Róża zakaszlała. Lecz nie z powodu kataru.
- Byłam niemądra - powiedziała mu. - Przepraszam cię. Spróbuj być szczęśliwy.
Zdziwił się brakiem wymówek. Stał, całkowicie zbity z tropu, trzymając klosz w powietrzu. Nie rozumiał tej spokojnej słodyczy.
- Ależ tak, ja cię kocham - mówiła róża. - Nie wiedziałeś o tym z mojej winy. To nie ma żadnego znaczenia. Ale ty byłeś równie niemądry jak ja. Spróbuj być szczęśliwy. Pozostaw spokojnie tę planetę. Nie chcę ciebie więcej.
- Ależ... przeciągi...
- Nie jestem już tak bardzo zakatarzona. Chłodne powietrze nocy dobrze mi zrobi. Jestem kwiatem..
- Ale dzikie bestie...
- Muszę poznać dwie lub trzy gąsienice, jeśli chcę zawrzeć znajomość z motylem. To podobno takie rozkoszne. Bo któż by mnie potem odwiedzał, gdy będziesz daleko... A jeśli chodzi o dzikie bestie, nie boję się nikogo. Mam kolce. - I naiwnie pokazała cztery kolce. Po chwili dorzuciła: - Nie zwlekaj, to tak drażni. Zdecydowałeś się odjechać. Idź już!
Nie chciała, aby widział, że płacze. Była przecież tak dumna.


I jeszcze to:


Ludzie tłoczą się w pociągach - powiedział Mały Książęk - nie wiedząc, czego szukają. Dlatego są podnieceni i kręcą się w kółko... - A potem dorzucił: - Nie warto...


Ludzie z twojej planety - powiedział Mały Książęk - hodują pięć tysięcy róż w jednym ogrodzie... i nie znajdują w nich tego, czego szukają...
- Nie znajdują - odpowiedziałem.
- A tymczasem to, czego szukają, może być ukryte w jednej róży lub w odrobinie wody...
- Oczywiście - odpowiedziałem.
Mały Książęk dorzucił:
  • Lecz oczy są ślepe. Szukać należy sercem.
Jeśli kochasz kwiat, który znajduje się na jednej z gwiazd, jakże przyjemnie jest patrzeć w niebo. Wszystkie gwiazdy są ukwiecone...
- Oczywiście...
- To samo z wodą. Ta, której dałeś mi się napić, była jak muzyka. Z powodu bloku i liny... Przypominasz sobie... była tak dobra...
- Oczywiście.
- Nocą będziesz oglądać gwiazdy. Moja jest zbyt mała, abym mógł pokazać ci, gdzie jest. To lepiej. Moja gwiazda będzie dla ciebie jedną spośród wielu gwiazd... Dlatego przyjemnie ci będzie patrzeć na gwiazdy. Każda z nich będzie twoim przyjacielem. Chcę ci zrobić prezent.
Zaśmiał się znowu.
- Mały przyjacielu! Mały przyjacielu, twój śmiech sprawia mi tyle radości!
- To właśnie będzie mój prezent... W zamian za wodę...
- Nie rozumiem...
- Gwiazdy dla ludzi mają różne znaczenie. Dla tych, którzy podróżują, są drogowskazami. Dla innych są tylko małymi światełkami. Dla uczonych są zagadnieniami. Dla mego Bankiera są złotem. Lecz wszystkie te gwiazdy milczą. Ty będziesz miał takie gwiazdy, jakich nie ma nikt.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Gdy popatrzysz nocą w niebo, wszystkie gwiazdy będą się śmiały do ciebie, ponieważ ja będę mieszkał i śmiał się na jednej z nich. Twoje gwiazdy będą się śmiały.
I zaśmiał się znowu.
- A gdy się pocieszysz (zawsze się w końcu pocieszamy), będziesz zadowolony z tego, że mnie znałeś. Będziesz zawsze mym przyjacielem. Będziesz miał ochotę śmiać się ze mną. Będziesz od czasu do czasu otwierał okno - ot, tak sobie, dla przyjemności. Twoich przyjaciół zdziwi to, że śmiejesz się, patrząc na gwiazdy. Wtedy im powiesz: "Gwiazdy zawsze pobudzają mnie do śmiechu". Pomyślą, że zwariowałeś. Zrobiłem ci brzydki figiel.
I znowu się zaśmiał.
- To tak, jakbym ci dał zamiast gwiazd mnóstwo małych dzwoneczków, które potrafią się śmiać.






A na koniec mała reprodukcja:

Zadaję sobie pytanie - powiedział - czy gwiazdy świecą po to, aby każdy mógł znaleźć swoją?... Popatrz na moją planetę. Jest dokładnie na nami. Ale jak bardzo daleko!
- Jest piękna - odrzekła żmija. - Po co tu przybyłeś?
- Żeby nauczyć ludzi radości - powiedział Mały Książęk.

I nie jestem sama.Nie tylko przez to,że jesteśmy dwie.Ale i przez ludzi.

środa, 27 marca 2013

Licz na siebie.

Zwariuję dziś,albo stanę na nogi.

Nic tak nie ratuje,jak wypad do domu,w takim stanie.To sobie wymyśliłam.Ale jutro się pozbieram.

Jasne cele:

1.Praca.
2.Mieszkanie.
2.Skończyć studia.
4.Zrobić coś,co da powód do dumy.
(5. )Stworzyć z kimś stabilny związek.Nawias,bo to niekonieczne.Bo niezależne ode mnie aż tak.

Kolejność właśnie taka.
I nie wiem gdzie,nie wiem jak,ale choćbym miała rzucić studia na rok,znajdę pracę.
Pora dorosnąć.Nie pora na odrabianie zaległości z dzieciństwa.To teraz pora dorosnąć.
To ta pora,gdy to my musimy stanąć na nogi,by rodzicom jeszcze pomóc.A nie oczekiwać pomocy.
Oto świat dorosłych,nikt już po główce nie głaska.
Działo się ze mną coś okropnego psychicznie i fizycznie te dwa dni.Ale że jest mi wstyd,iż naiwnie dałam się nabrać,po raz nie wiem który w moim życiu dałam się nabrać na słowa.Mężczyźni górują w słowach wobec mnie.Taki fart.Ale na szczęście to ostatni,któremu pozwalam.

Nie,nie potrzebuję żadnego przytulenia.Nie ma dziewczynki.Bo jesli jest to tylko taka w środku,a tę sama przytulę.

Jeśli od dłuższego czasu problemem jest zdrowie-ok,tu nic nie zrobię,ale mogę zmienić mieszkanie,by nie pogarszać,jeśli pieniądze-mogę znaleźć pracę,jeśli samotność-mogę polubić siebie i milion spraw,które kiedyś potrafiłam robić,wybornie ceniąc własne towarzystwo,jeśli problemy w domu-mogę choć sama stanąć na nogi,mogę odjąć kilka powodów do wytykania palcami,jeśli uczelnia mnie nie interesuje chwilowo-bo nie mam na nią czasu-mogę wziąć dziekankę,jeśli teatr to tylko moja pasja,rodzina jej nie podziela-mogę nie oczekiwać,że będą z tego dumni,że przestaną marudzić oto,że spytają jak poszło,jeśli spróbowałam już seksu,to mogę dalej czekać na miłość i w razie co umrzeć bez niej,ale przynajmniej wiedząc,co to seks,jeśli z nikim nie jestem to tylko moja sprawa i nie będę sobie brała do serca rodzinnych uwag,jeśli chcę podróżować to nikogo do tego nie potrzebuje,tylko własnej odwagi,tylko siebie,świat jest pełen ludzi,po drodze,jeśli nie mogę spać w nocy,to mogę wtedy coś robić, a nie marnować czas,jeśli jestem zmęczona to te dwa dni robię off.Spróbuję w domu być taka,jak trzeba.A potem skupię się na zaległych obowiązkach.

Będzie dobrze,Cat.Wyfruniesz z tej klatki,mówię Ci.Musisz.

I olej miłość kobieto.Może wtedy przyjdzie.Gdy przestaniesz dopatrywać się jej.A jeśli nie przyjdzie-przynajmniej się nie rozczarujesz.

Nie Cat,nie słów Tobie trzeba,a czynów.Nie tylko Twoich,ale i innych.
Nie ze słów się ciesz,nie z obietnic,nie z chęci,nie.

wtorek, 26 marca 2013

Normalność.

Po prostu są takie dni,kiedy w człowieku rośnie kula.Od małej kuleczki do ogromnej kuli. Kula chce pęknąć i wytrysnąć łzami,ale człowiek wcale nie ma ochoty wtedy płakać.Bo chce z tym walczyć, bo przecież zaczyna się od błahych powodów.Ale one też narastają,rozrastają się i trach.Idziesz schodami,idziesz ulicą i nagle na dosłownie ułamek chwili wybuchasz płaczem.  A potem to powstrzymujesz,bo gdzie?Tu?Nie.Idziesz,ciekną jeszcze chwilę i znikają.Potem znowu idziesz,ciekną chwilę,po czasie,znikają.I tak tylko czujesz tę kulę,która tkwi w Tobie.

Ktoś kiedyś opowiedział Tobie bajki.Wiele bajek.Na przeróżne tematy.To mogła być telewizja,książka,czyjeś życie,szkoła,społeczeństwo,wychowanie.Cokolwiek.A Ty teraz widzisz,że bajki to tylko bajki w Twoim życiu.
Tęsknisz za normalnością,choć przez moment.
Tak,chciałaś pójść na ten obiad,tak chciałaś żeby została na spektakl.Tak,chciałabyś mieć kogo przedstawić.Tak,chciałabyś żeby umiał z Tobą rozmawiać na pewne tematy.Tak,chciałabyś móc do niego napisać.Tak chciałabyś móc pozwolić mu odejść.Tak,te dwie kwestie są sporne.Tak,tęsknisz za Nim.Tak,chciałabyś móc zadzwonić.Tak,w takim momencie doszłaś wreszcie do tej świadomości-nie,nie mam do kogo.Tak,chciałabyś dziś troski i uwagi.Tak,jesteś z niej dumna.Tak,źle się czujesz siedząc na widoku,po drugiej stronie lustra.Tak,masz jeszcze resztki emocji z wczoraj i pewne emocje z dziś.Tak,nie jesteś dziś z siebie zadowolona.Tak,może nawet wczoraj nie byłaś.Tak,chciałabyś ich poruszyć.Tak,chciałabyś mieć taki głos,który wzrusza,powoduje ciarki i co nie tylko.Tak,chciałabyś teraz nikogo nie słuchać,zamknąć się w pokoju,w swoim świecie,zawyć,tak po prostu,tak, nie możesz tego zrobić.Tak,chciałabyś mieć umowę na czas nieokreślony,z określoną ilością godzin i stawką.Tak,chciałabyś ogarnąć swoje życie,a zamiast tego wciąż stoisz w miejscu.Tak,chciałabyś poczuć,że oto stoisz twardo na ziemi,spod której nie ucieka grunt.Tak,chciałabyś po prostu powiedzieć dziś"chodźmy się napić".Tak,nim nawet zastanowiłaś się,czy ktokolwiek miałby czas ot tak na zawołanie,musiałaś podołać obowiązkom i nie mogłaś.Tak,piłabyś dziś dużo.Tak,uciszyłabyś swoje głosy i tęsknoty.Tak,pomyślałaś,że zamiast łez,zamiast pisania niewysyłającego się maila,zamiast pisania do kogokolwiek,zamiast dzwonienia,zamiast picia,zamiast czegokolwiek-napiszesz tu.Tak po prostu.Piszesz z prędkością irracjonalną.Tak,myślisz sobie,że nawet pisać już nie umiesz.Nie tak by siebie usatysfakcjonować.

Tak,masz piosenkę.

http://www.youtube.com/watch?v=5FM5Akcjraw

Kiedyś jeszcze będziesz taką kobietą.Kobietą niezależną.Kobietą silną.Kobietą z własną firmą,albo czymkolwiek co da Tobie dobrze zarobić,by godnie żyć.Kobietą z wewnętrznym spokojem.Kobietą spełnioną.Kobietą z własnym kątem,swoim,wyjątkowym.Kobietą z kimś lub kobietą z czymś.Bo jeśli nie ON lub ONO to przecież jest SZTUKA.Kobietą,która sama o siebie zadba.Kobietą,która zrozumie,że najważniejsze to być dumną z samej siebie. I dumną z siebie będzie.Nie potrzebując dumy innych.

You haven't seen the last of me.
Tak,tęsknię za normalnością,ale czym jest normalność?Nie ma normalności,ona nie istnieje.Każdy jest mniej lub bardziej powykręcany.I jego życie też.I kurwa nic nam do tego.Nawet nam samym do siebie samych.

Bo kurwa cieszę się,że żyję.Naprawdę. Tylko jestem niewyspana,zmęczona,stęskniona,głodna i niedotleniona.Mam prawo do łez,skoro je zwalczę.Mam nawet prawo wyć,nawet jeśli nie mam gdzie.Po prostu mam prawo.

I jestem z siebie niesamowicie dumna.Do nikogo nie napisałam,do nikogo nic nie powiedziałam,hej potrzebuję Ciebie dzisiaj,hej jest mi źle,hej nie pytaj dlaczego,tak po prostu jest,hej.Oby tak częściej.

***
 Tak,kocham pewnych ludzi.Inni są mi zwyczajnie bliscy.Tak,mogę chociaż nie okazywać po sobie,że mnie tak bardzo właśnie boli. Że to może jakaś nadwrażliwość,a może pragnienie.Przecież zresztą znają je i oni z własnej skóry. Tak,mam taki przebłysk jak teraz,w tej rozmowie sprzed chwili,jak w rozmowie z ... dziś,taki przebłysk zrozumienia tej drugiej strony i taki przebłysk niezrozumienia dla drugiej strony.Takie-każdy dziś sobie.

Normalność nie istnieje.Istnieje tylko klatka twojej głowy.Otwórz klatkę,ptaszyno.Leć.

W sam raz.

Kto Go pozna, zwraca uwagę na tę pozytywną energię.Bije od niego,to fakt.I gdy ode mnie akurat też bije,to taki trochę jaśniejszy staje się ten świat wokół nas.

Dziwna sprawa.Ten czas.Czas płynie szybko.Za chwilę będą wakacje.Będą wyjątkowe,wiem to.Może i pracowite,zgoła nie odpoczynkowe. Ale wyjątkowe.Jednakże...Mamy czas tylko do wakacji.Mała powtórka z historii.Tylko wtedy łącznie było miesięcy 5,a i człowiek mniej  ze sobą przeżył.
Może nawet dobrze poznać zawód miłosny zawczasu.Nawet jeśli trochę mnie to skrzywiło na jakiś tam czas.To dziś cieszę się.Jestem gotowa w jakiś paradoksalny sposób na odejście za każdym razem.Nawet jeśli trochę poboli nieraz.Tak po prostu jest.A po latach wiem,że zarówno K. dla mnie,jak i ja dla K. będziemy wyjątkowym wspomnieniem.Wspomnieniem,niczym już więcej.Ale to i tak dużo.Wyjątkowe wspomnienie niewinnej słodyczy.Może wreszcie zapomnę,co było potem.Może już zapomniałam.Został tylko ten słodki czar,do wspomnień mglistych.

I tak też stanie się z Nami.Słodki czar wspomnień mglistych.Wcale nie chcę tak szybko.Ale trzeba.

I tak jest coś w momentach,które chcemy tak silnie zapamiętać. prawie 8 lat temu poszliśmy z K. na ostatni spacer,może nie było to wtedy pewne,może nawet obydwoje nie chcieliśmy o tym myśleć,ale tak właśnie było,pożegnanie okazało się pożegnaniem na lata.I pamiętam tę łąkę,te spojrzenia,uśmiechy,pocałunki.Po prostu pewne chwile zostaną z nami na długo.

Rada na przyszłość:nie spotykać się z panami z ostatniego roku studiów. Z drugiej strony już mi się nie przyda.W następnym roku to ja będę tym ostatnim rokiem.I tą,która wyjedzie.Bo wyjadę.Chcę.Wierzę,że jeszcze niejedno na mnie czeka.I niejeden człowiek splecie drogę razem z moją,na moment.

Myślę,że Ł. niesamowicie dojrzała.I to dlatego tak dobrze się z nią przebywa.I miała dobre zdanie:nic nie dzieje się bez powodu.Może to,co się stało było po to, by móc zrobić to i tamto,a potem znów się zejść.Zdania co prawda oderwane od tematu,tyczące się akurat jej historii i jej życia,ale podoba mi się taka myśl.

I ja Was wszystkich pamiętam,zapamiętam.Wszystkich Was trzymam w sercu.Nawet ludzi,których imion już nawet nie pamiętam,ale pamiętam smak emocji,pamiętam rysy twarzy.

I może nawet nie zazdroszczę już nikomu różowych okularów.Moje różowe okulary tyczą się tego,że On podoba mi się w okularach,choć żaden mężczyzna nie podoba mi się równie mocno w okularach,jak i bez.Parę szczegółów.Parę emocji.Ale świat istnieje dalej,choćby po rozstaniu na skrzyżowaniu,choćby po wyjściu z pokoju.I wkrótce zabraknie tego jednego świata,ale cały czas będę trwać w tym drugim,póki bije serce,póki płynie krew.Cieszę się,że żyję.Życie to cudowny kochanek.A gdy już nas opuści,odda nas w ramiona innego kochanka-Śmierci.Co potem?Nie wiem.Dlatego wolę Życie niż Śmierć.Ale zaakceptuje Śmierć,jak każde inne rozstanie.Bo po prostu wszystko kiedyś się kończy.Koniec prawie zawsze jest początkiem.


niedziela, 24 marca 2013

Kołysanka dla ludzi z najświeższego teraz.

Być może jedyne skarbie,co było adekwatne w tych życzeniach to ta kołysanka:

http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=D7I19pqf930#!

Ach,jak głupio,gdy człowiek już wie,jak potoczył się czas. Nagle całe życzenia wydają się takie nie na miejscu.A przecież wtedy były takie odpowiednie. Zamiast życzeń trzeba było biec do Ciebie. Ale nawet nie można było,nie było się na miejscu wtedy.

Czas płynie.Myślę o Tobie w inny sposób,bo tak być musi. Ale myślę nadal. Chyba nawet boję się tej myśli,że kiedyś mogłabym przestać myśleć.Ale przecież zawsze już,nawet gdyby wieczność nie istniała,zawsze już będziemy tymi pasażerami z na przeciwka.I to musi mi wystarczyć i to wystarczy.Bo nieważne tu,czy tam,ważne że spotkaliśmy się. W taki akurat,a nie inny sposób.Boże,jak ja za Tobą tęsknię.Nawet nie pozwalam sobie uświadomić tego w pełni.Kto jeszcze w moim życiu tak mnie wysłucha,jak Ty?No,kto?Ale lepiej być wysłuchanym i zrozumianym w pełni przez moment,niż nigdy.

***
A Ty,Ty który myślałam,że śnisz się nie bez powodu,spróbuj być silny. Spróbuj odnaleźć lepsze towarzystwo niż butelki alkoholu. Ja nie mogę.Ja mogę tylko odbierać te telefony, gdy już jesteś zalany i potrzebujesz mojego głosu.Ja mogę być tylko głosem.Głosem z daleka.Zawsze odbiorę.Choćbym miała i dość ,czwarty dzień pod rząd może zmieni się w okrągły tydzień kiedyś. Nieważne. Dzwoń. Tyle mogę. Tyle możemy.Może kiedyś.Nie teraz.Nie w najbliższym czasie.
***
A Wy,najmilsi moi,najdrożsi moi,jakże cieszę się,najzwyczajniej w świecie cieszę się,że jesteście. Choć też daleko,ale nie aż tak daleko. Jesteście swoim małym,wielkim światem.Ja jestem gościem,ale i nierozerwalnym elementem. I może nigdy nie zaakceptuje tego wszystkiego,może wyleje jeszcze morze łez,może odejdę od tego w inne obrazy,obrazy bólu świata,ale wiem,że macie to,co najważniejsze.Miłość. I ja również chcę być częścią tej Miłości.
***
A Ty świecie mój,cudowny mój,piękny mój.Może i masz wiele zła,wiele bólu,wiele smutku.Ale tak,jak i siebie uspokajałam,zapłakana,jak przemoczony kot,zwinięty w kłębek,który delektował się dotykiem Jego dłoni,bo potrzebował ugłaskać swoje obrazy,niebezpieczne stany,przecież Ty właśnie świecie mój masz tę Miłość,masz to piękno,masz to dobro,masz tę radość.Bo moneta zawsze ma dwie strony.
***
A Ty J.wierzę,że podbijemy ten świat. Nauczymy się,jak rozwijać tę naszą małą firmę,mały cyrk,mała trupa teatralna. Nauczymy się,jak się dogadywać. Jak wspierać.Znamy swoje twarze,przeróżne twarze.A ile jeszcze z nich do odkrycia?I kiedyś człowiek wreszcie będzie miał spokojną głowę o zawartość portfela.I nie przestanie wierzyć w Miłość,bo Miłość istnieje." A czymże jest Miłość"Właśnie. Dlatego istnieje.
***
A Ty droga F. nawet nie wiesz, jak bardzo chciałam Ciebie poznać. Ba,nawet czułam,że trochę już Ciebie znam jeszcze przed poznaniem. Już wtedy byłaś w jakiś sposób bliska.I teraz nie ma Go,ale jesteś Ty.I jakimś wzorem,zgoła nie idealnym,a jednak fantastycznym, dla mnie się stałaś już wtedy i tylko potwierdziłaś się sama przez się.I jak miło,przemiło ostatnio mnie zaskoczyłaś tym sms,tym węszeniem i spotkaniem,"bo ze mną chyba nie najlepiej".
***
I Ty kochanku miły trwaj,chwilo-jesteś piękna,trwaj-czasem słońce,czasem deszcz i nieważne jak jest,lepiej,gorzej,na zmianę,chcemy i tylko to teraz się liczy,chcemy próbować.Bo akceptacja to coś niesamowitego.A ilu  ludzi mnie akceptuje tak rzeczywiście,ilu?Ilu widzi mnie namacalnie zapłakaną,wściekłą,zirytowaną,szczęśliwą,smutną,chorą,wystraszoną,radosną,dumną,podnieconą,skrytą,pijaną,inteligentną,głupią,przegraną,wygraną,bezbronną,broniącą się,walczącą,cały szereg stanów,dobrych i złych.
***
I Ty droga Ł.,jak dobrze było Ciebie spotkać,jak dobrze podzielić się pomarańczą,jak dobrze było przebywać w obecności Twojej energii,tak pozytywnej,tak silnej,tak zarażającej,jak dobrze było przypomnieć sobie o swojej energii,o tym kim się chce być.I może mamy teraz rzadki kontakt,zabiegane każda w innym krańcu świata,może kiedyś popełniłam błąd,gdy jeszcze byłaś tu w Polsce,nie w wielkim świecie,przecież byłaś pierwszą na tych studiach,którą poznałam,jeszcze przed ich rozpoczęciem,byłaś pierwszą i pierwszą zostaniesz,ale wierzę,że nic nie dzieję się bez potrzeby i że w jakiś sposób to i tak będzie teraz trwać.To jedno spotkanie i jedna wcześniej rozmowa na skypie uświadomiły mi,jak się stęskniłam.To jedno picie zeszłego roku,rekordowe,14godzin,uświadomiło mi, jak mi odpowiadasz,jak wtedy,na samym początku naszej znajomości,gdy piło się zieloną herbatę i rozmawiało o Małym Księciu.I choć nie będzie to taka znajomość,jaka mogła być,chyba już za późno na tak bliskie bratanie,drogi się rozeszły,to jednak cieszę się,że jesteś,gdzieś tam,w świecie.
***
I Ty,Cat,Ty,miła ma.Pamiętaj,pokochaj sama siebie najpierw.Pamiętaj,jutro Twój wielki dzień.Pamiętaj,myśl,co Ty możesz dać światu i co świat ma już dla Ciebie,zamiast myśleć czego dać Tobie nie może.Pamiętaj,trwaj.

sobota, 16 marca 2013

Tik,tak.

 Och.Za dużo książek pięknych naczytałam się w moim życiu i za bardzo poddałam ich działaniom swoją wyobraźnie i pragnienia.W książkach tych liczył się honor,liczyły się przyjaźnie,liczyła się miłość i rodziny nieraz stawały się takie ciepłe.Mam nadzieję,że jeśli kiedykolwiek będę miała dziecko będzie umysłem ścisłym,czytającym o atomach i kwantach.W ten sposób bardziej doceni to co ma.Nauczy się szacunku.

Tęsknię za ciszą.Tutaj nie ma ciszy.Tam też nie ma ciszy.Marzę o spokoju,świętym spokoju,żeby mi wszyscy dali święty spokój,żeby mieć wreszcie swój skrawek przestrzeni. Żeby nikt nie miał żadnych pretensji,nikt mi o niczym nie marudził,nikt niczego nie oczekiwał. Żebym mogła tam ładować akumulatory i wysypiać się.

Nie mam nigdzie swojej przestrzeni.Nigdzie.Tylko lasy,ale to zupełnie nie moje.Całe życie jestem bez tej słodkiej swobody zamknięcia drzwi i świętego spokoju od wszystkich.Bo nie mam własnego kąta,choćby to miało być dwa na dwa.

I może On rzeczywiście ceni wolność,lepiej niż ja.Umie pozwalać odejść,bez żalu,ponoć.
Mi jest żal.Niejednej znajomości.Nawet te które niby teraz trwają,to już i tak nie to.Bo w tych wszystkich pieprzonych książkach to trwa na śmierć i życie.
Im człowiek starszy,tym bardziej samotny i rozczarowany i zgorzkniały.Choć jest  w jakiś sposób cudownie też,cudowniej z każdym rokiem.
I niby dobrze wiedzieć,że i To się kiedyś tam skończy.Nawet pomyśleć,że przecież to będzie słuszne, bo żeby tak życie całe iść razem to nawet nie pasowalibyśmy. Ale jednak.Nigdy nie lubiłam wchodzić w coś z bliżej określonym końcem.Ach,a przecież i śmierć jest końcem i niejedna życiowa przygoda i przecież nigdy tego nie było wiadomo,ile coś potrwa,choćby się zapewniało.Ale to miło tak,wiedzieć,że ktoś chciałby się z Tobą zestarzeć i będzie oto walczyć. Że ktoś zna nas coraz doskonalej i akceptuje. I pragnie.

Może sama siebie powinnam zaakceptować.Nikt ze mną tyle nie wytrzyma,co ja ze sobą.
Chyba czuję się cholernie samotna od dwóch lat.A może odkąd pamiętam.Tak,właściwie odkąd pamiętam był we mnie zachłanny głód bliskości,zdolność do odtrącania,strach,nadzieja,pragnienie.I marzenie.O takiej przyjaźni,co to rozdzieli śmierć.O takiej miłości również.I o rodzinie,szczęśliwej.Choć z przejściami,bo to tylko Ziemia.

Tik,tak.Mija czas.Mija życie.Jeśli istnieje Bóg,ostro mnie rozliczy.Jeśli nie,może w innym wcieleniu będę szukać dalej. A może po prostu zniknę.Rozpłynę się i stanę materią na powrót,czystą,w naturze.To nawet ładna wizja.Czysta materia,czysta natura.
Smutno mi.Nikt nas nie uczy komunikacji wewnątrzrodzinnej,wewnątrzkochankowej,wewnątrzprzyjacielskiej. Nikt nas nie uczy,jak kochać ludzi,jak tę miłość okazywać.Jak kochać siebie.Jak kochać życie.Jak znosić przeciwności.Ba,nawet jak znaleźć pracę. Tyle CV wysłanych w pustkę,trochę rozmów,po których i tak mnie nie przyjęto i dwie prace, gdzie i tak nie przyjęto mnie na stałą posadę.Czuję się beznadziejna w związku z tym.I to też słyszę,że pracy nie znajdę.

Szukam pracy od dwóch lat.Takiej na stałe.Dwa pieprzone lata.Coś jest ze mną nie tak?Coś nie tak z moim CV?Coś nie tak szukam?Gdyby nie znajomości nie miałabym żadnej z tych lepszych prac dotychczasowych-czyli trzech.

Tak,pan Bóg mnie ponoć skaże.

Psycholog mnie pochwaliła,że najlepsze samodzielne terapeutyczne osiągniecie to moja świadomość iż powinnam pogodzić się z chorobą mojego rodzeństwa.Pani psycholog chyba tylko nie wie,że ja sobie tylko to przypomniałam,odkryłam to może z 10,9lat temu.I co?I nic.

I dziękuję,że jestem i będę do końca czerwca tak zapracowana,że wyłączę myślenie.Potem przyjdzie lato, a potem znów zima i znów będzie to samo. Ciekawe,co by na to powiedziała moja pani psycholog?Ale jej o tym nie powiem.Przecież liczę,że razem z nią osiągnę powrót do sił,do zdrowego umysłu.

Przecież tego chcę.

Ratunku.Tonę.W oceanie własnych łez.







Śmiechu warte

Śmiechu warte.Człowiek ma milion spraw na głowie,a ktoś inny pisze,że ma tyle rzeczy na głowie-i zaczyna to i kończy na uczelni.Jasne,rozumiem pewne kierunki-prawo,medycyna,kierunki artystyczne,architektura.Ale reszta?Też mam dużo na uczelni,w tym większość książek po angielsku. I co? I milion innych spraw na głowie obok tego. I jeszcze znajdę czas,gdy mi zależy na kimś,choć już naprawdę w okrojonej formie.


Ktoś inny ma tę uczelnie i sporadyczną pracę, w której tak naprawdę większość czasu siedzi i czyta książki. I obiadem się przejmować nie musi, bo mamusia zrobi.Ale jest tak zmęczony,wraca i mówi o tym wszystkim wokół i czepia się o nieumyte przez Ciebie naczynia.

No wkurwiają mnie ludzie nieraz takim gadaniem.

I chyba nic więcej z wrażenia nie przychodzi mi do głowy,ile to,że chciałam z siebie wyrzucić to poddenerwowanie.

Ah. I sen miałam.Bo nie będę w tym roku instruktorką teatralną,a chciałabym.Więc śniłam o starym,gigantycznym,zimnym budynku z czerwonej cegły.Trochę jak opuszczony psychiatryk. Śniłam o masie dzieciaków od niemowlaków,które tuliłam, po młodzież,która się nie słuchała. A potem z wychowawczynią jedną spadłam z windą.Udało nam się nic nie zrobić.Na dole był pożar,wybiłyśmy z trudem szybę,uciekłyśmy na podwórko,a tam trzech facetów musiałam zabić,kolejny raz na noże,kolejny raz instynkt przetrwania wygrał.I nie wiedziałyśmy co dalej?Kogo ratować i przed kim?I się obudziłam.Szlag.

piątek, 15 marca 2013

Krótko

Mogłabym napisać wiele,ale za późna pora na to.

Dziś po prostu był ten moment zastanowienia-co ze mną w przyszłości.Pewne plany zawodowe i edukacyjne,związane z tym przeprowadzki to tu,to tam,po skończeniu studiów oczywiście. I to jedno,podstawowe pytanie-kto przy mnie zostanie? Bo ja przecież wyjadę z Pzń.
I pomyślałam,że rzeczywiście przez te lata jedyne stałe osoby to rodzina przecież. Tyle,że oni i tak nie będą tam,gdzie ja.Ja będę sama przemieszczać się.Ale oni gdzieś będą,a to będzie pocieszające.I gdyby też byli tacy ludzie,którzy wsiadaliby w pociągi i jechali do mnie i do których ja bym jechała.Wszystko u mnie jest jakoś związane z konkretnymi latami szkoły, gdy o znajomości idzie.Czasami z konkretnymi wakacjami. A czasami konkretnymi chwilami. Albo konkretnymi działaniami-grupami.I to tyle. Ludzie przypływają i odpływają. Czasami znów się na nich gdzieś trafi. Czasami nawet jest ten kontakt. Czasami nawet po roku,czy dwóch.Ale to już nie to,co kiedyś.Choć owszem,bardzo bym chciała inaczej.Chciałabym jednego mężczyzny i chciałabym  jakiegoś trwałego grona przyjaciół,ale ludzie się mnie nie imają,a może ja się ich nie imam,a może wszystko razem,zależy kto i kiedy..Żeby człowiek miał co,z kim,kiedyś wspominać.Jak Joanna może teraz wspominać z przyjaciółkami dawniejsze dzieje.Dawniej też wspominałam.Bo było z kim i było co.Teraz oczywiście mogę wspominać sama.Ciekawe,że z biegiem lat ukierunkowałąm się bardziej ku przyszłości-w pozytywnym rozpatrywaniu-a w negatywnym ku przeszłości.Wspominam z przeszłości to,co nie wlicza się w kategorię pozytywne.Różne rzeczy.Dlaczego?Nie wiem,tak jakoś.Pora to zmienić.

Dużo,bardzo dużo pracy przede mną.Na szczęście w wakacje odpocznę-tylko pracę muszę na wakacje znaleźć.Dobrze,też pewnie nie odpocznę.Ale czyż nie odpoczywałam dość?Szkoda tylko,że zamiast odpoczywać płakałam i wspominałam to,co niepozytywne.Mam nauczkę.

Skoro potrzebuję sił,potrzebuję też pozytywnych wspomnień.Takie moje postanowienie.Powspominać dobrze te stare dzieje,starych ludzi,a nawet starych mężczyzn. I zapomnieć,co było niepozytywnego lub jest dziś z nami.

I najlepiej to by było niczego nie nazywać.I wtedy po prostu by się żyło z tym wszystkim,co dobre,przemijałoby i to byłoby naturalne.Zresztą,nawet jak się nazwie,nie przetrwa z natury ludzkiej i ziemskiej-nic nie trwa wiecznie.A wszystko co piękne jest-przemija.

Czekam,aż będzie ciepło.Co by już nie chorować.Moje gardło ma się coraz gorzej,a w niedzielę dostanie taki wycisk,że olaboga.

Ach. Dobrze jest i tak.



środa, 27 lutego 2013

Oddech wiosny.

W powietrzu już czuć zapowiedź wiosny.Jest inaczej. Lepiej. Nawet jeśli w mieszkaniu zimno dalej,a drewno ferelne i palić nie można.

Myślę,że każdy po iluś tam latach ma pewne załamania. Może nie każdy,ale większość? Podważa sens wszystkiego co dotychczas,czuje przemęczenie materiału. I tak miałam i ja. Np. taka nauka. Człowiek uczy się już hm...16 lat? To bardzo dużo. I mógł załamać się nagle sensownością tego wszystkiego.Dopóki nie traktujemy tego jako bodziec rozwoju osobistego i uczenia się dla siebie,kiedy patrzymy na to jak na pewien wymóg społeczny i obowiązek wzięty na swoje plecy,jest trudniej.Zaczynam z powrotem kochać moje studia,choć miłość zawsze jest trudna.Bo bezwarunkowa.Wymaga czasami zaciśnięcia zębów.Właśnie teraz je zaciskam,mam naprawdę wiele do nadrobienia.

Co dalej?Ludzie,którymi się człowiek otacza. To bardzo ważne.To oni wpływają na to,czy śmiejemy się,czy też nie.Ostatnio,ostatnie dwa tygodnie, ograniczyłam się do współlokatorek,do towarzyszki mych prób,mego w jakiśm sensie mężczyzny i paru osób obecnych mniej lub bardziej,więcej chyba wirtualnie,niż rzeczywiście,ale jednak.Ostatnio dużo z J. śmiejemy się,przy próbach. Rozmawiamy tak po ludzku,długo,choć zazwyczaj wszystko było w pośpiechu.Ona stwierdziła,że po raz pierwszy naprawdę mnie zobaczyła.Nie na scenie,nie w pośpiechu,nie przy treningu,a mnie,Kaśkę,w takiej kilkugodzinnej rozmowie. Ale obie też mamy swoje rozpieprzone życia i nastroje i musimy to ogarnąć.Przed nią nowa droga,przede mną wkrótce. Sztuka jest jedynym ratunkiem. A póki człowiek jest młody,musi z tego korzystać. Bawić się,podróżować,romansować,tworzyć,tworzyć,działać,tworzyć,chcieć,robić,śmiać się,uśmiechać się,być silnym,być dorosłym wreszcie,czyli stanąć na nogach i wyprostować się w pełni.
Przy M. człowiek normalnieje,ale tylko w ten pozytywny sposób. Bo jest wariacko,ale nie obłąkanie.Wariacko to znaczy szukać nowych wrażeń,perspektyw,traktować siebie trochę jak dwoje dzieciaków, co musi siebie popchnąć na ulicy albo skakać trzymając się za ręce.Nie ma zdania innych.Nie ma wypada,nie wypada.Jest wiosna,już teraz,zaraz.piękny świat,nawet,gdy jest szaro.Bo jest dobrze,obok siebie.
Przy Mdz.człowiek uczy się,że najważniejsze to znaleźć coś,co nas będzie trzymać w dolinach. Można ograniczyć swój świat do świata mieszkań i uczelni,ale umysłowo wędrować bardzo daleko,intelektualnie.I liczyć na przyszłość poza tym małym światkiem. Na wielki świat.I że niesamowicie ważna jest akceptacja tego, że któraś z nas akurat ma dolinę.Że można przesiedzieć razem i nawet nie zaśmiać się,a jednak uśmiechać tak jakoś delikatnie. I mieć rozmowy takie,że człowiek wierzy w sens rozmów. Jakoś siebie rozumieć.Że ta znajomość czasami namacalnie nie istnieje,a istnieje w naszych sercach i myślach.
Przy A. człowiek uczy się, że ważny jest relaks. Trzeba czasami położyć się,czasami posłuchać muzyki relaksacyjnej,czasami zaczerpnąć trochę piękna,bo nasza dusza pragnie piękna.  Trzeba pamiętać o ruchu i o zdrowym jedzeniu. Trzeba pamiętać,że łzy nie zawsze są złe. Trzeba pamiętać,że kobieta pragnie piękna również w sobie. Ostatnio,jak mnie pomalowała,prawie,ale prawie,wzruszyłam się do łez. Spojrzałam w lustro,w moje niesamowicie piękne oczy,rysy twarzy podkreślone i wzruszyłam się. Tego dnia przyciągałam wzrok mężczyzn i kobiet i było w tym coś dobrego.
Przy nowej M.(za dużo osób na literkę M w mym życiu ostatnio:D)człowiek uczy się dobroci,takiej fajności,takiego otwarcia na innych,radości z przebywania z nimi,takiej otwartości na życie.Po prostu obie sobie mówimy,że jesteśmy fajne i jest fajnie.Choć obie teraz walczymy z uczelnią.
Przy P., że ważna jest rodzina. I że każdego może dopaść zimowa depresja,bez względu na rodzaj jego problemów.I że trzeba sobie jakoś pomagać.I szukać nowych smaków.I można pośmiać się na rockowych imprezach,loża szyderców.
F. mimo że nieobecna fizycznie,obecna wirtualnie i myślowo uczy tego hartu ducha. Tej obowiązkowości na uczelni. Tej miłości z W., pielęgnowanej na co dzień.Tego każdy ma swoje życie do przeżycia i nikomu nic do tego i trzeba uwolnić się od tych wszystkich lęków.Tej wiary niemal we wszystko,jak to mówi. Tej otwartości.
V.  obecny niezmiennie od roku i paru miesięcy każdego dnia w mojej głowie uczy smaków życia. Jak jest źle, to choćby jedzeniem można się poratować. Trzeba pytać się,co się chce. Uczy mnie,że wszystko,co teraz robię to moja droga dorastania i droga dochodzenia do siebie. I nieważne co,ktokolwiek sobie o mnie pomyśli.Pytanie,co ja chcę? Szukam odpowiedzi,coraz składniej.I muzyka w tle. I tej otwartości na seks,z Mansonem w tle. Bo Manson jest dla mnie niesamowicie podniecający. Dopiero od roku i trochę.

Tak właściwie prawie cały miniony tydzień spędziłam w mieszkaniu.(Poprzedni w Czarnkowie, to też w mieszkaniu,zresztą,dużo ostatnio spędziłam w mieszkaniu,a ostatnio ciągnie się już i ciągnie)Nie wychodziłam na uczelnię,nie chciano mnie w pracy,ja nie chciałam znajomych. Chodziłam tylko do szpitali.Czułam się już takim hipochondrykiem zbolałym. A teraz odradzam się.Odrodzenie zaczęło się już w sobotę. Najpierw była siłownia z A.,na dworze,a potem bieg.Uwielbiam biegać.A potem ten makijaż. I ta impreza z P. i T.I ta zabawa,ten flirt niewinny. To jest fajne.Smaki życia. Muzyka,delikatne wibracje odpowiedniej dawki alkoholu we krwi,spojrzenia,uśmiechy,taniec wolności,dziki,nieokiełznany.
I chcę być idealistką,owszem,zracjonalizowaną idealistką,jaką byłam dotąd,ale nie tradycjonalistką. Po prostu. Idealizm każe wypełniać zwykłe chwil,szczyptą magii. Idealizm każe sięgać nieba.
Chce dalej pielęgnować swoje marzenia. I żyć, jak żyję.Z drobnymi zmianami. Bo czasami lepiej nie wyjść z domu nigdzie,niż wyjść i się męczyć. Bo czasami lepiej odłożyć życie codzienne na jakiś czas i zawiesić się w zawieszeniu między światami. I jeśli nie mam stałej pracy,to nic. Chcę szukać tego,co da satysfakcję i przyjemność również w swej pracy.I jeśli nie mam stałego związku,a jestem szczęśliwa przy Nim,to po co się martwić?Zwłaszcza, gdy nikt nie pilnuje moich spojrzeń i uśmiechów. A ja lubię i lubić będę do końca mych dni ten flirt. Dlatego ratuje dziś i jutro załamane sercowo koleżanki i wyciągam je ze sobą. Po tę beztroskę spojrzeń i uśmiechów.
Sztuka jest najlepszym lekarstwem.Trzeba działać. Idzie wiosna,a to oznacza wyjścia. Tyle imprez kulturalnych,koncertowych,teatralnych wzywa.Zasiedziałam się,a przecież tylko i wyłącznie to chcę rzec:

Wielkie otrzeźwienie — tak mógłbym nazwać mój
stan, wyzbycie się wszystkich ciężarów, taneczna lekkość, pustka, nieodpowiedzialność,
zniwelowanie różnic, rozluźnienie wszelkich więzów, rozprzęgnięcie się granic. Nic mnie
nie trzyma i nic nie więzi, brak oporu, bezgraniczna swoboda. Dziwny indyferentyzm
z jakim przesuwam się lekko wskroś wszystkich dymensji bytu — powinno to być właściwie
przyjemne — czy ja wiem? Ta bezdenność, ta wszędobylskość, niby to beztroska,
obojętna i lekka — nie chcę się skarżyć. Jest taki zwrot: nie zagrzewać nigdzie miejsca.
Oto jest właśnie: dawno przestałem już zagrzewać miejsce pod sobą./Emeryt

(Bruno Schulz)